Quantcast
Channel: Ewa Szałkowska Blog o pielęgnacji skóry trądzikowej
Viewing all 323 articles
Browse latest View live

Gładka i nawilżona cera | Domowa oczyszczająca pasta migdałowa

$
0
0
Mimo stosowania retinoidów, regularne złuszczanie naskórka w sposób enzymatyczny, ale ostatnimi czasy i mechaniczny, jest zabiegiem pielęgnacyjnym, którego nie omijam w swojej pielęgnacji. Widnieje mylne przekonanie, iż przy stosowaniu nawet agresywnych środków regulujących funkcje skóry nie ma potrzeby dodatkowego złuszczania naskórka. 

Skóra, potraktowana kwaśnym pH, czy też retinoidem normuje się, natomiast niezwykle ważną czynnością i często pomijaną, jest usuwanie martwego, złuszczonego i zalegającego naskórka. Bezpośrednie złuszczanie obłażącej skóry jest fatalnym pomysłem, natomiast umiejętne zastosowanie peelingu (2-3 dni po całkowitym złuszczeniu) przynosi niezwykłe korzyści pod względem oczyszczenia skóry. Martwy naskórek, jak najbardziej może zapychać pory i utrudniać procesy regeneracyjne skóry, a także czerpać substancje aktywne, zawarte w kosmetykach pielęgnacyjnych. Niezwykle ważny jest wybór odpowiedniego preparatu, aby nie podrażniał skóry, a także działał delikatnie, acz skutecznie. 

Moja propozycją, jest niezwykle delikatna pasta migdałowa, którą zrobiłam samodzielnie w domu, kierując się składem produktów tego typu. Mam wiele pomysłów na składniki, a także zwiększenie walorów oczyszczających pasty (dodatek błota termalnego z siarki, węgla aktywnego, olejków eterycznych o działaniu przeciwbakteryjnym i przeciwgrzybiczym), aczkolwiek dzisiaj, zaproponuję produkt, który może z powodzeniem stać się ulubieńcem posiadaczy skóry delikatnej, wrażliwej i nie tolerującej nawet peelingów enzymatycznych.

Pasta migdałowa zawiera drobinki ścierające dlatego nie jest odpowiednia dla osób z aktywnym trądzikiem i stanami ropnymi. 

Wykonanie domowej pasty migdałowej jest bardzo proste i bazuje jedynie na naturalnych składnikach, które są ogólnodostępne. Głównymi składnikami są ziarna, które w zależności od preferencji można zmieniać. Ziaren nie namaczaj uprzednio w wodzie. Pełnią one rolę peelingu, dlatego podczas rozdrabniania, kieruj się wielkością drobinek - im mniejsze, tym Twój kosmetyk będzie delikatniejszy i łatwiej będzie rozprowadzał się po skórze. Bazą pasty, najczęściej są glinki, błota, a także naturalne mączki. W zależności od preferencji, możesz użyć delikatnej mączki owsianej, jaglanej, glinki białej, które sprawdzą się przy skórze wrażliwej. Jeśli zależy Ci jednak na mocniejszym oczyszczeniu, zastosuj błoto termalne z siarką, glinkę zieloną, multani mitti, czy też mączkę ryżową. Niezwykle ważne są także dodatki, swoją pastę, możesz wzbogacać olejkami eterycznymi, składnikami aktywnymi (węgiel aktywny, cynamon, przyprawy korzenne) i ziołami. Właściwości złuszczające, mogą pełnić także rozdrobnione kasze i zioła. 

Niezwykle ważna jest także higieniczność wykonania pasty i narzędzia. Swoją pastę możesz rozdrobnić naturalnie w ceramicznym moździerzu, co jest bardzo czasochłonne, a drobinki będą dość sporych rozmiarów. Swoją pastę, wykonałam za pierwszym razem w maszynce do mielenia mięsa (oczywiście maszynka została przeze mnie porządnie wyszorowana, a następnie zafundowałam jej porządną kąpiel w izopropanolu) , przepuszczając przez maszynkę pastę dwukrotnie. Otrzymałam bardzo dobrej jakości pastę, która nie była ani zbyt miałka, ani też zbyt gruboziarnista. Podchodząc drugi raz do tematu, pastę migdałową wykonałam w moim specjalnym młynku do mielenia kawy i jest to zdecydowanie najszybszy sposób - trzeba jedynie pilnować pasty, kilka razy przesadziłam i dopuściłam, by olej z migdałów zaczął się wytrącać. Jeśli chcesz jeszcze delikatniejszej wersji, trzymaj pastę jeszcze dłużej, wówczas będzie kremowa, a nie sypka, a drobinki będą bardzo drobne. 
Próbowałam kilku wariantów i najbardziej odpowiadają mi migdały i pestki słonecznika. Pasta ma odpowiednią wilgotność, nie jest zbyt kremowa, a drobinki bardzo dobrze złuszczają, nie wysuszając skóry. Bardzo dobrze rozprowadza się po skórze. Proporcje są także niezwykle ważne, aczkolwiek, robię zawsze wszystko na oko, staram się jedynie, by ilość bazy i ilość składników złuszczająca była mniej więcej taka sama, lub nawet, by drobinek było więcej, pasta jest bardziej wilgotna i przyjemniejsza w użyciu. Nie pamiętam także dokładnych ilości pasty, zawsze wychodzi mi jej więcej niż planuję :)

Na jedną porcję glinki białej, daję taką samą porcję mączki owsianej (lub zmielonych płatków owsianych) oraz migdałów. Dwukrotnie mniej, dorzucam pestek słonecznika i szczyptę cynamonu. Jest to domowa wersja pasty migdałowej Make Me Bio. Banalnie prosta w wykonaniu, bardzo tania i niezwykle skuteczna. Jedna z moich ulubionych. W zależności od składników, ważność pasty może być zmienna. Wersja migdałowa posłuży Ci przez 3 miesiące, jeśli nie będzie mieć kontaktu z wodą. Należy przechowywać ją w lodówce.

Użycie pasty jest bardzo proste, wprawdzie, nie zastępuje mi środków myjących, aczkolwiek o poranku, może okazać się wystarczająca, zwłaszcza, gdy nie tolerujesz większości detergentów (naturalnym środkiem myjącym może być dodatek suszonego zioła mydlnicy lekarskiej) Pastę, stosuję jedynie jako delikatny peeling, złuszczanie, w zależności od mocy nacisku, może być delikatne, jak i mocne. Sama wykonuję bardzo delikatne, subtelne ruchy, nie zależy mi na mocnym złuszczeniu, a jedynie delikatnym usunięciu zalegającego naskórka. 

Aby użyć pasty, należy do jednorazowej porcji dodać odrobinę wody, wymieszać. Im więcej wody, tym pasta będzie bardziej płynna i może spływać . Tworzę gęstą, treściwą pastę i zwilżonymi dłońmi, wykonuję delikatny masaż, nie dociskając mocno do skóry, gdyż drobinki mogą ranić skórę, zwłaszcza podrażnioną.

Dzięki delikatnym ruchom, moja cera jest bardzo dobrze oczyszczona, ale nie podrażniona. Co ważne, większość peelingów była dla mnie zdecydowanie zbyt ostra, a żelowa baza podrażniała moją cerę. Pasta nie odwadnia skóry, po większości peelingów mam zawsze uczucie gołej, obdartej i wysuszonej skóry, po paści migdałowej, jest odczuwalnie nawilżona, gładka i miękka.

Pasta migdałowa wkupiła się w  moje łaski, nie tylko dobrymi właściwościami pielęgnacyjnymi. Ma niezwykle przyjemny, korzenny zapach ciasta - połączenie migdałów i cynamonu jest niesamowite. Cynamon, oprócz walorów zapachowych, ma także właściwości rozgrzewające, antybakteryjne i odkażające, nie należy jedynie przesadzać i w mojej mieszance nie przekraczam ilości łyżeczki. 

Pasta oczyszczająca, jest wspaniałą alternatywą drogeryjnych peelingów. Jest odpowiednia dla delikatnej skóry, która bardzo szybko się odwadnia, a większość peelingów jedynie nasila problem odwodnienia. Peeling, dodatkowo nie jest tłusty, choć nawilża skórę i pozostawia ją przyjemnie gładką. Wiele peelingów ma kremową, olejową bazę, której nie znoszę i zamiast oczyszczać - zatykają pory, nie dając wymarzonego efektu świeżości. Pasta, zapewnia mi zarówno czystą cerę, jak i delikatne nawilżenia i nie jest absolutnie obciążająca dla skóry problematycznej. 

Minusem jest jedynie fakt, iż nie nadaje się do pielęgnacji skory z aktywnym, zapalnym trądzikiem. Przy ścierających drobinkach, łatwo uszkodzić zmiany i narazić na infekcje zdrową tkankę. Polecam ją każdej osobie, która nie ma trądzikowych zmian, jest świetna także przy stosowaniu retinoidów i działa łagodniej niż peeling enzymatyczny, jeśli ruchy są wystarczająco delikatne :) 


Pozdrawiam serdecznie,
Ewa

Subtelne podkreślenie z Ecolore | Brązery mineralne. Cocomo No.280, Diani No.284, Balos No.285

$
0
0

Moja przygoda z Ecolore trwa nieprzerywanie od momentu pierwszej aplikacji podkładu mineralnego, który idealnie współpracuje z moją cerą i nadaje mi niezwykle zdrowy, promienny wygląd. Magia ta, trwa po dziś dzień.  Mimo że brązery nie są koniecznością w moim codziennym makijażu i często rezygnuję z ich użycia na rzecz różu,  nie mogę nie docenić użycia kosmetyków brązujacych i przyciemniających w makijażu, zwłaszcza w przypadku pełnego kształtu twarzy.

Dzięki Pani Dorocie, miałam szansę przyjrzeć się nowościom Ecolore trochę bliżej i po kilku tygodniach testów, postanowiłam wyrazić swoją opinię. 

Od kilku lat, prym wiodą kosmetyki mineralne, które mogą być równie trwałe jak tradycyjna kolorówka. Są także coraz chętniej stosowane w makijażu profesjonalnym, ze względu na wysoką pigmentację i bardzo naturalne wykończenie. 

Przyznaję się, iż brązery Ecolore stosowałam częściej na kimś, niż na sobie, przeszły jednak fazy testów bardzo porządnie, konturowanie twarzy jest wciąż na topie, chociaż osobiście nie jestem fanką tak mocnego wyostrzania z natury łagodnych, kobiecych rysów. Niezwykle trudne jest także operowanie tak niebezpiecznym kosmetykiem, jakim jest brązer, bardzo łatwo o komiczny wygląd, czy też zniekształcenie twarzy (co nie zdarza się nawet przy fatalnym nałożeniu różu) Korzenie mojego odwiecznego problemu sięgają jednak głębiej, odkryłam to dosyć niedawno, bacznie obserwując zdjęcia. Kosmetyki brązujące nie wyglądają dobrze na mojej bladej karnacji (podkreślam delikatne rysy twarzy najczęściej różami) i drobnej, szczupłej twarzy. Odkąd poznałam magię różu, rezygnuję z użycia innych produktów na rzecz naturalnego rumieńca,z  którym czuję się najlepiej. 

Brązery nie są jednak czymś zbędnym w moich zbiorach (choć można było odczuć nutkę niechęci) - przy mocniejszym makijażu, czy też związanych włosach, odsłaniającej moją twarz w pełnej okazałości, decyduję się korekcję moich niedoskonałości kosmetykiem konturującym, łagodząc ostrą linie podbródka i wysokie czoło. Brązery jednak znacznie częściej służą mi do ocieplania, z tego względu, iż większość jest dla mnie za ciepła. Temperatura mojej skóry wyłapuje niezwykle szybko i trafnie pomarańczowe tony, dlatego większość produktów tego typu wychodzi na mnie bardzo ciepło i nie nadaje się do korygowania ostrych rysów. Ecolore, niegdyś oferowało jedynie ciepłe, brązowe odcienie ( i jeden, nietypowy, na który zdecydowałam się w pełnowymiarowym opakowaniu, Cocomo), aktualnie, poszerzono ofertę o dwa, nowe, chłodne brązy - Diani, oraz ciemniejszy, bardziej brudny i szary Balos. Brązery Diani i Balos, zostały mi przekazane w ramach zapoznania się z nowościami, nie ma to jednak naturalnie żadnego wpływu na moją opinię końcową. 



Muszę odetchnąć z ulgą, gdyż brązery nie są zbyt suche, dzięki temu nie znikają w ciągu dnia (oprócz jednego delikwenta). Nie wiem jednak, jak jest w pozostałych wariantach kolorystycznych (posiadam jedynie 3 z 6, dostępnych brązerów Ecolore), gdyż mogą się między sobą znacznie różnić (odczuwam pewną zależność w różach, nie tyczy się to wyłącznie Ecolore, ale także Lily Lolo, które są do siebie bardzo podobne pod względem konsystencji). Najbardziej delikatny i miły w dotyku, jest Cocomo, który rozprowadza się najlepiej, choć jest bardzo subtelny i widoczny jedynie na bardzo jasnej karnacji. 

Konsystencja jest przyjemna, najbardziej suchy wśród mojej trójki jest Balos, aczkolwiek nie zmienia to faktu, iż wszystkie są przyjemne mniej, lub bardziej w użyciu. W dużej mierze trwałość jest zależna od podkładu i typu skóry. Bardziej mokry Cocomo świetnie współpracuje z każdym typem kolorówki, dla odmiany Balos, wymaga większej miłości, wyczucia i czasu. Brązery najlepiej nakładać naturalnym, porowatym włosiem kozy, przy wiewórce tracą na pigmentacji, do syntetyków nie chcą równomiernie przywierać i efekt końcowy nie zadowala mnie do końca.

Cocomo No.280, to bardzo rzadki i nietypowy kolor brązera. Ma on jednak swoje bardzo mocne plusy, mianowicie, jest idealny dla bardzo bladej karnacji o wyraźnie chłodnych tonach, bardzo ładnie dopasowuje się i można nim, z powodzeniem zresztą, wykonturować twarz. Na bardziej ciepłej karnacji, może się ocieplać (możliwe wybijające się różowe tony), albo wtapiać, nie dając żadnego efektu. Na mojej skórze, jest niemal niewidoczny, aczkolwiek, wiele razy usłyszałam o 'złapaniu słońca' od osób postronnych, nosząc Ecolore. Efekt ten jest bardzo subtelny i praktycznie niedostrzegalny, jeśli jednak, ktoś komplementuje moją opaleniznę, której nie mam - ma u mnie dużego plusa. :D Świetnie sprawdza się także do subtelnego podkreślenia rysów twarzy.

Ciężko jest mi także określić kolor. To beż, ale nie jest ani zbyt ciepły, ani zbyt chłodny, to bardzo neutralny kolor, ale ma w sobie coś z ciepłej opalenizny, taką, jaką można spotkać na bladej karnacji i doskonale imituje ją, nałożony na skórę. Ma lekko morelowy odcień. Na mojej cerze nie ociepla się, nie jestem przyzwyczajona do aż takiego dopasowania, gdzie wskazanie palcem produktu graniczy z cudem.. ale powoli zaczynam się do niego przekonywać :) Bardzo trudno jest spotkać cokolwiek brązującego w takiej kolorystyce, powiedzmy sobie szczerze, patrząc na Cocomo, od razu przywodzą mi na myśl paskudnie niedobrane kolorystycznie podkłady. Jak widać, pozory mylą, jestem bardzo  pozytywnie zaskoczona. Polecam szczególnie bardzo bladej karnacji, na poziomie zero, najlepiej o chłodnym typie urody lub neutralnym, a nawet ciepłym.

W porównaniu do moich jasnych kosmetyków brązujących, Ecolore, ma niezwykle unikatowy, morelowy odcień i może służy zarówno jako brązer, ale także jako subtelny róż.  Większość jasnych brązerów, ma biszkoptowy, ciepły kolor, który nie współgra z chłodną karnacją o różowych tonach. Porównanie kolorystyczne zobaczysz TUTAJ>

Spośród całej trójki, rozprowadza się najlepiej, jest bardzo dobrze rozdrobniony i dobrze przyczepny do skóry, nie ściera się tak łatwo z dłoni, jak np. Balos. Jest lekko mokry, ma satynowe wykończenie i bardzo ładnie rozświetla skórę, nadając jej promienny wygląd - Diani i Balos to typowe matowe brązery. Ciężko o placki i nierównomierne nałożenie produktu, mimo że jest jasny na tle swoich braci, aplikacja jest bezproblemowa i przebiega bardzo szybko. Nie mam wątpliwości, co do bardzo dobrej jakości Cocomo i szczerze go polecam. Jako jeden z  niewielu brązerów, idealnie dopasowuje się do mojej karnacji i podkreśla to, co chcę podkreślić w delikatny i niewidoczny sposób.

INCI: Mica, Titanium Dioxide, CI 77492, CI 77491, CI  77499 
Koszt 36.90zł/ 4g
 

Diani No.284, to odcień, który znajdzie dużą rzeszę fanek, ze względu na podobieństwo do słynnego brązera The balm Bahama Mama, który według mnie, jest bardzo przereklamowany i nie nakłada się wcale tak równo. Diani, jest odcieniem o pół tonu jaśniejszym i nie zawiera oliwkowych tonów w aż takiej ilości jak Bahama Mama, dzięki temu, nie ociepla się tak, jak słynna mamuśka, aczkolwiek, może posłużyć także do ocieplania twarzy w zależności od cery (na mojej skórze Diani bardzo się ociepla, ale nie wchodzi w  pomarańczowe i miedziane tony jak honolulu Lily lolo, czy Bahama Mama The balm. Porównanie znajdziesz TUTAJ>). Diani, to produkt do konturowania. Jest neutralnym, eleganckim brązem. Bardzo przemyślany i trafny kolor, który sprawdza się nawet na mojej bladej skórze w roli ocieplacza, jeśli jest nałożony oszczędnie.

W porównaniu do słynnej Bahama mama i ostatnio, będącego na topie brązera Lily Lolo Honolulu w formie prasowanej, Diani, jest najbardziej neutralny, ale nie jest on chłodny. Moja skóra nadal wyłapuje cieplejsze tony, dzięki temu, w moim przypadku sprawdza się zarówno do konturowania, jak i ocieplania, choć na karnacjach neutralnych, będzie wyglądał znacznie bardziej chłodno i pozostałabym przy podkreślaniu kości policzkowych.

Diani nakłada się odrobinę gorzej od wspomnianego Cocomo, wymaga zdecydowanie lekkiej ręki ze względu na dużą pigmentację, chociaż całość bardzo łatwo jest rozetrzeć. Proszek jest dobrze przyczepny do skóry i nie blednie w ciągu dnia oraz nie pyli podczas apilkacji. Brązer, jest bardziej suchy od Cocomo, aczkolwiek nadal jego konsystencja jest przyjemna i nie sprawia mi większych problemów. Ładnie dopasowuje się do skóry i pasuje do wielu tonacji, zarówno do neutralnej, jak i ciepłej. Do chłodniejszych typów urody może okazać się zbyt brązowy, aczkolwiek dużo zależy od Twoich preferencji i jasności skóry. Na bardzo bladej cerze może niestety odznaczać się, dlatego należy być oszczędnym w aplikacji, do skóry jasnej i średniej, Diani będzie idealny.

Wykończenie jest typowo matowe, dlatego Diani jest odczuwalnie bardziej suchy. 

INCI: Mica, Titanium Dioxide, CI 77491, CI 77492, CI  77499 
Koszt 36.90zł/ 4g

Balos No.285, to kolor gorzkiej czekolady. Piękny, chłodny brąz, idealny dla opalonej skóry, a także karnacji średniej i ciemnej. Nałożony w małej ilości, sprawdzi się nawet na karnacji średnio jasnej. Jest najchłodniejszy z całej trójki i nałożony umiejętnie, doskonale imituje cień. Nie ociepla się. Dla jasnej karnacji będzie za ciemny,chociaż nakładany, bardzo blednie i traci na pigmentacji.

Balos, to kolor, który sprawia mi najwięcej problemów. Cała trójka jest bardzo dobra jakościowo, ale dostrzegam tę samą zależność jak w przypadku kosmetyków Lily Lolo. Brązer, jest zbyt suchy, przez co znacznie traci na trwałości i nie wygląda tak pięknie, jak bardziej mokry Cocomo, czy Diani. Potrafi blednąć w ciągu dnia, dlatego moim zdaniem nie jest odpowiedni do wykonania okazjonalnego makijażu, który ma przetrwać całą noc. Pigmentacja produktu jest niesamowita i najmocniejsza, aczkolwiek odbija się to negatywnie na walorach użytkowych - kilkukrotnie (mimo lekkiej ręki) zdarzyło mi się rozprowadzić produkt nierównomiernie i nie wynika to z braku umiejętności. Jest także odrobinę gorzej przyczepny do skóry i najlepiej współpracuje z podkładem mineralnym. Podczas nakładania, bardzo traci na pigmentacji i wchłania się w skórę. Minusem jest relatywnie krótka trwałość, produkt bardzo łatwo jest zetrzeć ręką, a nawet pędzlem, muskając policzki różem. Efekt końcowy nie jest satysfakcjonujący i znacznie odbiega od dwóch, wyżej, wspomnianych brązerów. Niezaprzeczalnym plusem kolorówki Ecolore jest ich doskonała absorpcja, dosłownie po kilku minutach Balos widocznie blednie i całość prezentuje się dobrze, choć jest bardziej problematyczny w użyciu niż jego bracia. Żałuję, że zabrakło tej wyczuwalnej i namacalnej wilgotności i doskonałej przyczepności, jak w przypadku Cocomo, prawdopodobnie to wina dużej ilości pigmentu. Ze smutkiem stwierdzam, że nie zrobił na mnie pozytywnego wrażenia, ze względu na zanikającą pigmentację podczas kontaktu ze skórą i raczej krótką trwałość i nierównomierność w nakładaniu, gdyż łatwo o nieestetyczne placki, które ciężko jest rozetrzeć.

INCI: Mica, Titanium Dioxide, CI 77491, CI 77492, CI  77499 
Koszt 36.90zł/ 4g
 
Kosmetyki schodzą z twarzy równomiernie, nie tworząc brzydkich zacieków i plam. Wyglądają  bardzo naturalnie i wtapiają się w skórę, tworząc spójną całość.Nie spływają łatwo pod wpływem wody, aby je dobrze zmyć, należy użyć olejku, to wina bardzo dużej ilości pigmentu :)

Brązery najlepiej współpracują z podkładami mineralnymi, zwłaszcza suchy Balos, na tradycyjnej kolorówce bardzo szybko znika i znacznie gorzej rozprowadza się. Do brązera Cocomo i Diani nie mam żadnych zastrzeżeń, są świetne jakościowo i bardzo dobrze współpracują nie tylko z  moją cerą. Nie mam problemu z używaniem kosmetyków mineralnych na tradycyjnej kolorówce,a  także wykonując okazjonalne makijaże, jeśli produkty są wysokiej jakości i nie sprawiają mi problemów z aplikacją, gdyż nie mam na to zwyczajnie czasu. Brązer Diani i Cocomo mogę więc szczerze polecić, nawet wymagającym :)

Mają lekko wilgotną, przyjemną konsystencję, zwłaszcza Cocomo, który jest niezwykle przyjemny w użyciu. Równomiernie nakładają się i nie sprawiają większych problemów. Nie pylą gdzie popadnie, wszystko można kontrolować. Nie znikają także z twarzy, są dobrze przyczepne do skóry i trwałe. Dobrze współpracują z kolorówką, zarówno tą mineralną, jak i tradycyjną. Jak już wyżej wspomniałam, moje obiekcje tyczą się jedynie Balos, w którym coś nie do końca zagrało. Potrzebuje  znacznie większej ilości czasu i efekt końcowy nie zawsze można przewidzieć, o ile osobiście jestem na to przygotowana, produkt ten muszę wykluczyć z grona moich ulubionych i pewnych produktów.

Produkty brązujące Ecolore mogą posłużyć także jako mineralne cienie do oczu, Diani i Balos, to świetne cienie przejściowe, do zaznaczenia i zdefiniowania powieki. Wielokrotnie używam ich do wykonania lekkiego, dziennego smoky. Na bazie matującej Zoeva wytrzymują cały dzień i świetnie spełniają tę rolę - nie bledną, nie rolują się, doskonale rozcierają. Bardzo polubiłam także cienie do oczu Ecolore, które moim zdaniem, są jedynymi z najprzyjemniejszych jakie można dostać - dosłownie rozcierają się same i w zależności od techniki nakładania - za każdym razem wyglądają inaczej, ale o tym niebawem :)

Brązery umieszczone są w tradycyjnych, już dla Ecolore opakowaniach. Białe wieczka, opakowania skrywające 4g sypkiego pyłku, przesuwająca się i zabezpieczająca sypki proszek bez większych problemów  zasuwka. Jedyny minus opakowań, to ich szybkie brudzenie się, co odczułam zwłaszcza na ciemnych brązerach. Wszystkie z nich są bardzo wydajne, ale najbardziej Cocomo, który towarzyszy mi od prawie roku i mimo początkowej niechęci - aktualnie jest w obiegu bardzo często, gdyż w dyskretny i niezwykle subtelny sposób nadaje mi koloru. Ma najbardziej przyjemną konsystencję, wystarczy minimalna ilość, nie pyli i ciężko jest mi znaleźć choć jedną wadę, która przeważyłaby nad zaletami. Może jedynie jasny odcień, ale tylko ze względu na wyjątkowość i małą grupą docelową, Cocomo będą mogły cieszyć się jedynie bladolice piękności. Bardzo przyjemny jest także Diani, który od początku zauroczył mnie odcieniem, mimo wielu podobieństw-ciężko jest mi znaleźć drugi, taki sam kolor w znanych mi brązerach. Neutralny (ale nie zbyt chłodny, ani zbyt ciepły, idealny na cieplejszych), bez takiej ilości oliwkowych tonów, idealny dla większości do konturowania. Małym wyjątkiem od tej chlubnej rodziny i niezwykle, aż chciałoby się podejrzliwego zachwytu nad marką Ecolore stał się brązer Balos. Gorzki, ponętny odcień czekolady, ale nie rozbudził tak moich emocji podczas pierwszych ruchów pędzlem, nie rozprowadza się równomiernie i tworzy placki, które ciężko jest potem rozetrzeć. Cóż, każdemu zdarzają się małe potknięcia, choć nie uważam, by Balos okazał się strasznym bublem - wymaga po prostu większej uwagi i ilości czasu, grzeszy odczuwalnie krótszą trwałością, nie wywołał również takiego entuzjazmu jak jego rodzeństwo, które grzecznie zajmuje miejsce w moich kosmetycznych zbiorach, mimo że kolor jest bardzo udany i nie ociepla się. Widocznie nie zagrała ilość dużej ilości pigmentu i matowego, suchego wykończenia.

Brązery są niezwykle wydajne, nie zapychają porów i są odpowiednie dla problematycznej cery. Wszystkie brązery nie zawierają widocznych drobinek, Diani i Balos są zdecydowanie bardziej suche i matowe (doskonałe do konturowania), natomiast Cocomo - mokry, wilgotny, co czyni go niezwykle przyjemnym i bezproblemowym w aplikacji. Cena pojedynczego, 4g pudełeczka do koszt 36.90 zł. Kosmetyki Ecolore dostaniesz w sklepie producenta.




Pozdrawiam serdecznie,
Ewa

Retinoidy dla początkujących | Wybór preparatu, częstotliwość stosowania, terapie skojarzone

$
0
0

Kuracje retinoidami to jedne z najskuteczniejszych terapii dla cery trądzikowej. Mimo że nie gardzę naturalnymi zasobami i darami natury, a także znam doskonale właściwości kwasów, jedynie pochodne witaminy A trzymają moją cerę w ryzach. Ze względu na intensywne, drażniące działanie, retinoidy mają wielu zwolenników, ale także nie braknie przeciwników. Ze względu na długi kontakt z retinoidami, dostrzegam różne pozytywne i negatywne aspekty stosowania retinoidów, aczkolwiek zgodnie z głosem osób, cierpiących na ciężki, uporczywy trądzik - potrafią zdziałać wiele, zwłaszcza, gdy jest się w przysłowiowej kropce i żadne środki nie przynoszą satysfakcjonujących efektów. 

Dzisiejszy wpis, jest kontynuacją i wzbogaconą wersją na temat retinoidów, który ukazał się na moim blogu, niemal na początku mojej działalności :) Z racji nowych, dostępnych preparatów, a także większej wiedzy na temat działania poszczególnych substancji aktywnych, postanowiłam zaserwować prawdziwe vademecum dla osób raczkujących w temacie retinoidów, a także tych zagubionych, nadal niepewnych podjęcia swojej decyzji.

Może zacznijmy od początku, dla kogo tak naprawdę są retinoidy? Wbrew opiniom krążącym w internecie, retinoidy są zarejestrowane głównie jako środki w leczeniu trądziku zaskórnikowego.  Nieleczony, zaniedbany trądzik zaskórnikowy może bardzo szybko obrać postać ropną, a nawet cystową, dlatego nie do końca rozumiem bagatelizowanie pierwszego stadium trądziku. Nie rozumiem również ciągłego przestrzegania przed stosowaniem retinoidów, jeśli są ku temu wskazania. Stosowanie odpowiedniego, dopasowanego retinoidu, jest znacznie bezpieczniejsze niż domowe eksperymenty z kwasami. Są retinoidy różnych generacji, a każda substancja ma inne właściwości, dlatego celowe odraczanie retinoidów wydaje mi się zwyczajnie głupie. Nie zamierzam jednak zupełnie oczyszczać retinoidów. Mają minusy, jak każda drażniąca, silne wpływająca na stan skóry substancja. Stosowane nierozsądnie mogą doprowadzić do poparzenia skóry, rozległych podrażnień, mocnego łuszczenia, trwałych blizn, a nawet pęknięcia włókien kolagenowych. Regularne i sumienne stosowanie retinoidów, niestety, ścienia naskórek, wobec czego skóra staje się delikatna, nadreaktywna i nadwrażliwa. Jedna w obliczu posiadania cery trądzikowej, problematycznej, nie oszukujmy się, w większości przypadków są po prostu konieczne.

Oczywiście, możesz mieć inne zdanie i nadal być wrogo nastawionym do stosowania retinoidów, ale to nadal jedne z najlepiej przebadanych substancji. Strasznie denerwuje mnie ocenianie z góry, mając cerę bez problemów, również łatwo by mi było wyzbyć się retinoidów z pielęgnacji. Zdaję sobie doskonale sprawę, iż zmuszanie skóry do ciągłej regeneracji i regularne obdzieranie skóry z naskórka nie ma jedynie plusów, co sama zresztą coraz dotkliwiej odczuwam, ale z pełną odpowiedzialnością za moje słowa stwierdzam, że to retinoidy miały największy, pozytywny wpływ na moją cerę.

Możemy dyskutować o limicie Hayflicka i cyklu komórkowym, ale moim zdaniem nie można porównywać skóry zdrowej,do  tej zmienionej chorobowo. Kiedyś byłam żywnie zainteresowana tym tematem, ale brak badań w kierunku tkanki zmienionej chorobowo pogrzebał już dawno teorię, których jest wiele,a w ostateczności mijają się z rzeczywistą prawdą. W przypadku dermatoz skórnych, niezbędne jest podjęcie leczenia dermatologicznego, nieważne jakie pociąga za sobą skutki. Permanentny, nieleczony stan zapalny skóry, jest równie szkodliwy jak stosowanie zewnętrznie retinoidów. Poza tym, skóra to nadal niedoceniany, największy objętościowo organ ludzki, zauważcie jak wiele czynników endogennych ma wpływ na jej stan i jakość, chociażby co dzieje się z żywą tkanką podczas procesu rozkładu. Jestem daleka od snucia teorii spiskowych, dlatego jestem za stosowaniem retinoidów leczniczo, natomiast odradzam regularne stosowanie retinoidów (nie mam na myśli krótkich peelingów tretinoinowych stosowanych kilka razy w ciągu roku), kiedy nie ma takiej konieczności, dla własnego widzimisię.

To nie jest także tak, że retinoid zmieni Twoje życie i możesz błogo żyć, nie zważając na pielęgnację. Pielęgnacja jest kluczem do utrzymania dobrego stanu skóry, a retinoid reguluje funkcje skóry, które są zakłócone. Sam retinoid nie usunie wyprysków, zaskórników i przebarwień. Nie zgadzam się ogólnie przyjętymi normami, iż pielęgnacja podczas stosowania retinoidów nie sprawia już tylu problemów, a na pewno musi być mocno natłuszczająca,a  cerę należy traktować jak suchą. Skóra potraktowana retinoidem jest szczególnie wymagająca, nadal jest trądzikowa (normuje się po około 4-6 miesiącach kuracji) ale przy tym niezwykle delikatna i odwodniona. Należy pamiętać, że leczenie retinoidami, to leczenie jedynie objawowe, a więc po odłożeniu retinoidu trądzik często nawraca, aczkolwiek w znacznie mniejszym nasileniu.

Tak naprawdę, mamy wiele do wyboru. Retinoidy to pochodne witaminy A, dzięki mnogości substancji aktywnych i preparatom łączonym, możesz uzyskać różny efekt terapeutyczny. Jeśli interesuje Cię zakres działania retinoidów, ewentualne skutki uboczne oraz postawy ich stosowania, zajrzyj TUTAJ> Dlatego postrzeganie retinoidów, tylko przez pryzmat silnego Atredermu jest ograniczone. Tak naprawdę, najważniejszą kwestią jest wybór odpowiedniego preparatu do potrzeb skóry, postaram się dzisiaj pomóc Ci w wyborze,a  także skłonić do refleksji, jeśli nie jesteś zadowolony ze swojej ówczesnej kuracji.

Zanim przejdę do opisu substancji czynnych, chcę zwrócić uwagę, jak ogromne znacznie ma wybór bazy preparatu.  Baza kremowa jest najłagodniejsza, ale często, zawarte w niej emolienty tłuste powodują zmiany naciekowe i zaskórniki u osób podatnych na ich powstawanie. Są zalecane skórze szybko odwadniającej się, suchej i wyjątkowo delikatnej. Baza żelowa wchłania się szybko, nie zostawia tłustego filmu, preparaty żelowe są najczęściej najbardziej wydajne. Żelowa baza pozostawiona jednak na skórze może odwadniać naskórek, dlatego polecana jest osobom z cerą tłustą i podatną na powstawanie zaskórników, gdyż najczęściej ma niski potencjał komedogenny. Baza alkoholowa płynna ma najintensywniejsze działanie i najbardziej drażniące, zalecana jest tym z wysoką tolerancją skórną i dużym progiem wrażliwości.
    Trądzik zapalny
    • Skóra nadwrażliwa, delikatna, z  rumieniem, najlepszym wyborem jest retinoid III generacji, o silnym działaniu przeciwzapalnym - adapalen. Adapalen rzadko wywołuje objawy podrażnienia. Siła działania przeciwzapalnego w porównaniu z tretinoiną jest większa, dodatkowo, adapalen ogranicza wydzielanie łoju poprzez wpływ na sebocyty. Baza adapalenu jest także łagodniejsza i występuje jedynie w formie kremu i żelu. Może być stosowany bez względu na nasłonecznienie (także w porze letniej), ponieważ jest fotostabilny. Nie powoduje widocznego łuszczenia naskórka, jest dosyć łagodny i przez większość pacjentów jest doskonale tolerowany. Co ważne, nie zaostrza zmian ropnych, dlatego jest świetny w przypadku leczenia trądziku zapalnego u osób z  bardzo wrażliwą cerą. 
    Adapalen jako główna substancja czynna występuje zarówno w formie kremu, jak i żelu. Żel, znacznie lepiej wnika w skórę, a wiec retinoid działa intensywniej, aczkolwiek przy dłuższym stosowaniu może odwadniać skórę, dlatego niezbędna jest odpowiednia pielęgnacja z większą ilością emolientów. Krem, jest znacznie bardziej nawilżający i działa okluzyjnie, jednak przy tak delikatnym retinoidzie, baza preparatu może powodować zmiany naciekowe. Baza kremowa jest odpowiednia dla wyjątkowo delikatnej cery, która bardzo szybko się odwadnia, żelowa - dla cery bardziej wymagającej i podatnej na powstawanie zaskórników. Aktualnie w Polsce są dostępne dwa preparaty dostępne wyłącznie z adapalenem, zarówno w formie żelowej, jak i kremowej, mianowicie Acnelec oraz Differin.
    Działania niepożądane. Często: suchość, podrażnienie, pieczenie skóry, rumień. Niezbyt często: kontaktowe zapalenie skóry, wyprysk z podrażnienia, uczucie dyskomfortu skóry, oparzenia słoneczne, świąd, łuszczenie się skóry, trądzik. Ponadto: ból, obrzęk skóry, podrażnienie, rumień, świąd i obrzęk powiek.
    Preparatem łączonym, bardzo popularnym zresztą, jest lek Epiduo.  Epiduo zawiera zarówno delikatny adapalen, jak i nadtlenek benzoilu, który działa silnie antybakteryjnie. Lek jest odpowiedni dla pacjentów z trądzikiem przede wszystkim zapalnym, stosowany zbyt długo, odwadnia naskórek. Podczas stosowania nadtlenku benzoilu, niezbędna jest wysoka ochrona przeciwsłoneczna i włączenie antyoksydantów do pielęgnacji. Więcej o właściwościach i substancjach czynnych dowiesz się TUTAJ>
    • Skóra typowo tłusta, z problemami z rogowaceniem (rogowacenie okołomieszkowe w okolicach twarzy i ciała, szybkie zapychanie porów, nadmierny łojotok) Najlepszym posunięciem jest wybór preparatu, bazującego na tretinonie, w połączeniu z antybiotykiem. Tretinoina to retinoid I generacji o silnym działaniu drażniącym, spośród wszystkich retinoidów, ma ona najsilniejszy wpływ na rogowacenie naskórka, doskonale reguluje procesy keratynizacji naskórka, zapobiega zaczopowaniu ujsć gruczołów łojowych i hamuje nadmierny łojotok. Ze względu na silnie toksyczne działanie tretinoiny (podrażnienia, przegrzewanie skóry, zaczerwienienia, poparzenia) często łączona jest z antybiotykami miejscowymi (w przypadku pojedynczych stanów ropnych, powstających pod wpływem działania retinoidu), ale także w preparatach łączących retinoid z antybiotykiem, dzięki temu lek działa silnie przeciwzapalnie, leczy zmiany zapalne i zapobiega ich powstawaniu.
    Obecnie, na rynku dostępne są dwa preparaty w konfiguracji retinoid+ antybiotyk : klindamycyna + tretinoina (Acnatac) oraz erytromycyna+ tretinoina (Aknemycin Plus). Leki pozwalają korzystać z silnego działania tretinoiny,z  ograniczeniem jej działania toksycznego, staje się ona także odpowiednia do stosowania w przypadku trądziku zapalnego. Wybór preparatu zależy od reakcji na dany antybiotyk,w  przypadku wystąpienia oporności na klindamycynę, należy zastosować preparat oparty na erytromycynie. O antybiotykach stosowanych zewnętrznie na skórę przeczytasz więcej TUTAJ> 
    Po ustąpieniu zmian ropnych, jak najbardziej możliwe jest przerzucenie się na monoterapie retinoidem. 

    Trądzik głównie zaskórnikowy, z pojawiającymi się zmianami ropnymi kwalifikuje się do leczenia retinoidami. Najsilniejszym działaniem przeciwzaskórnikowym charakteryzuje się tretinoina oraz tezaroten. Trądzik zaskórnikowy bardzo łatwo przyjmuje formę zapalną, dlatego w pierwszej fazie kuracji najczęściej zapobiegawczo włącza się preparat z retinoidem, zawierający antybiotyk lub antybiotyk miejscowo. Wybór preparatu zależny jest przede wszystkim od tolerancji retinoidu i stopnia wrażliwości skóry.
    W przypadku cery szczególnie wrażliwej, szczególnie zalecany jest tezaroten. Tezaroten, to retinoid III generacji, nie odbiega on skutecznością tretinoinie, jest jednak znacznie łagodniejszy dla skóry i lepiej tolerowany. Nie powoduje także mocnego łuszczenia. W zależności od stopnia nasilenia zmian, należy dopasować stężenie substancji czynnej. W Polsce dostępny jest jedynie jeden preparat zawierający tezaroten (Zorac) ,w  dwóch stężeniach : 0.05% oraz silniejszy, 0,1%. 
    Działania niepożądane:  Świąd, pieczenie, rumień, podrażnienie, ból i złuszczanie skóry, wysypka, kontaktowe zapalenie skóry, nasilenie objawów łuszczycy, rzadziej wyprysk, zapalenie i suchość skóry. W przypadku przedawkowania może wystąpić znaczne zaczerwienienie, nadmierne złuszczanie skóry i uczucie dyskomfortu. Należy unikać kontaktu z oczami, powiekami i ustami. W przypadku kontaktu z oczami spłukać obficie wodą. Tazaroten przeznaczony jest do stosowania miejscowego. Podanie leku p.o. może wywołać objawy jak po przedawkowaniu wit. A lub innych retinoidów. Leczenie objawowe.

    Jeśli Twoja cera nie reaguje pozytywnie na tezaroten i retinoidy III generacji, a efekty nie są satysfakcjonujące, warto pomyśleć na tretinoiną na bazie kremowej. Baza kremowa znacznie łagodzi działanie tretinoiny, jest odpowiedniejsza dla skóry podatnej na podrażnienia i zaczerwienienia. Krem Locacid (0.05%) jest aktualnie jedyną kremową formą , bazującą jedynie na tretinoinie. 
    Jeśli jednak Twoja cera nie jest szczególnie wrażliwa, a trądzik zaskórnikowy jest szczególnie uporczywy, najlepszym wyborem jest niższe stężenie tretinoiny bazującej na alkoholu i glikolu propyelnowym (Atrederm 0.025%) 
    Działanie niepożądane:  Pamiętaj, że oczekiwane korzyści ze stosowania leku są z reguły większe, niż szkody wynikające z pojawienia się działań niepożądanych. Może wystąpić podrażnienie skóry (rumień, wysuszenie skóry, nadmierne złuszczenie skóry, uczucie pieczenia, kłucia i swędzenia, wysypka, okresowe zmiany w zabarwieniu skóry). Objawy te najczęściej występują na początku leczenia, potem ich intensywność i częstotliwość maleje (z wyjątkiem suchości i łuszczenia się skóry).Rzadko dochodzi do powstawania pęcherzyków i strupów, podrażnienia oczu i obrzęków, a także do alergii kontaktowej. Podczas stosowania preparatu może wystąpić nadwrażliwość na promieniowanie UV.

    Trądzik zaskórnikowy, bez zmian zapalnych
    • Cera tłusta, z bliznami, przebarwieniami, mało wrażliwa może pozwolić sobie na konkretniejsze działanie retinoidów, gdyż  z reguły ma wyższą tolerancję skórną, a także wymaga ciągłego, regularnego złuszczania naskórka,w  celu wyrównania nierównej faktury (według badań, znacznie lepszy efekt terapeutyczny przynosi regularne stosowanie tretinoiny, niż przeprowadzenie peelingów śrendiogłębokich). Tretinoina na alkoholu lub tezaroten stosowane w odpowiednim przedziale czasowym mogą przynieść doskonałe efekty, W przypadku głębokich blizn i przebarwień, poleca się połączenie regularnego stosowania retinoidów z niskimi stężeniami kwasów.
    • Delikatna cera, ulegająca szybko podrażnieniom lub też ze słabym nasileniem trądziku zaskórnikowego, może zdecydować się na kurację opartą na retinoidach III generacji: tezarotenie lub adapalenie w formie żelu lub kremu. Tezaroten jest odpowiedniejszy dla osób z większymi problemami z  rogowaceniem, natomiast adapalen, ze słabo nasilonym trądzikiem zaskórnikowym lub też do podtrzymania efektów kuracji.
    Nadmierny łojotok, z  pojedynczymi zmianami ropnymi. W celu zahamowania nadmiernego łojotoku, walki z  rozszerzonymi porami i pojawiającymi się niedoskonałościami, najskuteczniejsza jak dotąd okazuje się izotretinoina, w przypadku delikatniejszej cery (preparaty z izotretinoiną są również silne i drażniące dla skóry) ze skłonnością do rumienia, warto rozważyć kurację tezarotenem (Zorac)
    Izotretinoina jest retinoidem pierwszej generacji, aczkolwiek ma słabszy potencjał drażniący niż tretinoina, a także działa lepiej w hamowaniu nadmiernego łojotoku. Kuracje izotretinoiną wewnętrznie są polecane nie tylko w przypadku leczenia trądziku cystowego i ropowiczego, ale także nadmiernego łojotoku i łojotokowego zapalenia skóry. Izotretinoina stosowana zewnętrznie hamuje łojotok, zmniejsza ujścia gruczołów łojowych i zapobiega ich rozpulchnieniu oraz hamuje stan zapalny. Na rynku dostępne są dwa preparaty do stosowania izotretinoiny zewętrznie: Isotrex żel (0.05%) oraz Izotziaja (0.05%) żel, nie ma aktualnie dostępnej formuły kremowej z tą substancją czynną. 

    Cera starzejąca się,z  oznakami starzenia, wymagany efekt odnowienia naskórkowego
    Mimo że nie polecam regularnego stosowania retinoidów na skórę starzejącą się, ze względu na mniejsze zdolności regeneracyjne,a  także ubytki kolagenu, w celu rewitalizacji skóry, nie częściej niż raz w miesiącu zalecane są krótkie peelingi tretinoinowe. Tretinona, oprócz właściwości przeciwtrądzikowych, ma największy potencjał stymulacyjny. Częste stosowanie retinoidów  może doprowadzić do szybszego odwadniania się naskórka, blizn i przebarwień, dlatego najbardziej przemawia do mnie forma peelingów, w celu złuszczenia skóry oraz długi okres regeneracyjny.

    Częstotliwość stosowania
    Mimo moich najszczerszych chęci nie potrafię odpowiedzieć na to pytanie. Są osoby, które będą w stanie stosować retinoidy nawet codziennie. Tak naprawdę, najważniejszy jest wybór odpowiedniego preparatu, gdyż retinoid powinien być stosowany regularnie i relatywnie często, by zauważyć efekty. Bezsensowne jest więc rzucanie się na silny preparat, jeśli widocznie Tonie nie służy. Rozsądniej jest pozostać przy delikatniejszej substancji i nie narażać skóry na ciągłe poparzenia. Retinoid, powinien być przede wszystkim dobrze tolerowany przez skórę, nie powinien, nawet stosowany często wywoływać zbyt obszernych skutków ubocznych. Oczywiście, świąd, zaczerwienienie i pieczenie to bardzo częste efekty podczas stosowania retinoidów, aczkolwiek skutki nadal powinny utrzymywać się w normie. Jest niewiele osób, tolerujących doskonale tretinoinę (stąd retinoidy III generacji) dlatego nie powinno być to powodem Twoich frustracji, jeśli jest dla Ciebie zdecydowanie zbyt silna. Na pewne rzeczy nie mamy wpływu, a są nimi przede wszystkim wiek metryczny i wiek skóry,  zdolności regeneracyjne i tolerancja skórna. 
    Ogromne znacznie ma opracowanie własnej częstotliwości stosowania leku, poprzez ciągłą obserwacje skóry. Sama bardzo często zmieniam swoje plany, bazując tylko i wyłącznie na potrzebach mojej cery. Najważniejsze jest nie dopuszczanie do rozległych poparzeń i skutków ubocznych, zdecydowanie lepiej ograniczyć stosowanie retinoidów, gdyż leczenie skutków ubocznych pochłania znacznie więcej czasu i tracisz go na leczenie skutków, których można było uniknąć przez rozsądne dawkowanie leku. 

    Duże znacznie ma także metoda aplikacji, delikatniejsze dla skóry jest nakładanie preparat  opuszkami palców, niż płatkiem kosmetycznym, gdyż działa jak mikropeeling i lepiej penetruje tkankę. 

    Terapie skojarzone
    • Zastosowanie antybiotyków przede wszystkim skraca czas leczenia i ogranicza skutki niepożądane do minimum, dlatego przy ostrych stanach zapalnych bądź skupiskach wykwitów z treścią ropną, antybiotyk ma nieocenione działanie. Jest konieczny, gdy trądzik przybiera formę ropowiczą, gdzie dochodzi do nadkażeń zdrowej skóry. O antybiotykach stosowanych zewnętrznie na skórę przeczytasz więcej TUTAJ>
    • Nadtlenek benzoilu  to powszechnie stosowana substancja w leczeniu trądziku, środki z nadtlenkiem benzoilu są dostępne bez recepty w każdej aptece. Dzięki specyficznemu działaniu działa antybakteryjnie, przeciwzapalnie, przeciwłojotokowo, wysuszająco, przeciwświądowo, keratolitycznie,a  przy tym pobudza ziarnowanie i syntezę kolagenu. Jak wskazuje nazwa, nadtlenek uwalnia wolne rodniki tlenowe zdolne do utleniania białek bakteryjnych, takie działanie stwarza niekorzystne warunki rozwoju dla beztlenowych bakterii, które w głównej mierze przyczyniają się do powstawania stanu zapalnego. Niestety ten mechanizm działania nadtlenku benzoilu sprawia, że staje się prooksydantem i w konsekwencji przyspiesza proces starzenia. Długie stosowanie tego środka sprawia, że nasza skóra starzeje się podobnie, jak podczas nadmiernej ekspozycji na promieniowanie słoneczne.Nadtlenek w terapiach skojarzonych przede wszystkim zabiega występowaniu oporności na antybiotyki,a  także jest środkiem o silnym działaniu przeciwzapalnym i stosowanym miejscowo, wysuszająco na stany ropne. O nadtlenku benzoilu przeczytaj więcej TUTAJ>
    • Kwasy są często stosowane w celu wzmocnienia lub ukierunkowania działania retinoidów. Najodpowiedniejszymi kwasami, działającymi synergistycznie z retinoidami są dwa powszechnie znane kwasy z grup AHA i BHA, kwas mlekowy oraz kwas salicylowy lub ich połączenie. Zarówno kwas mlekowy, jak i salicylowy działają przeciwzaskórnikowo,w  zależności od stężenia i pH mogą powodować większe łuszczenie skóry, działać przeciwzapalnie, przyspieszać walkę z bliznami wklęsłymi. Połączenie kwasów i retinoidów może przynieść świetny efekt leczniczy w przypadku leczenia blizn, jednakże nie jest to odpowiednie połączenie dla cery wrażliwej,a  także trądziku zapalnego.
    • Włączenie witaminy C (nigdy bezpośrednio po zastosowaniu retinoidu) widocznie rozjaśnia skórę i przebarwienia oraz zapobiega hiperpigmentacji.

    Pamiętaj, że na skuteczność kuracji wpływ ma wiele czynników, począwszy od dopasowania preparatu do potrzeb Twojej skóry, skończywszy na systematycznym stosowaniu i dopasowaniu odpowiedniej częstotliwości. Każda kuracja wymaga czasu i cierpliwości, dlatego nie zniechęcaj się początkowym brakiem efektów, zwłaszcza, iz pochodne witaminy A działają długofalowo i często pierwsze efekty widoczne są dopiero po około 6 miesiącach. Każda kuracja zmniejsza ryzyko nawrotu trądziku,a  odpowiednia pielęgnacja pozwoli Ci cieszyć się dobrym stanem skóry. 


    Pozdrawiam,
    Ewa


    Avene Cicalfate Post Acte | Opatrunek dla skóry podrażnionej w lekkim kremie

    $
    0
    0
    Nie jest to moje pierwsze spotkanie z linią Cicalfate Avene. Mimo że kosmetyki apteczne na mojej skórze sprawdzają się średnio, coraz częściej decyduję się na dermokosmetyki, śledząc dokładnie nowości, nowe formuły i nowe zastosowania wód termalnych. Avene i Uriage, to jedne z moich ulubionych aptecznych marek, pewne produkty mają stałe miejsce w mojej pielęgnacji, w tym i tytułowa emulsja Avene Cicalfate Post Acte.

    Wobec emulsji Avene byłam wyjątkowo ostrożna. Mimo że krem już od samego początku sprawdzał się naprawdę dobrze na mojej problematycznej skórze i bardzo zaskoczył mnie pod względem lekkości, coraz lepszy stan cery, wzmógł we mnie wzmożoną ostrożność w doborze pielęgnacji. Aktualnie, jestem w trakcie drugiego opakowania i jestem pewna, iż propozycja Avene zagości już na stałe w mojej kosmetyczce.

    Mój zachwyt nad emulsją Avene zdaje się nie mieć końca - bardzo higieniczny i dopasowany aplikator do tak lekkiej, rzadkiej emulsji, doskonała, lekka konsystencja, szybka wchłanialność, brak obciążenia, niezwykła wydajność i niska cena. Jestem zachwycona tym produktem, choć zdaję sobie sprawę, że każdy ma inną skórę, myślę, że za taką cenę, naprawdę warto spróbować. Wielokrotnie byłam załamana i rozczarowana hitami blogsfery, dlatego wybiję się i wskażę produkt,w  który naprawdę WARTO zainwestować.


    Linia Avene Cicalfate, jest przeznaczona dla skóry szczególnie wrażliwej, delikatnej i podrażnionej. Dermokosmetyki są odpowiednie i zalecane pacjentom po zabiegach dermatologicznych, odznaczają się bezpieczną i delikatną formułą, która nie podrażnia nawet najbardziej wrażliwej skóry, ponadto, regularne stosowanie Cicalfate, przyspiesza procesy regeneracyjne naskórka, zapobiega podrażnieniom oraz co ważne - składniki o działaniu antybakteryjnym oraz wysoka czystość mikrobiologiczna preparatu zapobiegają infekcjom na zdrowej tkance (o co bardzo łatwo podczas silnych kuracji i zabiegów dermatologicznych), a więc nie sprzyjają powstawaniu stanów zapalnych. Produkt w testach komedogenności nie powodował zaskórników, aczkolwiek nie zapewnia to pewności pod tym względem, gdyż każda skóra jest inna. Przyznaję, iż obietnice producenta, oraz krótki, przemyślany skład, skłoniły mnie to zakupu pełnowymiarowego produktu. 

    Gwoli ścisłości, nadal jestem fanką półproduktów, aczkolwiek moja cera z każdą, kolejną kuracją jest coraz bardziej wrażliwa, a skóra uszkodzona, niestety, wymaga specjalistycznej pielęgnacji, gwarantowanej skuteczności i wysokiej czystości mikrobiologicznej. 

    Emulsja ma bardzo leciutką, niezwykle przyjemną i delikatną formułę. Konsystencja przypomina leciutki krem,  po rozsmarowaniu, wchłania się błyskawicznie i nie powoduje uczucia ciężkości na skórze. Nie zauważyłam także, by krem rozpulchniał pory, ani tym bardziej je zapychał. Biała emulsja, o lekko niebieskim zabarwieniu, nie ma żadnego zapachu, dlatego absolutnie nie drażni skóry,podczas rozprowadzania staje się transparentna. Krem, bardzo gładko sunie po skórze i wystarczy niewielka ilość, by wklepać emulsję w skórę. Mimo wszystko, Avene i tak aplikuję na zwilżoną cerę, dzięki temu zużywam jej mniej,a  produkt bardziej ślizga się, lepiej rozprowadzając się. Na sucho, zużywa się go znacznie więcej, aczkolwiek krem, zaaplikowany metodą tradycyjną, znacznie lepiej otula skórę, kojąc i solidnie nawilżając (przez użycie większej ilości). Niezależnie od nałożonej ilości, Avene wchłania się niemal błyskawicznie, nie pozostawiając żadnej tłustej, ohydnej powłoki. Cera, po jego użyciu nie jest matowa, powiedziałabym, że subtelnie nawilżona. Nie wyczuwam żadnego filmu, na skórze bardziej odwodnionej - emulsja może okazać się stanowczo zbyt lekka. Sprawdza się doskonale pod makijaż - jest neutralna dla kosmetyków kolorowych, nie skraca ich trwałości i nie powoduje oksydacji. 

    INCI: AVENE THERMAL SPRING WATER ETHE;HEXYL PALMITATE CETEARYL ALCOHOL THIETHYLHEXANOIN ALUMINUM SUCROSE OCTASULFATE GLYCERIN, CETEARYL GLUCOSIDE DIMETHICONE BENZOIC ACID CAPRYLYL GLYCOL COPPER SULFATE DISODIUM EDTA GLYCERYL STEREATE PEG-100 STEARATE SCIEROTIUM GUM SODIUM HYDROXIDE TOCO-PHERYL ACETATE ZINC SULFATE

    Emulsja Post Acte, jest doskonała dla wrażliwej, mieszanej i tłustej skóry. Jest to produkt dobrze nawilżający, ale zbyt mało treściwy dla partii bardziej przesuszonych, czy odwodnionych, dlatego osoby z cerą bardzo suchą, mogą być zawiedzione, nie jest to produkt przeznaczony dla tego typu skóry. Podczas silnego łuszczenia, Avene odznacza się zbyt słabymi walorami nawilżającymi, aczkolwiek na skórze w normalnych dniach, a także jako codzienna pielęgnacja, sprawdza się wyśmienicie. Bardzo dobrze nawilża cerę podatną na powstawanie zaskórników, delikatnie zmiękcza naskórek i sprawia, że skóra staje się niezwykle miękka i przyjemna w dotyku, przy czym absolutnie jej nie obciąża.

    Błędem, jest wymaganie od Post Acte mocnego nawilżenia, w przypadku agresywnej reakcji na kwasy i retinoidy, lepszym wyborem będzie wersja ciężka, która ma znacznie więcej emolientów w składzie. Avene nie upora się także z mocnym ściągnięciem i przesuszeniem skóry. Post Acte, to bardzo lekki krem, odpowiedni dla skóry ze zmianami trądzikowymi podczas kuracji dermatologicznych, ale także jako codzienna pielęgnacja, gdyż cera trądzikowa, często jest także nadreaktywna, delikatna i również wymaga nawilżenia, ukojenia i łagodzenia podrażnień.

    Emulsja Post Acte Avene, dzięki swojej lekkości, doskonałej wchłanialności i walorom nawilżającym - stała się moim ulubionym kremem na dzień, stosuję ją także wieczorem, gdyż w żadnym wypadku nie obciąża cery. Budząc się o poranku, moja cera wygląda znacznie lepiej, z pewnością nie jest tłusta, pory, są wręcz obkurczone. Dawka nawilżenia Avene, jest dla mnie idealna, co odczuwam w ograniczeniu mojego łojotoku, który jest szczególnie nasilony w początkowym okresie stosowania retinoidów.

    Oprócz nawilżenia, Avene przede wszystkim doskonale koi i łagodzi skórę. Zaczerwienienia są na porządku dziennym podczas stosowania substancji złuszczających i przeciwtrądzikowych, odczuwalne i widoczne gołym okiem działanie emulsji tylko upewnia mnie, iż były to najlepiej wydane pieniądze w ostatnim czasie. Faktycznie, moja skóra podczas stosowania Avene, jest odczuwalnie mniej wrażliwa, jestem w stanie stosować retinoid znacznie częściej. Odkąd stosuję Avene regularnie, dostaję non stop komplementy na temat mojej cery (z czego bardzo się cieszę) i sama widzę, jak z dnia na dzień poprawia się jej stan. Jestem bardzo zadowolona z działania Post Acte Avene, choć spodziewałam się najgorszego, jak widać, niepotrzebnie.


    Są dni, iż emulsję stosuję nawet dwa razy w przeciągu dnia i nie potrafię powiedzieć ani jednego złego słowa na jej temat. Podczas aplikacji na bardzo podrażnioną cerę (podczas łuszczenia), można odczuć jedynie chwilowe pieczenie i swędzenie, dyskomfort zanika po całkowitym rozsmarowaniu produktu i wklepaniu w skórę. Nie potrafię i nie przypominam sobie, by emulsja wyrządziła mi kiedykolwiek krzywdę, dlatego jestem pewna, iż produkt będzie mi towarzyszył aż do znudzenia się. O ile to możliwe, bardzo ciężko jest znaleźć tak lekki i naprawdę przynoszący efekty produkt dla cery problematycznej i wątpię, bym poszukiwała ponownie swojego świętego Graala. 

    Często dostaję od Was pytania na temat Biodermy Tolerance + oraz porównania do Avene. Niestety, nie wiem, czy Bioderma coś zmieniła w formule, czy po prostu zmieniły się potrzeby mojej skóry, ale mój zachwyt, po ponownym podejściu zakończył się porażką. Nie wiem co się stało, ale obecna formuła kompletnie nie współpracuje z moją cerą, nie wchłania się i powoduje podskórne, bolące zmiany naciekowe. Jestem bardzo zawiedziona, gdyż produkt doczekał się mojej pozytywnej opinii,a  najwidoczniej - muszę ją zmienić. Avene, w odróżnieniu od Biodermy, spisuje się na medal - Post Acte stosowałam nieregularnie podczas lata i moje odczucia są identyczne jak obecnie, podczas ciągłego i sumiennego używania emulsji i równoległego retinoidów. Byłam niemal pewna, iż stosowanie Avene tak często przysporzy mi problemów z cerą, na co dzień, raczej unikam takiej dawki nawilżenia - aktualnie, nie wyobrażam sobie wykluczyć emolientów z mojej pielęgnacji. Przez tak długi czas, prawdopodobnie już dawno zauważyłabym jakieś negatywne efekty (zwłaszcza, że moja cera reaguje na negatywne działanie kosmetyków bardzo szybko), a że stan mojej cery tylko się poprawia (po wyłączeniu z  pielęgnacji okropnego serum Orientany)  nie mam wątpliwości, że to póki co, najlepszy krem w mojej kosmetyczce. Tak, zdecydowanie.

    Przede wszystkim Avene nie powoduje pocenia się mojej skóry. Jest wiele kremów, które wydają się lekkie, ale potem coś zaczyna się psuć i moja cera zwyczajnie poci się i dusi pod tłustą warstwą emolientów. Nie ma to miejsca w przypadku Avene, cera jest ukojona, delikatnie nawilżona i gładka. Nie ma tutaj żadnego uczucia lepkości tłustości, żadnego :) Jest to świetny produkt dla cery delikatnie odwodnionej, wymagającej i problematycznej, myślę, że warto spróbować, zwłaszcza, ze cena kremu nie jest specjalnie wygórowana - w internetowych aptekach za Avene Cicalfate Post Acte zapłacisz już 28 złotych.

    Produkt jest hypoalergiczny, co ważne, nie posiada zapachu, nie jest aromatyzowany ani sztucznie perfumowany. Emulsja jest przeznaczona głównie do skóry wrażliwej, podrażnionej i po zabiegach. Mimo,iż na etykiecie figuruje iż jest to emulsja regeneracyjna, jak najbardziej, jest odpowiednia podczas stosowania silnych kwasów i retinoidów. 

    Składnikiem regenerującym jest sukralfat, który w żadnym stopniu nie koliduje ze stosowaniem retinoidów i silnych środków drażniących. Retinoidy, wywołują szybszą regenerację naskórka przez jej uszkodzenie, jeden z kluczowych składników Avene przyspiesza głównie proces gojenia. Sukralfaty, są powszechnie stosowane w przyspieszeniu gojenia ran pooperacyjnych, głównie w leczeniu choroby wrzodowej,a  także operacjach w kanale odbytu. Substancja jest więc niezwykle skuteczna o udowodnionym działaniu leczniczym, ale przy tym delikatna dla skóry, a nawet otwartych ran. Dzięki  kluczowemu składnikowi jakim jest zmikronizowany sukralfat, a  także bezpiecznej, delikatnej formule, emulsja może być z powodzeniem stosowana nawet na uszkodzoną skórę. Nie powoduje podrażnień, zaczerwienień i dyskomfortu.

    Dodatkowo, połączenie siarczanu miedzi i siarczanu cynku, zmniejsza rozwój i namnażanie się bakterii. To bardzo ważne, gdyż na skórze uszkodzonej, bardzo łatwo o nieprzewidziane infekcje, wszak, skóra uszkodzona nie ma tak wysokich możliwości ochronnych przed chorobotwórczymi szczepami, na pozór bezpiecznymi dla zdrowej skóry. W tym przypadku ogromne znaczenie ma dobór odpowiednich substancji leczniczych, ale przede wszystkim przestrzeganie higieny oraz stosowanie pewnych produktów, o wysokiej czystości mikrobiologicznej.

    Po tylu zawodach kosmetycznych, w końcu nie mam poczucia straconych pieniędzy. Avene Cicalfate Post Acte, to zdecydowanie najlepszy, obok wody termalnej Uriage, ogólnodostępny produkt w aptekach. Ze względu na korzystną cenę - myślę, że warto spróbować, zwłaszcza, jeśli załamujesz ręce i praktycznie wszystkie kosmetyki pielęgnacyjne są zbyt drażniące, tłuste i powodują zaskórniki. 

    Przy tylu plusach Avene, muszę jeszcze wspomnieć o wspaniałej wręcz wydajności kosmetyku, choć opakowanie jest nieco mniejsze od standardowej ilości - bowiem zawiera 40ml produktu. Często tak lekka formuła nie idzie w parze z wydajnością, a tutaj, jestem bardzo mile zaskoczona. Ważność po otwarciu to 6 miesięcy. Wąski aplikator zapobiega marnowaniu produktu, wydobywa odpowiednią ilość i pozwala na higieniczna aplikację. Jestem zachwycona i szczerze polecam wciąż zagubionym :) Apteczna pielęgnacja jak najbardziej może być skuteczna i przy tym łagodna dla portfela. 

    Koszt ok.30zł/40ml 

    Wpis nie jest sponsorowany.

    Pozdrawiam serdecznie,
    Ewa


    Orientana | Serum z witaminą C i morwą białą

    $
    0
    0


    Do napisania recenzji serum Orientana z witaminą C i morwą białą podchodziłam już kilka razy. Za każdym razem miotały mną zbyt silne emocje.Mimo że jestem statecznym człowiekiem, bardzo spokojnym, ta niepozorna buteleczka z pipetą doprowadziła mnie do prawdziwej furii, rozgoryczenia, żalu, a nawet płaczu. Już nawet nie wiem na kogo jestem zła.


    Przez długi czas nie wiedziałam co tak naprawdę pogarsza stan mojej cery. Początkowo, winą obarczyłam serum marki Orientana, jednak po jakimś czasie odeszłam od tej myśli, obserwując stan mojej cery po kilku tygodniach stosowania serum. Następnie, myśl powróciła jak bumerang, gdy moja praca nad cerą, zaczęła iść na marne, a zaskórniki na brodzie powróciły, nie wspominając o zapchanych porach na nosie i tuż przy nim. Do pielęgnacji włączyłam nowe produkty pielęgnacyjne, więc tak naprawdę nie wiedząc już co ewidentnie nie służy mojej skórze - zrobiłam ponowne testy, ponownie wykluczyłam nowe produkty i dałam serum ponowną, aż 4 tygodniową próbę. Jak się okazało, moje pierwsze wrażenia okazały się bardzo trafne i powinnam bardziej polegać na własnej intuicji. Dzisiaj, jestem pewna, ze zakup serum był dla mnie stratą pieniędzy i niepotrzebnie przez włączenie nowego produktu zrobiłam krok do tyłu. Jestem zła na siebie, że uległam konsumpcjonizmowi w najlepszej postaci (serum można było zakupić w tańszym, świątecznym zestawienie z okropną maską z luffą azjatycką) i nie licząc straconych pieniędzy, mój stan cery nie jest już tak idealny.

    Nie chciałam pisać tej recenzji pod wpływem emocji, długo powstrzymywałam się, ale czara goryczy musiała w końcu się przelać. Moje pierwsze spotkanie z pielęgnacją twarzy Orientana jest definitywnym końcem mojej przygody, nie mam po prostu cierpliwości i nerwów, by powracać nawet myślą do tych traumatycznych przeżyć dla mojej skóry. Począwszy od strasznej i okropnej maski z luffą azjatycką (maseczka była jednorazowa i to wystarczyło, by wydać mój ostateczny osąd na jej temat), która miała być niezwykle przyjemnym i odprężającym zabiegiem pielęgnacyjnym. To nie czas i miejsce na opiniowanie maski, gdyż użyłam jej tylko raz i nie zamierzam więcej, ale bardzo chciałabym przestrzec przed jej zastosowaniem. Począwszy od ceny, aż po działanie i traumę do końca życia. Nigdy w życiu nie miałam tak okropnej maseczki, siedzenie z nią na skórze było dla mnie nie lada wyczynem, a efekty po wywołały tylko płacz i boleści. Luffa azjatycka zafundowała mi okropne zmiany naciekowe i drobne, ropne krostki, dzięki kuracji retinoidem pozbyłam się ich szybko, ale pozostały niepotrzebne, kolejne blizny. Będę brutalna w swoich słowach, ale to tylko potwierdza, że zdecydowana większość polskich kosmetyków naturalnych jest na jedno i to samo kopyto, co strasznie mnie frustruje. Chciałabym, by w końcu pojawiło się coś nowego, odpowiedniego dla skóry wymagającej. Wiem, że może to być po części krzywdzące dla firm, których nie znam zbyt dobrze, być może dam szansę jeszcze kilku markom, które całkiem dobrze sobie poczynają w kosmetycznym świecie. Może. Na razie nie mam już siły na takie eksperymenty, jestem wkurzona i nie widzę innej możliwości, jak przymusowe przerzucenie się na droższą pielęgnację apteczną i specjalistyczną zagranicznych marek.

    Serum Orientana ma żelową, żółtą, klejącą formułę. Już od początku wiedziałam, że coś mi nie pasuje w tym produkcie. Żel nałożony na suchą skórę, potwornie się lepi, nie wiem, co sobie ktoś o tym myślał, wypuszczając coś takiego na rynek. Nawet pozytywne działanie serum przyćmiewa tak okropna formuła, przez wspomnianą lepkość nałożenie kremu na serum jest niemożliwe - staje się toporny i obciążający. Problem jest także z wykonaniem makijażu - serum ściąga skórę, produkt nie rozprowadza się równomiernie i traci na trwałości. Lepkość redukuje rozcieńczenie serum glikolem propylenowym, pomaga również aplikacja na mokro, ale chyba nie o to chodzi, prawda? Po to są wstępne testy, aby tego uniknąć, ale widocznie ktoś chciał po prostu taniej - łatwiej zażelować maksymalnie serum gumą ksantanową i robić za lep na muchy.

    Tak naprawdę, okropne walory użytkowe są szczytem góry lodowej, bo cała droga dotarcia do serum odsłania mi więcej negatywów z jego stosowania niż pozytywów. Nie mogę zaprzeczyć lekkości serum, ale jest ona tutaj zdecydowanym minusem stosowania serum - mimo że nie pozostawia tłustego filmu, pozostawiona samodzielnie bardzo ściąga skórę i błyskawicznie ją odwadnia. Mimo ze lubię lekkie kosmetyki, ten produkt nie wpisuje się w ten standard. Ponadto, podrażnia lekko skórę i powoduje szczypanie, zapewne to wina witaminy C,  ale i ogólnie rzecz biorąc, całej kompozycji.

    Serum zawiera powyżej 5% czystej wit C przy czym wzmocnione jest innymi naturalnymi składnikami działającymi na przebarwienia - morwą, lukrecją i ekstraktem ze skórki cytryny co podwyższa jej stabilność. Razem składników działających na przebarwienia jest ponad 12%. Nie ma jednak wiadomości dotyczącej co do stabilności serum - biorąc pod uwagę najmniej stabilną formę kwasu askorbinowego, przydatność serum do 6 miesięcy jest aż na wyrost. Zaledwie po 10 tygodniach serum ściemniało, a wiec doszło do rozkładu witaminy C, co definitywnie zakończyło moją przygodę z Orientaną. Producent nie zalecił i nie zamieścił żadnej informacji na temat przechowywania serum w niskiej temperaturze i ochronie przed światłem słonecznym, w takich warunkach prawdopodobnie serum nieprawdopodobnie utraciłoby właściwości znacznie szybciej oczywiście, instynktownie przechowywałam serum w niższej temperaturze. Nie owijałam go żadną folię, nie chcąc przyspieszać rozkładu witaminy C.  Szkoda, że firma nie pomyślała nad stabilniejszą formą witaminy C, praktycznie zerowe efekty z użytkowania serum utwierdziły mnie w fakcie, że warto inwestować w stabilne i pewne kosmetyki. 

    Efekty i odczucia podczas stosowania serum mam różne, stosuję retinoidy, więc takie środki działają na mnie intensywniej.Skłamałabym, mówiąc, iż serum nie zrobiło kompletnie nic z moją cerą - w jakimś stopniu przyczyniło się do lekkiego rozjaśnienia przebarwień, ale efekty są ledwo dostrzegalne gołym okiem, co dziwi mnie w przypadku produktu z witaminą C. Nie zauważyłam złagodzenia rumienia, ani poprawy elastyczności skóry, czy rozjaśnienia cery, jakie następuje przy użyciu nawet niestabilnego serum z witaminą C domowej produkcji na świeżo. Czasami, zastosowane wieczorem, faktycznie, lekko rozpromieniło moją cerę, ale stojąc ponownie przed wyborem, wolałabym jednak zainwestować w Aurigę lub liposomalną witaminę C, gdzie efekty są od razu. Moim zdaniem, to strata czasu i pieniędzy, niestety. 

    Serum nie miało jednak obojętnego wpływu na moją cerę i w przeciągu tych kilku tygodni, pogorszyło jej stan. Zauważam większą ilość zaskórników i zapchane pory, które dotąd były mi obce. Mimo że formuła jest złudnie lekka i z pewnością nie tłusta, obciąża moją cerę. Nie znoszę gliceryny w kosmetykach, w połączeniu z  trójglicerydami (przymrużyłam jednak oko na ich małą ilość, co więcej, producent nie podaje ich zawartości w oficjalnych informacjach, widnieje to JEDYNIE na opakowaniu, co włącza mi jeszcze dodatkowego agresora) mogłam się spodziewać takiego,a  nie innego finału. Nie sądziłam, ze serum, które wysusza, może jeszcze dodatkowo działać komdogennie, a z każdym użyciem powodować nalot pryszczy. Myślę, że słowo pryszcz pasuje tu jak ulał, często określam zmiany ropne ładniejszym terminem, ale moje rozgoryczenie sięga zenitu. No cóż, ten produkt łączy chyba wszystkie negatywne cechy, których unikam w kosmetykach.

    Serum dodatkowo podrażnia delikatną cerę, po części to wina witaminy C, ale przede wszystkim mocnego aromatyzowania kosmetyków. Produkt nie jest odpowiedni dla alergików i delikatnej cery.

    Producent zapewnia jednak,iż serum Orientana jest naturalnym, bogatym eliksirem z wysoką zawartością składników aktywnych. Nie można oczywiście temu zaprzeczyć, ale chciałabym, by taka informacja o składzie procentowym składników aktywnych widniała na etykiecie, jeśli ktoś już się tym przechwala. Nie jesteśmy idiotami i wolałabym jednak mieć pewne i stwierdzone fakty na etykiecie. Nie pogardziłabym także opinią na temat stabilności serum, mogłam się tego spodziewać po zastosowaniu kwasu askorbinowego, ale za taką cenę serum, można było jednak zastosować bardziej stabilną formę witaminy C, niekoniecznie formy lewoskrętnej, ale soli sodowej monofosforanu kwasu askorbinowego, substancji stabilnej chemicznie. Mniej efektywnej, ale jednak stabilnej. Serum nie zawiera PEGów, silikonów, parabenów, glikolu propylenowego, syntetycznych składników i pochodnych ropy naftowej, ale to nie wystarczyło, by było bezpieczne dla mojej problematycznej skóry, gdyż producent nie żałował ani gliceryny, ani trójglicerydów, ani gumy, która w głównej mierze odpowiada za tak lepkowatą postać serum. 

    Serum jest ponoć idealne dla cery z przebarwieniami, naczynkowej, wiotkiej, zmęczonej, bez blasku. Mogłabym bardzo polemizować w tym temacie. Myślę, że moje słowa nie są w stanie zobrazować więcej. Podczas regularnego stosowania serum z Orientany moja cera była wówczas porządnie wysuszona i odwodniona. Nie jest to jedynie wina serum z  witaminą C, gdyż stosowałam retinoid trochę częściej niż aktualnie, aczkolwiek brak efektów pod względem rewitalizacji i rozjaśnienia cery, które są niemal natychmiast po zastosowaniu serum z tą witaminą bardzo mnie zdziwiło. Serum nie robi kompletnie nic pod tym względem. A na pewno nie witamina C, która ustabilizowana jest bardzo efektywna i działa niemal błyskawicznie. Pod koniec stycznia, gdzie do pielęgnacji włączyłam stabilną, olejową witaminę C, cera jak na pstryknięcie palcami, natychmiast rozjaśniła się, poprawiła się elastyczność i jakość skóry, wygląda po prostu młodziej, a na pewno nie na zmęczoną. Moim zdaniem, to wystarczy, by stwierdzić jednogłośnie, że serum Orientana zwyczajnie nie działa. Za tę cenę, wolę kupić tetraizopaltyminian askorbylu lub zaoszczędzić i zainwestować w naprawdę skuteczny produkt.


    Serum jest wydajne, 30ml produkt wystarcza na około 12-16 tygodni codziennego stosowania. Dużo zależy od ilości jakiej użyjesz, u mnie, było to jedno pociągnięcie pipetą. Nie wykorzystałam kosmetyku do końca, ale chyba mnie rozumiecie. Ciemniejsza barwa, utlenionego kwasu askorbinowego zdjęła ten niepotrzebny bagaż wyrzutów sumienia z moich pleców i po prostu pozostała zawartość poszła do odpływu. Zostawiłam sobie jednak buteleczkę z pipetą, jest świetna, bardzo szczelna i nic się z nią nie dzieje, to miła odmiana po psujących się opakowaniach ze stron z  półproduktami.

    To, co od razu rzuciło mi się w oczy, a raczej uderzyło porządnie w nozdrza i spowodowało zawroty głowy, to zapach. Kosmetyki Orientana są bardzo mocno aromatyzowane. Wiele z nich przez to bardzo mnie uczula, mam wrażenie, że ktoś mi wylał flakon swoich ulubionych perfum prosto na twarz. Serum, ma łagodniejszy, ale nadal intensywny, cytrynowy, lekko słodki zapach. Może z tego powodu sięgam chętniej po kosmetyki apteczne. Lubię naturalne produkty, ale raczej pachnące subtelnie, naturalnie, a tutaj, moim zdaniem wyszło za bogato, podobnie jak w tonikach do twarzy, które bardzo lubię, ale taka koncentracja olejków eterycznych wręcz działa toksycznie na moją skórę. Nie dla mnie orientalna pielęgnacja, widocznie jestem zbyt przyziemna i europejska.

    Może chciano dobrze, nie wiem, ale wyszło słabo. Takie jest moje zdanie. Cena, jest kwestią dyskusyjną. Dla innych jest wysoka, dla drugich - do przełknięcia. Biorąc pod uwagę mnogość składników - lukrecja gładka, morwa biała, aloes, ekstrakt ze skórki cytryny, modrak morski, dzika róża , olej jojoba, serum zapowiadało się naprawdę ciekawie. Szkoda, ze zastosowano tak niestabilną formę kapryśnej witaminy C, a kompozycję niepotrzebnie tak zażelowano. Z pewnością dodatek gumy ksantanowej zwiększył wydajność serum.. ale jednak lepszym pomysłem byłoby serum wodne.

    I tak oto pozytywnym akcentem zakończam temat serum, kremów i nieprzewidzianych zakupów, będę rozsądniejsza, obiecuję ;) Muszę wyzbyć się resztek mojej miłości do pielęgnacji i podchodzić kalkulacyjnie do tematu :) Od pewnego czasu kuszą mnie kosmetyki Phenome, układam nową pielęgnację po odłożeniu retinoidów, jeśli macie z nimi styczność, to koniecznie dajcie znać jak się sprawdzają. warto, czy nie warto? Przyznam, że kilka produktów mnie zainteresowało, ale nie wiem czy warto, impreza z Phenome trochę kosztuje i olałabym uniknąć wylewania krokodylich łez :)

    INCI: Aqua, Ascorbic Acid (wit C), Aloe Vera Callus Extract, Morus Alba Leaf Extract, Glycyrrhiza Glabra Root Extract Glycerin, Citrus Medica Limonium Peel Extract, Sodium PCA, Aquaxyl, Blue Seakale S.C. (Caprylic/Capric Triglyceride and Crambe Martima Leaf Extract), Xanthan gum, Rosa Indica Flower Extract, Simmondsia Chinensis Seed Oil, Tocopherol, Undecylenoyl Phenylalanine, Polysorbate 20, Citric Acid, Benzyl Alcohol, Sodium Benzoate, Potassium Sorbate.

    Koszt 30ml/ 50 zł

    Wpis nie jest sponsorowany. 


    Pozdrawiam,
    Ewa

    Ekstrakty liposomalne zróbsobiekrem | Przeciwtrądzikowy, antyhistaminowy, nawilżający oraz na rozszerzone i pękające naczynia krwionośne

    $
    0
    0

    Bardzo lubię ekstrakty liposomalne oraz ogółem - substancje aktywne umieszczone w liposomach. Dzięki lipidowej formie i zgodności z ludzkim naskórkiem, formy liposomalne bardzo dobrze wnikają w naskórek, są świetnymi nośnikami substancji aktywnych, doskonałym rozwiązaniem dla niestabilnych związków oraz co najważniejsze - są świetnie tolerowane, nie mają drażniącego wpływu na skórę przez malutkie cząsteczki i mogą być z powodzeniem stosowane nawet w pielęgnacji skóry nadreaktywnej i nadwrażliwej. Poza tym, nie są problematycznymi składnikami i można zastosować je z powodzeniem w wielu formułach pielęgnacyjnych - nie są jedynie zgodne z wyrobami detergentowymi i alkoholowymi oraz wymagają lekko kwaśnego pH w kierunku neutralnego, co sprawia, że ich zakres użycia sprawdza się w formułach delikatnych i dobrze tolerowanych dla ludzkiego naskórka.

    Technologia liposomalna to doskonałe rozwiązanie dla szczególnie problematycznych składników - witaminy C, kwasu azelainowego, salicylowego, czy LHA, ale także dla naturalnych ekstraktów. Często, spotykam się ze stwierdzeniem, iż kosmetyki naturalne nie działają, albo potrzebują znacznie więcej czasu, co nie jest prawdą - wymagają skutecznej i opracowanej formuły, a że na ogół kosmetyki z ich użyciem, są w większości kosmetykami naturalnymi i organicznymi, często formuła preparatu nie jest aż tak dopracowana pod tym względem i często, niestety, jest zbyt tłusta i ciężka, nie dając pola do popisu naturalnym składnikom - dlatego nie lubię zbytnio naturalnych kosmetyków pielęgnacyjnych, gdyż działają głównie okluzyjnie.

    Liposomy oprócz szeregu swoich zalet, są świetnymi związkami nawilżającymi i zmiękczającymi naskórek, nie powinny działać komedogennie, aczkolwiek wszystko zależy od formuły lipsoomanlnej i jakości surowców (póki co, najbardziej polubiłam liposomy ze strony naturalissa) . Użycie liposomów pozwala na niższe stężenie substancji aktywnych, dlatego w tym roku, zamierzam szerzej uśmiechnąć się do oferty marki Sesderma :)

    Niestety, oleje i emolienty tłuste nie są dobrymi przewodnikami substancji aktywnych, samo użycie naparu czy hydrolatu też zbyt wiele nie zmienia, prawdziwe działanie ziół odczułam wówczas, gdy do mojej pielęgnacji włączyłam stabilne liposomy. Większość sypkich ekstraktów nie rozpuszcza się dobrze w wodzie, sprawia ogólne problemy i nie działa tak, jak trzeba. Od kilku miesięcy, dałam sobie na cel przetestowanie dostępnych związków liposomalnych, w dzisiejszym poście przedstawię ziołową czwórkę ze strony zróbsobiekrem - które są przeznaczone dla skóry ze szczególnymi problemami - trądzikowymi, alergicznymi, borykających się z nadmierną suchością naskórka i rozszerzonymi naczynkami. Wpis nie jest sponsorowany.

    Ocenienie działania poszczególnych składników nie należy do rzeczy prostych, zwłaszcza, gdy pielęgnacja obfituje w wiele związków, które działają w podobnym kierunku. Mimo szybkiego działania liposomów, potrzebowałam dużo czasu, by ocenić ich faktyczne działanie na skórę. Muszę powiedzieć, że z liposomow zróbsbiekrem, jestem zadowolona średnio. Są widoczne efekty, aczkolwiek nie lubię do końca fomuły liposomalnej w tym wydaniu - o ile nie są bardzo klejące, to pozostawiają nieprzyjemny film na skórze podczas zastosowania ich w większym stężeniu w formułach wodnych (toniki, mgiełki nawilżające) oraz w moim przypadku - powodowały niewielkie, ropne krostki przy dłuższym stosowaniu. Nie przyczyniły się do powstania zaskórników,ale nie usatysfakcjonowały mnie pod względem nawilżenia i zmiękczenia naskórka, choć znalazły u mnie zastosowanie w domowych maskach i okładach. 

    Liposomy zróbsobiekrem są wodne, mało treściwe, ze względu na wysoką zawartość ekstraktów roślinnych, mają ciemne zabarwienie, które różni się w zależności od użytych ziół - najciemniejszą barwę ma  ekstrakt dla cery naczynkowej, ze względu na użyte zioła i ich wysoką zwartość naturalnych garbników. Liposomy z naturalissa są bardziej odżywcze i treściwe, dlatego lepiej sprawdzają się użyte w domowych mgiełkach nawilżajacych i stosowane samodzielnie, te, prosto ze strony zróbsobiekrem polubiłam bardziej w domowych tonikach, ale przede wszystkim, w maskach oczyszczajacych. Ekstrakty mają delikatny, ledwie wyczulany ziołowy zapach. Ze względu na zawartość ziół - możliwe jest wytrącanie się specyficznego osadu.

    Ekstrakt przeciwtrądzikowy
    Z którego jestem bardzo zadowolona. Ekstrakt zawiera wyciągi roślinne i naturalne, które nie tylko ograniczają ilość stanów zapalnych, ale przyspieszają gojenie oraz likwidują nadmierny łojotok (wierzba biała, nagietek lekarski, fiołek trójbarwny, lukrecja gładka, drożdże piekarnicze) oraz dodatkowo pirolidykarboksylan cynku  i pirolidykarboksylan miedzi, zapobiegające nadmiernej poliferacji (zapobiegają namnażaniu się bakterii, bez uszkadzania naturalnej bariery ochronnej)

    Nie jest to ekstrakt, który polecę skórze wyjątkowo tłustej, gdyż nie hamuje odczuwalnie łojotoku (zdecydowanie bardziej polecam kompleks dla cery tłustej naturalissa) , a jedynie podczas dłuższego stosowania, ogranicza jego ilość, dzięki regulującemu działaniu składników aktywnych. Ekstrakt ten, znalazł u mnie inne zastosowanie. 

    Pojęcie przeciwtrądzikowy można rozumieć na wiele sposobów, tak naprawdę producent nie określił, czego mogłabym wymagać i spodziewać się przy regularnym stosowaniu ekstraktu (działanie przeciwtrądzikowe może sprawdzać się do silnego działania antybakteryjnego, zwężenia porów i graniczenia łojotoku, czy substancji zapobiegającym nadmiernemu rogowaceniu). Testując owy surowiec, byłam nastawiona bardzo sceptycznie, gdyż w mojej pielęgnacji nie brakuje środków o takim działaniu. Muszę przyznać, że zaskoczył mnie bardzo pozytywnie i odczuwalnie, podczas dłuższego stosowania, wpłynął na stopień oczyszczenia mojej cery - pozostawiał uczucie bardzo przyjemnie oczyszczonej skóry, delikatnie zwęził pory oraz zmniejszył skłonności do nadmiernego przetłuszczania (choć nie mam z tym aż tak dużego problemu) Przede wszystkim jednak, poprawił stan mojej cery, nie wyobrażam sobie aktualnie pominąć kilku kropel liposomu do mojej maski oczyszczającej - pozostawia niezwykłe uczucie domknięcia porów, nie rozpulchnia ich i delikatnie, aczkolwiek odczuwalnie nawilża. Nie jestem w stanie uwierzyć , by samodzielnie wyleczył trądzik, aczkolwiek to świetny składnik wspomagający kurację i pozwalający widocznie poprawić stan cery.

    Nie jestem w stanie stwierdzić, czy przyspiesza proces gojenia, ale widocznie poprawia stan skóry, choć początkowo, nie dostrzegałam (a może nie chciałam?:)) żadnych efektów. Po przebudzeniu, moja cera wygląda znacznie lepiej, choć sam w sobie nie usunie problemu trądziku, sprawdza się w terapii wspomagającej. Widocznie obkurcza naczynka krwionośne, efekt ten, jest widoczny nie bezpośrednio po użyciu, zdecydowanie rozkłada się w czasie. Liposom przeciwtrądzikowy nie podrażnił mojej cery, nie spowodował szczypania, co zdarzyło się już kilkakrotnie przy użyciu innych liposomów. Bardzo dobrze łagodzi nadmierny świąd skóry, co jest na porządku dziennym przy stosowaniu retinoidów. 

    INCI:Aqua, Herb extracts: Glycyrrhiza Glabra, Calendula Officinalis, Viola Tricolor, Salix Alba; Propylene glycol, Lecithin, D-panthenol, Trilaureth-4-phosphate, Sorbitol, Citric Acid,  Saccharomyces Cerevisiale, Zinc PCA, Copper PCA,  konserwant  - Phenoxyethanol, Ethylhexylglycerin

    Koszt 8.60zł/15ml

    Ekstrakt antyhistaminowy
    Z którego początkowo byłam niezmiernie zadowolona, ale zauważyłam, że sprawdza się jedynie w pewnych okolicznościach. Liposom antyhistaminowy to kompleks związków aktywnych, które mają zapobiegać nadmiernym podrażnieniom, łagodzić stan zapalne, ułatwiać gojenie i przygaszać rumień. Producent zaleca środek przy pojawiających się alergiach skórnych i ogólnych podrażnieniach.

    Podrażniona, nadreaktywna skóra towarzyszy mi już od kilku lat, dlatego mogłam bardzo szybko sprawdzić działanie ekstraktu antyhistaminowego. Spośród tej czwórki, przyniósł mi zdecydowanie najszybsze efekty, być może to skłoniło mnie do wstępnej analizy i stwierdzenia, iż ten produkt jest z nich najlepszy.  W skład kompozycji wchodzi dymnica pospolita, diabelski szpon, przytulia czepna, miodla indyjska, arnika górska, len zwyczajny oraz lukrecja gładka. Dodatkowo, w składzie liposomu jest palmitynian tetrapeptydu o działaniu silnie łagodzącym i  przeciwstarzeniowym. Produkt nie jest odpowiedni dla uczulonych na rośliny astrowate.

    Ekstrakt nie gasi rumienia, aczkolwiek widocznie poprawia elastyczność i stopień nawilżenia, sprawdza się zacznie lepiej od ekstrakt nawilżający.  Nie powoduje swędzenia, aczkolwiek po jego użyciu nie czuję ulgi i mocnego ukojenia, a zapewnia to nawet zwykły hydrolat lipowy i beta-glukan. Usuwa jednak bardzo nieprzyjemne uczucie ściągnięcia i rozgrzania skóry, ale w sposób bardzo delikatny, który rozciąga się w czasie. 

    Likwiduje znakomicie suchą łuskę i zmiany na podłożu alergicznym - niestety, zmiany atopowe pojawiają się u mnie okresowo, w spadkach odporności na moich kolanach i łokciach oraz za uszami i to jeden z niewielu środków, który przyspiesza proces zaniku zmian. Ekstrakt antyhistaminowy jest znakomity w silnych egzemach skórnych, zwłaszcza związanych z odwodnieniem naskórka i zmianami atopowymi, nie jestem zadowolona z jego działania podczas ogólnego dobrego stanu skóry, gdyż nie przynosi widocznych efektów,a  jest przyczyną małych, ropnych krostek. Podczas regularnego stosowania nie dostrzegłam ogólnego działania przeciwzapalnego ukierunkowanego na zmiany nie alergiczne, ale nie potrafię odmówić mu naprawdę dobrych właściwości nawilżających. 

    Osoby ze względnie ładną cerą, czy z minimalnymi problemami skórnymi prawdopodobnie nie odczują działania ekstraktu, mogę go jednak polecić osobom borykającym się ze zmianami atopowymi bądź podczas poparzenia chemicznego - mimo że nie przynosi natychmiastowej ulgi (jak woda termalna), widocznie poprawia elastyczność naskórka i skraca czas leczenia. 

    INCI: Aqua, Herb extracts: Fumaria Officinalis, Harpagophytum Procumbens, Galium Aparine, Azadirachta Indica, Arnica Montana, Glycyrrhiza Glabra, Linum Usitatissimum; Propylene Glycol, Lecithin, D-panthenol, Sorbitol, Glucose, Trilaureth-4-phosphate, Citric Acid, Lipotetrapeptide - Palmitoyl TetrapeptidePhenoxyethanol, Ethylhexylgycerin

    Koszt 8.90zł/15ml

    Ekstrakt nawilżający
    Z którego jestem najmniej zadowolona i ciężko jest mi pisać o efektach, gdyż zwyczajnie ich nie widzę.  Od ekstraktu wymagałam dobrych właściwości nawilżających, tj. poprawy elastyczności skóry oraz odczuwalnego zmiękczenia naskórka. Kompleks zawiera wyciągi ziołowe z aralii bezbronnej, lnu zwyczajnego oraz nasturcji większej. Dodatkowo, zawiera czynniki nawilżające - glukozę, wygładzające proteiny jedwabiu, hialuronian sodu oraz pirolidykarboksylan magnezu. 

    Tak naprawdę, ten ekstrakt nic nie robi, zaniepokoiło mnie jedynie, że odczuwalnie i widocznie rozpulchnia pory. Pozostawia wyczuwalny, lekko lepiący się film. Być może na suchej skórze spisze się lepiej, ale na odwodnionej, ze skłonnościami do trądziku, nie przynosi żadnych pozytywnych efektów, a należy pamiętać, ze odpowiednia dawka nawilżenia, to podstawa w codziennej pielęgnacji każdego typu i rodzaju skóry. Zapowiadał się obiecująco, ale znacznie lepiej zainwestować w nawilżacz cukrowy.

    Nie usuwa suchych skórek, nie zmiękcza naskórka, nie zmniejsza skłonności do odwodnienia, nie robi kompletnie nic w kierunku nawilżenia. Z moją cerą, ekstrakt nawilżający nie współpracuje, dlatego zużyłam go w większości na moją skórę ciała, gdzie również nie przyniósł oczekiwanych efektów. 

    INCI: Aqua, Herb extracts: Aralia Nudicaulis, Linum Usitatissimum, Tropaeolum Majus; Propylene Glycol, Lecithin, D-panthenol, Sorbitol, Glucose, Silkaminoacids, Trilaureth-4-phosphate, Citric acid, Sodium Hyaluronate, Phenoxyethanol, Magnesium PCA,  Ethylhexylglycerin

    Koszt 7.90zł/15ml

    Ekstrakt do cery naczynkowej na rozszerzone i pękające naczynia krwionośne
    Który jest ciekawą propozycją, ale nie najlepszą.  Moim zdaniem, jak dotąd, najlepszym liposomem do typowej cery naczynkowej jest kompleks naturalissa, gdyż nie podrażnia i daje bardzo szybkie i widoczne gołym okiem efekty. W skład liposomu wchodzi kasztanowiec zwyczajny, oczar wilgilijski, arnika górska, kwas askorbinowy oraz rutyna. 

    Ekstrakt dobrze gasi rumień i wpływa pozytywnie na kondycję naczynek krwionośnych, aczkolwiek jest mniej skuteczny i potrzebuje znacznie więcej czasu. Podczas regularnego stosowania, poprawił stan mojej skóry, nie tylko na twarzy, ale dekolcie i nogach. 

    Podczas stosowania nie zauważyłam zbyt wielu skutków ubocznych, oprócz podrażnienia i pieczenia, które następuje podczas aplikacji ekstraktu i rozciąga się w przeciągu godziny na skórze delikatnej i podrażnionej (w przypadku odporniej skóry, powoduje jedynie delikatne podszczypywanie podczas aplikacji) Ze względu na drażniące działanie, nie jestem w stanie stosować liposomu podczas kuracji retinoidami, a  zwłaszcza podczas podrażnienia, gdy najbardziej zależy mi na obkurczeniu naczynek, a ekstrakt tylko jeszcze bardziej go nasila. Nie byłabym jednak szczera, gdybym pominęła najważniejszy fakt - liposom działa, ale po pewnym czasie, bezpośrednio po aplikacji raczej uwidacznia naczynka. Podczas regularnego stosowania zmniejszył moją tendencję do rumienia. 

    Liposom znam już od bardzo dawna i bardzo lubię go w okresach odstępstwa od retinoidów. Widocznie rozjaśnia moją cerę, poprawia jej stan i pozytywnie obkurcza pory :) Nie poleciłabym go osobom z typową cerą naczynkową, która jest bardzo delikatna i zazwyczaj sucha, ale osobom z tłustą cerą, gdy problemy naczynkowe pojawiają się podczas silnego stresu, kuracji. Moim zdaniem, to świetny ekstrakt dla skóry problematycznej z trądzikiem, a nie dla tej typowo naczynkowej.

    INCI: Aqua, Herb extracts: Aesculus Hippocastanum, Hamamelis Virginiana, Arnica Montana; Propylene Glycol, Lecithin, D-panthenol, Trilaureth-4-phosphate, Sorbitol, Citric Acid, Phenoxyethanol, Ascorbic Acid, Rutin, Ethylhexylglycerin .

    Koszt 7.20zł/15ml

    Ekstrakty liposomalne goszczą w mojej pielęgnacji od dawna - jedne są mniej, drugie bardziej skuteczne. Nie mają leczniczego działania, aczkolwiek są świetnym dodatkiem do pielęgnacji. Niezwykle ważne jest, aby liposomów nigdy nie umieszczać w czystym oleju, gdyż w ten sposób zostają rozbite cząsteczki liposomalne, należy dodawać je zawsze do fazy wodnej bądź podczas emulgowania bazy. 

    Liposomy nie są drogie, a widocznie i odczuwalnie mogą poprawić stan Twojej skóry. Surowce oferowane przez zróbsobiekrem moim zdaniem są średniej i niskiej jakości, mają duży potencjał drażniący, ekstrakty często tworzą osad, ich działanie bardzo rozkłada się w czasie, a powinno być niemal natychmiastowe. Jestem zadowolona średnio z zakupów, choć jedynie jeden półprodukt okazał się stratą pieniędzy i mojego czasu.

    W najbliższym czasie planuję porównanie liposomów ze strony naturalissa. 


    Pozdrawiam serdecznie,
    Ewa

    Cera tłusta, zmęczona, poszarzała, obciążona nadmierem olejów i emolientów | Zbalansowana pielęgnacja z ograniczeniem emolientów do minimum

    $
    0
    0

    Tłusta, szara, zmęczona, z rozszerzonymi porami. Prawda, że ten scenariusz brzmi bardzo znajomo? Kto choć raz nie okazał się ofiarą naturalnej pielęgnacji, wyrzucił kompletnie nietrafiony krem, zakończył zgubną znajomość z niedobranym do potrzeb olejem?

    W dobie naturalnych, odżywczych kosmetyków, a także wzrostu świadomości konsumenckiej, zjawisko przeciążenia skóry jest czymś bardzo częstym. Często nieświadomie i bardzo roztropliwie dobieramy pielęgnację, nie zwracamy większej uwagi na codzienny rytuał,a  po pewnym czasie budzisz się z wysypem niedoskonałości i zaczynasz głowić się,  jak to? Regularne stosowanie nierozcieńczonych olejów, może prowadzić nie tylko do nagłego wysypu zmian trądzikowych, ale ogólnego obciążenia skóry - zaskórników, rozpulchnionych, poszerzonych porów, czy nieświeżego wyglądu cery. Muszę z żalem stwierdzić, że mimo wielu plusów naturalnych kosmetyków, znacznie trudniej jest je dobrać do typu i rodzaju skóry, gdyż w zdecydowanej większości bardziej szkodzą, niż pomagają skórze wymagającej. I nie chodzi tu o moje osobiste niesnaski i nieprzyjemności podczas stosowania większości naturalnych, organicznych kosmetyków, ale raczej o tendencje i bardzo ograniczone formuły, które są bardzo oleiste i zwyczajnie za ciężkie dla skóry wymagającej, potrzebującej mniejszej dawki nawilżenia. Wiem także, że wielu z  Was ma podobny problem i czasami bardzo ciężko jest od razu wskazać produkt, który wyrządził krzywdę skórze, a jeszcze gorzej - wyleczyć takie zmiany. Pół biedy, jeśli wysyp wystąpi szybko, wówczas sytuację można bardzo szybko ogarnąć i dzięki kilku produktom, bardzo łatwo można poskromić kontrolowane pogorszenie stanu cery. Najbardziej szkodliwe są kosmetyki, których niesprzyjające działanie przeciąga się w czasie, leczenie trwa tygodniami i bardzo trudno jest doprowadzić skórę do normalności, czego sama w najbliższym czasie doświadczyłam po pielęgnacji Orientana.

    Przede wszystkim należy definitywnie zakończyć bliską znajomość z olejami i tłustymi emolientami. Nie jest prawdą, iż krem na zimę musi być tłusty, a lekkie mleczka, delikatne emulsje, czy żelowe konsystencje tylko odwadniają naskórek. Coraz więcej osób skarży się na problemy z  cerą i uwierz mi, bardzo trudno jest znaleźć naturalne kosmetyki, które są bezpieczne dla skóry podatnej na negatywne działanie emolientów tłustych. Nie zawsze analiza składu okazuje się pomocna,  gdyż to, jak produkt zachowa się na skórze, zależy głównie od formuły produktu. Nie masz też powodu do załamywania rąk, jeśli naturalna pielęgnacja kompletnie nie współpracuje z Twoją cerą - naturalne składniki mają większy potencjał alergologiczny, częściej uczulają, zapychają pory i obciążają skórę nie tylko emlientami tłustymi, ale także olejami, masłami, które mają wysoki potencjał komedogenny.

    Niezwykle ważne jest wyczucie odpowiedniego momentu i szybka reakcja, naprawdę, nie ma sensu zmuszać się do używania drogiego mazidła, jeśli powoduje bolące zmiany ropne. Nie ma czegoś takiego jak oczyszczanie, jeśli Twoja cera, niezależnie od cyklu miesiączkowego z dnia na dzień się pogarsza - należy odłożyć produkt i przetestować go tylko na pewnych partiach ciała i twarzy. Nie stawiaj czegoś na znaku zapytania, leczenie skóry po takich nieudanych przygodach trwa bardzo długo i jest kosztowne. 

    Odpowiednio zbalansuj pielęgnację i wyczuj odpowiednią ilość składników nawilżających, gdyż całkowita rezygnacja z substancji nawilżających nie polepszy Twojej sytuacji. Zamiast ciężkich, niedopasowanych do potrzeb Twojej skóry kosmetyków (nawet organiczne i naturalne kosmetyki pielęgnacyjne mogą wpływać negatywnie na stan Twojej skóry), włącz do pielęgnacji lekkie emulsje, mleczka, żel-krem. Oferta kosmetyczna jest coraz bardziej bogata i szeroka, kilka lat temu bardzo ciężko było dostać kosmetyki odpowiednie dla skóry wymagającej, wiele osób poszukiwało rozwiązania w sklepach z półproduktami. Aktualnie, pielęgnacja specjalistyczna i apteczna, jest na bardzo wysokim poziomie - podczas ostatniej wizyty w mojej ulubionej aptece, byłam bardzo pozytywnie zaskoczona ofertą dermokosmetyczną i nie ukrywam, że mam ochotę powrócić do początków mojej kosmetycznej przygody :)

    Pamiętaj jednak, że równoległe stosowanie ciężkich, odżywczych kremów, wymaga starannej, codziennej pielęgnacji i głębokiego oczyszczania. Niezależnie, czy wydasz na krem 20 zł, czy też dziesięciokrotnie więcej, musisz wiedzieć, że niedokładny demakijaż i codzienne, poranne oczyszczanie skóry ma ogromny wpływ na to, jak Twoja cera przyjmuje kosmetyki. Zanim obarczysz winą i powiesisz wszystkie psy na pewnym produkcie, przeanalizuj swoją pielęgnację, gdyż na ogół prozaiczne, codzienne czynności mają największy wpływ na stan Twojej skóry.


    Wzbogać swoją pielęgnację o skuteczny peeling i maseczkę oczyszczającą. Nie zawsze winowajcą jest krem, czasami przez niedopracowane elementy pielęgnacji, skóra staje się tłusta i obciążona. Dokładne i głębokie oczyszczanie skóry oraz regularne złuszczanie naskórka zapobiega takim sytuacjom jak rozpulchnienie porów, czy nagły wysyp niedoskonałości. Jeśli mimo ogromnej uwagi i trzymania się zaleceń, wypryski pojawiają się nadal,a  skóra jest nieświeża - prawdopodobnie nie dopasowałeś kremu do potrzeb swojej skóry.

    Minimalizm nie sprawdza się u każdego, tak jak naturalna pielęgnacja. Znam wiele osób, które nie tolerują naturalnych olejów i maseł, taka pielęgnacja jest zbyt obciążająca dla skóry. Znam także osoby, u których modny minimalizm nie ma racji bytu. Sama jestem fanką schematycznej i dopasowanej pielęgnacji, dlatego nie masz powodu do frustracji, jeśli Twoja cera nie toleruje naturalnego kremu, lub potrzebujesz większej ilości kosmetyków. Syntetyczne zamienniki nie są wcale gorsze od tych ekologicznych, mogą być równie skuteczne i pomocne. Cera wymagająca, na ogół wymaga większej ilości produktów, czego jestem potwierdzeniem - nie wyobrażam sobie podążać ślepo za modą i ograniczać się do żelu , toniku i kremu nawilżającego. Minimalistyczna pielęgnacja może mieć tak samo negatywny wpływ na skórę, jak i ta bardzo rozłożona i odżywcza i jak najbardziej, może być przyczyną wyprysków i zaskórników. 

    Poznaj swoją skórę, wiele osób ma nadal problem z  określeniem rodzaju i typu swojej skóry. Co jest jednym z głównych powodów złego stanu cery,a  tym samym, niedopasowanej pielęgnacji. Nie zliczę już ile razy słyszałam, jak mylone są pojęcia rodzaju i typu skóry. Zazwyczaj, odpowiadasz na pytanie jaką masz cerę, podkreślając pierwszorzędnie swój problem - trądzikowa, naczynkowa, łojotokowa, co jest podstawowym błędem. Wręcz nagminnie mylona jest cera sucha,z  cerą odwodnioną,a  tym samym kosmetyki dostosowane do skóry suchej nie mają racji bytu na skórze odwodnionej i odwrotnie. Nie zawsze jednak zapewnienia producenta i przeznaczenie produktu spełniają swoją pierwotną rolę, mogą być jedynie drogowskazem, najważniejszy jest namacalny stosunek z produktem, dlatego nie wstydź się próbek i pytań - dla mnie, oprócz składu kosmetyku, niezwykle ważne jest uchwycenie konsystencji i formuły produktu.

    Nie ulegaj głosom beauty guru, jeśli chcesz dbać o siebie i swoją skórę świadomie, słuchaj potrzeb swojej skóry. Nie wiem ile razy  uległam już głosom blogsfery i ile razy rozczarowałam się po wypróbowaniu polecanych produktów. Musisz zrozumieć, ze każdy ma inną skórę, jeśli dany olej lub krem nie służy Ci tak, jak powinien, nie miej do nikogo pretensji i roszczeń. Nie warto ulegać nagłym, pozytywnym opiniom, zwłaszcza jeśli masz cerę problematyczną. Niezwykle ważna jest rozwaga w dobieraniu pielęgnacji, którą można spokojnie dopasować do zasobności portfela. Dobra pielęgnacja nie musi być droga, jednak specjalistyczne preparaty muszą kosztować więcej, ze względu na przeznaczenie, wysokie stężenie substancji aktywnych, atesty i niezbędne badania.

    Zmień technikę nakładania produktów pielęgnacyjnych i kolejność stosowanych produktów. Często zdarza się , że nakładamy zbyt duże ilości produktów, gdy wystarczy minimalna ilość - zawsze dziwię się, jakim cudem dziewczyny dobijają w takim tempie denek :) Kosmetyki naturalne, z dużą ilością maseł i olejów, należy aplikować zupełnie w inny sposób niż produkty specjalistyczne - wymagają dłuższego masażu, oklepywania, a w celu zmniejszenia ilości - wilgotnej i najlepiej, rozgrzanej skory. Krem nie zawsze musi być następstwem toniku, można taką kolejność dowolnie zmieniać. Świetnym pomysłem jest także aplikacja kosmetyków o cięższej konsystencji na kwasy, gdyż pory są obkurczone.

    Skład nie jest wyznacznikiem jakości, ale jak najbardziej, jest pomocny przy wyborze pielęgnacji. Przekonuję się dosadnie, że skład, jest jedynie pomocny przy wykluczaniu pewnych składników, które mają naprawdę zły wpływ na stan mojej skoty - niezależnie od użytej formuły, w większości przypadków bywa zgubny i nie warto przekreślać produktu ze względu na zawartość pewnych składników.

    Włącz czynnik regulujący do pielęgnacji. Skóra problematyczna wymaga regulacji, nie ważne, czy problem jest mocno, czy słabo nasilony. Nawet niskie stężenia kwasów, czy preparatów z retinoidami, w połączeniu z przemyślaną pielęgnacją, mogą poradzić sobie z większością Twoich problemów. Nie zawsze sam krem jest winowajcą, zdarza się, że skóra wymaga większej ilości emolientów, ale przez zaniedbanie pielęgnacyjne - reaguje wysypem na kosmetyk o cięższej konsystencji. Cera problematyczna zanieczyszcza się bardzo szybko, czasami, nawet przemyślana pielęgnacja nie gwarantuje dobrego stanu cery. Warto zastanowić się nad specjalistycznym preparatem, nie muszą to być silne kwasy i zasady, ale lekko kwaśne roztwory kwasowe, np. z kwasem salicylowym, czy kwaśne serum z lewoskrętną witaminą C. Czytam z uwagą wiadomości moich czytelników i dostrzegam pewne niezdrowe podejście - same kwasy i retinoidy nie wyleczą Twojej skóry, ale jako dodatek do starannej pielęgnacji - mogą pozwolić cieszyć się ładną cerą, jeśli problem nie jest wynikiem jakiegoś ogólnego schorzenia.

    Nie każda skóra wymaga codziennej dawki nawilżenia i kremu, nawilżenie mogą dawać delikatne produkty oczyszczające, toniki nawilżające czy lekkie serum. Produkt nawilżający należy dopasować do potrzeb skóry, nie każdy toleruje bazy kremowe. Tak samo, jak nie każdy będzie w stanie tolerować formy żelowe.

    Oleje i emolienty tłuste nie mają bezpośredniego działania nawilżającego, ale są niezbędne w utrzymaniu dobrego nawilżenia skóry. Działanie okluzyjne emolientów, jest efektem pożądanym w przypadku skóry suchej - im skóra jest lepiej nawilżona, tym emolientów powinno być mniej,a  więc kosmetyk powinien być lżejszy i lepiej wchłaniający się. Jednak całkowita rezygnacja z emolientów jest bardzo niekorzystna dla skóry - skóra traci na elastyczności, staje się poszarzała i ziemista. Rolę kremu, w przypadku cery bardzo tłustej i wymagającej, może zastąpić mgiełka nawilżająca, czy leciutkie serum żelowe. Zamiast oleju - emulsja, zamiast mocnego żelu i mydła - delikatne mleczko. Przy delikatnej pielęgnacji, można spokojnie zrezygnować z użycia kremów, gdyż produkty pielęgnacyjne, tj. mleczka, żele, serum, również nawilżają delikatnie naskórek, ale nie w tak mocnym stopniu jak kremy, najczęściej bazujące na emolientach tłustych i emulgatorach.


    Najważniejsza jest obserwacja cery, jeśli widzisz, że coś złego dzieje się z Twoją cerą, kosmetyk nie wchłania się, zostawia tłusty, śliski film,  skóra dusi się (widoczne kropelki potu, krótsza trwałość makijażu) , a także obserwujesz zapchane pory i nieświeży wygląd skóry, masz powód, by zastanowić się nad kosmetykiem, którego używasz. W skrócie:
    • zmień możliwie sposób aplikacji, nie każdy kosmetyk sprawdza się dobrze nakładany na suchą skórę. Zbyt lekki krem możesz aplikować na odżywcze serum, lub mieszać z kropelką oleju, zbyt ciężki - nakładaj zawsze na wilgotną cerę. Kosmetyki naturalne wymagają innego sposobu apliakcji - zawsze należy je rozcieńczyć i nakładać ruchem oklepującym. 
    • jeśli niezależnie od sposobu aplikacji, krem nadal sprawia Ci problemy i pogarsza stan Twojej cery, jedynym sensownym wyjściem jest jego odłożenie
    • zanim jednak to zrobisz, zastanów się nad swoją pielęgnacją, pielęgnacja obfitująca w składniki odżywcze i dużą ilość emolientów, silikonów i składników okluzyjnych, wymaga głębokiego i dokładnego oczyszczania
    • nie obwiniaj tylko kosmetyku, zanim włączysz jakikolwiek, nowy produkt, dopracuj pozostałe elementy swojej pielęgnacji, niezależnie od ceny kosmetyków, schematyczna i przemyślana pielęgnacja może być tania i ekonomiczna
    • wybieraj pewne produkty o krótkim składzie, zamiast toników - wody kwiatowe, termalne, zamiast odżywczych kremów - lekkie żele i emulsje o prostym składzie 
    • bardzo pomocne w pielęgnacji skóry obciążonej olejami i emoleintami, są naturalne składniki o działaniu detoksykującym, obkurczającym pory, silnie tonizującym, tj. olejek lawendowy, cedrowy, rozmarynowy, szałwia, węgiel aktywny, błota termalne, błoto z morza martwego 
    • nie unikaj składników o działaniu regulującym, czasami skóra wymaga użycia kwasów lub retinoidów, gdyż cera tłusta, zanieczyszcza się w większości przypadków sama. Warto pomyśleć nad innym sposobem aplikacji, stosowaniu odżywczych kremów na kwasy, zastąpieniu toniku, kwasowym, lekkim roztworem, który domknie pory i da uczucie świeżości
    • lekka i apteczna pielęgnacja może w wielu przypadkach być bardziej korzystna niż naturalna, obfitująca w naturalne składniki

    Naturalna pielęgnacja ma swoje plusy, ale nie stawiałabym jej na piedestale, czasami apteczna, bezpieczna i czysta pielęgnacja góruje nad naturalnymi produktami. Uważam, ze najważniejszy jest umiar i ciągła obserwacja skóry. Nie zawsze naturalne produkty są lepsze i tym samym bezpieczniejsze dla skóry,  staraj się odkrywać nowe formuły i testować je na skórze - jestem bardzo otwarta na nowe formulacje i przyznam, ze zawsze nowe, ciekawe rozwiązania intrygują mnie najbardziej, aniżeli skład.

    Dobrze dobrana pielęgnacja, powinna być lekka, dopasowana do typu cery oraz nastawiona specjalistycznie do jej rodzaju, nigdy na odwrót. 



    Pozdrawiam serdecznie,
    Ewa

    Idealne róże dla bladej cery | Annabelle Minerals róże mineralne : Rose,Romantic, Nude

    $
    0
    0

    Róże mineralne całkowicie zawładnęły moją kosmetyczką. Odkąd moja cera ma swoje lepsze dni i bez niepotrzebnych nerwów, z użyciem małych ilości kosmetyków, jestem w stanie wykonać makijaż, coraz bardziej ochoczo sięgam po kolorówkę. 

    Mam delikatną, subtelną urodę, nie lubię mocnego makijażu, dlatego bardzo długo przyzwyczajałam się do siebie z podkreślonymi brwiami, czy umalowanymi rzęsami. Wydawać może się to śmieszne, zwłaszcza, że wkraczam już dużymi krokami w dorosłość, ale praktycznie zerowa ilość kosmetyków kolorowych mojej mamy, a także naturalny wygląd większości kobiet w mojej rodzinie, sprawiły, ze nie przywykłam nadal do siebie w mocnym makijażu.

    Od pewnego czasu nie maluję już tylko kogoś, ale także i siebie ;) Mój makijaż nie jest trudny, używam minimalnej ilości kosmetyków, ale nie znam umiaru, jeśli chodzi o ilość różów, zwłaszcza mineralnych. Róże mineralne, to prawdziwy raj dla kobiety,którą fascynują kolory i różne wykończenia. Sama eksperymentuję z różnymi formułami i odcieniami, ale będąc zupełnie szczerą, jedynie róże Annabelle Minerals, mają coś w sobie, co sprawia, że nie wiedząc co nałożyć, albo co, będzie komponować się z moim delikatnym rumieńcem, sięgam po nie odruchowo. Mimo że kocham fiolety, mocne róże i brzoskwinie, to właśnie delikatne, pastelowe, różowe rumieńce Annabelle zachwycają mnie najbardziej.

    Róże mineralne Annabelle Minerals mają niezwykle przyjemną, doskonale rozdrobnioną formę. Są lekko mokre w dotyku i doskonale rozprowadzają się. O ile nie przepadam aktualnie za podkładami, które są dla mnie stanowczo za ciężkie i nie są dobrze przyczepne do skóry (zobaczymy, jak sprawdzą się po odłożeniu retinoidów), o tyle róże, od lat są moimi ulubionymi.


    Przede wszystkim doskonale rozprowadzają się tworząc mgiełkę koloru. Przez niezwykle przyjemną konsystencję, nie mam problemu z rozcieraniem i równomiernym nałożeniem różu. Nie wyglądają pudrowo, a dzięki lekko mokrej formule i przy tym doskonałej przyczepności - na moich jabłuszkach odznaczają się niezwykłą trwałością i nie ścierają się przy pierwszym lepszym dotknięciu ręką. Niezależnie od użytego narzędzia, róże Annabelle nakładają się równo, nie sprawiają pod tym względem żadnych problemów - zdarza się, że róże mineralne są zbyt suche, co w połączeniu z wysoką pigmentacją,sprawia mnóstwo problemów z aplikacją. Jedynym minusem może być ich mocna pigmentacja, wymagają lżejszej ręki i oszczędności w nakładaniu, choć to jedne z najmniej problematycznych mineralnych rumieńców. Uważam, że wśród polskich minerałów, Annabelle, to zdecydowanie jedne z najlepszych jakościowo różów.

    Ogromnym plusem jest ich niesamowita wręcz przyczepność i doskonały stopień rozdrobnienia. Róże, wyglądają bardzo naturalnie i idealnie stapiają się z cerą. Co ważne, nie pylą, trzymają się pędzla, a także, są bardzo trwałe. Niezwykle ważną kwestią jest także to, iż kolory nie znikają nagle z twarzy i nie bledną. Na mojej okresowo tłustej skórze, wielokrotnie narzekałam na tajemnicze znikanie kolorówki - pośród mineralnych różów, jedynie Annabelle towarzyszą mi do momentu demakijażu. Nie tworzą żadnych, brzydkich placków, doskonale imitują naturalny rumieniec. Są świetne jakościowo i do tego piekielnie wydajne.

    Ogromną zaletą jest kolorystyka Annabelle, która jest wprost idealna dla neutralnych, lekko ciepłych, jasnych typów urody. Firmy mineralne zapewniają ogromny wybór i różne wykończenia różów, aczkolwiek muszę zasłużenie pochwalić Annabelle Minerals, za najlepsze, naturalne róże. Dzięki matowemu, ale absolutnie nie suchemu wykończeniu oraz bardzo neutralnej i przesuniętej w lekko chłodne tony kolorystyce - róże doskonale dopasowują się do wielu typów urody, wyglądając bardzo naturalnie, jak dziewczęcy rumieniec. Jako osoba ceniąca naturalny wygląd, jestem zachwycona, gdyż po nałożeniu, nie sposób dostrzec różu. Róż doskonale dopasowuje się do skóry i zależnie od ciepła karnacji - jest bardziej chłodny, lub neutralny. Zapewnia efekt zarumienionej, uwodzicielskiej, zdrowej cery - jestem pewna, ze duża rzesza kobiet będzie zachwycona różami Annabelle.

    Wiele osób może  odstraszać sypka forma. W przypadku różów mineralnych Annabelle, nie sprawia ona dużych problemów, gdyż róże dopasowują się, bardzo dobrze rozcierają i wtapiają. Nie trzeba mieć wyjątkowo sprawnej ręki, należy jedynie uważać z ilością - dają bardzo subtelny, dziewczęcy efekt. Ogromnym plusem jest oczywiście czysty, mineralny skład. Jedynym minusem jest fakt, iż utleniają się na kremie z filtrem - wchodzą w brzydkie, pomarańczowe tony. Doskonale współpracują z kolorówką, zarówno tą mineralną, jak i płynną, aczkolwiek nie podoba mi się, jak zachowują się na produktach chroniących przed słońcem - prawdopodobnie to wina bardzo delikatnej, kremowej formuły.


    W mojej kolekcji posiadam trzy, idealne dla bladej cery róże : Rose, Romantic oraz Nude. Nie wiem, który lubię bardziej, gdyż zapewniają mi inny efekt i dosłownie każdy z nich daje cudownie naturalny efekt. Przyznam szczerze, że po tak udanej przygodzie z delikatnymi różowymi rumieńcami Annabelle, nabrałam ochoty na resztę różów, zwłaszcza Coral ;) Na jasnej karnacji, nasycone odcienie nie wyglądają zbyt dobrze, dlatego ogromny plus dla Annabelle za delikatne, uniwersalne odcienie.Wykończenie jest matowe, o ile cenię róże o rozświetlającym wykończeniu - Annabelle są idealnie nawet dla problematycznej cery, gdyż nie podkreślają niedoskonałości. Róże dobrze kryją, ale są przy tym delikatne. Bardzo lubię łączyć je z rozświetlającymi różami, zwłaszcza z połyskującym jasnym różem Lily Lolo Candy Girl - spróbujcie konieczne, efekt jest obłędny :)


    Rose to bardzo neutralny odcień ciemniejszego, różanego różu. Jest bardzo uniwersalny, w zależności od karnacji, będzie wpadał w bardziej ciepłe lub neutralne tony. Doskonale imituje naturalny rumieniec i świetnie dopasowuje się do skóry. Idealny dla osób, które nie chcą nachalnego efektu, ale jednak efekt musi być widoczny, imitujący naturalne rumieńce. Z całej trójki, jest najbardziej różowy i na mojej skórze - ciepły, przypomina mi pachnące piwonie w moim ogrodzie i lata szkolne, gdy zrywałam owe kwiaty i wręczałam nauczycielom w  podziękowaniu za lata nauki :) Wygląda identycznie jak mój naturalny rumieniec :) Spośród całej trójki, po Rose sięgam najczęściej. Jest doskonały dla osób, które nie lubią mocnego makijażu i stawiają na skalane naturalnym rumieńcem policzki :) Moim zdaniem, jest najbardziej dziewczęcy i uroczy. Odznacza się mocną pigmentacją.

    Romantic to bardzo jasny, pastelowy, chłodny róż. Ze względu na jasność,  docenią go bardzo jasne typy urody - na ciemniejszych, będzie niemal niewidoczny. Bardzo podoba mi się efekt, jaki zapewnia. Romantic, świetnie odświeża i ożywia twarz, przez bardzo chłodny, jasny odcień cukierkowego różu, usuwa zmęczenie. Dodatkowym atutem jest fakt, iż bardzo trudno jest zrobić sobie nim krzywdę. Przez barwę i tony, będzie wyglądał świetnie także na skórze naczynkowej.


    Nude, to kolejny, doskonały odcień. To niezobowiązujący, niezwykle delikatny odcień różu, który gra tło dla mocniejszego makijażu, ale również sprawdzi się w delikatnym, codziennym makijażu. Kolor jest bardzo neutralny, przełamany nutą beżu. Podobnie jak Rose, może delikatnie ocieplać się, na mojej karnacji jest bardzo neutralny. Jest najsubtelniejszy spośród całej trójki i sprawdzi się na typach urody, które mają problem z  określeniem temperatury skóry.  Nie rzuca się w oczy i scala z cerą, to jeden z najczęściej stosowanych różów na moich klientkach ;)



    Muszę przyznać, że Annabelle bardzo przyłożyło się do różów. Są doskonałej jakości, mają bardzo przyjemną i łatwą w obsłudze konsystencję (nie ma opcji, by pacnąć sobie różem,a  potem mieć problemy z  jego roztarciem), są bardzo trwałe, wzorcowo współpracują z kolorówką i co ważne, są odpowiednie nawet dla problematycznej skóry. Kolory nie są szalone i nie pozwalają bawić się makijażem, aczkolwiek uwielbiam ich delikatność, subtelność i dziewczęcość. Dla osób, które nie ekscytują się różami lub stawiają na naturalny wygląd, oferta Annabelle Minerals jest wręcz stworzona.

    Róże, umieszczone są w minimalistycznych, zgrabnych pudełeczkach z zasuwką. Jedyne ale dotyczy bardzo podatnych na zarysowania i ścieranie opakowania, aczkolwiek jestem w stanie tą małą niedogodność wybaczyć, za tak wspaniałą zawartość :)

    Zdenerwowały mnie jedynie cholernie trudne do otwarcia wieczka od dołu. Ludzie! Mało nie pocięłam się nożem, zniszczyłam całe opakowanie, bo róż był tak porządnie zakneblowany! Myślałam, że moje zdolności manualne są na wysokim poziomie i obejdzie się bez przedstawienia i scen z krwią. Może to niecodzienna sytuacja, ale producent powinien pomyśleć intensywnie nad innym sposobem otwarcia. Zdarza się mieszać podkłady lub zmieniać ich odcień.. znacznie bardziej przemawia do mnie rozwiązanie Lily Lolo i Ecolore, gdzie opakowanie można spokojnie otworzyć i nadal wygląda estetycznie..

    Niezwykła pigmentacja i ogromna wydajność sprawia, iż róże Annabelle bardzo ciężko jest zużyć do końca. Cieszy mnie to, ponieważ dla kolorówki mineralnej czas jest bardzo łaskawy :) A koszt 39.90 zł za tak ogromną pojemność różu (aż 4g!) jest ceną bardzo okazyjną. Nie mam innego wyboru, jak tylko polecić małe, różane cudeńka :)

    Wpis nie jest sponsorowany. 

    Pozdrawiam serdecznie,
    Ewa

    Najlepsze peelingi enzymatyczne na bazie bromelainy i papainy | E-naturalne, BiochemiaUrody, AVA Professional

    $
    0
    0

    Peelingi enzymatyczne towarzyszą mi już od kilku lat i nie zamierzam z nich zrezygnować, choć ostatnio, lubię łączyć właściwości enzymów papai i ananasa z naturalnymi drobinkami ścierającymi. Dzięki enzymom, naskórek zostaje złuszczony w  skuteczny i delikatny sposób, nie podrażniając delikatnej cery. To doskonały wybór dla osób z  cerą trądzikową i wyjątkowo delikatną, gdy mechaniczne podrażnianie skóry nie powinno mieć miejsca.

    Miałam wiele podejść do kremowych i żelowych peelingów, ale niestety, nie potrafię się do nich przekonać. Nie przemawia do mnie przede wszystkim konsystencja i brak efektu mocnego oczyszczenia oraz domknięcia porów, co stanowi dla mnie wyznacznik dobrego działania peelingu. Nie posiadam również skóry suchej i wyjątkowo delikatnej, dlatego dla mojego typu cery, najodpowiedniejsze są sypkie produkty lub te oparte na kaolinie, bardziej przypominające glinkową maseczkę, aniżeli delikatny peeling. Po szeregu wypróbowanych produktów, nadal nie zmieniam zdania, iż najlepszym produktem w tej kategorii jest peeling enzymatyczny e-naturalne, zaraz za nim biochemiaurody oraz nowość, która zaskoczyła mnie na tyle  pozytywnie, by wspomnieć choć słowem o jej istnieniu - maska enzymatyczna AVA, z serii profesjonalnej. Nie wiem, czy mam ochotę na dalsze eksperymenty, gdyż każda pozycja jest godna polecenia i działa, dając efekt czystej, zdrowej, rozjaśnionej cery.

    AVA maska enzymatyczna jest nowością w mojej pielęgnacji od kilku tygodni, muszę przyznać, że jest pozycją godną uwagi, zwłaszcza, że można ją dostać w niskiej cenie w aptekach oraz drogeriach. Nie jest tak skuteczna jak peelingi ze stron z  półproduktami, aczkolwiek można dostrzec jej działanie i wyczuć delikatną skórę po zastosowaniu maseczki. Nie zauważyłam także, by w negatywny sposób wpływała na stan mojej cery pod względem wyprysków i zaskórników (czego nie mogę powiedzieć o dużych walorach drażniących), dlatego w półproduktowej biedzie i finansowej niedoli, prawdopodobnie jeszcze do niej wrócę.

    Maska AVA ma przede wszystkim bardzo krótki, przyjemny skład. Większość peelingów drogeryjnych, to paskudne mazie i obślizgłe żele, na samą myśl aż wzdryga mnie obrzydzenie i nie mogę przełamać się, by zastosować peeling o innej konsystencji niż suchy proszek. Zrobiłam jednak mały wyjątek, gdyż AVA bazuje na wodzie i kaolinie (glince białej), maseczka nie zawiera wstrętnych zapychaczy, oprócz trzech nieszkodliwych substancji zapobiegających zbrylaniu się formuły, zapewniając nadal przyjemną konsystencję aż przez 6 miesięcy po otwarciu. Wysoko w składzie znajdziesz enzymy odpowiedzialne za złuszczenie naskórka (wyciąg z ananasa i bromelainy) oraz w celu uprzyjemnienia zabiegu, olejki cytrusowe (pomarańcza i cytryna). Aby kosmetyk łatwiej się rozprowadzał, jest też kapka oleju sezamowego. Ogólnie skład, relacja cena i średnia wydajność, na plus. 

    Niestety tak krótki skład ma swoje plusy i minusy. Przede wszystkim konsystencja nie jest wystarczająco wilgotna. O ile rozprowadzenie maseczki jest przyjemne i bezproblemowe, błyskawicznie wysycha na suchy beton. Ciągłe pilnowanie wilgotności i spryskiwanie okładu bywa uporczywe, w przypadku 15-20minutowego zabiegu, latam z wodą termalną co najmniej 5 razy, inaczej czuję nieprzyjemny dyskomfort i ściągniecie. Coś za coś, ale jednak peelingi na bazie mączek nie wysychają tak szybko. A utrzymywanie wilgotności peelingów na bazie roślinnych enzymów jest kwestią nadrzędną.

    Niezaprzeczalnym plusem jest neutralność maseczki. Nie zauważyłam, by przyłożyła się do nagłego nalotu zmian trądzikowych, ot, naskórek jest dobrze oczyszczony, odświeżony, a pory domknięte. Efekt końcowy, jak na pielęgnację drogeryjną - super. Wstrzymałabym się jednak z  pieśniami pochwalnymi na temat tego produktu, jest w porządku, działa, ma neutralny, przyjemny skład, ale znacznie gorzej radzi sobie z suchymi skórkami. W tym przypadku, więcej zdziała masaż olejem, niż maska AVA. Czuję się pod tym względem zawiedziona, gdyż stosuję retinoidy i peelingi enzymatyczne muszą być naprawdę skuteczne, by uporać się z tym, co dzieje się na mojej skórze. Włożyłabym wiec między bajki jej cudowne działanie, dla mnie jest nadal w kategorii do polecenia, dla mało wymagających. Jest to bardziej maska glinkowa z lepszym efektem oczyszczającym. Marketing robi swoje, choć przyznaję, że za taką cenę i ogólną dostępność - to jedna z lepszych propozycji. Na korzyść AVA przemawia przede wszystkim prosty, dobry skład.

    Mam również małe ale odnośnie niezbyt przyjemnych walorów bezpośrednio po nalożeniu i dużego potencjału drażniącego. Bezpośrednio po nałożeniu, cera pali mnie żywym ogniem, obarczam winą cytrusy, których nie stosuję w pielęgnacji twarzy. Świąd i pieczenie wystąpiło także u mojej siostry i mamy, które nie stosują retinoidów i nie mają problemu z nadwrażliwością skóry. Sytuacja stabilizuje się po około 5 minutach ratowaniu się wodą termalną, ale ostre zaczerwienienie po spłukaniu niestety jest. A szkoda. Na szczęście po pewnym czasie, cera dochodzi do siebie, będę obserwować, czy sytuacja będzie nadal zdarzać się po odłożeniu retinoidów, jeśli tak, to muszę głęboko zastanowić się, czy warto włączać tak agresywne kosmetyki do stałej pielęgnacji.

    Ciężko mi oceniać wydajność, gdyż peelingi enzymatyczne nakładam w  obfitej ilości. Wystarczyła mi na 6-7 zabiegów, czyli cena jest podobna do peelingów ze stron z  półproduktami. To jedna  z sensowniejszych opcji dla mało wymagających, lub potrzebujących peelingu na już. Produkt nie zawiera żadnych drobinek, dobrze się nakłada i spłukuje pod bieżącą wodą.

    INCI: Aqua, Kaolin, Solum Diatomeae, Bentonite, Titanium Dioxide, Carica Papaya, Ananas Sativus, Sodium Dehydroacetate, Citrus Aurantium (Orange) Oil, Cymbopogon Citratus (Lemon) Grass Oil, Sesamum Indicum (Sesame) Oil
    Koszt 100ml/20zł

    Peeling z Biochemii Urody to moja ulubiona pozycja na czas stosowania retinoidów. Peeling z BU, ma wyczuwalne, delikatne drobinki ,które przy spłukiwaniu usuwają resztę sterczących skórek, dając efekt doskonale oczyszczonej cery. Jest mocniejszy i bardziej drażniący od e-naturalne, ale co poradzić, miłość nie wybiera. Nie jest tym samym odpowiedni dla wyjątkowo delikatnej cery. 

    Peeling ma postać sypką, bazuje na mączce owsianej, muszę stwierdzić, że baza peelingu jest średnia, mimo oczywistych właściwości kojących i łagodzących, po dodaniu wody, tworzy kleistą breję. Wielokrotnie peeling przelewał mi się miedzy palcami, oblepiając wszystko dookoła. Plus jest taki, że nie wysycha zbyt szybko. W tym przypadku, najgorsza jest uporczywa aplikacja, w dalszym postępowaniu, produkt nie sprawia żadnych problemów.

    Kosmetyk nie wygląda atrakcyjnie, ale czego można spodziewać się po zastosowaniu takiej bazy, trochę żałuję, iż producent nie pomyślał o dodaniu odrobiny glinki, konsystencja byłaby zupełnie inna i łatwiejsza w obsłudze. Niektórym również może przeszkadzać zapach zboża. Pozostawiając jednak w spokoju niedogodności związane z aplikacją, z czystym sumieniem stwierdzam, że peeling działa cuda na mojej skórze. Doskonale oczyszcza, daje cudowny efekt świeżej, czystej skóry, domyka pory. Nie zostawia tępej, suchej skóry bezpośrednio po użyciu, choć bez dalszych zabiegów pielęgnacyjnych ani rusz- po jej zastosowaniu naskórek szybko się odwadnia.

    Wisienką na torcie, są drobniutkie drobinki, niemal niewyczuwalne, dają o sobie znać podczas spłukiwania. Potęgują efekt czystej skóry. Jeśli nie mogę pozwolić sobie na tarcie, po prostu zmywam peeling pod bieżącą wodą bez nadmiernego dotykania skory (peeling bardzo dobrze się spłukuje). Plusem jest wolne wysychanie, w przeciągu 20 minutowego zabiegu, peeling zraszam tylko raz.  Zabieg nie podrażnia mojej cery, nie uczula i nie powoduje zaczerwienień, chociaż na wydelikaconej skórze i podatnej na zaczerwienienia, możliwe jest, że wywoła rumień przy spłukiwaniu. Cera po użyciu jest gładka i miękka w dotyku oraz ma ładniejszy, jasny koloryt. Spośród całej trójki, jako jedyny zrobił coś w kierunku moich wkurzających, uporczywych zaskórników, cera zanieczyszcza się znacznie wolniej przy wykonywaniu regularnych zabiegów. Przeszkadza mi jedynie aplikacja, ale co mi tam, peeling działa. I jest stosunkowo tani, pojemnik 125ml (41g) wystarcza na około 10 użyć. 

    INCI: Koloidalna mączka owsiana, mączka ryżowa, bromelaina/papaina EKO
    Koszt 125ml/15.50zł

    E-naturalne ma moim zdaniem najlepszy peeling enzymatyczny. Przekonałam się o tym, składając ponowne zamówienie. Jest najdelikatniejszy, absolutnie nie podrażnia skóry, odznacza się nie tylko niezwykłą skutecznością, ale przyjemnym, delikatnym zapachem i brakiem zaczerwienień po zmyciu okładu.


    Skład produktu jest prosty i przemyślany, obfituje w składniki, które nie są ogólnie dostępne, a odznaczają się leczniczymi właściwościami. Bazą preparatu jest sproszkowana woda morska (proces jest wykonywany po wyodrębnieniu cennej soli morskiej (sól, mogłaby podrażniać cery wrażliwe)) Woda zawiera wszystkie drogocenne związki mineralne, ale nie ma potencjału drażniącego, doskonale nawadnia naskórek i jest bogactwem substancji odżywczych.  Tuż za sproszkowaną wodą morską znajdziesz związek Thali`source. Jest on niestety, słabo dostępny, ma wspaniałe właściwości odmładzające, odpowiednie dla skóry, która traci elastyczność oraz sprężystość, ale także dla tej nadwrażliwej i delikatnej.  Związek zawiera poli -i oligosacharydy z alg brunatnych, o dużej masie cząsteczkowej. Algi brunatne, same w sobie, mają drażniący wpływ na skórę, odznaczają się także mocnymi właściwościami oczyszczającymi. Przez zbyt duże cząsteczki, nie mają aż tak dobrych właściwości nawilżających i zmiękczających naskórek, aby tego uniknąć i wydobyć lecznicze właściwości alg, zastosowano specjalną technologię. Morskie składniki zamknięto w oceosomach, które imitując lipidy skóry wtapiają się w cement międzykomórkowy. Skóra w konsekwencji jest odżywiona, odzyskuje swoją miękkość, elastyczność i komfort bez wywoływania podrażnień i zaczerwienień. Substancja jest często spotykana w luksusowych, drogich kosmetykach oraz profesjonalnych zabiegach ujędrniających i odmładzających. Nie potrafię tego odmówić, gdyż moja cera po użyciu peelingu e-naturalne jest doskonale odżywiona, rozjaśniona i miękka w dotyku.

    Produkt zawiera oczywiście enzymy roślinne z papai i ananasa oraz mączkę ryżową, która daje efekt matujący, obkurcza pory i zapewnia niezwykle komfortową aplikację, tworząc gęstą, przyjemną i gładką w dotyku pastę. Produkt jest doskonale rozdrobniony i nie ma w nim żadnych wyczuwalnych drobinek. Osoby z cerą bardzo wrażliwą będą zadowolone z działania peelingu.

    Produkt doskonale złuszcza martwy naskórek (choć moim zdaniem delikatniej niż peeling konkurencji) i pozostawia skórę wręcz nieprzyzwoicie miękką, delikatną, wygładzoną. Po spłukaniu, cera jest bardzo rozjaśniona, rozświetlona i nie dostrzegam na niej zaczerwienień. Jest to najdelikatniejszy kosmetyk tego typu, gdyż nie powoduje zaczerwienień, nieprzyjemnego uczucia pieczenia, ściągnięcia i swędzenia, a przy tym odznaczą się skutecznością - świetnie niweluje suche skorki, bez nadmiernego odwadniania naskórka. Jest bardzo komfortowy w nakładaniu, noszeniu i zmywaniu, tworzy delikatną zawiesinę podczas spłukiwania.

    Bardzo dobrze łączy się z wodą, moja rada : wlać odrobinę wody i pozwolić, by peeling trochę napęczniał. Nakłada się bardzo dobrze drewnianą, jednorazową szpatułką i palcami. Nie mam problemów ze spłukaniem produktu.

    Peeling zastyga umiarkowanie, szybciej niż BiochemiaUrody, ale chociaż nie tworzy skorupy jak AVA i wystarczy dwukrotne zroszenie okładu. To jeden z niewielu peelingów enzymatycznych, w których mogę spokojnie wydłużyć czas noszenia, nawet do 30minut. Biorąc pod uwagę delikatność, skuteczność i przyjemny, owocowy zapach, z pewnością znajdzie rzeszę fanek.

    INCI:  Spray dried seawater, Thalisource, Papaya and bromelain, Rice starch
    Koszt jest uzależniony od wagi

    Peelingi enzymatyczne na bazie enzymów roślinnych, są w mojej czołówce pielęgnacyjnej i nie zamierzam z nich rezygnować, gdyż zapewniają mi idealnie czystą, gładką skórę, bez zanieczyszczeń. Regularne stosowanie peelingów enzymatycznych, przyczyniło się do lepszego stanu mojej skóry, mimo ze lubię mechaniczne złuszczanie naskórka, propozycja ta, jest idealna dla osób ze zmianami zapalnymi, gdzie nie ma możliwości mechanicznego podrażniania skóry, a jednak należy regularnie złuszczać martwy, zalegający naskórek.

    Wpis nie jest sponsorowany. 

    Pozdrawiam serdecznie,
    Ewa

    Podstawy dobrej, przemyślanej pielęgnacji

    $
    0
    0

    Bardzo długo rozmyślałam nad tym, co tak naprawdę przyczyniło się do lepszego stanu mojej skóry. Analizowałam, rozważałam każde, nawet najdrobniejsze ale i stwierdziłam, ze tak naprawdę, wypracowany schemat pielęgnacyjny miał największy wpływ na stan mojej cery. Wszak, codzienne, na pozór prozaiczne czynności i stosowane codzienne kosmetyki, mają największą styczność,a  tym samym i działanie na skórę. Oczywiście, borykając się z trądzikiem, niezbędne jest podjecie się leczenia dermatologicznego, aczkolwiek retinoidy traktuję jako kropkę nad i, i absolutnie nie rozważam ich jako zamiennik mojej pielęgnacji, bądź jej uproszczenie. Nie mogę jednak nie podkreślić roli codziennej dopracowanej pielęgnacji,  gdyż bez odpowiedniego traktowania, żadna kuracja nie przyniosła by u mnie większego skutku. 

    To, o czym mówię, mogą zgodnie potwierdzić osoby z cerą zanieczyszczającą się. Każde, nawet najmniejsze zaniedbanie, ma fatalne skutki dla cery. Osoby z cerą normalną, nie sprawiającą większych problemów, na negatywne efekty muszą poczekać znacznie dłużej. O niepokojących objawach, zaniedbanej cery (lub niedopasowanej pielęgnacji), pisałam obszernie , poruszając temat zmęczonej skóry nadmiarem emolientów w pielęgnacji codziennej. Dzisiaj, pragnę poruszyć temat prostej, schematycznej, dopracowanej pielęgnacji, którą może każdy z Was wdrożyć w swoje życie. Warto przemyśleć, przeanalizować, rozważyć, zanim zdecydujesz się na kurację agresywnymi środkami. Czasami subtelne zmiany w pielęgnacji wystarczą, by cieszyć się ładną, zadbaną cerą. Mam wrażenie, że niektóre osoby sięgają po kwasy z braku laku i pomysłu na pielęgnację, ale też ze zwykłego lenistwa. Nie każdy też rozumie zależność między codzienną pielęgnacją,a  tą specjalną, stosowaną raz na jakiś czas. Każdy, agresywniejszy środek, należy rozważać jako czynnik wspomagający, miło i dobrze, gdy komponuje się z codzienną pielęgnacją, ale z pewnością jej nie zastępuje.

    W kwestii oczyszczania jestem tradycjonalistką, nie podążam za trendami i uważam, że niezbędna jest woda i detergent, by usunąć nadmiar sebum, tłuszczu i zanieczyszczeń.Tym samym jestem odporna na nowinki kosmetyczne i różne gadżety, które w większości jedynie potęgują lenistwo, a ich użycie w żaden sposób nie skraca i nie zastępuje normalnej, zdroworozsądkowej pielęgnacji. Można ze mną polemizować i nie zgadzać się, ale jestem akurat wierna tym poglądom. Miałam podejście do pielęgnacji bez wody i elektronicznych gadżetów i moim zdaniem, to jedynie strata pieniędzy i czasu.

    Co ważne, o czym przekonuję każdego, że droga pielęgnacja nie musi być skuteczna, tak samo tania - bez efektów. Ogromne znaczenie ma przede wszystkim schemat i sens, aby dobrze dobrać pielęgnację, należy obserwować swoją skórę i przede wszystkim myśleć. Poszczególne elementy, mogą być droższe lub tańsze, to co wybierzesz, zależy tylko i wyłącznie od Ciebie i zasobności twojego portfela. Nie tylko dobór pielęgnacji i odpowiednich produktów ma znaczenie, ale przede wszystkim umiejętność ich stosowania oraz kolejność. Nie wszystkie połączenia grają ze sobą, tak samo nie wszyscy potrzebują delikatnego oczyszczania i enzymatycznego, łagodnego złuszczania. Ot, cała filozofia, każdy z nas jest inny na swój sposób i kluczem jest odnalezienie własnego systemu. Po to są blogi, aby podpatrywać, uczyć się, ale nie kopiować ;)

    Niezwykle ważną kwestią jest nie tylko dobór preparatu myjącego,ale także częstotliwość stosowania. Nie wszyscy będą w stanie zaakceptować poranne, agresywne oczyszczanie, tak jak nie każdy pociągnie na płynach micelarnych. Moja cera aktualnie jest tłusta i tak naprawdę, nie wyobrażam sobie, bym nie umyła mojej twarzy zaraz po przebudzeniu... myślę, że to głównie łojotok i skłonność do zanieczyszczeń stawia warunki - należy oczyszczać skórę tak często, jak tego wymaga.

    Jeśli Twoja cera szybko się odwadnia, jest wrażliwa, delikatna, warto oczyszczać cerę częściej, ale delikatniej - np. za pomocą łagodnych żeli, czy leciutkich mleczek. jeśli Twoja cera nie sprawia Ci żadnych problemów, możesz wedle uznania i wygody pozostać przy łagodnym oczyszczaniu żelem, olejkiem, płynem micelarnym. Skóra szczególnie problematyczna wymaga większej uwagi, ze względu na większą skłonność do powstawania niedoskonałości, ale nie oznacza to, by traktować ją agresywnie.

    Wybierz odpowiedni środek. Muszę od razu wspomnieć, że rzadko kiedy jeden produkt, jest w stanie zapewnić idealnie czystą skórę, chyba, ze jest to bardzo mocny żel oczyszczający lub mydło, które nie nadają się do codziennego stosowania. Ważne, aby kosmetyki miały różne właściwości i bazy - wówczas będą działać na inny typ zanieczyszczeń. Podzieliłabym je także na te do częstego stosowania i raz na jakiś czas, lub w pewnej konfiguracji.

    Rozróżniamy dwa typy zanieczyszczeń - wodne oraz tłuszczowe. Im skóra jest bardziej zanieczyszczona, podatna na zaskórniki i zapychanie porów - tym bardziej należy przykładać się do usuwania zanieczyszczeń pochodzenia tłuszczowego tj. sebum, zaległego naskórka, emolientów tłustych i składników okluzyjnych, które znajdują się na powierzchni naskórka i mogą blokować pory. Ogromnym plusem jest rozpuszczalność kwasów BHA i LHA w tłuszczach - prostym sposobem, bez większego wysiłku, można zrobić oliwkę oczyszczającą, która oprócz łączenia zanieczyszczeń, przyczyni się do lepszego oczyszczenia porów oraz je domknie. Zdaję sobie sprawę, że nie każdy toleruje oleje w pielęgnacji, natomiast jestem przekonana, że nie ma lepszego rozpuszczalnika dla tłuszczu.. jak sam tłuszcz. Sęk w tym, by w zależności od typu cery nie masować skóry zbyt długo,a  także nie pozostawiać oleju na skórze - powinien on być zawsze zmyty za pomocą detergentów. Jeśli masz suchą, delikatną cerę - sam olej i jego połączenie z emulgatorem może przypaść Ci do gustu - gdyż tłuszcz nie narusza naturalnej bariery ochronnej,a  także zapobiega nadmiernej utracie wody z naskórka, co często powodują silne detergenty. Bardzo ważne jest także to, by woda była ciepła - zimna znacznie utrudni spłukanie oleju, sprawi, ze olej będzie bardzo się ślimaczył (uczucie grzebania paluchem w smarze , bleh). Aby uniknąć użycia cieplejszej wody, oleje można usuwać za pomocą szmatek z mikrofibry.
    • Masła i olejki myjące, którymi można wykonać delikatny masaż, gdyż mają bardzo dobry poślizg. Nie sprawiają problemów podczas zmywania, gdyż zawierają środek emulgujący, który w kontakcie z wodą, tworzy emulsję i skutecznie usuwa olej z powierzchni skóry. Produkty te, nie uszkadzają bariery ochronnej naskórka, są delikatne, nawet dla wyjątkowo wrażliwej skóry. Po zmyciu kosmetyku, można odczuwać specyficzny, nawilżający film, który w zależności od typu skóry można pozostawić lub zmyć detergentem. Olejki myjące | Rola w moim demakijażu, zastosowanie i przepis na własny olejek myjący >
    • Emolienty tłuste i oleje mineralne mogą być równie dobrym rozpuszczalnikiem makijażu, gdyż nie mają żadnego kondycjonującego wpływu na skórę, jeśli są zmywane detergentem. Mogą być bardziej tępe i gorzej rozprowadzać się po skórze. Ich głównym zadaniem jest rozpuszczanie tłustych zanieczyszczeń. Sprawiają jednak więcej problemów podczas zmywania i wymagają większej cierpliwości, gdyż pozostawianie tłustej powłoki może pogorszyć stan skóry, a jej usunięcie nie jest tak łatwe jak w przypadku specjalnie przeznaczonych do mycia olejków, gdyż wymagają użycia silniejszych detergentów. 
    Są jednak środki, które radzą sobie dobrze zarówno z usuwaniem zanieczyszczeń tłuszczowych, jak i wodnych, odznaczają się delikatniejszym działaniem niż detergenty. Mogłabym je polecić osobom, które po pierwsze, nie mają aż tak dużego problemu z łojotokiem i ich cera nie jest aż tak podatna na zanieczyszczanie, oraz nie stosują żadnych środków z substancjami niezmywalnymi wodą ( lub ciężko zmywalnymi) tj. silikonów, emolientów tłustych, ciężkich olejów i maseł. Większość środków, może spokojnie służyć jako jedyny element demakijażu, skóra, która jest unormowana, nie jest obciążana nadmiarem kosmetyków, nie przetłuszcza się, nie wymaga aż tak szerokiego schematu oczyszczania. Analogicznie - im cera szybciej zanieczyszczająca się, tłusta, trądzikowa - schemat należy rozwinąć. Środki te, nadają się do codziennego mycia i nie uszkadzają naturalnej bariery ochronnej (oprócz zasadowych mydeł) , dlatego też, są odpowiednie dla skóry wrażliwej, delikatnej, ale także normalnej, która nie potrzebuje mocnego efektu oczyszczenia. Mogą także posłużyć jako uzupełnienie demakijażu olejem.

    • Mleczka i kremowe żele, zawierają fazę wodną oraz w mniejszej ilości -tłuszczową. W delikatny sposób oczyszczają naskórek, usuwają każdy typ zanieczyszczeń, bez naruszania bariery naskórkowej. Są odpowiednie dla każdego typu skóry, szczególnie dla tej szybko odwadniającej się, delikatnej, gdzie stosowanie żeli i mydeł powoduje atopie. Delikatne mleczko może być także odpowiednie dla skóry tłustej, gdyż będzie pełnić funkcję zarówno oczyszczającą, jak i nawilżającą. Nie ma dużych walorów oczyszczających, ale w lekkiej pielęgnacji - może być wystarczające.
    • Kremowe emulsje i kremy do oczyszczania, są bardziej treściwe i odpowiedniejsze dla skóry typowo suchej. Nie odwadniają skóry, subtelnie nawilżają i zmiękczają, a także doskonale usuwają zanieczyszczenia o różnym podłożu. Po zmyciu, można wyczuć specyficzny, nawilżający film.
    • Płyny micelarne usuwają każdy typ zanieczyszczeń, dzięki unikalnym, małym cząsteczkom, zwanym micelami. Większość produktów tego typu ma krótki skład oraz naturalne, lekko kwaśne pH, co czyni je doskonałymi środkami oczyszczającymi dla skóry wymagającej i szczególnie wrażliwej. Należy mieć jednak na uwadze, że oczyszczanie płynami micelarnymi nie jest wystarczające dla skóry zanieczyszczającej się i sprawdzają się jedynie jako element pielęgnacji, a nie zamiennik kosmetyków oczyszczających. Mechaniczne pocieranie ma także ogromny potencjał drażniący (mimo ze preparat sam w  sobie jest delikatny), dlatego często tradycyjne oczyszczanie łagodnymi detergentami, jest delikatniejsze od popularnych płynów micelarnych.
    • Syndety o łagodnym składzie są bardzo niedoceniane. Mają łagodne, naturalne pH, minimalną ilość składników, substancje okluzyjne, nie podrażniają skóry aż w tak dużym stopniu jak powszechnie stosowane zele oczyszczające, czy też mydła. Mogą być z powodzeniem stosowane przez osoby z cerą wrażliwą. Usuwają każdy tych zanieczyszczeń, bez nadmiernego podrażnienia. działają mocniej niż kremy i mleczka oczyszczające, ale nie zostawiają niekomfortowej tłustej warstwy po umyciu.
    • Pasty myjące na bazie kaolinu i emolientów tłustych, są coraz częściej stosowane do głębokiego oczyszczania. Dzięki myjącym właściwościom glinki, skóra jest czysta, a pory są domknięte. Po produktach tego typu, można dostrzec także pożądany przez osoby z  cerą tłustą efekt oczyszczający. dzięki emoleintom tłustym, sebum i nadbudowane emolienty na powierzchni skóry, trafiają do odpływu po spłukaniu pasty, dając efekt odświeżenia, ale bez nadmiernego odwodnienia naskórka.
    • Zasadowe mydła mają najbardziej drażniący wpływ na delikatną skórę. Przez zasadowe pH i dużą koncentrację zmydlonych tłuszczy, uszkadzają barierę naskórkową, mogą podrażniać, wysuszać,a  także wzmagać nadmierny łojotok. Nie są to najlepsze środki do oczyszczania, powinny być stosowane z umiarem i raz na jakiś czas w  celu głębszego oczyszczania. Mocne działanie kostek, można osłabić, stosując je bezpośrednio po oczyszczaniu olejem, a  także używając wyłącznie piany. Jest wiele typów mydeł (od naturalnych, po błotne, węglowe, odzwierzęce), do codziennego stosowania polecam jednak mydła z dużą ilością gliceryny, które są łagodniejsze w działaniu i mają mniejszy potencjał drażniący. Zasadowe mydła nie są odpowiednie dla wyjątkowo delikatnej skóry, gdyż mogą ją odwadniać i powodować nieprzyjemne uczucie ściągnięcia. Czarne mydło afrykańskie >

      Środki, które usuwają w większości jedynie zanieczyszczenia wodne, są doskonałym uzupełnieniem złożonego demakijażu z olejem, rzadko kiedy, stosowane samodzielnie dają efekt czystej skóry, zwłaszcza, gdy pielęgnacja jest bogata w emolienty tłuste, lub skóra jest bardzo tłusta. Detergenty w żelach i piankach, są często znacznie bardziej drażniące i wysuszające dla naskórka niż zasadowe mydła. Zwłaszcza, iż mycie często ponawiamy, gdyż nadal można dostrzec jakieś zanieczyszczenia. Bardzo ważne jest, aby preparaty miały neutralne lub lekko kwaśne pH, prosty skład,a  także łagodne detergenty. Są dobrym wyborem, gdy skóra zanieczyszcza się, ale nie chcesz jej narażać na działanie silnych detergentów, Twoja skóra nie toleruje takiej ilości olejów lub gdy nie masz zwyczajnie czasu na złożone, staranne oczyszczanie. Żele, sprawdzają się dobrze w porannej pielęgnacji skóry - dają efekt natychmiastowego odświeżenia, domknięcia porów i pobudzenia. To coś dla osób, które nie wyobrażają sobie porannej pielęgnacji bez umycia twarz, ale są ograniczone czasowo.
      • Żele oczyszczające, usuwają głównie zanieczyszczenia wodne, dając złudny efekt mocnego oczyszczenia przez zastosowanie mentolu, świeżej kompozycji zapachowej lub często, zbyt mocnych środków myjących. Siła żelu jest uzależniona głównie od użytej mieszanki detergentowej. Niektóre żele doskonale usuwają nadmiar sebum, zbyt delikatne, dają efekt nieświeżej, brudnej skory po umyciu,a  tym samym, mogą po części przyczynić się do gorszego stanu cery. Przez wygodną, żelową formę, są bardzo popularne i chętnie używane,  niestety, większość z nich bardzo agresywnie wpływa na kondycję naskórka, nie oczyszczając go zbyt dokładnie z zanieczyszczeń, a mając duży potencjał drażniący. Wybierając żel, warto zwrócić uwagę, by miał on krótki, prosty skład, a także neutralne, lub lekko kwaśne pH. Wiele żeli do pielęgnacji okolic intymnych, sprawdza się w oczyszczaniu cery zanieczyszczonej, ze względu na lekko kwaśne lub kwaśne pH , dużą zawartość kwasu mlekowego oraz krótki skład. Nie są także mocno aromatyzowane. Rossmann, Facelle Intim, Waschlotion Sensitive >
      • Pianki oczyszczające są zalecane głównie osobom z cerą wrażliwą, gdyż dzięki pompce pianotwórczej, myjemy się pianą, ograniczając skoncentrowaną ilość detergentów (rozcieńczone detergenty są mniej drażniące). Nie rozumiem jednak fenomenu tych produktów, gdyż na ogół mają silne detergenty i wcale nie są tak łagodne. Polecam zakup pompki pianotwórczej (koszt kliku złotych) i zastosowanie technologii do żelu, który sprawdza w normalnej pielęgnacji - jest wygodniej, oszczędniej i łagodniej ;) Sposób warty wypróbowania szczególnie dla tych, którzy nie tolerują tłustej warstwy po umyciu,a  zastosowanie żeli oraz mydeł pogarsza kondycję naskórka.
      • Toniki oczyszczające, wody termalne i hydrolaty, usuwają zanieczyszczenia typu wodnego, gdy za pomocą płatka kosmetycznego, przetrzemy nimi skórę. Toniki oprócz walorów oczyszczających i delikatnego peelingu (przetarcie płatkiem kosmetycznym) , przywracają naturalne pH i odświeżają naskórek, co jest niezwykle ważne, zwłaszcza po użyciu mocniejszych detergentów.
      • Oczyszczanie glinką  jest bardzo popularne w dobie naturalnych kosmetyków. Glinki, oczyszczają delikatnie naskórek z zanieczyszczeń, przy delikatnym pocieraniu, można wykonać lekki peeling mechaniczny, domykają pory, pochłaniają tłuszcz, pozostawiają skórę matową. Efekt może zadowolić dużą rzeszę osób. Uważam jednak, że przy skórze zanieczyszczającej się, nie należy unikać detergentów, a przy suchej - glinki mogą nadmiernie wysuszyć naskórek. Pozostałabym jednak przy okładach glinkowych raz na jakiś czas, gdyż nie powinny być stosowane zbyt często, można w ten sposób uzyskać efekt odwrotny od zamierzonego :) .

      Nawilżaj tak, by nie obciążać nadmiernie skóry. Często dostaję pytania o moje ulubione kremy, równie często uciekam od udzielania jednoznacznych odpowiedzi, wiedząc, iż każdy ma inny rodzaj i typ skóry. Moją złotą radą jest nie obciążanie nadmiernie skóry i nawilżanie w taki sposób, by kosmetyk nie tłuścił skóry, pozostawiając uczucia cieżkosci. Żadne czytanie składów i chorobliwe poszukiwanie składników nic nie da, jeśli nie poznasz produktu bliżej - analiza składu bywa to czasami pomocna, gdy wiesz co naprawdę negatywnie wpływa na stan Twojej skóry,  często jednak (ale nie zawsze!) wini formuła i zbyt duża ilość emolientów tłustych, które sprawiają, iż produkt nie współpracuje z bardziej wymagającą cerą. Skóra tłusta może równie dobrze tolerować ciężki, odżywczy krem, który wspaniale nawilża i wchłania się, ale już ktoś z nadmiernym łojotokiem i podobnym typem cery może w ogóle nie tolerować bazy kremowej. Polecam na ogół lekkie emulsje i żelowe i wodne serum, ale zdarza się, ze skóra, nawet tłusta, potrzebuje większej ilości emoleintów. Obserwuj swoją skórę i dostosuj do niej odpowiednią dawkę nawilżenia. Więcej o dostosowaniu odpowiedniej dawki nawilżenia dla skóry tłustej przeczytasz tutaj>

      Regularnie złuszczaj martwy naskórek, w zależności od typu Twojej cery i jej skłonności do rogowacenia. Złuszczanie jest podstawą każdej pielęgnacji, niezależnie, czy borykasz się z cerą trądzikową, czy suchą. U innych złuszczanie będzie jedynie regularnie usuwać problem estetyczny suchych skórek i wygładzać powierzchnie naskórka, u innych - zapobiegać nadmiernemu rogowaceniu, naleganiu martwego naskórka i w konsekwencji zapchaniu porów. Nadmiar emolinetów, środki nawilżające, oczyszczanie skóry w łagodny sposób wymaga użycia skutecznych peelingów, które zapobiegną zaczopowaniu porów skóry i zaleganiu martwego naskórka. Regularne peelingowanie, ogranicza ilość niedoskonałości, daje efekt odświeżenia i rozjaśnienia naskórka. Ważne jest, aby dopasować preparat do  typu i rodzaju skóry oraz jej stopnia wrażliwości.
      • Peelingi enzymatyczne na bazie roślinnych enzymów lub kwasów, zapewniają skuteczne usuwanie martwego naskórka bez podrażnień. Nie podrażniają mechanicznie skóry, nie powodują podrażnień (w zależności od preparatów) , są delikatniejsze od mechanicznego złuszczania i mogą być z powodzeniem stosowane przez osoby nie tylko z delikatną i wrażliwą cerą, ale także przez osoby z niedoskonałościami, które wykluczają użycie drobinek ścierających (stany zapalne). Peelingi na bazie enzymów roślinnych z ananasa i papai są delikatniejsze, nie podrażniają naczynek, usuwają skutecznie, acz w wyjątkowo łagodny i subtelny sposób naskórek. Te z kwasami, są mocniejsze, ale dają lepszy efekt oczyszczenia, świeżości oraz domknięcia porów - są odpowiedniejsze dla osób, borykających się z zaskórnikami, drobnymi niedoskonałościami, ale nie potrafią przekonać się do codziennych preparatów z kwasami. Najlepsze peelingi enzymatyczne na bazie bromelainy i papainy | E-naturalne, BiochemiaUrody, AVA Professional >
      • Peelingi mechaniczne na bazie drobinek ścierających, sprawdzają się, gdy skóra wymaga mechanicznego złuszczenia - szybko zanieczyszczające się pory, sucha skóra, nadmierny łojotok, a także, gdy enzymatyczne peelingi odwadniają i podrażniają nadmiernie naskórek. Mechaniczne drobinki mogą być drobne, ale także grubiej zmielone. Drobniejsze drobinki mają mniejszy potencjał drażniący, ale mogą być bardziej ostre. Peelingi mechaniczne nie powinny być stosowane na skórze zmienionej chorobowo zapalnie, a także, gdy dochodzi do przerwania ciągłości naskórka. Rolę drobinek mogą pełnić zmielone nasiona, zioła, nasiona i zmielone pestki owoców, korund, czy skała wulkaniczna. Domowa oczyszczająca pasta migdałowa >
      • Peelingi na bazie glinek. Niektóre glinki mają odpowiednie małe, ledwo wyczuwalne drobinki, które w delikatny sposób mogą usunąć martwy naskórek, ale także domknąć pory i zapewnić efekt matujący. W tym celu sprawdzi się glinka Multani Mitti, Ghassoul oraz błoto z morza martwego. Ekologiczna Marokańska glinka Ghassoul i Glinka Multani Mitti (Mati) >

      W razie potrzeby - reguluj. Nie zawsze odpowiednia pielęgnacja jest wystarczająca, jeśli Twoja cera mimo przemyślanej pielęgnacji i staranności podczas wykonywania zabiegów nadal sprawia problemy, warto pomyśleć nad pielęgnacją specjalną, która ureguluje funkcje skóry, tj. zapobiegnie nadmiernemu rogowaceniu, usunie zaskórniki, ograniczy ilość niedoskonałości, czy rozjaśni i poprawi koloryt. Nie muszą to być mocne, agresywne środki, należy je jednak dopasować do potrzeb i stopnia zaawansowania problemu z  jakim się borykasz.

      Aby cieszyć się dobrym stanem cery, należy codziennie o nią dbać. Czasami przemyślana pielęgnacja, jest w stanie zapewnić dobry stan cery bez niedoskonałości, ale wymaga przemyślanych produktów, określonego schematu i ciągłej obserwacji . Zanim zdecydujesz się na silną kurację - zacznij od podstaw, być może braki lub nieumiejętne stosowanie kosmetyków jest przyczyną Twoich problemów ze skórą. 

      Pozdrawiam serdecznie,
      Ewa

      Tonizacja cery z Fitomed, Orientana, Uriage | Fitomed, Tonik nawilżający dla cery suchej i wrażliwej, Orientana, toniki naturalne bez alkoholu: do cery mieszanej imbir i trawa cytrynowa oraz do cery normalnej jaśmin i zielona herbata, woda termalna Uriage

      $
      0
      0
      Toniki są stałym elementem mojej pielęgnacji, chętnie próbuję nowości, choć jestem coraz bardziej negatywnie nastawiona do złożonych preparatów i decyduję się niemal zawsze na zakup wód jednoskładnikowych, bez zbędnych składników (termalne, wody kwiatowe). W ostatnim czasie, postanowiłam jednak odejść od tej zasady i dać szansę gotowym produktom, które uzyskiwały wysokie noty, a także cieszyły się pozytywnymi opiniami w internecie. Swoje wędrówki zaczęłam od bardzo popularnych i cenionych kosmetykow Fitomed, po felerną Orientalnę, skończywszy na wodzie termalnej Uriage, którą znam od lat, ale postanowiłam przypomnieć o niej, gdyż produkt nie doczekał się oddzielnej recenzji, a sprawdza się świetnie w mojej pielęgnacji.

      Kończąc słowa wstępu, muszę od razu uprzedzić o moim największym rozczarowaniu ostatnich tygodni, jakim okazał się tonik Fitomedu do skóry suchej i wrażliwej.  Po tylu pozytywnych opiniach, czuję się odosobniona w swojej opinii, gdyż tonik w mojej pielęgnacji nie ma racji bytu, mimo delikatności, łagodności i braku odwodnienia naskórka podczas stosowania.

      Produkty Fitomed bardzo lubię, dlatego nie doszukiwałabym się złośliwości,sceptycznego nastawienia i uprzedzenia zanim ponownie sięgnęłam po polski produkt. Mogę mylnie wydawać się wrogo nastawiona do polskiej pielęgnacji i tanich kosmetyków, ale moje wymagania, poważnie, nie są wysokie. Nie oczekuję cudów na kiju - produkt ma tonizować,  przede wszystkim nie szkodzić, a walory pielęgnacyjne jedynie wpływają na większy stopień mojego zadowolenia, ale nie są wymogiem koniecznym - odczuwalne nawilżenie, łagodzenie podrażnień, kojenie, to coś, co zadowoli mnie przy używaniu kosmetyków tonizujących,ale nie stawiam ich na piedestale moich wymogów. Tonik Fitomed ma wpływ na moją cerę, ale niestety, nie pozytywny. 

      Tonik Fitomed do cery suchej i wrażliwej, jest typowym ziołowym tonikiem. Składnikami aktywnymi są wyciągi ziołowe z roślin, których działanie bardzo korzystanie wpływa na stan mojej wymagającej cery, mianowicie lukrecja gładka, prawoślaz, lipa i owies (znam działanie wszystkich, pojedynczych składników) . Ponadto, produkt zawiera  łagodzącą alantoinę i panthenol oraz kompleks nawilżający. Większość roślin o działaniu nawilżającym i łagodzącym, to zioła śluzotwórcze. Wszelkie wyroby naturalne oparte między innymi na lipie, czy prawoślazie, z natury są lepkie i pozostawiają wyczuwalny film, który ma właściwości ochronne i nawilżające, w moim przypadku, delikatna warstwa ochronna jest efektem pożądanym, gdyż cera uszkodzona bardzo łatwo się odwadnia. Celowo nie wybrałam produktu przeznaczonego dla skóry tłustej, gdyż uwzględniając obietnice producenta - wersja dla skóry suchej i wrażliwej lepiej odpowiada moim preferencjom i dopasowuje się do moich aktualnych potrzeb.

      Za każdym razem mam wrażenie, że coś w tym produkcie nie gra. Nie odpowiada mi to, w jaki sposób zachowuje się na skórze i od samego początku zaczął wywoływać podejrzliwe myśli. Tonik, delikatnie lepi się, czego spodziewałam się po tak, nawilżającym składzie (i tego jak najbardziej oczekiwałam) , ale formuła zostawia dziwne uczucie ciężkości i obklejenia . Mam wrażenie, ze jakiś składnik, czy też ogólnie, formuła,  blokuje pory i powoduje ekspresowo wypryski. Nie musiałam czekać długo, zaledwie w przeciągu dnia pojawiły się nadprogramowe zmiany ropne. Początkowo ciężko było mi uwierzyć i zdobyć się na osąd, by Fitomed był winowajcą złego stanu mojej cery, ale jestem pewna, że to właśnie on jest przyczyną takiego stanu rzeczy, niestety, po każdym użyciu pojawia się coś nowego na mojej cerze. I nie są to wkurzające, dyskretne zaskórniki, ale typowe wypryski z treścią ropną. Wątpię, by tonik miał aż tak toksyczny wpływ na moją skórę, nie dopasowałam go do potrzeb mojej cery. Muszę wspomnieć, iż toniku używała także moja mama i mimo ładnej,dojrzałej, normalnej cery, która nie sprawia problemów, również zauważyła efekt nieświeżej, zmęczonej skóry podczas regularnego stosowania produktu Fitomed.

      Tonik przyjemnie tonizuje skórę, delikatnie odświeża, faktycznie odczuwalnie nawilża. Nie pozostawia gołej skóry, a otula ją przyjemnym, delikatnym filmem. Nie zauważyłam podrażnienia, zaczerwienień i złych reakcji pod względem wrażliwości podczas stosowania produktu, ale niestety zły wpływ produktu na moją problematyczną skórę wykluczył go z kręgu używanych. Nie ściąga cery. Poza tym, powoduje brzydkie świecenie skóry i rozpulchnienie porów, jak po nietrafionym kremie pielęgnacyjnym. Plusem jest z pewnością fakt, iż nie odwadnia skóry i  nie trzeba go osuszać, gdyż zbalansowany skład nie pogłębia suchości, ale na tle ogromnej wady, jaką jest aknegenność, nie potrafię zdobyć się na ponowne użycie, bowiem za każdym razem, odpowiedź skóry jest negatywna.

      Niestety, nie mogę polecić produktu marki Fitomed osobom ze skórą szczególnie wymagającą, choć zapowiadał się bardzo dobrze, do tego można zdobyć go w dobrej, niskiej cenie. Być może sprawdzi się u osób bez większych wymagań, z ładną, aczkolwiek delikatną cerą, a także przesuszoną, nie podpiszę się jednak pod tym, by był odpowiedni dla skóry problematycznej i podatnej na trądzik. Prawdopodobnie to wina zbyt nawilżającego składu, a także ogólnej ciężkości - produkt ma bardzo dużo humektantów w składzie, a także tłusty emolient. Formuła toniku ziołowego Fitomed nie jest odpowiednia dla mojej skóry i wątpię, bym pokusiła się na kolejne kosmetyki pielęgnacyjne, choć oferta jest bogata, i to wszystko w  kuszących, niskich cenach.

      Butelka z plastiku mieści 200ml płynu o ziołowym, naturalnym, lekko mętnym kolorze. Producent dopuszcza wytrącenie się osadu i wahanie koloru, co jest czymś zupełnie naturalnym w przypadku ziołowych kosmetyków. Produkt, należy chronić przed działaniem słońca, ze względu na aktywne biologiczne związki. Butelka jest poręczna, a aplikator wylewa odpowiednią ilość, choć produkt, na ogół jest średnio wydajny. Wolę jednak opakowania z atomizerem. Cena, pod względem zawartości aktywnych związków,a  także dużej pojemności, jest  bardzo przystępna (ok.10-12 zł). Plusem, jest z pewnością szeroka dostępność - Fitomed znajdziesz w aptekach, sklepach zielarskich, z naturalną, zdrową żywnością.

      INCI:Aqua, Glicyrrhiza Glabra Officinalis Root Extract, Althaea Officinalis Root Extract, Tilia Cordata Extract, Avena Sativa Officinalis Extract, Glycerin, Panthenol, Peg-40 Hydrogenated Castor Oil, Urea, Lactic Acid, Parfum, Phenoxyethanol(and)Ethyl-hexylglycerin

      Koszt 10/12zł / 200ml


      Orientana wzbudza we mnie  ostatnio same negatywne odczucia, aczkolwiek nie potrafię nie dostrzec zalet toniku przeznaczonego dla skóry mieszanej, sprawdza się dobrze w pielęgnacji skóry tłustej jako delikatny nawilżacz i produkt tonizujący. Mocne, ordynarnie walące po nozdrzach, podrażniające błony śluzowe zapachy, powodują pieczenie skóry, łzawienie oczu, a nawet kaszel! Być może jestem zbyt przyziemna i nie jest mi dana orientalna pielęgnacja, ale toniki są stanowczo zbyt mocno aromatyzowane, dosłownie, jakby ktoś wylał mi swoje perfumy prosto na twarz. Nie są zdecydowanie odpowiednie dla skóry podrażnionej i wrażliwej. Polecam rozcieńczać toniki Orientana, gdyż są moim zdaniem, zbyt mocno skoncentrowane - wystarczy dodać wody i konserwant.

      Mimo wysokiego progu bólu i doskonałej tolerancji skórnej, nie byłam w stanie stosować produktów Orientana podczas dni, gdy moja cera jest podrażniona, lub sprawia mi więcej problemów niż zwykle.. Stosowanie pielęgnacyjnych toników Orientana nie spowodowało wyprysków i zmian trądzikowych, ale tak duże stężenie olejków eterycznych i mocno aromatyzowana kompozycja, uczuliło mnie i spowodowało rozległe podrażnienia i poparzenia, co zdarzyło mi się po raz pierwszy  podczas stosowania naturalnych kosmetyków.

      Powróciłam do produktów, ciesząc się ładniejszą cerą, bardziej nawilżoną - wyjątkowo przypadły mi do gustu, i mimo kilku wad, spodobały mi się ich walory pielęgnacyjne, wpływ na cerę przetłuszczającą się i delikatne, ale nie tłuste nawilżenie. Mimo że obie wersje są do siebie podobne pod względem składu, odczucia z ich użytkowania mam zupełnie inne.

      Wersja do skóry normalnej i mieszanej z imbirem i trawą cytrynową, zaskoczyła mnie bardzo pozytywnie. Nie jest tak drażniąca jak wersja do skóry normalnej i znacznie lepiej przyjmuję i toleruję wersję z imbirem. Nie sprawdza się podczas mocniejszego podrażnienia, ale przez większość dni, gości u mnie ostatnio bardzo często - odczuwam pozytywne działanie produktu i sięgam po niego chętnie.

      Zapach jest łagodniejszy i bardziej cytrusowy ,z  nutą imbiru. Jest świeży, orzeźwiający, ale nie mdląco słodki. Nadal podrażnia oczy i usta, dlatego tonik muszę osuszać, a niestety, rozpylanie za pomocą atomizera, nie ułatwia tego zadania. Regularne stosowanie toniku wpłynęło pozytywnie na stan mojej skóry - jest jaśniejsza, ma zdrowy koloryt, wygląda ładniej. Nigdy nie stosuję toniku go o poranku, ze względu na zawartość cytrusów. Tonik wzorcowo współpracuje z moimi kremami, dajac satysfakcjonujące nawilżenie, ale bez zapychania porów. Nie nasila łojotoku, nie wiem czy go hamuje, ale z pewnością nie robi nic złego w tym kierunku. Sprawdza się stosowany samodzielnie, jako nocny, wodny nawilżacz. Zapach szybko się ulatnia. Mimo małej zawartości, toniki Orientana są wydajne, 100ml zawartość służyła mi na dwa miesiące, co jest przy moich możliwościach rzeczą niemożliwą, aczkolwiek muszę wziąć pod uwagę, iż toniku nie stosowałam codziennie (3-5 dni w  tygodniu)

      Nie jest to łagodny produkt, ale osoby z cerą tłustą, problematyczną, będą zadowolone z jego działania. Mimo cytrusów, nie nasila mojego rumienia, nie powoduje również zaczerwienień. Sprawdza się również przyzwoicie w roli bogatszego pod względem składu produktu tonizującego - daje uczucie rozluźnienia skóry, gdy jest potraktowana mocniejszym detergentem. Nie rozpulchnia porów. Dobrze odświeża skórę, cera po przetarciu nie jest skrajnie odwodniona, ale można zauważyć lekki, nawilżający połysk. Przy skórze odwadniającej się - może pogłębiać suchość skóry, dlatego należy go osuszać. Na plus wygodny, sprawny atomizer, który rozpyla równomierną i drobną mgiełkę, ale jednak bardziej gęstą niż uriage. Nie zawiera gliceryny.

      INCI: Aqua, Aloe Barbadensis Leaf Juice, Citrus Medica Limonum Peel Oli, Cucumis Sativus Fruit Extract, Decyl Glucoside, Daucus Carota Sativa Seed Extract, Cymbopogon Schoenanthus Oil , Zingiber Officinale Root Oil, Sodium Benzoate, Potassium Sorbate.

       Koszt 26 zł/100ml 

      Tak miłe odczucia nie towarzyszą mi podczas stosowania jaśminu i zielonej herbaty, który powinien okazać się delikatniejszy, a ma drażniący wpływ na naskórek, zwłaszcza ten uszkodzony. Ponadto, to pierwszy produkt naturalny, który mnie uczulił. 

      Z pewnością produkt spodoba się osobom, które lubią zapach jaśminu i są przyzwyczajone do tak mocnych zapachów. Produkt dobrze rozluźnia skórę i ją odpręża po myciu, więc jestem pewna co do spełnienia podstawowej roli. Jednak żaden produkt, nie miał jeszcze aż tak drażniącego wpływu na moją cerę, która zawsze wydawała się oporna na działanie naturalnych składników. Po pierwszej aplikacji, moja skóra zaprotestowała i przywitałam rozległy rumień oraz dotąd mi obce, mocne podrażnienie. W miejscach, gdzie pojawił się delikatny naskórek - wystąpiło poparzenie. Nie mogłam początkowo opanować sytuacji, aby zapobiec bliznom i szybko podleczyć naskórek, skończyłam w poradni dermatologicznej. Żałuję, że zrobiłam odstępstwo od swojej podstawowej zasady i nie wykonałam próby uczuleniowej zanim rozpyliłam produkt. Po części to moja wina, ale nie maiłam pojęcia, że producent aż tak bardzo aromatyzuje swoje produkty, gdyż pojedyncze składniki nie robią mojej skórze nic złego.

      Późniejsze próby okiełznania toniku z jaśminem okazały się bardziej owocne, ale nadal niezmiennie moją cerę podrażnia.  Nie jest też tak przyjemny w użyciu jak wersja dla cery mieszanej, mam wrażenie, ze zostawia bardziej wyczuwalny film na skórze. Zawiera glicerynę. Przez jej zawartość nie współpracuje z każdym moim kremem, widocznie i odczuwalnie opóźnia jego wchłanianie. Nie nawilża też tak dobrze jak wspomniana wersja skierowana dla skóry mieszanej. Nie zauważyłam większych efektów podczas stosowania toniku, cera nie jest szczególnie wygładzona, miękka. Zdecydowanie szybciej odwadnia naskórek i trzeba koniecznie go osuszać. Bardzo podrażnia moje naczynka, praktycznie zawsze odczuwam uczucie gorąca po rozpyleniu produktu. Byłam zmuszona rozcieńczyć go dwukrotnie większą ilością wody, po rozcieńczeniu, sprawdza się znacznie lepiej, ale nadal nie jestem z niego na tyle zadowolona, by kupić kosmetyk ponownie. Nie przyczynił się do powstania zaskórników, jest lekki, ale przez glicerynę nie do końca podoba mi się w jaki sposób zachowuje się na skórze. 

      Na plus wygodna, plastikowa, 100ml buteleczka i sprawny atomizer. Cena może wydawać się wysoka, jednak toniki bazują na soku aloesowym i mają wysokie stężenie składników aktywnych Toniki mogą sprawdzić się na skórze mało wrażliwej, to dobre produkty, ale jak dla mnie, zbyt agresywne.

      INCI: Aqua  Aloe Barbadensis Leaf Juice , Camelia Sinensis Leaf Extract , Glycerin , Glycyrrhiza Glabra Root Extract , Withania Somnifera Root Extract ), Jasminum Officinale Flower Leaf Oil, Oramix Ns , Sodium Benzoate , Potassium Sorbate .

      Koszt 26zł/100ml


      Woda termalna Uriage jest moim absolutnym hitem od kilku lat i przywróciła nadzieję, iż dermokosmetyki mogą być skuteczne. Nie zliczę litrów zużytej wody Uriage, ale to jedyny kosmetyk, który mam zawsze w zapasie i jestem pewna, że się nie zmarnuje. 

      Woda ma praktyczny aplikator, atomizer rozpyla cudowną mgiełkę wody, bez dużych drobinek, dlatego wody Uriage można używać nawet do zwieńczenia makijażu. 

      Wiele wód termalnych nie dawało żadnych efektów na mojej skórze, dlatego Uriage od razu wywołała zachwyt, ze względu na niesamowite właściwości kojące i łagodzące. Osoby, które borykają się z cerą wrażliwą, lub stosują tak silne środki złuszczające, z pewnością docenią jej działanie. Jest niewiele produktów, którymi można ratować się w sytuacjach beznadziejnych bez ryzyka dodatkowych podrażnień - poparzenia, silny stan zapalny skóry, rumień, zmiany atopowe. Jedynie Uriage daje kojące uczucie chłodu, zmniejsza rumień i łagodzi zmiany ropne. Nie jestem w stanie wymienić wszystkich właściwości wody Uriage - ale po jej użyciu moja skóra wraca do normalnego kolorytu, jest odświeżona i ukojona. Nigdy nie spowodowała podrażnień, rumienia i szczypania - skutecznie łagodzi te objawy.

      Ważne jest to, iż wody Uriage nie trzeba osuszać, co jest niezwykłym ułatwieniem. Towarzyszy mi nie tylko podczas kuracji, ale także podczas każdej pory roku, zwłaszcza lata, gdy skora łatwo się przegrzewa, a jedynie rozpylona Uriage daję natychmiastową ulgę i poczucie chłodu. Delikatnie nawilża. 

      Uriage towarzyszy mi już do kilku lat i nic jej nie pobiło, nawet naturalne hydrolaty. To jedyny pewny punkt mojej pielęgnacji, na którym zawsze  mogę polegać i niezależnie od stanu mojej cery - wiem, że pomoże i przyniesie ulgę. Używam jej do zwieńczania makijażu, codziennej pielęgnacji, rozrzedzania kosmetyków. Ma u mnie mnóstwo zastosowań i w  każdym sprawdza się wyśmienicie. 

      INCI: woda termalne uriage
      Koszt 300ml/ok.30zł

      Na moim przykładzie widać, że najprostsze wybory, zawsze okazują się najlepsze. Kilka ostatnich tygodni, jest obfitych w wiele, nietrafionych produktów, co odbiło się negatywnie na kondycji mojej skory. W zestawieniu, zdecydowanie wygrywa woda Uriage, która jeszcze nigdy mnie nie zawiodła, a ze względu na czysty i prosty skład, jest bezpieczna dla każdego typu i rodzaju skóry. Największym rozczarowaniem okazał się tonik Fitomedu, natomiast tonik Orientana z trawą cytrynową i imbirem, zaskoczył mnie bardzo pozytywnie. 


      Pozdrawiam,
      Ewa

      Jak przygotować skórę pod podkład mineralny? | Najczęstsze problemy z kosmetykami mineralnymi: bardzo tłusta cera, warzenie się podkładu, nierównomierne rozprowadzanie, podkreślanie suchych skórek i nierównej faktury skóry

      $
      0
      0

      Makijaż mineralny nie ma ograniczeń, mimo że obchodzenie się z proszkową formułą może wydawać się trudniejsze i bardziej problematyczne. Dobrze dobrane kosmetyki mineralne wyglądają naturalnie, świeżo, zdrowo, nie podkreślając niedoskonałości. Oczywiście, nie są dla wszystkich, gdyż formuła sypka wymaga jednak podstawowych umiejętności i pochłania znacznie więcej czasu. Nie przekreśla to jednak korzyści płynących ze stosowania mineralnej kolorówki -  począwszy od krótkiego, prostego składu bez toksycznych i szkodliwych składników, skończywszy na bogatej ofercie formuł, kolorystyki i wykończeń, gdzie każda kobieta znajdzie coś dla siebie. 

      Zanim przejdziesz do wyboru formuły ( o tym czym się kierować i jak bliżej poznać produkty mineralne pisałam w tym miejscu>) , musisz wiedzieć, że kosmetyki mineralne są znacznie bardziej wymagające i uzależnione od stanu Twojej skóry. Żaden kosmetyk nie będzie wyglądał dobrze na zaniedbanej cerze, podkład mineralny, przez krótki skład, może jedynie jeszcze bardziej uwydatnić Twoje niedoskonałości. Trudniej jest także dopasować formułę, gdyż minerały potrzebują nawilżonej, najlepiej gładkiej pod względem faktury skóry. Oczywiście, można odpowiednim sposobem pewne mankamenty skórne zakryć, aczkolwiek fatalny stan cery nigdy się nie wybroni, gdyż kosmetyki mineralne są gorzej przyczepne do skóry, tym samym mogą osiadać w porach, podkreślać wypryski, powodować warzenie i smugi podczas kontaktu z potem. Nie ma więc mowy o naturalnym efekcie, jeśli Twoja cera bez podkładu już sprawia Ci bardzo dużo problemów.

      Mam nadzieję, że nie zniechęciłam Cię do stosowania mineralnej kolorówki, gdyż ma ogrom zalet, które przyćmiewa jedynie potrzeba uregulowania skóry, co może być trudne, jeśli masz cerę problematyczną. 

      Przede wszystkim, muszę odesłać Cię do absolutnych podstaw pielęgnacyjnych. Niezależnie od Twojego typu cery, skórę należy delikatnie, acz skutecznie oczyszczać, odświeżać, subtelnie nawilżać, złuszczać i w razie potrzeby regulować. Czynności na ogół proste, pewnie słyszałeś o nich już wiele razy w blokach reklamowych i na innych platformach, zanim jednak przewiniesz dalej, przeczytaj koniecznie obszerny wpis, który może odmienić Twoje dotychczasowe spojrzenie na pielęgnacje i stosowane kosmetyki > Reasumując, pielęgnacja powinna przede wszystkim nie podrażniać nadmiernie Twojego naskórka, utrzymywać odpowiedni poziom nawilżenia, a najważniejsze - regulować stan Twojej cery, aby nie dopuszczać do nadprogramowych nierówności, wyprysków i nadmiernego łojotoku. 

      Poszukując dawki nawilżenia, pamiętaj, by skóry nadmiernie nie obciążać. Nie każdy typ skóry potrzebuje kołderki, która otuli go i zapobiegnie nadmiernej ucieczce wody, choć jest to pożądane podczas regularnego stosowania kosmetyków mineralnych, gdyż mogą odwadniać naskórek. Nie jest to jednak zasadą, zbyt ciężkich kosmetyków nie lubi ani twoja skóra, ani podkłady mineralne, gdyż będą powodować smugi, plamy i warzenie się podkładu. Minerały to bardzo intymne kosmetyki, które muszą współpracować z Twoją cerą, dlatego wybieraj minerały do typu i preferencji Twojej cery, nie kieruj się jedynie wykończeniem minerałów, ich stopniem krycia, nie dobieraj także do kremu do minerałów, dobieraj je do skóry! O odpowiedniej dawce nawilżenia i delikatnej pielęgnacji dla skóry szczególnie podatnej na powstawanie zmian trądzikowych i nadmierny łojotok, zdążyłam już poświęcić oddzielny wpis >

      Nie zawsze jednak fatalny stan cery wynika z zaniedbań. Każdy ma te gorsze dni, podczas leczenia dermatologicznego prawie zawsze makijaż mineralny wygląda tragicznie :) Aby choć minimalnie poprawić tę niezbyt przyjemną sytuację, możesz zastosować kilka trików, które mogą pomóc w rozwiązaniu Twoich problemów z kosmetykami mineralnymi. 

      Przede wszystkim odpowiednia baza. Najlepszą bazą pod makijaż mineralny jest ładna, zadbana cera, ale nie każdy jest takim szczęśliwcem i cóż, trzeba nagimnastykować się, by jakoś ujarzmić cerę i przetrwać kilka godzin w  estetycznie prezentującym się makijażu, nikt nie chce wyglądać jak porowate ciasto drożdżowe. Przede wszystkim należy unikać dużej ilości nakładanego kosmetyku pielęgnacyjnego, minerały nie są dostosowane do takiego tłustego podłoża i zwyczajnie ześlizgują się, od razu odczujesz problemy z rozprowadzaniem podkładu, taki kosmetyk także momentalnie się zwarzy. Produkt nie powinien obciążać skóry i dobrze z nią współpracować, to tak ogólnie rzecz biorąc. Warto wszelki nadmiar sebum i kosmetyków odcisnąć w chusteczkę higieniczną.

      Problem pojawia się jeśli musisz stosować produkty, których zwyczajnie trzeba używać w dużej ilości (kremy z filtrem) , a to wróży tylko katastrofę makijażową. Można wyjść z  tej opresji, dobierając dobry preparat, pod minerały polecam zdecydowanie bardziej filtry chemiczno-mineralne, gdyż chemiczne bazują głównie na glicerynie (a gliceryna niestety, powoduje okropne warzenie podkładu mineralnego), a mineralne są z zasady tłuste. Najlepiej, by formuła była lejąca, lub sucho-kremowa, można spotkać produkty zastygające, które bardzo dobrze współpracują z minerałami, gdyż ograniczają nadmierny łojotok i mimo dużej ilości - trzymają je na miejscu. Są dobrym wyborem także dla osób, które mają nierówną fakturę skóry, gdyż minerały nie osiadają aż tak bardzo w nierównościach, a prezentują się gładko. Bardziej tłuste kremy z filtrem, należy porządnie przypudrować przed nałożeniem podkładu, co i tak nie daje gwarancji ciągłego matu.

      Jeśli jednak nie stosujesz kremów z filtrem, nie odczuwasz takiej potrzeby i stawiasz na komfort i wysoką jakość makijażu, masz szersze pole do popisu. 

      Jeśli borykasz się z przetłuszczaniem skóry, które uznajesz w granicach normy i ma ono głównie charakter estetyczny, pomyślałabym nad zastosowaniem prostej metody, polegającej na zmatowieniu skóry pudrem przed nałożeniem podkładu. Bardzo ważne jest, aby puder był bardzo drobno zmielony, np. popularny puder bambusowy ma duże cząsteczki i bardzo ciężko jest utrzymać przez długi czas efekt matu, jeśli ktoś ma ogromny problem z  przetłuszczaniem cery. Sprawdzi się krzemionka spherica, drobniusieńkie pudry z talkiem (np. Laura Miercer Transulent Silk) lub wysokiej jakości pudry prasowane. Pamiętaj także o zmatowieniu skóry po nałożeniu podkładu mineralnego, gdyż pominięcie tej czynności znacznie skraca trwałość makijażu i nie daje gwarancji dłuższego efektu matującego, jeśli zastosujesz ten sposób jedynie przed nałożeniem podkładu. Ważne jest, aby puder był drobno zmielony, gdyż duże drobinki nie tylko skrócą świeżość Twojego makijażu, ale także sprawią, iż makijaż będzie wyglądał sucho.

      Jeśli masz duży problem z  łojotokiem, warto pomyśleć nad bazą, która ściąga i obkurcza delikatnie pory, przez co makijaż ich nie podkreśli,a  także odznaczy się lepszą trwałością. W tym celu, najlepiej sprawdzają się produkty żelowe, gdyż zawierają glikol propylenowy, sprawdzą się także delikatne preparaty z  kwasami, które równie dobrze spełniają swoje zadanie : żel z kwasem azelainowym, lekko kwaśne toniki, Bioderma Pore Refiner, czy żelowa baza matująca Ever Matt BECCA z roślinnymi ekstraktami, które obkurczają rozszerzone pory. Warto takie wzmocnić efekt stosując metodę z pudrem na skórę, aczkolwiek należy ją stosować tylko w ekstremalnych przypadkach, gdyż makijaż może wyglądać zbyt pyliście i pudrowo. Jest możliwość nakładania dodatkowo na warstwę podkładu suchego proszku (np. suche minerały Lily Lolo) , aczkolwiek należy mieć na uwadze, ze łączenie formuł i dodatkowa ilość pudru mogą powodować warzenie się podkładu.

      Powyższe rady są również odpowiednie dla osób z rozszerzonymi porami - należy dodatkowo unikać aplikacji na mokro, gdyż ten sposób bardzo podkreśla pory, tak jak zbyt ciężka formuła i nakładanie minerałów na dużą ilość kosmetyku pielęgnacyjnego. Dla dużych porów, najodpowiedniejsze są formuły lekkie, pudrowe, matujące, o dużych cząsteczkach - im podkład bardziej delikatny, kremowy i przylegający, tym większe prawdopodobieństwo, że uwydatni to, co starasz się ukrywać.

      Problem z podkładami mineralnymi nie dotyczy tylko tłustej cery, ale także suchej. Nie ukrywam, że najtrudniejsze jest wybranie odpowiedniej formuły, gdyż suche proszki są słabo przyczepne do skóry i to głównie nieodpowiednio dobrany produkt powoduje efekt suchości, ściągnięcia i podkreśla w brzydki sposób suche skorki, Zbyt suchy podkład ma także tendencję podkreślania nierówności, tak jak zbyt ciężki - gdyż będzie się na nich osadzał. Można jednak trochę zdziałać, porządnie zmiękczając naskórek. Nie ma zbyt wielu złotych rad na suche skórki - należy je usunąć (a wiemy, ze to nie zawsze możliwe, zwłaszcza, gdy stosujesz retinoid lub kwas) lub zmiękczyć powierzchnię skóry, gdyż ściągnięty do granic możliwości naskórek, będzie z pewnością podkreślony przez suchy proszek i oprócz suchych skórek, minerały ukażą brzydką, suchą fakturę skóry. W kwestii suchej cery, należy pokombinować z pielęgnacją, delikatniej oczyszczać cerę, nawilżać i regularnie tonizować. Aby podkład łatwiej się rozprowadzał,bardziej gładko, nie podkreślając brzydkich nierówności i mankamentów suchej cery, warto minerały aplikować metodą na mokro, nie polecam jednak w tym celu wodnych toników, czy wód termalnych, a nawilżające mgiełki, gdyż efekt nawilżenia będzie odczuwalny, a podkład po odparowaniu wody nie będzie prezentował się pudrowo i sucho. Warto spróbować aplikacji za pomocą gąbeczki, gdyż podkład przyjmie delikatniejszą dla skóry suchej lekko mokrą konsystencję, a także gąbka nie odda zbyt dużo produktu, co mogłoby zaowocować warzeniem się podkładu.

      Problem, gdy suchy proszek po krótkim czasie zaczyna wyglądać sucho na twarzy, wówczas warto zdjąć pudrowość za pomocą nasączonego wodą lub mgiełką nawilżająca płatka kosmetycznego. Nie warto przypudrowywać skóry od razu po nałożeniu podkładu, a wówczas, gdy podkład zdąży połączyć się z cerą, puder natomiast należy zaaplikować w oszczędnej ilości wyłącznie w miejscach, gdzie makijaż jest najmniej trwały. Zwróć uwagę, by proszek był drobny, im bardziej gruby proszek, tym łatwiej o suchy efekt. 

      Nierównomierne rozprowadzanie podkładu i towarzyszące smugi, powoduje głównie za ciężka i tępa formuła (nakładasz dużo podkładu na pędzel i ciężko go rozetrzeć, w konsekwencji tworzą się plamy), ale także tłusta cera i nadmiar sebum oraz tłuste kosmetyki. Kosmetyk powinien rozcierać się bezproblemowo, dlatego skora musi być delikatnie nawilżona, ale nie tłusta.  Suchy proszek w innym przypadku przylepi się do produktu,a  po jakimś czasie spłynie.

      Warzenie podkładu to notorycznie pojawiający się problem, nawet tym najbardziej wprawionym zdarza się osiągnąć efekt pachnącej bułeczki z ulubionej piekarni. Nie ma nic gorszego od zwarzonego podkładu, pomijam już niedobrany kolor podkładu i jego oksydację w ciągu dnia,  maska na twarzy to coś zupełnie przeciwnego od tego, co ma zapewniać podkład mineralny i przyczyn jest naprawdę dużo. Zawsze będzie to wyglądać fatalnie,dlatego podkład należy nakładać tam, gdzie trzeba, co złego jest w pozostawieniu ładnej, zdrowej cery bez podkładu? Czasami problem jest w nas :)
      • Za ciężka i tępa formuła, przez słabe rozprowadzenie podkładu jest za dużo za skórze (lub zbyt gruba warstwa w pewnych miejscach). Jest także obciążający i powoduje pocenie się skóry, co w konsekwencji prowadzi do warzenia się podkładu
      • Niedobrany kolorystycznie podkład, niedopasowane pigmenty nie współpracują z cerą, łatwiej o nierównomierne rozprowadzenie, podkład musi być idealnie dobrany do koloru skóry, aby mógł z nią współpracować
      • Różne formuły kosmetyków, łączenie rożnych formuł kosmetyków mineralnych, czy też zupełnie odmiennych - tradycyjnej płynnej, z suchą, mineralną, zawsze zwiększa ryzyko nieestetycznie wyglądającego podkładu
      • Za duża ilość podkładu, to podstawowa przyczyna złego wyglądu makijażu. Podkład zawsze nakładaj cienkimi warstwami, delikatnie rozcierając, aby dobrze rozetrzeć podkład mineralny musisz poświecić mu kilka minut, wykonuj koliste ruchy
      • Podkład to nie kamuflaż, jeśli masz dużo do ukrycia - sięgnij po korektor. Aby korektor stopił się z cerą, rozcieraj go pędzlem z włosia naturalnego, do rozcierania cieni. włosie syntetyczne nabiera zbyt dużo produktu i nie cieniuje go z taką łatwością. Podkład dokładaj tylko w  tych miejscach, w których potrzebujesz najbardziej krycia.
      • Nieodpowiednia technika nakładania podkładu mineralnego, zdarza się, ze zła aplikacja ma główny wpływ na warzenie się podkładu - głównie aplikacja na mokro
      • Zawartość gliceryny w kosmetykach, gliceryna w dużej ilości wyciąga wodę z naskórka, podkłady zamiast przykleić się do skóry, rozchodzą się i warzą. bazy glicerynowe faktycznie się sprawdzają, ale podczas stosowania kolorówki płynnej, gdyż wiążą wodę. Przy kosmetykach mineralnych nie mają racji bytu, niestety.
      • Za duża ilość kosmetyków pielęgnacyjnych i źle dobrana pielęgnacja
      • Utrwalanie makijażu za pomocą mgiełek, za duża ilość rozpylanego produktu 
      • Cera powinna być dotleniona, im bardziej się zanieczyszcza, tym większe prawdopodobieństwo zwarzenia się podkładu, bez względu na pielęgnację i stosowane kosmetyki, choć mogą to skutecznie ograniczyć do minimum (np. podkład warzy się tylko w jednym miejscu, np. nosie)
      Jeśli jednak masz ładną cerę, ale jesteś zainteresowany produktami mineralnymi, nic nie stoi na przeszkodzie, super, że tutaj jesteś  ;) Najodpowiedniejszym produktem pod podkład mineralny, jest jedynie lekki kosmetyk, który zapobiegnie nadmiernej utracie wody z naskórka. Ważne, aby współpracował z Twoją cerą i wchłaniał się do matu, bez uczucia lepkości. 

      Podkłady mineralne, mimo kilku przeszkód i specyficznej formy, nadal są jednymi z najbezpieczniejszych, pod względem składu, produktów kolorowych. Mimo braku substancji nawilżających i łatwej, płynnej treści, w większości nie powodują alergii i zmian trądzikowych. Przy zastosowaniu odpowiedniej techniki, ale przede wszystkim odpowiedniej pielęgnacji i doboru formuły, prezentują się bardzo naturalnie, zdrowo, dając satysfakcjonujące krycie bez ryzyka warzenia się podkładu i podkreślania niedoskonałości.


      Pozdrawiam serdecznie,
      Ewa

      Olejki myjące z kwasami | Olejowe oczyszczanie dla skóry trądzikowej i zanieczyszczonej

      $
      0
      0
      Często dostaję od Was pytania o obsługę olejków myjących, gdyż oleje stosowane w takiej ilości i częstotliwości mogą faktycznie pogorszyć stan skóry podatnej na trądzik i zanieczyszczenia. Aby rozwiać Wasze obawy,a  także nieco rozjaśnić sytuację, postanowiłam poświęcić oddzielny wpis w jak bezpieczny sposób można oczyszczać cerę trądzikową bez ryzyka zapychania porów oraz jak w prosty sposób zmodyfikować olejek myjący, aby nie rozpulchniał porów, a działał przy tym antybakteryjnie i obkurczająco na pory. 

      Przede wszystkim mając cerę trądzikową, olej należy traktować głównie jako rozpuszczalnik. O zaletach olejowego oczyszczania słyszeliście już pewnie nie raz, jedynie olej (tłuszcz) jest w stanie połączyć się z zanieczyszczeniami i nadmiarem sebum, rozpuszczając je w delikatny sposób, a przy tym nie naruszając bariery skórnej. To bardzo ważne, gdyż uszkadzanie bariery naskórkowej, zwłaszcza w przypadku cery trądzikowej i podatnej na działanie bakterii, nie wróży niczego dobrego. Olej nie ma także drażniącego wpływu na naskórek, zmniejsza negatywny wpływ detergentów na skórę, jeśli zastosujesz środki myjące po oczyszczaniu olejem.

      Obok ogromnych zalet olejów w pielęgnacji, są i pewne minusy, mianowicie oleje w nadmiarze nie mają pozytywnego wpływu na kondycję skóry - oprócz nadmiernego wysuszenia naskórka, rozpulchniają pory, zanieczyszczają je i mogą być przyczyną bolesnych zmian nie tylko ropnych, ale także nieestetycznych grudek. Nie oszukujmy się, właśnie tego chcemy uniknąć, jak wiec stosować oleje, by nie dopuszczać do takich sytuacji?

      Najważniejsze jest zmycie oleju z powierzchni skóry, aby zrobić to w delikatny sposób, nie podrażniając delikatnej skóry, polecam kupić lub stworzyć w banalny sposób swój własny olejek myjący (jak to zrobić, przeczytasz tutaj>). Olejki myjące mają  wyższość nad zwykłymi olejami, gdyż zawierają środek emulgujący, który emulguje tłuszcz i ułatwia jego spłukanie z powierzchni skóry. To bardzo pomocne, gdyż usuwanie czystego oleju jest czynnością bardzo trudną, należy użyć mocnych detergentów i w ten sposób zamiast łagodnego oczyszczania, nadmiernie podrażniasz swoją skórę. 

      Krokiem drugim, jest zmycie warstwy oleju łagodnym detergentem. Oczywiście, jeśli masz delikatną, suchą cerę nie musisz tego robić, ale środek emulgujący nie usuwa w 100% powierzchni olejowej, która nadal pozostaje na skórze i może pogorszyć stan twojej cery - możesz to zrobić zarówno środkami wymagającymi wody, jak i płynem micelarnym, polecam jednak kontakt z wodą. Możesz zastanawiać się czemu, używałam, że prawidłowe zmycie oleju wymaga wody, przecierając skórę nasączonym płynem micelarnym płatkiem nigdy nie masz pewności,że usunąłeś dokładnie olej z powierzchni skóry. Może wydawać się to zbyt skomplikowane, aczkolwiek zaręczam, że zmywanie oleju łagodnym detergentem nie pogorszy stanu Twojej cery, wręcz przeciwnie, oczyścisz bardzo dokładnie i głęboko skórę bez jej nadmiernego podrażniania. Użycie detergentów na skórę pokrytą delikatnym filmem, sprawia że są znacznie łagodniejsze i mają mniejszy potencjał drażniący. To także świetny sposób na zbyt mocny żel, czy też mydło, gdyż olej buforuje negatywny wpływ detergentów na twój naskórek, gdy jest pokryty ochronnym filmem. Polecam jednak używać łagodnych środków.

      Aby zwiększyć walory oczyszczające, możesz olej usunąć za pomocą ściereczki, szmatki wykonanej z mikrofibry, a następnie umyć skórę łagodnym detergentem. Sposób ten dodatkowo lepiej poradzi sobie z usunięciem suchych skórek. Pamiętaj jednak, by Twoja ściereczka była zawsze czysta.

      Wiele z Was nie dowierza jak skora może być czysta po takim zabiegu - w tym właśnie tkwi sekret - delikatność, ale bardzo głębokie działanie. Sam żel, czy też mydło nie da takiego efektu, a skóra będzie znacznie bardziej podrażniona.

      Niezwykle ważna jest długość całego zabiegu, jeśli używasz oleju do rozpuszczenia makijażu, zanieczyszczeń, nigdy nie masuj swojej skóry zbyt długo. Olejowe oczyszczanie polega jedynie na rozpuszczeniu tłuszczowych zabrudzeń, dlatego jedynie połącz olej ze swoją skórą, unikaj zbyt mocnych, drażniących ruchów. Za długie masowanie skóry powoduje wnikanie zanieczyszczeń w pory, ale przede wszystkim przegrzewa skórę, czego należy unikać, mając cerę trądzikową, naczynkową i wrażliwą. Masaż skóry wykonuj zawsze na czystej skórze, nigdy na zanieczyszczonej.

      Ci, którzy stosują olejki dłużej,  albo mają ogromny problem z  porami i szybko zanieczyszczającą się cerą - warto stworzyć banalnie prostą oliwkę myjącą z kwasami. Mamy to szczęście w nieszczęściu, iż kwasy BHA i LHA, które doskonale obkurczają pory i oczyszczają cerę są kwasami rozpuszczalnymi w tłuszczach. Dzięki tłustej bazie nie ma problemu z ich rozpuszczeniem, a także, co ważne - nie mają drażniącego wpływu na skórę, a działają leczniczo. To świetna opcja dla osób, które nie tolerują kwasów ze względu na kwaśne pH a chciałyby jednak je przemycić w codziennej pielęgnacji. Mogę już z góry powiedzieć, że oliwka z LHA jest fenomenalna i jej codzienne stosowanie znacznie poprawiło stan mojej cery i wpłynęło na stan oczyszczenia moich porów.

      Aby wykonać oliwkę myjącą dla cery tłustej i zanieczyszczonej, musisz posiadać trzy składniki : Bazę (olej), emulgator oraz kwas (BHA lub LHA). Muszę jedynie wspomnieć, że do takiego olejku myjącego, warto dodawać także olejków eterycznych, które nie tylko umilają cały zabieg rześkim, świeżym, głębokim zapachem, ale także mają unikalne właściwości. Jeśli borykasz się z tłustą cerą, polecam użyć olejku lawendowego, szałwiowego, rozmarynowego, z rumianku rzymskiego, manuka oraz z drzewka herbacianego. Wybór należy do Ciebie - warto jednak łączyć olejki z ziół prowansalskich (lawenda, rozmaryn, oregano) z tymi o silnym działaniu przeciwgrzybicznym i antybakteryjnym (manuka, z drzewa herbacianego) - efekt to czysta cera, odświeżone pory, mniej wyprysków. Olejków eterycznych należy używać w małej ilości, na 100ml olejku myjącego, wystarczy od 5 do 20 kropli, w  zależności jaką koncentrację olejków jest w stanie znieść Twoja skóra, pamiętaj, że to silnie skoncentrowane substancje.


      Bazą powinien być olej, który po pierwsze ma dobry poślizg, postać ciekłą (nie może mieć formy stałej w temperaturze pokojowej, jak stworzyć masło do demakijażu napiszę niebawem) i można go podgrzewać, ponieważ kwasy nie rozpuszczają się wcale tak łatwo i nie obejdzie się bez potraktowania oleju wyższą temperaturą. W tym celu sprawdzą się oleje powszechnie używane do smażenia - słonecznikowy, rzepakowy, z pestek winogron, oliwa z oliwek, możesz dodać także oleju lnianego (lub innego czułego na temperaturę), ale wówczas, gdy z powyższych olejów rozpuścisz kwas. Twoja oliwka hydrofilowa może być wykonana spokojnie na każdym z powyższych olejów, gdyż jej zadaniem jest głównie rozpuszczanie zanieczyszczeń i ma dosyć krótki kontakt z twoją cerą. Nie ma natomiast aż takiej dowolności w wyborze emulgatora, możesz użyć lecytyny sojowej, aczkolwiek najbardziej sprawdzonym jest PEG-7 (Glyceryl Cocoate), który doskonale emulguje taką ilość tłuszczu, nie sprawia, iż olejek jest tępy, a także dobrze spłukuje się ze skóry.

      Wybór kwasu zależy od Twoich wymagań i problemów z cerą, zarówno kwas salicylowy jak i lipohydroksylowy działają na podobne problemy. Kwasu LHA użyjesz w mniejszej ilości, ma on mniejszą cząsteczkę, sprawia więcej trudności w rozpuszczeniu, aczkolwiek wynagradza to lepszą skutecznością pod względem oczyszczenia i domknięcia porów. Kwas salicylowy ma większą cząsteczkę, działa lepiej przeciwzapalnie, również oczyszcza pory, ale nie tak intensywnie jak kwas LHA. Osobom z typową cerą tłustą, bez większych zmian, polecam zdecydowanie kwas lipohydroksylowy, natomiast tym z cerą wrażliwszą, z wypryskami - kwas salicylowy. Zamiast kwasu salicylowego możesz użyć również salicylolu, ale pamiętaj, że jest on wykonywany na oleju rycynowym, który jest gęsty i może spowodować trudniejsze rozprowadzanie oliwki myjącej na skórze.

      Rzecz najważniejsza, czyli proporcje. Pierwszą czynnością jest rozpuszczenie kwasu w oleju, nie rozpuszczaj kwasu od razu w całej ilości oleju, w około 1/4 oleju umieść kwas, a następnie mieszankę ogrzewaj w kąpieli wodnej, ciągle mieszając. Kwas salicylowy powinien bezproblemowo się rozpuścić, następnie dodaj większą ilość oleju, mieszaj przez chwilę i odstaw. Kiedy olejek ostygnie, dodaj emulgator w proporcji 10 (lub 9) :1 (gdzie jeden oznacza emulgator). Aby ułatwić sobie zadanie, możesz narysować kreski w równej odległości na szklanym naczyniu - do 10 kreski nalej oleju z kwasem, natomiast 11 wypełnij emulgatorem. Kwas LHA jest odrobinę bardziej problematyczny, dlatego polecam małą ilość oleju podgrzać po kilka sekund w mikrofalówce (mi wystarczyły  4 sesje) , resztę oleju ogrzać w kąpieli wodnej, następnie po rozpuszczeniu kwasu LHA w małej ilości oleju, dodawać stopniowo jeszcze ciepłą, pozostałą ilość oleju. Również po ostygnięciu dodaj emulgator, w tej samej ilości.

      Przeliczenia dotyczą oleju słonecznikowego (0.920g/ml) oraz kwasu salicylowego ze stronyzróbsobiekrem (ciężar nasypowy 0.54 g/ml)

      Oliwka z kwasem LHA 1.5% : 88.5ml oleju słonecznikowego i 2ml kwasu LHA + emulgator Glyceryl Cocoate (8.6ml ~9:1)
      Oliwka z kwasem salicylowym 1% : 89.7ml oleju słonecznikowego i  1.7ml kwasu salicylowego (kwasu nie ściskamy) + emulgator Glyceryl Cocoate (8.5ml)
      Oliwka z kwasem salicylowym 3%: 86 ml oleju słonecznikowego i 5ml kwasu salicylowego (kwasu nie ściskamy) + emulgator Glyceryl Cocoate (8.4ml)
      Oliwka z kwasem salicylowym 5%:  83.3 ml oleju słonecznikowego i 8.3 ml kwasu salicylowego (kwasu nie ściskamy) +  emulgator Glyceryl Cocoate (8.3ml)

      Olejku z kwasami nie należy używać w okolicach oczu, Twoja mieszanka ma ważność około 6 miesięcy (jeśli użyjesz rafinowanego oleju), nie ma potrzeby jej konserwacji, dodatek olejków eterycznych, dodatkowo przedłuży trwałość Twojego kosmetyku.

      Pozdrawiam serdecznie,
      Ewa

      Rumieniec z Lily Lolo | Róże mineralne Lily Lolo : Candy Girl, Surfer Girl, Flushed, Oh la la, Clementine, Rosebud, Sunset

      $
      0
      0

      Uwielbiam różne wykończenia, faktury, migoczące drobinki, brzoskwinie, czerwienie, burgundy i liliowe róże. Nie wiem jakim cudem ( i zapewne w ciężko to uwierzyć) nie dostrzegałam przez tak długi czas magii różu, ale cóż, człowiek do zrozumienia pewnych kwestii potrzebuje czasu :) Ze względu na problematyczną cerę, ale przede wszystkim bogactwo kolorów i dobrą pigmentację, sięgam głównie po róże mineralne. Data publikacji nie jest także przypadkowa - właśnie dzisiaj świętuję 22 urodziny i mam nadzieję, że dostarczę Wam kolorów, których zdecydowanie brakuje w marcu ! Specjalnie na tę okazję przygotowałam mnóstwo zdjęć, a jest w czym wybierać, róże Lily Lolo to moje ulubione od kilku lat!

      Wpis jest otwarty, jeśli moja kolekcja różów Lily Lolo poszerzy się (a jestem pewna, ze tak będzie ;)) na pewno wykonam dokładniejsze zdjęcia oraz oczywiście podgląd różów na mojej ozłoconej karnacji.

      Pamiętam moje niezadowolenie z kolorówki Lily Lolo, muszę jednak nawrócić się, gdyż od momentu okiełznania mojej problematycznej cery, marka przoduje w moich zbiorach. Nic nie zmieniło się jednak w kwestii różów, które uwielbiam od słynnego, uroczego proszku Oh la la. Popularny róż, zapewnił mi subtelny, uroczy, dziewczęcy rumieniec, długi efekt i cudowne stopienie z  cerą, od tego momentu wciąż poszerzam swoją kolekcję o nowe odcienie. Dzięki Pani Aleksandrze, miałam możliwość bliższego zapoznania się z próbkami wszystkich odcieni, co znacznie ułatwiło mi zakup kolejnych, czarujących puzderek, z bajeczną, pudrową zawartością. Wpis nie jest sponsorowany. 

      Róże Lily Lolo nie są łatwe w obsłudze przez bardzo mocną pigmentację i suchą konsystencję matowych kolorów. Moja ręka jest jednak wyjątkowo lekka, muszę szczerze przyznać, że zdążyłam przywyknąć do tak mocno napigmentowanych kosmetyków i aplikacja nie sprawia mi już żadnych problemów. Rozumiem jednak doskonale obawy wielu osób, gdyż nałożenie tak intensywnego proszku na rumieńce w naturalny sposób, nie jest wcale tak proste.

      Róże Lily Lolo są bardzo specyficzne i bardzo różnorodne pod względem konsystencji, wykończenia, trwałości i efektu. Moimi ulubionymi są te z wykończeniem rozświetlającym, gdyż są zdecydowanie lepiej napigmentowane, bardziej kremowe, lepiej przyczepne do skóry, a przy tym trwałe. Co ważne, nakładają się równo i ciężko o jakiekolwiek plamy. Efekt rozświetlenia jest także bardzo subtelny i delikatny, mimo połyskujących drobinek w opakowaniu, większość wariantów kolorystycznych, ma bardzo gładkie, lśniące wykończenie, które bardzo lubię. Nie jest to tandetny brokat i wybijające się migoczące, wędrujące po rumieńcu drobinki, Lily Lolo daje wysokopółkowy efekt mokrego policzka i bardzo odświeża wygląd. Bardzo lubię łączyć rozświetlajace róże Lily Lolo z matowymi różami innych marek, tworząc niepowtarzalny, rozświetlający efekt zarumienionych jabłuszek.



      Jestem znacznie mniej zadowolona z różów o wykończeniu matowym, choć tych typowo matowych jest bardzo mało, większość to satyny, które są również przyjemne w użyciu i łatwiejsze w aplikacji, ale na mojej skórze, najmniej trwałe. Róże matowe to bardzo ciężki temat, gdyż Lily Lolo ma naprawdę suche proszki, które sprawiają problem. Myślę, że to kwestia przyzwyczajenia, choć przyznaję, iż są trudne do okiełznania. Przede wszystkim, są piekielnie napigmentowane. Róże Annabelle, tak dla porównania, są przy nich bajecznie łatwe w nakładaniu, a ich pigmentację określiłabym jako średnią. Duża pigmentacja ma swoje plusy i minusy, ale muszę przestrzec, iż w przypadku Lily Lolo nie wystarczy jedynie strzepywanie z pędzla, wymagają lekkiej ręki i najlepiej pędzla z rzadkim włosiem naturalnym. Dotyczy to zwłaszcza mocnych, intensywnych kolorów, których w ofercie Lily lolo nie brakuje.  Przez ową suchość proszku, bardzo łatwo o plamy - produkt nie nakłada się równomiernie, mocniejsze ruchy pędzla wystarczą, by róż w pewnym miejscu odznaczał się bardziej. Poza tym, niestety są mniej trwałe, zdarza się, ze róże bledną, znikają w ciągu dnia (choć to dotyczy tylko pewnych kolorów). Bardzo łatwo jest je również zetrzeć. Zanikają równomiernie, bez tworzenia zacieków i plam, nie wędrują po twarzy. Ich trwałość określiłabym jako przeciętną, około 6-7  godzin.

      Lily Lolo cenię za intensywne, zabawne i dziewczęce kolory, to istna feeria barw! Nie są to róże dla osób, które cenią klasykę (choć można spotkać bardzo neutralne kolory jak Flushed, czy też lekko ciepły, swieży Oh la la), Lily Lolo daje znacznie więcej możliwości do zabawy makijażem, łączenia formuł, wykończeń, tworzenia nowych, unikatowych kolorów. Uwielbiam je, gdyż kolory są intensywne, mocne, ale nadal nadające się do noszenia na co dzień. Oferta spodoba się osobom, które nie lubią monotonii, lubią bawić się makijażem. Uważam także, iż róże rozświetlajace, to jedne z najlepszych, gdyż są doskonale rozdrobnione, gładkie, przyjemne w użyciu i przy tym trwałe (bardzo dobrze przylegają do skóry i pędzla). Róże, w zależności od wykończenia współpracują zarówno z  kolorówką mineralną (suchą), jak i tradycyjną (mokrą). Róże o wykończeniu matowym znacznie lepiej wyglądają na minerałach (na mokrej kolorówce łatwiej o plamy i bardzo ciężko jest je rozetrzeć) , zaś satynowe - na tradycyjnej. Lepiej wtapiają się, potęgując efekt rozświetlenia. Na suchych minerałach, często tracą urok, dlatego aplikuję je na moją twarz po około 30 minutach, gdy minerały zdążą połączyć się z  moją cerą.

      Wybierając róże Lily lolo, starałam się, by każdy z nich nadawał się do noszenia na co dzień (a uwierzcie mi, ani jedna sztuka nie kurzy się na dnie szuflady) i mimo ogromnej różnorodności, wszystkie uzupełniają się. Mój przygaszony typ urody wygląda w wielu odcieniach różu wyjątkowo dobrze, zwłaszcza tych chłodnych i neutralnych. Wyjątkiem są jedynie bardzo ciepłe odcienie, których zwyczajnie nie czuję, mam problem także z soczystymi, pomarańczowymi różami. Dzięki Pani Aleksandrze, mam jednak możliwość zaprezentowania  Wam kolorów, których nie posiadam w pełnowymiarowym opakowaniu: Doll face, Cherry Blossom, Beach Babe, Juicy Peach, Goddess, Rosy Apple.

      Róże Lily lolo cechuje niesamowita wydajność. To jedne z najwydajniejszych różów jakie posiadam, wystarczy dosłownie odrobiną, choć większość produktu i tak strzepuję, gdyż pigmentu zawsze nakłada się zbyt dużo na pędzel. Relacja cena, jakość i wydajność, moim zdaniem są trafione, choć z niektórych jestem bardziej i mniej zadowolona. Muszę zwrócić uwagę także na fakt, iż róże Lily Lolo nie pylą wybitnie i pod tym względem są bardzo komfortowe. 

      Jednak największym plusem różów Lily Lolo jest brak zmiany koloru i oksydacji w ciągu dnia. Róże, na moich policzkach wyglądają tak, jak w  opakowaniu, nie ocieplają się, nie wybijają się żadne, pomarańczowe tony. Wiele razy przeżyłam rozczarowanie aplikując piękny róż na moje policzki, a potem nie dowierzałam, ze to ten sam kolor :/ Jestem wdzięczna LL, gdyż chłodne kolory, są naprawdę chłodne i nie robią się jakieś bure, bliżej nieokreślonego koloru pod wpływem kremów z filtrem, czy czasu.
       

      Candy Girl to jeden z  moich najnowszych nabytków i jestem nim absolutnie zachwycona. Zawsze wydawało mi się, ze tak jasne, intensywne róże z wyjątkowymi, chłodnymi podtonami wyglądają dobrze tylko na niebieskookich blondynkach. Candy Girl, to bardzo połyskujący, jasny, intensywny róż. Prezentuje się pięknie na złocistej, ciepłej karnacji z oliwkowymi tonami. Nie jest to typowy neutralny odcień, to typ widocznego różu, bardzo uroczego, dziewczęcego i na swój sposób - słodkiego. Candy Girl nie ma intensywnej bazy po roztarciu (słaby stopień nasycenia koloru), co jest ogromnym plusem, gdyż efekt po roztarciu to subtelna, rozświetlajaca różowa mgiełka, która bardzo odświeża i odmładza. Nie jest to tandetne wykończenie, róż docenią młode kobiety, które świadomie podkreślają swoją urodę i młody wiek. Ze względu na mocno odbijające światło wykończenie - odradzam go osobom z niedoskonałościami, bardzo brzydko je podkreśla. Efekt, jak najbardziej można intensyfikować, aczkolwiek Candy Girl, moim zdaniem oczywiście, wygląda najlepiej zawsze w towarzystwie innego różu. Bardzo  podoba mi się różowa, odświeżająca poświata, dlatego Candy Girl, często nakładam na matowy róż Annabelle w odcieniu Romantic.

      Róż annabelle Minerals Romantic + Candy girl Lily Lolo, usta: Golden Rose Matte Lipstick Crayon nr 12 + olej lanolinowy jako błyszczyk 

      Candy Girl ma bardzo gładkie, delikatne, subtelne wykończenie. Spośród wszystkich różów, jest najbardziej transparentny i chłodny,a  przy tym delikatny, bez widocznych drobinek. Nakłada się równo, bardzo dobrze rozprowadza, nie wchodzi w pory. Aby zwiększyć krycie koloru, można go dokładać. Jest bardzo trwały w połączeniach z  innymi, matowymi różami, nakładany samodzielnie, wygląda bardzo uroczo i niewinnie :) Mam do niego słabość, choć początkowo wcale mi się nie podobał.

      Rosebud,niewiarygodne, że przez tak długi czas nie dostrzegałam jego wyjątkowości. Zawsze wydawał mi się najbrzydszy, byle jaki, zdjęcia w internecie nigdy nie zachęcały mnie do zakupu pełnowymiarowego opakowania, czy nawet próbki. Nie wyglądał także zbyt ciekawie na podglądzie. Zmieniłam zdanie dzięki uprzejmości Pani Aleksandry i wystarczyło nałożenie różu na policzki, by bez wyrzeczeń zakupić pełnowymiarowe opakowanie. Niesamowite jest to, że Rosebud w każdym świetle wygląda inaczej.

      Nie spotkałam się jeszcze z takim odcieniem różu. Jest bardzo złożony, nietypowy, wyjątkowy. To kolor malinowego, ciemnego różu, ale w zależności od padania światła, wchodzi bardziej w malinowe lub śliwkowe tony. Ma także złoty, rozświetlający shimmer. Baza natomiast jest neutralna, zmienia się pod wpływem światła - jest cieplejsza i wpada w koralowe, lekko brązowe tony lub pozostaje neutralna w kierunku chłodnych, brązowych tonów. Nie jest ona absolutnie szara, dlatego róż ożywia twarz. Ma podobnie mocno rozświetlajace wykończenie jak Candy Girl, ale oprócz pięknej, unikalnej malinowej poświaty, ma mocną, naturalną bazę-  intensywność przy nałożeniu słabnie, mimo wszystko, trzeba z nim uważać. Efekt można stopniować. Wygląda zachwycająco samodzielnie, ale także jako dodatek do matowego różu. Rosebud, cudownie rozświetla skórę, z ciemnymi różami często bywa tak, że przygaszają jednak jaśniejsze typy urody, a róż Lily Lolo tego nie robi. Cudownie się rozprowadza, cudownie!

      Rosebud, na moich policzkach wygląda bardzo naturalnie, to typowy zimowy, dziewczęcy efekt zamarzniętych policzków, ale nie jest to chłodny róż, a bardzo unikalny odcień złamanego brązu i czerwieni, okraszony malinową poświatą. Złoty shimmer jest kropką nad i, długo poszukiwałam bardziej neutralnej wersji Pinstripe z The Balm i znalazłam ;) Rosebud to najbardziej unikatowy, wyjątkowy i najciekawszy odcień różu w mojej kolekcji. W zależności od światła, wygląda inaczej, nałożony na jabłuszka, prezentuje się fenomenalnie :) Uwielbiam go nosić samodzielnie, ale także łączyć z matowymi różami.

      Róż Lily Lolo Rosebud, usta : szminka Rimmel Kate Moss 05  

      Do plusów zaliczyć muszę bardzo dobrą trwałość, piękne, rozświetlajace, wręcz mokre wykończenie, bardzo dobre rozcieranie i brak plam. Róż jest bardzo intensywny i lekko mokry w dotyku. Jest dobrze napigmentowany, ale efekt można stopniować. Co tu dużo mówić - jeden z najlepszych różów w mojej kolekcji. Neutralna, lekko ciepła podstawa, chłodny, wręcz metaliczny shimmer - nie ma mowy o tandetnych drobinkach, to prawdziwy, rozświetlający efekt! 

      Rosebud polecam osobom z cieplejszą karnacją lub neutralną, na skórze chłodnej, nie wygląda już tak uroczo i naturalnie, złoty shimmer widocznie się odznacza (polecam wówczas Sunset). Na cerach widocznie ozłoconych, jest niewidoczny i daje efekt mokrej, nawilżonej skóry. Shimmer jest intensywny, ale po roztarciu daje jednolitą, naturalną taflę i pięknie odbija światło.


      Flushed to odcień idealny. Ciemny, naturalny, delikatnie buraczany kolor, nie jest on jednak bardzo głęboki i intensywny sam w sobie, można w nim mimo wszystko wyczuć delikatność. Przy czym jest neutralny, matowy i doskonale imituje rumieńce chłodną porą. Wygląda bardzo apetycznie, zdrowo, kobieco. Mimo trudnej aplikacji, to jeden z moich ulubieńców. Bardzo długo zwlekałam z zakupem... ale ostatecznie nie żałuję. 

      Jest bardzo podobny do Oh la la, ale ma nad nim przewagę, gdyż jest neutralny, odrobinę ciemniejszy, lepiej dopasowuje się do karnacji, zarówno bladych, jasnych, jak i ciemniejszych. Podobnie jak w przypadku Surfer Girl - dziewczyny, nie bójcie się ciemniejszych odcieni różów, wyglądają ślicznie na jasnej karnacji ;) Na moim przygaszonym typie urody, wygląda bardzo naturalnie, urokliwie i ma w sobie coś eleganckiego. Kojarzy mi się z kobiecym, naturalnym rumieńcem, klasyczna, czerwoną szminką i zalotnym spojrzeniem.

      Flushed, niestety, jest najbardziej problematycznym różem, mimo że konsystencja jest delikatna i mniej sucha niż Surfer Girl... rozciera się znacznie gorzej. Łatwo jest o zrobienie sobie plam, nierówne roztarcie, różną koncentrację koloru. Nie jest także aż tak trwały, trwałość różu na policzkach oceniam jako przeciętną. Wygląda niezwykle naturalnie. Nie jest to róż o ciepłym podbiciu, nie ma rozświeltającego wykończenia, myślę, że matowe róże trzeba po prostu lubić. Flushed, towarzyszy mi zawsze w gorszych dniach, gdy borykam się z nierównościami na skórze i nie chcę ich podkreślać. Poza tym, lubię takie kolory, róże neutralne najbardziej pasują do mojej urody - świetnie dopasowują się, imitują naturalny rumieniec, mogą być tłem dla mocniejszego makijażu, wszystko zależy od ilości nałożonego różu.

      Flushed to jeden z najsłabiej napigmentowanych różów Lily Lolo. 

      Sunset jest moim ulubionym różem, najpiękniejszy róż dla mojej bladej, jasnej cery :) Jest on chłodny jedynie w opakowaniu, na dłoni, to róż z nutą brzoskwini. Bardzo subtelny, dziewczęcy, piękny.

      Sunset w opakowaniu  to bardzo brudny, lodowaty, delikatnie beżowy odcień różu ze srebrnym shimmerem, pod pewnym kątem można dostrzec nawet brudne, brązowe i fioletowe tony. Shimmer zanika, dając efekt tafli wody, nałożony mniej obficie - daje niesamowitą, chłodną poświatę.  W zależności od karnacji, Sunset będzie wyglądał inaczej, to wielowymiarowy odcień, który będzie pasował neutralnym, chłodnym, a nawet lekko ciepłym typom urody. Na moich policzkach jest to piękny, subtelny i delikatny róż z nutą brzoskwini, nie jest on soczysty, ale bardzo dziewczęcy i świeży. Nie znalazłam żadnego zamiennika, który byłby podobny kolorystycznie. Połysk jest mniej intensywny niż Rosebud. W opakowaniu wygląda bardzo niepozornie, jak przygaszony beż, nałożony na policzki, ukazuje swoje piękno. Na mojej skórze, prezentuje się bardzo naturalnie,  ożywia twarz, nadaje jej promienny, zdrowy wygląd. Nie gra on pierwszych skrzypiec, ale w naturalny i widoczny sposób sprawia, że wyglądam lepiej. Efekt można oczywiście stopniować, choć róż Sunset jest bardzo dobrze napigmentowany, ma lekko chłodną, ale wciąż neutralną podstawę i chłodny shimmer.

      Sunset to mistrzostwo świata ;) Połączenie ciepłej brzoskwini, ale utrzymanej w chłodnej podstawie. Srebrny shimmer to kropka nad i. Po roztarciu, wygląda zupełnie inaczej niż w opakowaniu ;)

      Jest bardzo dobrze napigmentowany, ale to jeden (obok Oh la la) z łatwiejszych w  obsłudze różów Lily Lolo. Bardzo dobrze się rozciera, nie tworzy plam, poświata jest jednolita, równomierna, gładka. Sunset, na mojej skórze jest bardzo trwały, dobrze przylega do skóry i nie sprawia mi większych problemów. Nie ściera się także zbyt łatwo. Będzie idealny dla chłodniejszych typów urody, ale także neutralnych. Obok Rosebud, to najlepszy róż Lily Lolo.

       
      Surfer Girl to mój ulubieniec od lat. Chłodny, zadziorny, ale nadal dziewczęcy, mocny róż. Nie ma w nim żadnych brzoskwiniowych tonów. Jako jeden z niewielu, na mojej karnacji nie ociepla się - a mam z tym duży problem ;) 

      Surfer Girl to matowy odcień. Mimo trudnej aplikacji, dużego prawdopodobieństwa plam, to jeden z moich ulubieńców. Surfer Girl traci jedynie na intensywności (po około 5-6 godzinach), aczkolwiek zalotny rumieniec towarzyszy mi aż do momentu demakijażu. Zdaję sobie sprawę, iż tak intensywny róż może odstraszać osoby z bladą cerą, ale moim zdaniem, właśnie na takiej będzie wyglądał najpiękniej i najbardziej elegancko, ale zadziornie, seksownie i przede wszystkim, z klasą! To intensywny, widoczny róż, ale nadający się na co dzień, nie ma on dużego różowego pigmentu, na karnacjach ciemniejszych, znacznie lepiej prezentują się róże bardziej neonowe, podchodzące pod fuksję. Zdecydowanie dla pewnych siebie kobiet. wygląda równie pięknie na opalonej skórze.


      To bardzo elegancki, lekko przybrudzony, chłodny róż, ale z nutą wspomnianej zaczepności , ma coś w sobie urokliwego. Bardzo klasyczny, intensywny, piękny. To unikat w mojej kolekcji, kojarzy mi się z trendami i stylem pin up z lat 40. i 50. Nie ma żadnych połyskujących drobinek, nakłada się znacznie gorzej przez suche wykończenie, niedokładnie roztwarty może odcinać się i wyglądać nienaturalnie. Nie jest także dobrze przyczepny do skóry, ale nałożony w odpowiedni sposób - trzyma się wyjątkowo długo na skórze. Wymaga wprawnej, lekkiej ręki.

      Oh la la to satynowy róż, kolor jest rzadko spotykany mimo bogatej oferty kosmetyków mineralnych, zdecydowanie brakuje takich odcieni, które nie są zgaszone, ale odświeżające i delikatnie ciepłe. Oh la la jest rozchwytywany, dokładnie taki odcień był obiektem moich długich poszukiwań i cóż, trafiłam podczas pierwszego zetknięcia z marką Lily Lolo :) Ze względu na lekko ciepłe tony, nie dziwię się, iż jest jednym z najbardziej popularnych różów ;) To odcień żywego, soczystego, różu z lekko ciepłym podbiciem, aczkolwiek nie wchodzi w żadną pomarańcz. Nie jest to absolutnie przygaszony, chłodny róż, dlatego osoby, które poszukują różu, delikatnie koralowego, promiennego, o zdrowym ciepłym wykończeniu, powinny być zachwycone propozycją Lily Lolo. Jest bardzo dobrze wyważony, często róże są albo za ciepłe, albo za chłodne i przygaszone. Lily Lolo stworzyło różowy róż, ciepły, ale nadal w urokliwym, różanym odcieniu.

      Oh la la, jest najbardziej sympatyczny dla niewprawionej ręki. Nie jest aż tak bardzo napigmentowany, rozciera się dobrze, równomiernie, nie tworząc plam. Nadal wymaga ostrożności, ale nie takiej jak Surfer Girl, tudzież Flushed. Ma także lekko satynowe, miękkie, delikatnie wygładzające wykończenie. Wygląda bardzo naturalnie, świeżo i dziewczęco. Jedyny minus to średnia trwałość, na moich policzkach jest widoczny przez około 6 godzin. 

      Róż cechuje przede wszystkim świeżość, lekkość, dziewczęcość. Bardzo naturalny, ciepły, zdrowy rumieniec. Bardzo ładnie stapia się z cerą. Będzie pasował wielu karnacjom, zwłaszcza tym jasnym i średnim. Na mojej bladej karnacji sprawdza się dobrze, ale jednak jestem sercem i duchem z neutralnymi,, ciemniejszymi różami.

      Clementine, jedyny, typowo ciepły róż Lily Lolo jaki posiadam. Zawsze miałam problem z cieplejszymi różami, gdyż soczyste brzoskwinie nie pasują do mojego typu urody, nie lubię także pomarańczowych, świeżych rumieńców (choć może kiedyś zmienię zdanie). Clementine, to idealny odcień dla osób, które chcą przemycić trochę ciepła w makijażu, ale obawiają się braku dopasowania, pomarańczowych, nieestetycznych tonów. To także świetny wybór dla osób o jasnej karnacji (choć niekoniecznie bladych), gdyż Clementine ma w sobie dużo różowej bazy i nadal wygląda naturalnie. Róż nie podkreśla niedoskonałości i zaczerwienień skóry.

      Clementine, to róż bardzo podobny w konsystencji i walorach użytkowych do Oh la la. Każdy z nich ma świeże, lekko odbijające światło wykończenie, przez co nadaje twarzy promienności i świeżości. Są one także bardzo podobne do siebie kolorystycznie, Clementine, jest jednak znacznie bardziej ciepły i koralowy, przez co jest zarezerwowany dla osób z cieplejszym typem urody lub na letnie, ciepłe miesiące. Róż Lily Lolo, to typowy, wiosenny, radosny odcień brzoskwiniowego, koralowego różu. Odcień jest bardzo dziewczęcy, ożywia cerę, nadaje jej promienności i uroku. Jest śliczny i niezwykle urokliwy.

      Clementine jest bardzo mocno napigmentowany, mimo  satynowego wykończenia, to właśnie z nim najłatwiej jest przesadzić. Ma przyjemną konsystencję, dzięki temu dobrze się rozprowadza, ale niestety nie uchroni przed plamami i nierównomierną intensywnością różu na policzkach. Wymaga lekkiej aplikacji. W ciągu dnia bardzo traci na intensywności, aczkolwiek dla mnie, to ogromny plus, gdyż nie utlenia się, a staje się mniej widoczny i wtapia się w skórę. Mgiełka koloru towarzyszy mi aż do momentu demakijażu. Kolorystycznie, Clementine, mimo wielu obaw, wygląda naturalnie i ładnie stapia się z  moją cerą, świetnie nadaje się do mieszania z innymi odcieniami, ocieplania ich i samodzielnie - zwłaszcza podczas cieplejszych miesięcy.


      Doll Face to iskrzący, bardzo jasny o brzoskwiniowym podbiciu róż. Ma duże drobinki, ale także gładki shimmer, które mienią się na róże kolory. Nie widzę go w roli różu, ani rozświetlacza, za to sprawdzi się do rozświetlania kącików oczu i nadawania pół transparentnego błysku policzkom.  Błysk jest bardzo intensywny,a  baza transparentna.

      Cherry Blossom, jest rozświetlającym, brzoskwiniowym, różem w tonacji ciepłej. Ma odrobinkę różowego pigmentu, ale zdecydowanie brnie w cieplejsze tony. To pastelowy odcień brzoskwini, idealny dla jasnej karnacji z malinową poswiatą. Sprawdzi się także jako róż rozświetlający na matowe róże. Właściwościami jest bardzo podobny do Candy Girl i przyznam, ze jestem zainteresowana kupnem ;)

      Beach Babe, to matowy odcień brzoskwiniowego, matowego różu w tonacji chłodnej. Nie ma on w sobie zbyt wielu różowych tonów. Cechuje go delikatność i subtelność, zastanawiam się nad pełnowymiarowym opakowaniem, gdyż nie jest zbyt pomarańczowy, ale jest jednak przesunięty w tony koralu i brzoskwini. Może okazać się idealny dla osób, które często mają zaczerwienienia i nie przepadają za różowymi różami.

      Juicy Peach, tak jak wskazuje nazwa, to soczysty odcień brzoskwini. Wyrazisty, orzeźwiający,zdecydowanie dla osób z ciepłą karnacją. Wykończenie satynowe, delikatnie rozświetlające policzek. Właściwościami jest podobny do różu Oh la la.



      Goddess, unikatowy odcień cieplejszego różu ze złotym shimmerem. Jest bardzo podobny do Sunset, ale ma zdecydowanie cieplejszą podstawę i cieplejszy shimmer. Jeden z piękniejszych różów Lily Lolo. Będzie wyglądał obłędnie na muśniętej słońcem twarzy, mam ochotę zakupić pełnowymiarowe opakowanie.


      Rosy Apple, to bardzo intensywny chłodny, rudy kolor z widocznym brązowym tonem i złotym, opalizujacym shimmerem. Po pewnym kątem, opalizuje na ciemny, elegancki róż. Podobny intensywnością do Rosebud, ale jest zdecydowanie chłodniejszy, nie ma różowych tonów. Jest za ciemny dla jasnej karnacji, może sprawdzić się jako róż dla śniadej, ciemniejszej karnacji w ciepłym wydaniu. Świetny jako cień do powiek.


      Róże Lily umieszczone są w zgrabnych, eleganckich słoiczkach. Róże różnią się wagą, dlatego nie chcąc uwzględniać dokładnej ilości gramowej, wspomnę, iż wszystkie zapełniają plastikowe 2.5ml pudełeczka. Róże mają zasuwki, które zapobiegają marnowaniu produktu. Opakowania, co ważne, można bezproblemowo otworzyć, zmodyfikować odcień, odsypać.  Koszt różu wiąże się z wydatkiem rzędu 50 zł, uważam jednak, że za taką jakość i nietypowość (oferta Lily Lolo jest bardzo bogata w unikatowe i rzadko spotykane kolory) warto w nie zainwestować. Każdy róż w mojej kolekcji jest w ciągłym obiegu, a już mam ochotę na kolejne kolory, może przekonam się do cieplejszych różów ;)

      Znaleźliście coś dla siebie ?:)

      Pozdrawiam serdecznie,
      Ewa

      Bazy pod makijaż | Charakterystyka i specyfikacja baz pod makijaż, składniki aktywne, wybór odpowiedniej bazy do rodzaju skóry

      $
      0
      0


      Nie ma mowy o trwałym makijażu bez dobrej bazy - taką bazą jest przede wszystkim Twoja skóra, jeśli jest oczywiście w dobrej kondycji. Są jednak wyjątkowe sytuacje, gdy szczególnie Ci zależy na trwałym  makijażu bez poprawek - imprezy okolicznościowe, ważne, wieczorne wyjście ze znajomymi, czy spotkanie z ukochanym. Nie każdy także może poszczycić się ładną cerą, a nie oszukujmy się, trzeba naprawdę się napracować, by makijaż wyglądał estetycznie na cerze problematycznej. W dzisiejszym wpisie dowiesz się wszystkiego o bazach pod makijaż - nie tylko tych stosowanych raz na jakiś czas w ekstremalnych sytuacjach, ale także na co dzień, by czuć się komfortowo i mieć, pewność, ze Twój makijaż będzie wyglądał na Twojej skórze świeżo przez kilka godzin.

      Na sklepowych półkach najczęściej znajdziesz produkty o wykończeniu matowym, wygładzającym i rozświetlającym.  Nie jestem jednak fanką takiego kategoryzowania baz, ponieważ dla mnie, najważniejszy jest główny składnik bazy, który nie zawsze będzie kompatybilny z pewnymi podkładami, powodując ich warzenie, paradoksalnie krótszą trwałość i nieestetyczny wygląd. Nie każdy wie jakie to ma znaczenie, no cóż, ogromne, zwłaszcza jeśli pracujesz jako makijażysta i Twoim głównym zadaniem jest wykonanie estetycznego, ale przede wszystkim trwałego makijażu.

      Na sklepowych półkach figurują głównie bazy silikonowe, które dają szybki efekt wygładzenia, ale nie zawsze współgrają z wodoodporną kolorówką, nie są także odpowiednie do częstego stosowania. Tak naprawdę, rolę bazy może pełnić każdy produkt pielęgnacyjny, nawet ten, który nie jest do tego przeznaczony, ważne, aby odznaczał się pewnymi właściwościami i określonym stężeniem substancji aktywnej. Słowo baza często jest mylnie postrzegane jako ochronna warstwa, baza, do której ma przyczepić się podkład - owszem, jest to pożądany efekt, ale tylko w niektórych okolicznościach, ze względu na ogromną trwałość obecnej kolorówki - zdecydowanie lepiej w roli bazy sprawdzają się kosmetyki, które nie pozostawiają żadnego filmu i dają możliwość połączenia się podkładu ze skórą.

      Bardzo ważna jest ilość nakładanej bazy. Bazę należy nakładać w minimalnej ilości, zbyt duża ilość, daje zupełnie odwrotny efekt i zamiast przedłużenia trwałości makijażu - znacznie go skraca. Bardzo ważne jest, aby warstwa na skórze była niewyczuwalna - efekt delikatnego wygładzenia, zwężenia porów, czy suchego wykończenia jest pożądany, ale należy uważać, by nie przesadzić - podkład ma mieć dobry kontakt ze skórą, zbyt duża ilość bazy sprawi, ze makijaż będzie odchodził od skóry jak tynk przy każdym lepszym dotknięciu.  

      Problem pojawia się także wówczas, gdy łączą się ze sobą dwie, przeciwstawne bazy - bardzo tłusta baza i np. sucha, proszkowa formuła (analogicznie: tłusta cera - suchy podkład) . Można uniknąć rozwarstwiania się podkładu, aplikując np. kosmetyk na mokro, ale generalnie, skóra powinna być przygotowana w taki sposób, by podkład mógł współpracować z cerą. Np. sucha skora wymaga wzmocnienia przyczepności (podkład musi się przykleić),a  tłusta izolacji. Zarówno zbyt sucha skóra, jak i zbyt tłusta skraca trwałość makijażu.


      Bazy silikonowe to najpopularniejsze bazy, ich głównym zadaniem jest wygładzenie faktury skóry, ułatwienie aplikacji podkładu. Sprawiają, że podkład znacznie lepiej się rozprowadza, nie wchodzi w pory i bruzdy, a także zyskuje na przyczepności. Silikony zawarte w bazach to zazwyczaj ciężkie emolienty tłuste, które nie są zmywalne wodą, zapobiegają warzeniu i spływaniu podkładu przez stworzenie ciężkiej okluzji - przez co mogą powodować zaczopowanie gruczołów łojowych, przegrzanie skóry  i namnażanie bakterii, gdyż odcinają dostęp skóry do tlenu i blokuję wędrówkę potu. Wymagają rozpuszczenia tłuszczem, gdyż nie rozpuszczają się w wodzie. O co więc chodzi z bazami silikonowymi? Dlaczego nie są to najlepsze bazy pod makijaż? Ponieważ większość kolorówki jest aktualnie bardzo trwała i zawiera taką samą bazę. Nie jest prawdą, że silikony jest bardzo łatwo zmyć, są to jedne z najciężej usuwalnych substancji z powierzchni skóry, sęk w tym, że nakładanie trwałego podkładu wodoodpornego na bazę silikonową jest kompletnie bez sensu. Baza silikonowa jest świetnym rozwiązaniem dla podkładów o wodnej, lekkiej konsystencji, np. lekkich kremów BB, wodnych podkładów, naturalnych podkładów o lekkiej konsystencji, które mają słabą przyczepność do skóry - wówczas spełniają swoją rolę, czyli przylepiają się do silikonowej warstewki, zapewniając trwały efekt. Takie lekkie podkłady są zawsze mniej trwałe, gdy nałoży się je na suchą skórę, nie są także dobrze przyczepne, dlatego silikony spełniają swoją rolę, to świetne rozwiązanie dla skóry dojrzałej, czy suchej. Inaczej jest, gdy aplikujesz silikonowy, ciężki podkład na silikonową bazę. Co się dzieje? Trwały podkład nie łączy się z Twoją cerą, a z bazą silikonową, powoduje to mniejszą trwałość podkładu, słabszą przyczepność i ślizganie się podkładu, ponieważ taka dawka silikonów stworzy tłustą warstewkę i zamiast trwałego efektu - podkład nie współpracuje z cerą. Bazy silikonowe są świetne np. do rozcieńczania trwałych podkładów opartych na silikonach (np. Makeup Atelier Paris), gdyż ułatwiają rozprowadzanie podkładu i zapewniają długotrwały efekt, ale nakładanie silikonów na silikony mija się zwyczajnie z celem - silikony, aby zapewnić trwały efekt, wymagają połączenia się ze skórą, dlatego jeśli decydujesz się na podkład wodoodporny, użyj możliwie najlżejszej bazy. 

      Przykład: Kompleks silikonowy Mazidła, kompleks silikonowo-malinowy BiochemiaUrody, Verona Ingrid Prelude Primer Base, Paese baza wygładzająca, Benefit POREfessional - baza pod makijaż zmniejszająca widoczność porów, bazy Smashboxa, Inglot Mattyfing Under Makeup Base , MAC, Prep + Prime, Skin Base Visage

      Bazy olejowe, tłuste działają na podobnej zasadzie jak silikony, wiele dziewczyn zamiast baz silikonowych, stosuje naturalne oleje. Otóż, nie jest to wcale głupi pomysł. Oleje to także emolienty tłuste, a niektóre oleje, zapewniają podobny, silikonowy poślizg(nie sprawdzą się oleje gęste, które ciężko się rozprowadzają np. avocado, olej rycynowy) np. z nasion malin,olej lniany, truskawki, olej różany. Na czym polega fenomen takich tłustych baz? Na tworzeniu naturalnej okluzji. Naturalna okluzja zwiększa przyczepność podkładu, gdyż przylepia się do skóry, zapewniając trwały efekt. Sposób ten, sprawdzi się najlepiej podczas stosowania lekkich, słabo kryjących podkładów, a także podkładów mineralnych (choć jest ryzyko zwarzenia się podkładu, wszystko zależy od lekkości oleju i współpracy z cerą), które mają bardzo suchą konsystencję. Taka olejowa baza znacznie ułatwia rozprowadzenie podkładu, a więc od razu zmniejsza widoczność suchych skórek i sprawia, że aplikacja jest bardziej komfortowa. Analogicznie - tłusta baza może nie sprawdzić się przy stosowaniu trwałych podkładów, gdyż zakłóca połączenie się podkładu ze skórą (ale jak najbardziej można dodać oleju do podkładu o ciężkiej konsystencji, opartym na fazie tłuszczowej), to dobre rozwiązanie dla lżejszej kolorówki. Naturalne oleje jako baza to sposób nie zarezerwowany tylko dla tych o skórze suchej, posiadaczki skóry tłustej mogą być z niej równie zadowolone. Świetnym pomysłem jest dodawanie naturalnego oleju do podkładu, rozrzedza on konsystencję i sprawia, ze podkład znacznie lepiej się rozprowadza, nie podkreślając suchych skórek. 

      Przykład: Naturalny olej z nasion malin, olej lniany, Evree Magic Rose, Antipodes Joyous Protein-Rich Night Replenish Serum, Sarah Chapman Skinesis Overnight Facial


      Bazy glicerynowe obecnie świętują triumfy,dzięki Nikkie, popularny balsam po goleniu dla mężczyzn stał się stałym elementem pielęgnacji przed wykonaniem makijażu wielu kobiet. Otóż, o co chodzi z tą gliceryną? Gliceryna jest humektantem, substancją silnie higroskopijną, ma świetne walory nawilżające, ale także doskonale wiąże wodę. Dzięki tym unikalnym właściwościom, bazy glicerynowe powodują stapianie się podkładu z cerą, trwalszy i naturalny efekt (woda łączy się z gliceryną). Zawsze jest jednak haczyk. Gliceryna ma rację bytu tylko i wyłącznie w przypadku podkładów opartych na wodzie, ponieważ w innym razie nie spełnia swojej funkcji, gdyż nie łączy emolientów tłustych i zamiast trwałego makijażu, powstaje gliniana, tłusta maska, a podkład nie ma dobrej przyczepności (ślizga się na glicerynie). Gliceryna powoduje także warzenie się sypkich produktów (w tym podkładów mineralnych), gdyż wyciąga wodę z naskórka i z otoczenia, a pigment zaczyna się rozwarstwiać przez przyklejenie się do gliceryny, zamiast przyczepić się do skóry (to plus ale tylko w pigmentach i słabo przyczepnych cieniach do powiek, gliceryna wydobywa pigmenty i zwiększa przyczepność suchego proszku, działa jak klej). Bazy glicerynowe są bardzo skuteczne i lekkie, delikatnie nawilżają, ale są odpowiednie do podkładów opartych na wodzie, inaczej nie spełniają swojej funkcji i skracają trwałość makijażu, znacznie obniżając ocenę efektu końcowego. Należy uważać także na ilość, dlatego z gliceryną warto obchodzić się ostrożnie.

      Przykład: Ziaja MED krem matujący sPF 50+, La Roche Posay Ultra lekki sPF 50+, Nivea After Shave Balm For Men, gliceryna apteczna 85%, MAC, Fix +

      Bazy żelowe i suche w dotyku są odpowiednie dla osób z ekstremalnie tłustą cerą, są kompatybilne z  trwałymi podkładami i produktami mineralnymi. Żel bardzo szybko wnika w skórę, nie zostawia specyficznego, tłustego filmu, jest neutralny dla większości podkładów (nawet tych trwałych),a  przy bardzo skutecznie ogranicza nadmierny łojotok, delikatnie obkurcza pory i wygładza strukturę skóry, dając lekkie nawilżenie.Żele często zawierają glikol propylenowy i nawilżającą glicerynę lub d-panthenol, ale taka formuła preparatu nie obciąża skóry i nie powoduje pocenia się skóry pod podkładem. Żel umożliwia kontakt skóry i podkładu, nie przylepia się, wiec nie ma możliwości zwarzenia się podkładu. Żelowe bazy nie zawierają emolientów, które mogłyby skrócić trwałość makijażu.

      Przykład: Bioderma, Sebium, Pore Refiner (Korygujący preparat zwężający pory), BECCA Ever Matt, żel hialuronowy 1.5%, Laura Mercier, Oil Free Foundation Primer (Baza pod makijaż w żelu), GorVita, Aloe Vera, Żel aloesowy


      Bazy zastygające zawdzięczają efekt matu dzięki zawartości krzemianowi magnezowo-aluminiowemu, aluminium, azotkowi boru i talkowi. Bazy zastygające mają szereg zalet, jak i wad. Przede wszystkim dzięki zastyganiu, tworzą trwałą izolację miedzy skórą, a podkładem, nie mają jednak poślizgu i tłustego wykończenia jak silikony, dlatego świetnie współpracują z trwałymi podkładami, ale także tymi lekkimi. Bazy zastygające widocznie zwężają pory, zapobiegają poceniu się skóry, silnie absorbują nadmiar sebum, ale nie powodują przegrzania się skóry, a także nie sprzyjają tak rozwojowi bakterii jak bazy silikonowe, które są znacznie cięższe i bardziej szkodliwe dla skóry podatnej na trądzik. Matowy, delikatny, suchy film, jest także świetną bazą pod podkład, gdyż nie ma możliwości połączenia się podkładu z sebum, gdzie kontakt podkładu i ludzkiego tłuszczu znacznie skraca trwałość makijażu, a także często powoduje warzenie się podkładu. Takie wykończenie ma jednak i sporo minusów. Podkład przede wszystkim rozprowadza się znacznie gorzej i najlepiej, by miał on odpowiedni poślizg - zbyt tępy, stworzy smugi, a także może powodować ścieranie się podkładu i bazy przy dokładaniu warstw. Bazę jest także łatwo zetrzeć, dlatego należy wykonywać delikatne ruchy i nakładać minimalną ilość produktu na wyschniętą bazę (bardzo łatwo o nierównomierne rozprowadzenie podkładu), nigdy na wilgotną. Bazy zastygające nie są także odpowiednie dla suchej i odwodnionej skóry, gdyż bardzo podkreślają suche skórki i pogłębiają suchość skóry. Makijaż nie jest także zbyt trwały, dlatego bazy zastygające są zarezerwowane dla osób ze skłonnościami do nadmiernego przetłuszczania, a także posiadaczy skóry tłustej.

      Przykład: Urban Decay Complexion Primer Potion, Make Up For Ever Step 1 , SkinFood, Black Egg Pore Gel Base (Żelowa baza pod makijaż wypełniająca pory), Laura Mercier, Oil Free Foundation Primer (Baza pod makijaż w żelu), Lirene Emulsja do opalania dla skóry wrażliwej SPF 50+

      Bazy z zwartością lekkich kwasów, bardzo dobrze ściągają i obkurczają rozszerzone pory, a także nie zostawiają tłustego filmu. Większość żeli zostawia suche wykończenie, pozostawiając skórę gładką i równomierną w dotyku, dlatego świetnie spełniają rolę bazy dla skory tłustej i problematycznej. Nie są to tłuste preparaty, dlatego mogą być stosowane pod każdy podkład, zawarte kwasy skutecznie obkurczają pory i zmniejszą ich widoczność, hamują nadmierny łojotok i tym samym zapewniają trwały i dobrze przyczepny makijaż.

      Przykład: Effaclar, żele i lipożele i żele z kwasem azelainowym

      Bazy z krzemionką najczęściej mają formuły silikonowe, oprócz wygładzenia i lepszego rozprowadzenia podkładu, zmniejszają widoczność porów, niedoskonałości, zapewniają lekki efekt matu dzięki krzemionce. Nie są to najlepsze bazy dla szczególnie wymagających, ułatwiają głównie aplikację podkładu, odbijają ładnie światło, są odpowiednie dla osób z małymi niedoskonałościami skórnymi, od których chcemy odwrócić uwagę. Nie powiedziałabym jednak, że to najlepsze bazy matujące - mogą sprawdzić się, jeśli używasz leciutkich podkładów, przy większych problemach z cerą i wodoodpornych podkładach, lepiej sprawdzą się bazy zastygające. Podobny efekt można uzyskać mieszając odrobinkę krzemionki z ulubionym kremem nawilżającym lub lekką, żelową formułą.

      Są także i bazy pudrowe z krzemionką, zapewniają one dłuższy efekt matowej skóry, silnie hamują nadmierny łojotok, przez suche wykończenie, mogą być stosowane z każdym podkładem, nawet o ciężkiej konsystencji. Krzemionka może podkreślać suche skórki, a zbyt długo stosowana, odwadniać naskórek. Krzemionka optycznie wygładza twarz i odbija światło, jednak w roli bazy, pełni głównie funkcję silnie absorbującą nadmiar sebum i tym samym przedłuża trwałość makijażu (działa na zasadzie gąbki).

      Przykład: Benefit POREfessional - baza pod makijaż zmniejszająca widoczność porów, 100% Pure Primer,  Rouge Bunny Rouge Mattifying Primer, Inglot Mattyfing Under Makeup Base , Bare Escentuals, Prime Time, Foundation Primer, Diva Defense Coastal Scents
        
      Bazy pudrowe mineralne bazują najczęściej na pudrach lub składnikach, które mają możliwość pochłaniania nadmiaru sebum, a także zapewniają matowe wykończenie, są to powszechnie stosowane pudry matujące, których często używa się do utrwalenia makijażu. Są to głównie pudry naturalne, oparte na pudrze bambusowym, ryżowym, krzemionce, a także talku, chciałabym jednak zwrócić uwagę na rozważne i odpowiednie dobranie pudrowej bazy mineralnej, pudrów matujących jest wiele, ale nie każdy spełnia swoje zadanie w roli primera.

      Baza pudrowa pełni rolę izolacji, ale także gąbki, w wyborze pudru, bardzo ważne jest, aby był on nie tylko drobno zmielony, ale także dobrze przyczepny do skóry. Często pudry mają zbyt dużą cząsteczkę, dlatego efekt zmatowienia jest bardzo krótki lub daje bardzo brzydki efekt pudru na twarzy. Puder, powinien dobrze i gładko się rozcierać, mimo suchego wykończenia, musi równo rozprowadzać się i nie zostawiać nieroztartego pigmentu. Puder, który jest grubo zmielony, zawsze będzie dawał efekt suchej, pudrowej skóry, a także będzie bardzo widoczny. Przez duże drobinki, nie zapewni od trwałego efektu matującego, gdyż podkład nie rozprowadzi się równo, a także słabo poradzi sobie z pochłanianiem wilgoci z naskórka. Najbardziej zdradliwymi pudrami są pudry oparte na pudrze bambusowym, który świetnie pochłania wilgoć, ale nie należy od do najlepiej rozprowadzających się produktów, w tej roli zdecydowanie lepiej sprawdzi się puder ryżowy, który jest znacznie lepiej rozdrobniony i czysta krzemionka spherica, która ma malutkie cząsteczki i równomiernie przylega do skóry.

      Przykład: Mineralna baza pod makijaż Neuaty minerals,  Puder Pretty Matt Annabelle Minerals, Diva Defense Coastal Scents, Laura Miercer Transulent Silk, puder ryżowy, puder bambusowy, Amilie puder mineralny, Primer Prelude matte kolorówka.com

      Po bazy nawilżające sięgamy najczęściej, i do tego nieświadomie, rolę bazy może pełnić każdy nawilżający krem, serum, a także tonik i mgiełka nawilżająca. Nawilżacze uelastyczniają naskórek, zapobiegają nadmiernej utracie wody, delikatnie łagodzą podrażnienia, to wszystko sprawia, ze makijaż jest bardziej trwały, a naskórek dobrze nawodniony. Baza nawilżająca nie powinna być ciężka, krem musi dobrze się wchłaniać, współpracować z cerą i nie zostawiać tłustego filmu. Nie jest to najlepsza opcja dla bardzo wymagającej skóry, czasami trzeba zastosować odpowiednie techniki, ale w większości przypadków, to najlepsze rozwiązanie, które pozwala przemycić pielęgnację w codziennym makijażu i dbać o dobrą kondycję skóry.

      Przykład: Avene Post Acte Cicalfate, Synoptis Pharma, CERA+ Solutions, Krem do skóry odwodnionej, Fitomed krem nr 11 i 12,Tatcha Dewy Skin Mist,  Vianek, mgiełka nawilżająca, Equilibra, aloesowa mgiełka nawilżająca, Phenome, Sustainable Science, Oil - Free Hydrating Dew (Różana mgiełka nawilżająca do twarzy)


      Kluczowe składniki w bazach pod makijaż 
      Emolienty tłuste. Niezmywalne silikony i oleje. Zapobiegają nadmiernej utracie wody z naskórka, tworzą okluzję i ułatwiają rozprowadzanie podkładu, wyrównują także fakturę skóry, nadają jej gładkości, a także wypełniają pory.

      Humektanty. Gliceryna. Łapie wilgoć z otoczenia, naskórka i podkładu, dzięki swoim właściwościom łączy się z wodą, stapia makijaż, utrwala go, a także podbija pigment. Gliceryna działa jak naturalny klej.

      Krzemionka. Zapewnia efekt matujący, działa na zasadzie gąbki - absorbuje tłuszcz, wilgoć, a także optycznie wygładza skórę oraz zmniejsza widoczność niedoskonałości.

      Mikrosfery silikonowe. Wypełniają optycznie bruzdy, wgłębienia, zmarszczki, linie mimiczne. Wygładzają skórę, dając efekt odmłodzenia.

      Krzemian magnezowo-aluminiowy i aluminium. Pochłania sebum, twarzy matową, zastygającą warstwę, która zapobiega wędrówce potu i tłuszczu, zapewnia silny i trwały efekt matowej skóry. Podkłady znacznie gorzej rozprowadzają się, dlatego nie jest to dobry wybór, gdy podkład sam w  sobie jest tępy.

      Puder ryżowy, maczka ryżowa. Podobnie jak krzemiany, zapewnia efekt matujący, aczkolwiek działa głównie na zasadzie izolacji, efekt jest bardziej suchy i pudrowy.

      Puder jedwabny. Nadaje jedwabistości, zwiększa przyczepność makijażu, gra światłem, pielęgnuje skórę, ma najmniejszy potencjał wysuszający. 

      Drobinki perły i miki interferencyjne. Rozświetlają skórę, nadają jej młodzieńczego wyglądu, mogą podkreślać niedoskonałości.

      Jaka baza zapewni mi dany efekt? Czym kierować się przy wyborze bazy ? 
      • Jeśli Twój podkład jest zbyt tępy, suchy, nie rozprowadza się równo, albo za bardzo odwadnia Twoją skórę, warto go wzbogacić kropelką bazy silikonowej lub naturalnego oleju (sprawdzą się także lekkie kremy na silikonach, aby wygładzić strukturę skóry, gdyż zbyt tępe podkłady często podkreślają nierówności skóry i osadzają się w suchych skórkach)
      • Jeśli używasz bardzo lekkich podkładów, które szybko się ścierają, znikają, nie mają wysokiej trwałości i mają niemal płynną konsystencję, warto pomyśleć o aplikacji podkładu na bazę silikonową, olejową lub zastygającą 
      • Jeśli masz bardzo trwały podkład, ale mimo wszystko chcesz zwiększyć jego trwałość, użyj bazy żelowej, która nie pozostawi filmu, a domknie pory 
      • Jeśli masz ogromny problem z tłustą cerą, w zależności od podkładu, użyj preparatu silnie obkurczającego pory, bazę żelową, która ograniczy nadmierny łojotok lub nałóż cienką warstwę oleju naturalnego
      • Przy rozszerzonych porach najlepiej sprawdzają się bazy o działaniu ściągającym i przypudrowywanie skory przed nałożeniem podkładu  
      • Przy skórze mniej problematycznej, sprawdzą się bazy na bazie krzemionki, które optycznie zmniejszą niedoskonałości i wygładzą fakturę skóry 
      • Mając suchą skórę, należy poszukiwać baz, które zwiększą przyczepność podkładu, a także wygładzą strukturę skóry - silikony, oleje, gliceryna
      • Efekt wygładzający zapewniają wszystkie bazy  z krzemionką, silikonowe i olejowe, gdyż wygładzają optycznie skórę, a także ułatwiają rozprowadzenie podkładu
      • Efekt matujący zapewnia baza pudrowa, żelowa, zastygająca i obkurczająca pory
      • Efekt rozświetlający uzyskasz dodając drobno zmielonego rożswietlacza mineralnego do bazy silikonowej 
      • Efekt idealnego stopienia się makijażu na bazie wody zapewni Ci gliceryna, której należy wystrzegać się przy bardzo trwałych podkładach i kosmetykach mineralnych

      Po co stosuje się bazy pod makijaż?
      Głównym powodem jest zwiększenie przyczepności makijażu do skóry lub ograniczenie bezpośredniego kontaktu skóry z podkładem, wszystko zależy od rodzaju i typu skóry. Bazy, mogą pełnić także funkcje korygujące kolor skóry i zapewniać rozświetlający efekt (ukrycie zaczerwienień, poszarzała, ziemista cera, przebarwienia), aczkolwiek ich baza zawsze wpisuje się w typ baz, które zdążyłam już wymienić (jak zrobić bazę korygującą - napiszę niebawem :)) 

      W przypadku suchej skóry, należy dążyć do tego, aby podkład rozprowadzał się gładko, a także nie osiadał ani nie podkreślał suchości skóry. W tym celu sprawdza się porządne przygotowanie skóry przed wykonaniem makijażu (delikatne oczyszczenie oraz dawka nawilżenia w celu zmiękczenia naskórka) oraz w zależności od ciężkości podkładu - wzbogacenie go kompleksem silikonowym lub naturalnym olejem o dobrym poślizgu. Nie dążymy do stworzenia izolacji, najważniejsze jest, aby podkład nie był tępy, suchy, a kremowy, delikatny i najlepiej o lekko mokrym wykończeniu, to sprawi, że nie będzie podkreślał suchych skórek. Sucha skóra gorzej radzi sobie także z absorpcją podkładów, nie przylegają one dobrze, mogą łatwo się ścierać i odchodzić, dlatego lekkie natłuszczenie olejem sprawia, że podkład znacznie lepiej trzyma się skóry, nawet jeśli ma on formułę bezolejową. Sprawdzą się także bazy glicerynowe, które lepiej stopią podkład w cerą - bazy można użyć przed nałożeniem podkładu, lub utrwalić makijaż za pomocą mgiełki (uwaga, rozpylacz musi być naprawdę bardzo drobny i rozprowadzać mgiełkę wody) 

      Jeśli jednak masz skórę tłustą, należy ograniczać nadmiar sebum (stosując krzemionkę, czy suche pudrowe bazy) lub zapobiegać kontaktowi sebum z podkładem, co mogłoby spowodować zwarzenie się podkładu lub znacznie skrócić jego trwałość. Świetnie sprawdzą się bazy zastygające, żelowe. Tłusta cera, odwrotnie od suchej skóry, ma bardzo dobrą przyczepność , podkład przylepia się do skóry - jest to jak najbardziej pozytywem, ale i negatywem - jeśli skóra poci się, ma skłonność do przetłuszczania, podkład spłynie razem z potem i sebum, tworząc zacieki i smugi. Aby temu zapobiec, należy stworzyć izolację na skórze - tłusta cera często jest powodem nierównomiernego rozprowadzenia podkładu (placki, nierówna koncentracja koloru), dlatego najlepiej odsączyć nadmiar sebum w chusteczkę i delikatnie przypudrować skórę lub wklepać bazę zastygającą. Bazy zastygające zawierają składniki, które nie powodują pocenia się skóry twarzy, ale pochłaniają wilgoć i nadmiar sebum oraz zapewniają matowe wykończenie. Są jednak osoby, które będą praktykować metodę bazy olejowej - zwłaszcza, gdy podkład sam w sobie jest suchy i zapewnia efekt matujący.

      Bazy można oczywiście mieszać, stosować na różne partie skóry, wszystko zależy od użytego podkładu - nie każdy podkład będzie współpracował z daną bazą, należy o tym zawsze pamiętać :) Jest też coraz więcej baz łączonych - silikonowych z matowym efektem, zastygające z kremową, nawilżającą formułą zarazem, żelowe i delikatnie ściągające pory, jedynie bazy glicerynowe są zawsze bardziej treściwe i nałożone w zbyt dużej ilości nie spełniają swojego zadania. 

      Pozdrawiam serdecznie,
      Ewa

        Węgiel aktywny | Niezbędnik w pielęgnacji skóry zanieczyszczonej

        $
        0
        0
        Węgiel aktywny ma wręcz magiczne właściwości. Wspaniale oczyszcza, detoksykuje, usuwa podskórne grudki i zasusza stany zapalne. Jest niezastąpiony w pielęgnacji skóry zanieczyszczonej, podatnej na trądzik. Węglowy proszek usuwa także świetnie przebarwienia nazębne spowodowane wysoką zawartością garbników, likwiduje wiele dolegliwości skórnych, a przy tym jest bezpieczny zarówno dla skóry, jak i organizmu człowieka. 


        Węgiel  aktywny  jako  produkt  handlowy  pojawił  się na  początku  XX  wieku.  Wtedy zbudowano  w  Holandii  pierwszą fabrykę firmy  „Norit”,  dziś potentata  wśród  producentów węgli  aktywnych , powstały również  czynne  do  dziś polskie  zakłady  produkcyjne  w  Hajnówce  i Raciborzu. Duży wpływ na rozwój technologii produkcji miało zapotrzebowanie na skuteczne filtry  do  masek  przeciwgazowych  podczas  I  Wojny Światowej.  Okres  powojenny  przyniósł szybki wzrost przemysłowego zastosowania węgli aktywnych, głównie w zakresie adsorpcji z fazy  gazowej.  Szacuje  się, że światowa  produkcja  różnego  typu  węgli  aktywnych  wynosi obecnie około 1 mln ton na rok i wzrasta w tempie ok. 5-7% rocznie. Produkcja  węgli  aktywnych  jest  oparta  na  naturalnych  surowcach organicznych  o budowie  polimerycznej.  Masowo  wykorzystuje  się do  tego  celu  drewno  (35%  udziału  w ogólnym  zużyciu  surowców),  węgiel  kamienny  (28%),  węgiel  brunatny  (14%),  torf  (10%)  a lokalnie   także   produkty   odpadowe,   skorupy   orzechów   czy   pestki   owoców   (10%)Źródło


        Sekret węgla aktywnego polega na jego ogromnej zdolności do wiązania różnych substancji (adsorpcja), w tym i toksycznych : szkodliwych kwasów, zanieczyszczeń, a nawet trucizn. W ramach ciekawostki nadmienię, iż węgiel aktywny był i nadal jest powszechnie stosowany w plemionach afrykańskich, jako substancja silnie odkażająca, przyspieszająca gojenie i odtruwająca. Węglem aktywnym leczono nie tylko trudno gojące się zmiany, ale także zakażenia, niebezpieczne ukąszenia przez owady, płazy i gady.

        Niezwykle ważna jest porowata struktura węgla aktywnego i możliwość wiązania szkodliwych substancji bez ryzyka przedostania się do krwiobiegu (pochłania szkodliwą substancję, ale jej nie oddaje i nie rozmieszcza), dzięki temu węgiel jest substancją bezpieczną dla ludzkiego organizmu, a także organów, w tym i najobszerniejszego - czyli skóry. Węgiel pochłania także nieprzyjemne zapachy i wydzieliny, ale nie podrażnia skóry. To bardzo niedoceniany składnik, a jest niezbędny w pielęgnacji skóry zanieczyszczonej - nie narusza bariery ochronnej naskórka, a doskonale pochłania toksyny, szkodliwe przemiany bakterii, nadmiar sebum,a  także likwiduje ciemny koloryt skóry, który jest częstym objawem u osób z nadmiernym łojotokiem. Węgiel doskonale leczy ropiejące i sączące się zmiany, od wieków jest stosowany także w leczeniu trudno gojących się wyprysków.


        Węgiel aktywny sprawdza się również doskonale w naturalnym wybielaniu zębów - to jeden z niewielu składników, który nie szkodzi szkliwu. Działanie wybielające opiera się na łączeniu i pochłanianiu związków garbnikowych (m.in nadmierne picie herbaty), miłośnicy herbaty mogą zauważyć ogromną poprawę. Jeśli jesteś zainteresowany tematem, odsyłam do Klaudyny, która włożyła mnóstwo pracy, aby opisać dokładnie bezpieczeństwo i sposób stosowania takiej pasty wybielającej > 

        Węgle  aktywne  są wytwarzane  z  odpowiednich  materiałów  wyjściowych  na  drodze procesów  termochemicznych.  Dominującym  sposobem  otrzymywania  węgli  aktywnych  na świecie  jest  tzw. aktywacja  fizyczna.  Obejmuje  on  dwa  etapy:  karbonizację  surowca organicznego  i  następującą po  niej  właściwą aktywacje  poprzez  częściowe  zgazowanie materiału  węglowego  czynnikiem  gazowym  (para  wodna,  ditlenek  węgla).  W  stosowanej  na mniejszą skalę aktywacji chemicznej surowcem jest najczęściej materiał lignino-celulozowy, który  miesza  się z  odpowiednim  reagentem  chemicznym  (chlorek  cynku, kwas  fosforowy)  i poddaje jednoetapowej obróbce cieplnej. Innym reagentem w aktywacji chemicznej może być wodorotlenek   sodu   lub   potasu.   W   tym   przypadku   surowcem   jest   materiał   organiczny najczęściej  poddany  wcześniejszej  obróbce  termicznej  w  atmosferze  inertnej  (np.  koks węglowy lub naftowy). Żródło


        Oprócz ogromnych zdolności adsorpcyjnych, węgiel aktywny widocznie zmniejsza opuchliznę, minimalizuje uczucie swędzenia i pieczenia, które często towarzyszy infekcjom bakteryjnym i grzybicznym. Jest niewiele kosmetyków z węglem aktywnym i tak naprawdę większość to mocne, zasadowe mydła. Węgiel aktywny jest bezpiecznym składnikiem, dlatego bez obaw można dodawać go do gotowych masek oczyszczających.

        Proszek węglowy to powszechny środek na leczenie biegunek i problemów z układem pokarmowym.. natomiast nie ma przeszkód, by zastosować go zewnętrznie na skórę. Tak naprawdę jest dostępny wszędzie - począwszy od aptek, aż pod sklepy spożywcze i kioski. Najważniejszym i jedynym wymogiem w wyborze węgla aktywnego jest dla mnie zawartość substancji aktywnej (lek dopuszczony do użytku wewnętrznego, musi być bezpieczny dla organów wewnętrznych, delikatnych ścian żołądka, a wiec także i dla skóry). Początkowo wybierałam jedynie formę tabletkową (wydawała mi się bezpieczniejsza i bardziej łagodna dla skóry), zmieniłam jednak zdanie, gdy napotkałam trudności z rozdrobnieniem pastylek. Polecam zatem zakup kapsułek, które są znacznie łatwiejsze w obsłudze i zawierają wewnątrz czysty, rozdrobniony, sproszkowany węgiel aktywny.

        Nie spotkałam się z wieloma kosmetykami zawierającymi węgiel leczniczy. W zdecydowanej większości jest on jedynie dodatkiem do zasadowych, silnych mydeł i środków do oczyszczania (pasty oczyszczające). A to wspaniały środek aktywny biologicznie! I to na wyciągnięcie ręki w niskiej cenie ;) Mam nadzieję, że po przeczytaniu wpisu zaraz polecicie do apteki - Panie z mojej okolicy zawsze zerkają na mnie jak na osobę z rozstrojonym układem pokarmowym i ciągłymi biegunkami, zwłaszcza gdy proszę o kilka opakowań węgla leczniczego :)



        Efekty są widoczne już po pierwszym zabiegu, a potęgują się wraz z każdym użyciem węglowego proszku, wpływając za każdym razem na coraz lepsze oczyszczenie skóry. Długotrwałe efekty to przede wszystkim ładniejszy wygląd cery, który objawiał się jaśniejszym, równomiernym kolorytem, odczuwalnym zredukowaniem nadmiernej produkcji sebum (zimą zawsze borykam się z silniejszym łojotokiem) i doskonałym gojeniem zmian. Ostatnie tygodnie były szczególnie ciężkie dla mojej skóry (nietrafiona pielęgnacja, atak gronkowca) i przyznaję, że okłady z błota termalnego z siarką i węglem aktywnym zaleczyły większość moich niedoskonałości. Co ważne, węgiel aktywny nie powoduje u mnie wyprysków i pogorszenia stanu cery, jak to czasami bywa przy stosowaniu alg, które wyciągają zanieczyszczenia, a spowodował wchłonięcie zdecydowanej większości zmian naciekowych i grudek. Moja niemal idealnie gładka cera, przez ponad 2 tygodnie przypominała tarkę i jestem pewna, ze węgiel aktywny przyczynił się w dużej mierze to całkowitego zaleczenia wysypu i wyrównania nierównej faktury skóry (bez powstania blizn)

        Węgiel leczniczy doskonale oczyszcza pory i leczy zmiany naciekowe, grudki i uporczywe zaskórniki, to świetny środek wspomagający kurację przeciwtrądzikową. Po zmyciu maski, zawsze towarzyszy mi niezwykle uczucie świeżej cery, pory są idealnie domknięte, cera jest zdrowo, ale nie chorobliwie matowa. Nie zauważyłam także podrażnień i wysuszenia wynikającego z regularnego stosowania węgla, moja cera ma ogromne zdolności do odwadniania się, wiec prawdopodobnie zaobserwowałabym niepokojące zmiany. Nie nastawiałabym się jednak na błyskawiczne efekty - najważniejsza jest wciąż podstawowa pielęgnacja, aczkolwiek dodatek węgla, może bardzo pozytywnie wpłynąć na stan twojej skóry, zwłaszcza, gdy bardzo szybko się zanieczyszcza.

        Oprócz świetnych właściwości rozjaśniających, pochłaniających nadmiar sebum i gojących, węgiel wspaniale regeneruje skórę. To jeden z  niewielu składników, który ma tak pozytywny wpływ na cerę trądzikową,a przy tym nie powoduje wysuszenia i podrażnień. Doskonały składnik dla kombinacji trądzikowa, ale wrażliwa. Sprawdza się nawet podczas silnych kuracji dermatologicznych.

        Węgiel aktywny możesz dodawać tak naprawdę do wszystkiego, co zostanie zmyte pod bieżącą wodą - zmywalne okłady lecznicze, mydło, żel, pasta oczyszczająca, a nawet olejek myjący! Nie należy jedynie pozostawiać go zbyt długo na skórze, aby spełnił on swoją detoksykującą rolę, należy go usunąć po pewnym czasie z powierzchni naskórka. Jeśli brakuje Ci pomysłów, poniżej znajdziesz mój sprawdzony przepis na głęboko oczyszczającą maseczkę z węglem aktywnym w roli głównej. Maska zawiera dodatkowo drobny pył wulkaniczny, odpowiedzialny za złuszczenie martwego naskórka podczas zmywania okładu, aby efekt oczyszczenia był jeszcze mocniejszy - do mojej mieszanki dodaję kwasy AHA w formie ekstraktów owocowych. Całości dopełnia błoto termalne z siarką i glinka biała oraz wybrane olejki eteryczne .


        Bardzo głęboko oczyszczająca maseczka z węglem aktywnym (na dwa zabiegi)
        2 łyżki kuchennebłota termalnego z siarką (mazidła.com)
        2 łyżki kuchenne glinki białej
        1 łyżka peelingu wulkanicznego (pominąć, jeśli na skórze są stany zapalne i uszkodzenia naskórka) 
        Dwie/trzy kapsułki węgla aktywnego
        1/3 łyżeczki kuchennej witaminy B3
        1 łyżeczka lekkiego oleju (np. z nasion jeżyn, malin) 
        3/4 łyżeczki kuchennej kwasów AHA 50 C.I (e-naturalne)
        Olejki eteryczne (łącznie 8-10 kropli) olejek lawendowy, manuka i z rumianku rzymskiego

        Maska bardzo głęboko oczyszcza pory, daje cudowny efekt odświeżenia. Pory są idealnie domknięte, czyste, a cera - jaśniejsza. Wypryski goją się błyskawicznie. Zachęcam do eksperymentowania, recepturę można dowolnie zmieniać, w zależności od potrzeb skóry. Moją wersję polecam bardzo zanieczyszczonej (lub podatnej) cerze, z tendencją do zaskórników, bez stanów zapalnych. Świetnie zapobiega nadmiernemu rogowaceniu, wykwitom ropnym i nieprzewidzianym wysypom.


        Węgiel aktywny to składnik, który zdecydowanie warto wprowadzić do pielęgnacji. Doskonale oczyszcza, detoksykuje, rozjaśnia, leczy. Jeden z najefektywniejszych, naturalnych składników, gdzie efekty są widoczne już po pierwszym zabiegu. Nie opierałabym na nim pielęgnacji, ale może stać się jej doskonałym uzupełnieniem.


        Pozdrawiam serdecznie,
        Ewa

        Zdrowy blask i nawilżenie z nowozelandzką pielęgnacją | Antipodes Aura Manuka Honey Mask

        $
        0
        0

        Nie musiałam (i nie byłam w stanie!) długo opierać się nowozelandzkiej firmie oferującej kosmetyki naturalne pod nazwą Antipodes. Mimo że mój stosunek do kosmetyków naturalnych jest mocno średni i nie stronię od szeroko pojętej chemii w kosmetykach, od której, zdaniem wielu, można umrzeć na raka i jeszcze dostać wrzodów  żołądka. Antipodes wyjątkowo urzekło mnie prostymi składami, brakiem zawartości gliceryny w większości kosmetyków, prostością, skoncentrowaną formułą i brakiem wstrętnych zapychaczy, które są koszmarem każdej skóry trądzikowej.

        Zanim przejdę do głównego, wręcz sztandarowego produktu Antipodes, chcę Was zachęcić do bliższego zapoznania się z marką, mimo że ceny jak na polskie warunki są wysokie, po raz pierwszy nie mam poczucia straconych pieniędzy i przeświadczenia, że mogłam zrobić to taniej. Bardzo długo błądziłam i szarpały mną różne emocje, trzęsło mną na samą myśl o kolejnych kosmetykach naturalnych. Większość z nich po prostu nie działała (albo w odwrotnym kierunku, szkodziła), a wymagam widocznych efektów. Jestem także posiadaczką skóry problematycznej, potrzebuję specjalistycznej, łagodnej, ale i skutecznej pielęgnacji. Niestety, moje preferencje i wymagania rzadko kiedy szły w parze z tym, co zapewnia większość naturalnych produktów i zawsze czułam rozczarowanie lub niedosyt. Moja skóra jest zbyt wymagajaca, by stosować kosmetyki, które  jedynie pozostawiają ochronny film i nie robią nic więcej. Zmieniłam zdanie, gdy tylko bliżej poznałam produkty Antipodes.

        Moje już martwe nadzieje co do polskich kosmetyków naturalnych, ostatecznie pogrzebała Orientana, wysyp leczyłam długimi tygodniami i w końcu poddałam się. Dopóki nic się nie zmieni w mentalności i podejściu producentów ani mi się śni wracać do polskich korzeni.

        Pielęgnacja Antipodes nie jest tania, ale jest zdecydowanie warta swojej ceny. Póki co, jedynie jeden produkt został przeze mnie niedopasowany do potrzeb skóry, choć nie mogę powiedzieć o nim ani jednego złego, gdy moja cera była w fatalnym stanie, jedynie on wyleczył mnie z atopii i działał dokładnie tak, jak obiecuje producent (o kremie Vanilla Hydrating Cream napiszę niebawem). Pozostałe produkty spisują się doskonale i nie mam żadnych oporów, by zainwestować kolejne pieniądze w dobrą, skuteczną i odpowiednią dla mojej cery pielęgnację, która jest doskonałym uzupełnieniem półproduktów i sprawdzonych pojedynczych kosmetyków. 

        Antipodes to coś zupełnie nowego w mojej pielęgnacji. To kosmetyki skuteczne, bajeczne w obsłudze, to doskonała, lekka konsystencja i koncentracja składników aktywnych, niezwykłe walory pielęgnacyjne i naturalne, niebanalne, przyjemne i rozluźniające kompozycje zapachowe, wyłącznie z naturalnych składników. Znajduję z marką Antipodes wspólny mianownik. Kosmetyki działają i pachną jak naturalna, wysokopółkowa pielęgnacja, odkąd pamiętam, unikałam perfumowanych i aromatyzowanych kosmetyków.. nadmiar aromatów zawsze podrażniał moją skórę i oczy, w przypadku Antipodes nie ma to miejsca, a stosowanie kosmetyków jest namacalną i węchową przyjemnością :)

        Maska Aura Manuka to moje odkrycie roku. To doskonały przykład, jak naturalne  kosmetyki mogą być skuteczne. Genialne w swej prostocie połączenie naturalnego bogactwa natury: cennego, płynnego miodu manuka, oleju avocado, soczystych, skąpanych w słońcu winogron i kwiatów pohutukawa. Oczywiście wszystkie składniki pochodzą z Nowej Zelandii, innego, bajkowego świata, który zawsze kojarzył mi się z zielonymi, wyboistymi wzgórzami, głęboką wodą, magią, i głębokim żarem pragnienia odwiedzenia tych miejsc, który tli się w moim sercu od czasów dzieciństwa. Głównym składnikiem maski jest drogocenny miód manuka, będący symbolem drugiego końca świata. Stosując kosmetyki Antipodes, czuję się wyjątkowo. Tak, jak wyjątkowa jest Nowa Zelandia.

        Cudowna, niespotykana, kremowa konsystencja, naturalny zapach wanilii w cytrusach i doskonałe nawilżenie, bez wyprysków, zaskórników i podrażnień. Mimo że unikam kremowych masek i kompresów, Aura Manuka Mask to ewenement w tej kategorii. To czysta perfekcja.

        Przyznam, że nie miałam pojęcia jak obsługiwać się maską Aura Manuka - ile jej nakładać, jak długo trzymać, czy zmywać, czy też pozostawić na noc .. moje wszystkie wątpliwości zostały rozwiane podczas pierwszego kontaktu z maską. Zawsze, na samą myśl o kremie, aż mną wzdrygało, natomiast produkt Antipodes to sama przyjemność, ma on niebywale lekką i delikatną konsystencję. Od razu czuć, że cena ma swoje uzasadnienie w jakości, produkt rozprowadza się jak marzenie, gładko i przyjemnie, zaśnięcie z kompresem nawilżającym jest u mnie kwestią czasu. Magicznie otula skórę delikatną, kremową, treściwą, acz delikatną warstewką, do tego cieszy nozdrza, koi umysł, pozwala zapomnieć o błahostkach... Nie jest to typowa kremowa konsystencja, bardzo przypomina mi domowy, pyszny krem, który wyjadałam ostrożnie paluszkami, za każdym razem gdy babcia zdążyła się odwrócić.

        Początkowo, przy bardzo dużych podrażnieniach, maska powoduje delikatne podszczypywanie - nie jest to mocne pieczenie, nie powiedziałabym także, że jest nieprzyjemne i uciążliwe, zanika bardzo szybko. Nie wynika to z mocnego działania maseczki, zaręczam, że jest wyjątkowo delikatna dla nawet wrażliwej skóry, nie powodując żadnych zaczerwienień, wysypek i zmian o podłożu alergicznym. Uczucie to zanika zaledwie po kilku minutach, maska działa jak kompres łagodzący, w cudowny sposób koi skórę, nie dając o sobie znać. Nie wiem do końca jak opisać działanie tej maski podczas noszenia, ale bardzo relaksuje, odpręża i uspokaja skórę. Po maskach oczyszczających, które bardzo lubię, często mam wrażenie zestresowanej skóry - Antipodes zapewnia mi dotąd nieodkryty przeze mnie wymiar stosowania masek, nie wiem do końca który składnik tak na mnie działa, ale po zmyciu maski czuję się zdrowsza, zrelaksowana i odprężona.

        Niecodziennie jest to, że skóra doskonale absorbuje maskę i dokładnie taką ilość, jakiej potrzebuje. Im moja cera jest bardziej odwodniona, tym mniejsza ilość maski zostaje na powierzchni naskórka. Nie jest to tłusty, ohydny film, ale bardzo przyjemny, gładki krem. Maskę trzymam średnio na twarzy od 30 minut do godziny, wszystko zależy od stopnia odwodnienia mojej cery. Nigdy nie spowodowała u mnie szczypania i nieprzyjemnych objawów w trakcie i po zmyciu okładu (oprócz początkowego, chwilowego, delikatnego podszczypywania) Bardzo łatwo się spłukuje pod bieżącą, ciepłą wodą, podczas zmywania, czuję, jak okład jest delikatny i doskonale gładki. Nie zostawia gołej, podrażnionej cery, ale także nie wyczuwam tłustego filmu. Jest możliwość pozostawienia maski na całą noc.

        Po zmyciu maski efekty nie są piorunujące. Skóra jest delikatnie nawilżona, lekko natłuszczona, pory, nawet są delikatnie poszerzone. Generalnie, nie jest to mocny świeży wygląd jak po maskach oczyszczających.Nie przywykłam do takiej formy masek, wiec byłam zawiedziona bezpośrednio po spłukaniu okładu. Nie chcę kłamać, ale efekt były bardzo średni, skóra wyglądała trochę lepiej, nie na tyle, bym piała z zachwytu. Zaniepokoiły mnie rozszerzone pory, po tylu nieudolnych próbach okiełzania mojej cery polskimi kosmetykami naturalnymi, coś mi mówiło, jakiś wewnętrzny głos, by umyć jednak skórę łagodnym syndetem. Moja cera nie lubi takiej dawki nawilżenia, postanowiłam jednak dać szansę Aura Manuka Mask.

        I o niebiosa, to, co ujrzałam po przebudzeniu przechodzi moje nawet najśmielsze oczekiwania. Cera idealnie gładka, nawilżona, bez tłustych, poszerzonych porów, stany zapalne - przygaszone. Byłam przygotowana na wysyp pryszczy, ale produkt w żadnym stopniu nie przyczynił się do gorszego stanu mojej cery. Nawilżenie jest idealnie wyważone, choć bezpośrednio po zabiegu, miałam zupełnie odwrotne wrażenie. Co ważne, nie obudziłam się z tłuszczem na skórze - naskórek jest idealnie zmiękczony, gładki, skóra lśni zdrowym blaskiem. Uwierzyłam na nowo w działanie naturalnych kosmetyków, poważnie.

        Maskę stosowałam o różnych porach dnia, ale zdecydowanie najlepiej, mojej skórze oczywiście, służy zastosowana wieczorem, mam nieodparte wrażenie, że absorbuję ją przez kilka godzin i na końcowe efekty muszę poczekać dłużej, niż po maskach oczyszczających, gdzie efekt jest widoczny od razu. Stosując ją o poranku, moje odczucia nie były aż tak pozytywne (maska spełnia swoje zadanie, ale moja skóra nie jest w tak dobrej kondycji jak po przespaniu się z maską :)). Był okres, gdy emolienty stosowane na noc zapewniały mi niemal zawsze nieświeży wygląd po przebudzeniu, maska Antipodes współpracuje wzorcowo z moim trudnym typem skóry i służy mi najbardziej stosowana bezpośrednio przed snem.

        Nawilżenie jest odczuwalne i widoczne - maska działa głęboko nawilżająco, a nie tylko powierzchownie. Cera aż lśni zdrowym blaskiem mokrej, nawilżonej skóry. Myślę, że tak naprawdę każdy rodzaj skóry będzie zadowolony z jej działania, Aura Manuka Mask stosuję raz w tygodniu, czasami nawet raz na dwa tygodnie, używam jej wówczas, gdy potrzebuję dużej dawki nawilżenia ale bez ryzyka zapchania porów i nadprogramowych wyprysków.Skutecznie wymiotła większość pielęgnacji odpowiedzialnej za nawilżenie, dzięki niej jestem w stanie, stosując silny retinoid, opierać się wyłącznie na beztłuszczowej emulsji Post Acte Avene stosowanej raz na jakiś czas i wodnym serum. Moja pielęgnacja jest więc bardzo lekka, ale naskórek wciąż jest doskonale nawodniony. Doskonale likwiduje nieprzyjemne uczucie ściągnięcia Nie jest to chwilowe nawilżenie - jeśli jakiś produkt jest w stanie w takim stopniu nawilżyć moją cerę bez skutków ubocznych, to czuję się zobligowana do okrzyknięcia go moim hitem.

        Aura Manuka Mask jest także bardzo wydajna, jestem oszczędna w stosowaniu kosmetyków.. ale jej po prostu nie da zużyć się w przeciągu 2-3 miesięcy, tak, jak myślałam :) Przy moim zużyciu i częstotliwości stosowania z pewnością wystarczy mi na pół roku, czyli zgodnie z terminem przydatności po otwarciu.


        Antipodes dba nie tylko o walory użytkowe, ale także przyjemność w odbiorze. Wszystkie kosmetyki są umieszczone w uroczych, zielonych, wykonanych z dobrej jakości papieru opakowaniach. Grafika jednoznacznie sugeruje bliski kontakt z naturą, nie mogę mówić o minimalizmie, ale jest to zdroworozsądkowe bogactwo składników - a etykiety są jedynie potwierdzeniem zawartości. Wszystkie kosmetyki umieszczone są w szklanych opakowaniach z ciemnego szkła lub porządnych tubkach, wykonanych z wysokiej jakości tworzywa. Producent zadbał o każdy element, nawet zapach.

        Kosmetyki naturalne w większości.. śmierdzą, albo ich zapach jest bardzo subtelny i niemal niewyczuwalny. Często bywa, że jestem osaczona aromatem kosmetyków i nie jestem w stanie ich używać ze względu na podrażnienia, które wynikają z aromatyzowania kompozycji dużą ilością olejków eterycznych. Mój nos jest także bardzo wybredny, nie znoszę mydlanych nut, tak jak przesadnie słodkich, mdłych, wręcz prostackich kompozycji, zwłaszcza gdy zapach nie ulatnia się szybko i towarzyszy mi przez kilka godzin. Nie obraziłabym się na kosmetyki pachnące leśną polaną, świeżością, świeżo zerwaną lawendą i kwaśną porzeczką, mimo zupełnie innego kierunku, kompozycje Antipodes są dla mnie naprawdę przyjemne. Aura Manuka to połączenie słodkiej mandarynki z delikatną wanilią. Nie jest mdło, ale też i soczyście, wyczuwam kwaśną mandarynkę, wanilia nie dominuje, nie uderza w nozdrza, jest spokojna, stonuje i łagodzi wibrujące cytrusy. Gdzieś wyczuwam też gardenię. Podoba mi się.

        Aura Manuka Honey Mask jest dopracowana w każdym calu - dokonała konsystencja, delikatność, skuteczność. Nawilżenie jest odczuwalne i nie zanika po zmyciu maski, jestem w stanie potwierdzić doskonałe walory nawilżające i odżywcze maski, mój naskórek jest doskonale nawodniony i odżywiony do nawet dwóch tygodni (muszę jednak wspomnieć, że nie mam suchej skory, wówczas prawdopodobnie należałoby zwiększyć częstotliwość stosowania maski) Samo używanie maski jest także przyjemnością - poręczna tubka, wykonana z dobrej jakości tworzywa, cudowny, orzeźwiający, ale stonowany cytrusowy zapach maski i niesamowite właściwości relaksujące. Z pewnością nie jest to moje ostatnie opakowanie, Aura Manuka Honey Mask to pozycja jak najbardziej godna polecenia.

        Koszt: 110-130zł/ 75ml 
        Dostępność: Lavande, Ecco Verde, feelunique, lookfantastic

        INCI: Aqua (water), leptospermum scoparium mel (manuka) honey Active 20+, persea gratissima (avocado) oil, glycerin, cetearyl alcohol, stearic acid, glycerol stearate, gluconolactone, sodium benzoate, calcium gluconate, vitis vinifera (vinanza grape grapeseed) extract, daucus carota sativa (carrot) oil, metrosideros excelsa (pohutukawa flower) extract, tocopherol  (vitamin E), essential oil fragrances of vanilla & mandarin: coumarin**, d-limonene**, linalool**.
        ** component of essential oil


        Wpis nie jest sponsorowany. 

        Pozdrawiam serdecznie,
        Ewa

        Metody i techniki aplikacji podkładów mineralnych

        $
        0
        0


        Przez długi czas tematy o kosmetykach mineralnych były przeze mnie zaniedbywane. Nie mam pojęcia czemu tak się stało, ale prawdopodobnie całą moją energię pochłonęła kuracja retinoidem, zmiany pielęgnacyjne, okropne wypadanie włosów i wiele innych, którymi próbuję teraz siebie usprawiedliwiać. Nie mam zapędów do użalania się, dlatego w tym roku zamierzam poruszać każdą kwestię mniej lub bardziej, aby każdy z Was był zadowolony.

        Nie mam w swojej kosmetyczce innych podkładów, jakich używam na sobie, niż mineralnych. Miewałam różne chwile zwątpienia, momenty gorsze i lepsze, ale niezmiennym elementem mojej pielęgnacji, a zarazem kamuflażu, pozostały suche proszki. Bardzo długo pracowałam nad tym, o czym piszę w moich postach. Kosmetyki mineralne są bardzo specyficzne, ale im dłużej z nimi obcuję i obserwuję ich wpływ na stan mojej cery, nie mam wątpliwości, ze to miłość na całe życie.

        Zanim przejdziesz do dzisiejszego wpisu, nie zapomnij, by uzupełnić niezbędną wiedzę w pigułce, którą masz podlinkowaną niżej. Aby makijaż mineralny wyglądał perfekcyjnie i naturalnie, przede wszystkim zadbaj o pielęgnację. Są kwestie, których nie można przeskoczyć, a jest nią zadbana cera.
        Może brzmi to pompatycznie, żadna ze mnie Charlotte Cho, ale każda z nas może mieć zadbaną cerę. Może nie zlikwidujemy wszystkich problemów skórnych, czasami to nas przerasta i są czynniki, z którymi trzeba nauczyć się żyć, ale w zasięgu ręki, każdej z nas, bez wyjątku,  jest ładna, w miarę możliwości gładka cera, na której makijaż pełni jednie rolę delikatnego kamuflażu, a nie maski. Pielęgnacja to długi, ciężki, systematyczny proces dbania o siebie, wystarczy wyrobić sobie dobre nawyki.

        Perfekcyjny makijaż nie obejdzie się bez odpowiedniej bazy. Baza to nie tylko tłuste silikony, to także naturalne oleje, gliceryna, lekkie żele, pudrowe bazy mineralne, nawilżające kremy i mgiełki do twarzy. To produkty, które nie tylko przedłużają trwałość Twojego makijażu, ale dbają o odpowiedni poziom nawodnienia naskórka i pielęgnują go. Minerały wymagają odpowiedniego przygotowania i zadbania o skórę, aby cieszyć się trwałym i pięknym, naturalnym wyglądem.

        Często dostaję od Was pytania jakiej bazy użyć pod makijaż, aby podkład mineralny idealnie stopił się z  cerą. Przede wszystkim, minerały są bardziej wymagające i najlepiej, by faktura skóry była gładka, a poziom nawilżenia był zawsze w normie, wówczas łatwiej rozprowadzić minerały równomiernie. Należy pamiętać, że minerały to suche proszki, które muszą się dobrze przyczepić się do skóry - tłusta warstwa sprawi, że podkład przylepi się do niej i w konsekwencji rozwarstwi, natomiast zbyt sucha powierzchnia podkreśli dosłownie każdą suchą pajęczynę na skórze. Baza powinna współgrać z cerą - najlepiej delikatnie nawilżać, wchłaniać się i nie pozostawiać tłustej warstwy. Problem może pojawić się podczas regularnego stosowania kremów z filtrem, które trzeba nakładać w odpowiedniej ilości - w tym celu sprawdzą się filtry azjatyckie na lekkich silikonach, oraz filtry zastygające Pharmaceris czy też Lirene. Zostawiają suche wykończenie, które jest doskonałą bazą pod minerały. Równie dobrze sprawdzą się suche bazy (pudry matujące) zastosowane przed nałożeniem podkładu. Jeśli nie stosujesz kremów z filtrem, krem powinien idealnie współpracować z Twoją cerą, nie zostawiać okluzji i pozwolić minerałom połączyć się z Twoją cerą. Jeśli masz jednak suchą skórę, warto dodać odrobinki kompleksu silikonowego do ulubionego kremu - cera wygładzi się,a podkład lepiej będzie się rozprowadzał.
        Najważniejszy w tym wszystkim jest sam podkład mineralny, mineralny skład musi współpracować z Twoją cerą, a nie z danym kremem, czy pudrem. Pocieszające jest to, ze im mniej problematyczna i bardziej zadbana cera, tym łatwiej jest dobrać podkład mineralny. A  nie oszukujmy się, minerały bywają kapryśne, to tylko i aż cztery składniki - bez polepszaczy, okluzji, składników mogących zapychać pory. To suchy proszek, który wymaga odpowiedniego obcowania i dostosowania do stanu Twojej cery. 
        Jeśli już dobrnąłeś i nie pominąłeś żadnych kwestii, możemy przejść do tego, jak aplikować podkład mineralny. To wcale nie jest takie proste, mamy do czynienia z proszkową formułą, trzeba choć trochę poczytać i popróbować, by nie wyglądać śmiesznie, zwłaszcza, gdy masz skomplikowany rodzaj skóry. Każdy, kto choć raz zaczął z minerałami wie, że rzadko kiedy pierwsza próba bywa owocna i przekonująca, chyba, że nie masz nic do ukrycia i traktujesz minerały jako puder. To także poprawne zastosowanie minerałów - jeśli nie masz dużo do zakrycia, to po co ją ukrywać?

        Aplikacja podkładu mineralnego przebiega trochę inaczej, tradycyjne, płynne podkłady są mniej wymagające i nie potrzebują dużo czasu, ważne, aby były równo roztarte, co w większości przypadków można zrobić nawet palcami (stąd zaskoczenie wśród osób, które dotychczas stosowały jedynie podkłady płynne) - nie wymagają szczególnych umiejętności, a  także pochłaniają mniej czasu. W przypadku stosowania kosmetyków mineralnych, jest znacznie większe prawdopodobieństwo wystąpienia plam, a także nierównomiernego rozprowadzenia pigmentu (zwłaszcza, gdy nakładasz podkład na mokro), a równomierne pokrycie skóry mineralnymi proszkiem, wymaga cienkich warstw i dokładnego rozcierania kolejno każdej warstwy. W zależności od cząsteczek pigmentu, niektóre kosmetyki mineralne będą lubić koliste, długie ruchy (np. zwarte ale słabo przyczepne AM), gdyż wymagają dobrego wtarcia w skórę, proszki dobrze przyczepne, bardziej suche, nakłada się łatwiej, trudno jest także przesadzić z aplikacją, gdyż suche minerały, nabierają się słabiej na pędzel, nie ma problemu z cienkimi warstwami, które można dokładać. Problem pojawia się, gdy podkład jest bardzo dobrze napigmentowany i zwarty.

        Aby ułatwić sobie zadanie, wysyp odrobinę podkładu na wieczko lub oczyszczony podstawek i kolistymi ruchami zamocz w nim pędzel. Aby zapobiec marnowaniu i nadmiernemu pyleniu, wtrząchnij delikatnie pędzel nad wieczkiem, a następnie odwróć pędzel i uderz delikatnie trzonkiem o twardą powierzchnię. Im mniej produktu na pędzlu, tym lepiej, za dużo ilość podkładu będzie jedynie pylić i utrudni równomierną aplikację.


        Kierunek nakładania kosmetyków mineralnych 
        Minerały można tak naprawdę nakładać na wiele sposobów, wszystko zależy od tego, gdzie twoje problemy skórne są zlokalizowane, osobiście, najlepiej sprawdzają się u mnie dwie techniki nakładania podkładów mineralnych. Aplikację minerałów warto zacząć od miejsca, gdzie najbardziej się warzą i pozostać przy jednej, cieniutkiej warstwie, a tym obszarem najczęściej są bruzdy nosowe i obszar koło nosa.

        • Od bruzd nosowych w kierunku żuchwy i kości policzkowych (bruzdy nosowe, wzdłuż kości policzkowych, zaczepiając o żuchwę i brodę, czoło i na końcu nos). Jeśli Twoja strefa T najbardziej się przetłuszcza i najczęściej podkład warzy się właśnie w tym miejscu, podkład zaczynam rozprowadzać od bruzd nosowych w kierunku żuchwy, przesuwając się coraz wyżej i za każdym razem dokładnie rozcierając. Czoło - najpierw lewa strona, następnie prawa, lub na odwrót - nie zaczynaj od środka czoła, łatwo o placki w centralnej części twarzy
        • Od brody, kolistymi ruchami przesuwając się na wyższe partie twarzy (broda, bruzdy nosowe, policzki, czoło i nos). Można także, wykonując rozcierające, okrężne ruchy, zaczynać od brody, przesuwając się coraz wyżej. Dzięki tej technice podkład rozprowadza się równo, bez smug. Czoło - środek czoła kolistymi ruchami, zmierzającymi do lewej i prawej strony.

        Kluczowe ruchy podczas nakładania podkładów mineralnych o różnej mocy nacisku (im mocniejszy nacisk, tym większe krycie)
        • Długie i krótkie koliste sprawdzają się zwłaszcza przy zwartych minerałach, które trzeba bardzo dobrze rozetrzeć, im podkład jest bardziej zwarty- tym dłuższe ruchy, aby dobrze go rozprowadzić,  suchy - można pozwolić sobie na krótsze ruchy, które pozwolą na mocniejszą koncentrację koloru. Skóra powinna być odpowiednio przygotowana i posiadać odpowiedni poślizg. Ruchy mogą być delikatne lub dociskające,w  celu zwiększenia krycia.
        • Długie i krótkie pociągające sprawdzają się jeśli podkład jest tępy, gęsty lub bardzo suchy i nie rozprowadza się zbyt dobrze. Technika jest także pomocna, gdy mamy nałożoną bazę podatną na ścieranie (baza zastygająca). Nie wszystkie podkłady lubią także koliste ruchy, jeśli podkład jest słabo przyczepny do skóry (ściera się przy kolejnych warstwach, ruchach pędzla) - jest to jedna z najlepszych metod aplikacji, dodatkowo pozwala na mocniejsze krycie
        • Stemplowanie sprawdza się gdy chcemy osiągnąć mocniejsze krycie, a także przy bardzo słabo przyczepnych minerałach. jest to jedna z najtrudniejszych technik do opanowania, bowiem łatwo o nierówną koncentrację koloru i zbyt dużą ilość podkładu mineralnego na skórze. Stemplowanie można zastosować w najbardziej problematycznych obszarach twarzy, aby zintensyfikować krycie.

        Aplikacja na sucho 
        To najpopularniejsza metoda nakładania minerałów. Aby zaaplikować podkład mineralny prawidłowo, zgodnie ze wskazówkami, zamocz pędzel w podkładzie, zanurz go, wykonując koliste ruchy i otrzep. Zapobiegnie to nadmiernemu pyleniu i nabierze idealną ilość produktu na pędzel.

        W metodzie na sucho, bardzo ważne są dokładne, rozcierające, koliste ruchy i cienkie warstwy (im bardziej zwarty proszek, tym lepiej trzeba go rozetrzeć, im bardziej suchy - tym ruchy mogą być krótsze i mniej intensywne), które za każdym razem trzeba dobrze rozetrzeć. Nakładając suchy proszek na sucho, jest zawsze dużo ryzyko osiadania podkładu w suchych skórkach, jak i podkreślania suchych niedoskonałości oraz nierówna koncentracja koloru (występuje to głównie w partiach o różnej wilgotności, dlatego należy zadbać o równomierne nawilżenie naskórka). Aby podkład mineralny wyglądał perfekcyjnie, skóra musi być odpowiednio przygotowana, aplikując podkład w ten sposób często zdarzają się nierównomierne placki i nieestetyczny suchy wygląd. Skóra nie powinna być ani zbyt mokra (nierówna koncentracja pigmentu, podkład przylepi się i stworzy nieestetyczne placki) ani zbyt sucha (proszek podkreśli suche niedoskonałości i będzie słabo przyczepny). Dlatego tak ważna jest użyta baza pod makijaż - często nagminnym błędem jest stosowanie złych produktów pielęgnacyjnych, które nie są dobrane do potrzeb skóry.

        Proszek należy za każdym razem dokładnie rozcierać, w tym celu polecam zbite pędzle typu flat top z syntetycznym włosiem. Często problem wynika ze zbyt dużej ilości podkładu - nakładając tak dużą ilość suchego proszku, można przewidzieć, na chłopski rozum, że będzie to wyglądało fatalnie :) Widzę jak dużo tradycyjnej kolorówki są w stanie zużyć w trybie codziennym niektóre kobiety, dlatego często pojawia się pytanie przy stosowaniu minerałów - naprawdę tak mało ?:) Tajemnica świeżego, idealnie stopionego makijażu z cerą polega na minimalnej ilości użytych kosmetyków.

        Nakładanie warstwami to słowo klucz, należy jednak pamiętać, by i w tej kwestii zachować umiar, nawet stopniowe nakładanie warstwa, po warstwie może stworzyć maskę. Wszystko tak naprawdę zależy od właściwości podkładu, suche, lekkie proszki są znacznie łatwiejsze w obsłudze, gdyż nie ma problemu z budowaniem krycia, przy czym wyglądają bardzo naturalnie, zwarte, lekko mokre minerały zapewniają lepsze krycie.. ale kosztem warzenia się podkładu, glinianej maski i nieestetycznego ścierania się, dlatego przy ich aplikacji należy być szczególnie ostrożnym. Ogromne znacznie ma przyczepność podkładu - im lepsza, tym produkt łatwiej się rozprowadzi.

        Aplikacja na sucho pozwala wygładzić optycznie powierzchnię skóry, jest także łaskawsza dla osób z nierównościami,a  także rozszerzonymi porami. Warto użyć także suchej bazy, jeśli masz problem z głębokimi bliznami.  


        Aplikacja na mokro
        Aplikacja na mokro, dzięki zastosowaniu wody, pozwala na redukcję suchości podkładu mineralnego podczas aplikacji (co ułatwia nakładanie minerałów jeśli są bardzo suche i pylą),a  tym samym zwiększenia jego krycia, przyczepności i intensywności. Nakładając jednak minerały w ten sposób, zawsze istnieje duże ryzyko rozwarstwienia się podkładu, warzenia i spływania. Przez operowanie tak dużą koncentracją pigmentu często mówi się o odchodzącym tynku i suchej, mineralnej skorupie, ponieważ woda szybko odparowuje z naskórka i pozostawia zaschniętą warstwę minerałów. Należy także pogodzić się z tym, że aplikacja na mokro znacznie bardziej podkreśla rozszerzone pory i jest odpowiednia dla osób o równej fakturze skóry (minerały wchodzą w nierówności). Aby temu zapobiec, należy unikać nakładania zbyt dużej ilości proszku i zamiast zwykłej wody - mgiełek nawilżających, które zwiążą pigmenty i zapobiegną nadmiernej utracie wody z naskórka. Jak zrobić mgiełkę nawilżającą - napiszę niebawem, natomiast można zakupić gotowy produkt firmy Vianek i Tatcha, który oprócz wody, zawiera lekkie emolienty, proteiny i humektanty, czyli wszystko, co wiąże wodę w naskórku i utrzyma minerały na miejscu.

        Metody na mokro, na mokrą bazę uwydatniają niedoskonałości - efekt jest oczywiście bardziej naturalny, faktura skóry jest lepiej widoczna, aczkolwiek moim zdaniem - zarezerwowana dla osób z  równą powierzchnią naskórka (bez blizn, wystających niedoskonałości), minerały nakładane także w taki sposób, mają dużą tendencję do osiadania w porach i ich brzydkiego podkreślania.
        • Technika tradycyjna (zwiększająca krycie i przyczepność podkładu) polega na zamoczeniu pędzla w odpowiedniej ilości proszku mineralnego (należy postępować analogicznie jak w przypadku aplikacji na sucho), a następnie łagodnym zwilżeniu pędzla (nie chodzi o to, aby zamoczyć pędzel!). Lekko wilgotne włosie i mokry podkład mineralny nabiera przyjemnej konsystencji i lepiej się rozprowadza, znacznie zwiększając swoje krycie. Należy uważać na ilość podkładu i przyłożyć się do porządnego rozcierania podkładu, aby uniknąć smug.
        • Technika odwrócona (zmodyfikowana dla słabszego krycia, lepszej przyczepności i mniejszej widoczności suchych skórek). Zanim nałożysz podkład - zwilż skórę, a następnie suchym pędzlem, pokrytym minerałami nałóż podkład. Metoda ta ułatwia równomierną aplikację suchego proszku (dla ułatwienia można także lekko zwilżyć pędzel, technika tradycyjna może stawiać opór cięższym minerałom, łatwo o placki, podkreślenie suchych skórek), minerały nabierają delikatnej konsystencji i łatwiej się rozprowadzają. Suchy proszek nie osiada także w odstających skórkach. Należy jedynie bardzo dokładnie rozcierać podkład, aby nie powstały smugi.
        • Technika nakładania podkładu mineralnego bezlateksową gąbeczką pozwala na idealny balans miedzy wodą, a podkładem mineralnym (gąbeczka oddaje idealną ilość wody, a podkład nabiera delikatnej, lekko mokrej konsystencji) , jest to jedna z najlepszych metod nakładania podkładu na mokro, zwłaszcza dla osób, które nie są wprawione w nakładaniu minerałów. Nakładając minerały metodą na mokro za pomocą pędzla, często zdarza się, że proszku jest za dużo na pędzlu, co utrudnia równomierne roztarcie produktu i naturalny wygląd - używając gąbeczki, problem znika. Aby wykonać makijaż, należy zwilżyć gąbeczkę w wodzie, odsączyć jej nadmiar i delikatnie zamoczyć w suchym proszku i delikatnie stemplującymi ruchami, nałożyć podkład.

        Minerały jako puder wykańczający makijaż
        Jeśli nie masz dużych problemów z cerą, albo nie jesteś przekonana do stosowania minerałów samodzielnie, można je stosować jako.. puder barwiący. Jest to świetne rozwiązanie dla osób o ładnej cerze, która nie ma zbyt wielu niedoskonałości i nie potrzebuje mocnego krycia oraz jako puder wykańczający makijaż - minerały również mają świetne właściwości matujące i mogą spełniać swoją rolę w ten sposób (a przemawia prostota składu i zawartość  minerałów). Należy jedynie być ostrożnym w wykańczaniu makijażu, zetknięcie minerałów z tradycyjną kolorówką może powodować jej warzenie - warto wybierać lekkie, sypkie proszki o słabym kryciu kosmetyki np. Lily Lolo (wykończenie matowe), czy Ecolore (rozświetlające)


        Aby Twój makijaż wyglądał pięknie, nie zapominaj, że kluczowy wpływ na końcowy wygląd makijażu ma zawsze stan Twojej cery. Staraj się dbać o nią jak najlepiej.


        Pozdrawiam serdecznie,
        Ewa

        Wrażliwa, delikatna cera | Pielęgnacja dla wyjątkowo delikatnej skóry, z rumieniem, częstym podrażnieniem, ale nadal ze skłonnością do trądziku

        $
        0
        0
        Ostatnio dążę do tego, aby mój blog był jak uzupełniająca się książka - aby czytelnik, czytając artykuł, po artykule, mógł zrozumieć swoją skórę, a każdy kolejny wpis pomógł mu odkrywać nowe rozwiązania. Od pewnego czasu można zauważyć małe zmiany w tym kierunku, wpisy są coraz bardziej rozbudowane, a niektóre, starsze artykuły zostają przeze mnie usuwane lub odnawiane - oczywiście nie bez znaczenia, lubię wykorzystywać temat do końca, a przyznaję, że jestem bogatsza o nową wiedzę, zmieniam też swoje poglądy na pewne kwestie.

        Często notuję Wasze sugestie, sprawdzam, czego brakuje i tym sposobem coraz więcej tematów pojawia się w wersjach roboczych. Jakiś czas temu pisałam o nadwrażliwej, wydelikaconej skórze, temat cieszył się ogromną popularnością, co szczególnie zwróciło moją uwagę na problem nadmiernej wrażliwości. W wpisie poruszyłam głównie kwestię skóry zmaltretowanej silnymi kuracjami, natomiast zdałam sobie sprawę, że tak naprawdę większość Was walczy z wydelikaconą skórą codziennie, mając dodatkowo skłonność do trądziku, naczynek, rumienia. I nie zawsze jest to wynik kuracji (choć zdarza się to nadal za często, wielokrotnie wspomniałam już jak ważne jest dobranie mocy i siły tak silnych środków jak kwasy i retinoidy), a specyfiki skóry, jej delikatnej struktury i skłonności genetycznych, a także skłonności do atopii, czy też występowanie innych schorzeń skóry (trądzik pospolity i różowaty, łojotokowe zapalenie skóry, atopowe zapalenie skóry). Problem wyjątkowo delikatnej skóry to główny problem młodej grupy wiekowej, wraz z czasem stopień unerwienia i czucia skórnego maleje, dlatego występuje rzadko u osób starszych. Delikatna cera jest także domeną kobiet, pojawia się bowiem znacznie częściej, ze względu na niestabilność hormonalną, zdarza się, ze problem nadreaktywności skóry występuje tylko w pewnym okresie cyklu.

        Przyznaję, ze jest to temat trudny i niestety coraz bardziej powszechny. Niezwykle ciężka jest także pielęgnacja, która często obfituje w źle dobrane produkty, nieodpowiednie do tak rozhisteryzowanej skóry, lub też za ciężkich do występujących skłonności trądzikowych (a niezbędne jest połączenie gamy delikatnej z działaniem antybakteryjnym i przeciwtrądzikowym). Nigdy nie byłam przekonana do azjatyckiej pielęgnacji i zawsze gaszę entuzjazm filtrów, które nie mają u mnie racji bytu (przy mnie niewierny Tomasz jest jak Joanna d'Arc i zanim nie dostanę porównania norm azjatyckich do europejskich, na próżno można mnie przekonywać do ich skuteczności)  ale muszę przyznać, że coraz więcej azjatyckich innowacji kosmetycznych trafia w mój gust i czasami zastanawiam się, czemu producenci nie ruszą głową i nie pójdą w podobnym kierunku.  Jest coraz więcej osób z takimi problemami (i przybywać będzie!), dlatego stworzenie specjalistycznej, ultra lekkiej ale i maksymalnie bezpiecznej i tolerancyjnej pielęgnacji byłoby strzałem w dziesiątkę niż tworzenie kolejnych, naturalnych, bezskutecznych (w większości) mazideł. Są to jednak wyłącznie moje przemyślenia, dlatego większość polecanych produktów, to głównie pojedyncze składniki. Na Waszą prośbę, w celu ukierunkowania i ułatwienia dokonania wyboru, małą czcionką wytypowałam gotowe produkty podlegające pod kategorię i spełniające podstawowe wymogi, kierowałam się łagodnością, wskaźnikiem pH i delikatnością mieszanek detergentowych, natomiast nie jestem wyrocznią i każdy może zupełnie inaczej zareagować na kosmetyki warte uwagi, dlatego dobieraj pielęgnację intuicyjnie.

        Pielęgnacja naturalna święci triumfy. Mniejsza ilość składników, łagodniejsze konserwanty, słabsze perfumowanie produktów i lepiej tolerowane (choć nie zawsze!) składniki. Nie jest to oczywiście złe ( i dużo osób posiadających wrażliwą skórę chwali działanie naturalnych produktów), ale jest bardzo mało naturalnych kosmetyków, które faktycznie działają i robią coś więcej poza okluzją (co nie zmienia faktu, że naturalne kosmetyki mogą być naprawdę świetne, jeśli są wysokiej jakości) Przyznaję, że pod tym względem pielęgnacja azjatycka jest o lata świetlne do przodu od pielęgnacji, jaką fundują nam rodzime marki. Naturalne składniki to czasami za mało, aby wydobyć ich potencjał, niezbędne jest stosowanie technologii, które ułatwiają przenikalność substancji aktywnych, a także syntetycznych, które w większości, są znacznie lżejsze od naturalnych odpowiedników. Im dłużej siedzę w kosmetykach naturalnych, tym częściej zauważam monotonię, której nie ma w dobrych jakościowo produktach azjatyckich (a które również zawierają naturalne, bogate składniki). Nie jestem fanką wszystkich azjatyckich kosmetyków, nie przemawiają do mnie niektóre rozwiązania i jak dla mnie, w niektórych przypadkach przesadne podejście do pielęgnacji, ale muszę docenić ciekawe rozwiązania biotechnologiczne, na których często się wzoruję, gdy tworzę własne formuły. Jeśli posiadasz skórę wymagającą, kosmetyki muszą przede wszystkim widocznie działać, a rzadko kiedy robią to produkty całkowicie naturalne (zwiększenie biodostępności składników jest konieczne przy składnikach naturalnych i niestabilnych substancjach aktywnych) Nie oznacza to jednak, że przekreślam naturalną pielęgnację, która jak najbardziej może być skuteczna - kosmetyki muszą mieć przede wszystkim przemyślany i dobry jakościowo skład, jest mnóstwo naturalnych, jak i syntetycznych kosmetyków, które są wypchane tanimi wypełniaczami, których moja skóra nie toleruje (mieszanki emulgatorów, parafina, słabej jakości oleje)

        Problem jest także w nas, bo wiele tak naprawdę nie wie czego oczekiwać od kosmetyków i w jaki sposób ich używać, nie wspominając już o problemach z określeniem rodzaju i typu skóry, co jest wręcz nagminnie mylone ze sobą. Nie mam na celu krytyki, ale czasami warto wrócić do podstaw i zanim zaczniemy układać pielęgnację - pomyśleć, popróbować, oceniać zgodnie z przeznaczeniem i wybierać produkty odpowiednie do naszych potrzeb, wymagań, problemów, a nie wieku i tego, co zdołał napisać producent. Wybór pielęgnacji nie jest prosty, ale łatwiej ją dobrać, jeśli wiemy czego szukać.

        Jak dbać o skórę wrażliwą, nadreaktywną, z rumieniem, ale przy tym trądzikową? Przede wszystkim należy trzymać się kilku zasad, które w większości można wdrożyć w życie i nauczyć się codzienniełagodnie obchodzić ze skórą.
        • ograniczenie agresywnych i drażniących bodźców:wysokie i bardzo mroźne temperatury (szczególnie niebezpieczne są wahania), unikanie alkoholu i glikoli propylenowych (dotyczy to głównie formuł wodnych, które mają najczęstszy kontakt ze skórą i nie posiadają odpowiedniej ilości substancji nawilżających i okluzyjnych, aby złagodzić ich agresywne działanie) i gliceryny (która w nadmiarze ma bardzo drażniący wpływ na mieszki włosowe i może powodować ich ropienie, czy też ogólnie - zapalenie), mocnych kwasów i zasad (a zwłaszcza skoków pH, które są bardzo niebezpieczne dla wyjątkowo delikatnej cery, trwale uszkadzając barierę naskórkową) i oczywiście nadmiaru słońca, które jedynie zaostrza procesy nadmiernego rogowacenia i powoduje rumień
        • zero mocnego tarcia i brutalnego obchodzenia się ze skórą
        • pielęgnacja nie powinna celowo wysuszać, odwadniać, podrażniać i uwrażliwiać naskórka, jeśli jakiś produkt powoduje nieprzyjemne uczucie ściągnięcia, pieczenia, należy go odłożyć albo zmodyfikować sposób nakładania, zmieniając kolejność, czy też nakładać go na produkt łagodzący, np. krem
        Są to tak naprawdę podstawy podstaw, pielęgnacja jest znacznie bardziej skomplikowana (a zwłaszcza znalezienie odpowiednich produktów!), jednak wcielenie w życie już tak prostych zasad potrafi odczuwalnie poprawić stan cery. Najważniejsza jest zmiana codziennych nawyków na lepsze i delikatne obchodzenie się z cerą, wychodząc z zasadą, by przede wszystkim nie szkodzić. W zależności od preferencji, można pójść w stronę minimalizmu kosmetycznego lub rozbudowanej, warstwowej pielęgnacji. Warstwowa pielęgnacja wbrew pozorom nie musi być ciężka i jest w niej wiele sensu, jeśli problemy z cerą nakładają się na siebie. Niezależnie od obranej drogi, skuteczna i właściwa pielęgnacja zapewnia:
        • łagodzenie i zapobieganie powstawaniu podrażnień 
        • hamowanie stanu zapalnego 
        • utrzymywanie odpowiedniego poziomu nawodnienia i elastyczności naskórka
        • uregulowanie funkcji skóry, zwłaszcza procesów rogowacenia bez podrażniania mieszków włosowych

        Łagodne i skuteczne oczyszczanie
        Niezwykle ważne jest znalezienie produktów, które nie tylko usuną skutecznie zanieczyszczenia (i nie mam tu na myśli jedynie łatwo usuwalnych wodą zabrudzeń, a sebum, martwego naskórka zaległego w porach, i wiele innych, pamiętaj, ze nadal masz tendencję do trądziku), ale będą łagodne dla skóry. Rzadko kiedy jeden produkt jest w stanie zapewnić komfortowe uczucie czystości, a przy tym nie podrażniać skóry. Jeszcze ciężej jest znaleźć delikatny produkt, odznaczający się dobrym usuwaniem zanieczyszczeń każdego typu, nie pozostawiając uczucia lepkości i nieświeżej skóry. Kluczowe jest także pH - powinno być one w granicach neutralności, (5.5-7pH) dlatego odpadają naturalne, zasadowe mydła, które nie dość, że podnoszą pH skóry, wymagają kwaśnej tonizacji, a więc prowadzą do niebezpiecznych skoków pH skóry.

        Moja rada to posiadanie co najmniej dwóch produktów do oczyszczania twarzy, w zależności od preferencji, mogą mieć one różną postać - płyn micelarny, mleczko, kremowy żel, olejek myjący (zabrudzenia tłuszczowe) tonik, łagodny syndet o naturalnym pH, żel (zabrudzenia wodne). Łagodne oczyszczanie ma ogromny wpływ na kondycję naskórka, nie tylko usuwa zanieczyszczenia, nie dopuszcza do rozognienia zmian, podrażnień i dyskomfortu, ale także odgrywa ogromną rolę w nawodnieniu naskórka. Agresywne i mocne oczyszczanie nie zawsze jest gwarantem czystej skóry, a może wzmagać nadmierny łojotok i wymagać większej dawki nawilżenia, co w  połączeniu  rozregulowaną skórą prowadzi do problemów z cerą i pielęgnacją (większa dawka nawilżenia może skutkować wypryskami i zapchanymi porami, natomiast pozostawienie suchej, odwodnionej, zmaltretowanej skóry do nadmiernego łojotoku i atopii) Kluczem jest zbalansowanie pielęgnacji, oczyszczeniu twarzy powinno towarzyszyć uczucie świeżości, czystości, ale bez dyskomfortu i ściągnięcia - zdarza się, że dopasowany demakijaż i codzienne oczyszczanie zapewnia skórze odpowiednią dawkę nawilżenia i można pominąć produkty typowo nawilżające w codziennej pielęgnacji, pozostając przy wodnym serum z antyoksydantami.


        W pielęgnacji tak wyjątkowo problematycznej skóry, bardzo ważne jest stosowanie kosmetyków o przyjaznym, krótkim składzie, a także nie uciekanie od emolientów w środkach myjących, ponieważ ich rolą jest blokowanie nadmiernej ucieczki wody podczas oczyszczania. Wielokrotnie z przerażeniem spoglądałam na kostki myjące z ciekłą parafiną i lanoliną, uważam jednak to za błąd - tak silnie natłuszczające substancje mają świetny wpływ na skórę o tak skomplikowanych potrzebach - parafina nie zatyka porów, a zapobiega nadmiernej utracie wody z naskórka podczas mycia, z racji istniejących substancji pieniących, nie pozostawia ona filmu, który mógłby zapychać pory, pełni więc jedynie rolę ochronną (oczywiście im środek jest bardziej płynny, oleisty, tym większe prawdopodobieństwo pozostawienia nieprzyjemnej warstewki). Bardzo ciekawym rozwiązaniem, które również coraz bardziej doceniam, są mleczka i kremowe żele do oczyszczania, którymi można bardzo skutecznie rozpuścić zanieczyszczenia, bez ryzyka przegrzania skóry, spłukują się znacznie lepiej z powierzchni skóry niż np. olejki myjące, a następnie, w razie potrzeby, doczyścić skórę łagodnie pieniącymi się substancjami. Do głębokiego oczyszczania, polecam olejki myjące, które doskonale usuwają wodoodporne kosmetyki i ciężkie silikony, emolienty tłuste i brud skumulowany w porach. Warto zwrócić uwagę na to, by naskórek nie był tłusty i lepki, ale też wysuszony i odwodniony - jeśli używasz tłustych olejków, konieczne jest zastosowanie pieniących się detergentów (chyba ze tłusta warstewka po olejkach nie powoduje u Ciebie wysypów, polecam jednak zmywać ochronną warstwę, detergenty po olejkach są znacznie łagodniejsze), jeśli stawiasz na łagodniejsze mleczka i kremy oczyszczające, możesz pozwolić sobie na delikatniejsze oczyszczanie żelem, czy przetarcie skóry płynem micelarnym, jeśli kosmetyk tłuszczowy był bardzo lekki. Im bardziej rozbudowana, obciążająca pielęgnacja - tym mocniej należy przyłożyć się do demakijażu, korzystniej jest stosować kilka łagodnych produktów bezpośrednio po sobie, niż ograniczenie się do jednego mocnego. 


        Zły demakijaż rujnuje pozostałe elementy pielęgnacji. Zbyt mocny i agresywny odwadnia naskórek, generuje potrzebę częstszego nawilżania, które obciąża skórę, poszerza pory i zaczynają pojawiać się problemy z cerą. Niedokładny, rozszerza i zapycha pory, utrudnia także wchłanianie substancji aktywnych. 

        Jeśli nie używasz kremów z filtrem, makijażu, a Twoja pielęgnacja jest lekka, nie musisz w taki sposób codziennie oczyszczać skóry (zmywany krem z filtrem, podkład również pełni funkcje ochronne, stosowanie kilku środków po sobie, nawet mimo delikatności, może wysuszać skórę), a ograniczyć się do delikatnego żelu, czy też kostki myjącej. Tak głębokie oczyszczanie jest konieczne przy ciężkiej pielęgnacji, jeśli unikasz silikonów i emolientów tłustych, możesz oczyszczać skórę dwuetapowo raz na jakiś czas, w razie potrzeby.

        Podczas oczyszczania, należy wystrzegać się nadmiernego pobudzania ukrwienia skóry (masaże, energiczne pocieranie, mocne tarcie, agresywne peelingi mechaniczne, ścierki z mikrofibry, gąbki i silikonowe szczotki), aby nie zaogniać stanu zapalnego i uniknąć rozległych zaczerwienień. Zwróć także uwagę na temperaturę wody, nie powinna być ani zbyt zimna, ani gorąca.

        Środki myjące
        Łagodne syndety:
        ISANA MED 5.5pH kostka myjąca, Seba-med 5.5pH, Avene Cold Cream kostka myjąca, Iwostin Sensitia kostka myjąca
        Żele oczyszczające:
        Żel do higieny intymnej Facelle, Antipodes Juliet Gel, żel micelarny BeBeauty, Ziaja Fizjoderm, Avene, Cleanance, Gel (Żel oczyszczający do skóry tłustej i trądzikowej), Clarimatte T-Zone Control Cleansing Gel, OSKIA Renaissance Cleansing Gel
        Żele kremowe/krem oczyszczający: La Roche Posay kremowy żel Lipikar, L'orel Skin Soft kremowy żel, Antipodes Hallelujah cream cleanser, Alpha-H Balancing Cleanser with Aloe Vera, Menard, Tsukika, Cleansing Cream (Krem oczyszczający)
        Emulsje oczyszczające: Anida, Medi Soft, Emulsja micelarna do mycia twarzy, Cetaphil emulsja myjąca
        Mleczka oczyszczające:
        Mleczka Avalon,Nivea, Aqua Effect, Mleczko oczyszczające do cery suchej i wrażliwej, La Roche Posay, Physiological Cleansing Milk (Mleczko do demakijażu z fizjologicznym pH), Mixa, Mleczko do demakijażu `Optymalna tolerancja`, Decleor Aroma Cleanse - Essential cleansing milk with Neroli Essential Oil
        Olejki myjące: z kwasami (przepis), dostępne olejki myjące bez kwasów: BiochemiaUrody, Naturaliss, E-naturalne, olejek do demakijażu Resibio, masło Grapessed do oczyszczania Antipodes, Hada Lobo olejek do oczyszczania skóry, Oskia olejek w żelu
        Płyny micelarne:
        Biolaven płyn micelarny, Eau Micellaire Eclat, woda micelarna rozjaśniająca i wygładzająca, Bioderma, Sensibio H2O (Płyn micelarny do oczyszczania twarzy i zmywania makijażu do cery wrażliwej), La Roche Posay, Physiological Micellar Solution (Płyn micelarny do twarzy z fizjologicznym pH)

        Odpowiednia dawka nawilżenia
        Aby naskórek był gładki, elastyczny i zmiękczony, musi być odpowiednio nawodniony. Może wydawać się to czymś prozaicznym, natomiast nawilżenie naskórka wcale nie jest takie łatwe, zwłaszcza gdy stosujesz agresywne środki myjące lub silne kwasy, retinoidy (czynniki, które uszkadzają naturalną barierę ochronną skóry) przywrócenie takiej równowagi to bardzo ciężki kawałek chleba. Rzadko kiedy wystarcza krem,niezbędne jest zrewolucjonizowanie rytuału oczyszczania (oczyszczać, ale nie odwadniać) i odpowiednie wyczucie w nawilżaniu - posiadasz nadal trądzikową skórę, a działanie okluzją w nadmiarze może pogorszyć stan cery, o czym pisałam tutaj.

        Poszukuj nawilżaczy w prostych formułach, powinny być to składniki, które nie tylko pozostawiają lekką warstewkę (jak kwas hialuronowy, emolienty, parafina, skwalan, lekkie silikony, kolagen, elastyna), ale także substancje wiążące wodę i utrzymujące nawodnienie w naskórku, czyli kwasy AHA (stężenie do 5%), PHA, mocznik (5-9%), kompleksy ceramidowe, czy proteiny owsiane, pszeniczne, jedwabne. Okazuje się, że wcale nie jest to takie łatwe, zwłaszcza, że kremy posiadające lipidy i całą serię potrzebnych substancji, są z reguły ciężkie i przeznaczone do pielęgnacji skóry suchej, bez skłonności do występowania zmian trądzikowych. Najlepszym rozwiązaniem są wodne serum i mgiełki nawilżające, które są coraz bardziej popularne, można je także przygotować bez większych problemów w domowym zaciszu z posiadanych półproduktów, o czym niedługo napiszę więcej. Rozpylona nawilżająca mgiełka oprócz nawodnienia naskórka, zamknie okluzją składniki aktywnie nawilżające - to klucz do odpowiedniego nawilżenia i zmiękczenia naskórka. Często dostaję od Was pytania, czemu tonik z glukonolaktonem (bez kwasu hialuronowego), czy też toniki na glicerynie wysuszają naskórek, albo też nie zmiękczają go i skóra wygląda staro przy dłuższym stosowaniu - jest to lekka formuła wodna, humektanty bez małej ilości emolientów nie pełnią funkcji nawilżającej, a wyciągają wodę z naskórka. Nie należy bać się małej, ochronnej warstewki, jaką zapewniają lekkie silikony, czy lekkie emulsje, mleczka. Niezależnie od typu i skłonności Twojej cery, każda skora potrzebuje dawki emolientów (im bardziej tłusta, tym mniej, ale nie można ich całkowicie wykluczać z pielęgnacji), którą można przemycić podczas oczyszczania (aby nie odwadniać naskórka podczas kontaktu z wodą i detergentami) i stosowania lekkich serum opartych na wodzie.

        Jeśli nie masz pomysłu na własne receptury, można stosować także lekką pielęgnację warstwową - działanie wodnego, lekkiego serum zamykać lekkim, sprawdzającym się kremem/emulsją, aby zapobiec ucieczce wody (lub na odwrót, lekki krem spryskać obficie mgiełką nawilżającą, aby zredukować jego ciężkość), ochronną warstwę zapewniają także kremy z filtrem, które nie tylko chronią skórę przed słońcem, ale także przed nadmiernym odwodnieniem (dodatkowo podczas demakijażu, zapewniają ochronną warstwę podczas oczyszczania detergentami) Można dostrzec ogromną zależność między oczyszczaniem, nawilżaniem i ochroną przeciwsłoneczną, bowiem każdy produkt pełni swoją niezwykle ważną rolę i pomijanie kluczowych składników przemyślanej pielęgnacji, prowadzi jedynie do problemów z cerą lub jej nawodnieniem. 

        Do nawilżonej, gładkiej cery niezbędne są nie tylko związki modyfikujące warstwę rogową (czyli naturalne lipidy, ceramidy i związki, które są kluczowe w utrzymaniu ochrony naskórkowej), ale także substancje wiążące wodę w naskórku (humektanty) i oczywiście niezbędna okluzja, by wszystkie składniki nie pałaszowały na powierzchni naskórka i w sprzyjających warunkach nie wyciągały wilgoci.  Dobry krem, serum, emulsja zapewnia odpowiedni balans wszystkich składników odżywczych, aczkolwiek można zapewnić sobie dobre, trwałe nawilżenie stosując pielęgnację warstwową, przez umiejętne stosowanie kosmetyków bezpośrednio po sobie. Za duża ilość humektantów i lipidów bez lekkiej, ochronnej warstwy nie zapewni dobrego nawilżenia, natomiast sama okluzja działa komedogennie i akneegennie, nie nawilżając naskórka - a wysuszając go. 

        Aplikując krem, serum, olejek, pamiętaj, by ruchy były delikatnie dociskające, unikaj rozsmarowywania i oklepywania, które podrażnia mechanicznie naskórek i go rozgrzewa. 

        Lekkie emulsje nawilżające: Avene Cicalfate Post Acte
        Mocne nawilżenie i zmiękczenie naskórka z dużą zawartością tłustych emolientów (możliwy pogorszenie stanu skóry, jeśli skóra źle reaguje na pielęgnację naturalną): Antipodes Vanilla Pod Hydrating Cream, Antipodes Rejoice Cream
        Intensywne kremowe kuracje: Antipodes Aura Manuka Honey Mask
        Mgiełki nawilżające: Vianek, mgiełka nawilżająca,  Tatcha dewy Skin Mist
        Lekkie kremy naturalne: Fitomed nr 11 i 12 (za poleceniem czytelników)

        Subtelne złuszczanie naskórka
        Bardzo ważne jest także regularne złuszczanie naskórka, mimo że skóra jest wrażliwa i nadreaktywna, brak regularności w oczyszczaniu z zaległego naskórka i sebum, osiadającego w porach, wpływa jedynie na gorszy stan skóry. Regularne peelingowanie widocznie poprawia stan cery - rozjaśnia koloryt, daje uczucie świeżości, zapobiega gromadzeniu się toksycznych treści w porach, a tym samym - zapobiega powstawaniu stanów zapalnych.

        Najlepszym sposobem na oczyszczenie skóry są naturalne peelingi na bazie bromelainy, ma na bowiem świetne właściwości przeciwzapalne i regenerujące. Naskórek jest usunięty w delikatny sposób bez mechanicznego tarcia, którego należy unikać (mechaniczne podrażnianie naskórka i rozgrzewanie), wyjątkiem są jedynie nad wyraz delikatne peelingi z naturalnych pestek i nasion owocowych, gdy występuje np. uczulenie na owoce egzotyczne. Naturalne nasiona i pestki są dobrze rozdrobnione, nie mają ostrych krawędzi i dobrze złuszczają zaległy naskórek. Bardzo lubię łączyć naturalne peelingi z enzymami rozpuszczającymi martwy naskórek. Świetnie w tej roli sprawdzają się także domowe pasty oczyszczające, należy jednak zwracać uwagę, by drobinki były dobrze rozdrobnione (im większe, tym większe ryzyko podrażnień), a nacisk podczas wykonywania peelingu był bardzo łagodny.

        Dla wyjątkowo delikatnej skóry, można pomyśleć nad złuszczaniem za pomocą glinek. Glinki również mają mikroskopijne drobinki, którymi można wykonać szybki, skuteczny masaż złuszczający, aczkolwiek są znacznie delikatniejsze od naturalnych pestek i owoców.

        Należy jednak zwrócić uwagę, by peeling nie był suchy, naturalne pestki i zmielone nasiona mają lekką wilgotność (np. pasta migdałowa), natomiast glinki, czy też peelingi enzymatyczne stosowane jedynie w formie suchego proszku, mogą odwodnić skórę. Warto naturalne drobinki dodawać do odżywczych masek, a następnie podczas spłukiwania wykonywać zabieg złuszczający (emolienty zapobiegną podrażnieniom i wysuszeniu skóry), czy też wzbogacać swoją mieszankę naturalnym olejem, skwalenem, który zapobiegnie nadmiernej utracie wody podczas procesu złuszczania. W przypadku bardzo szybko odwadniającej się skóry - można dodawać drobinki do kremu, który ma dobry poślizg.

        Proszkowe czyściki: Make Me Bio proszek do oczyszczania, Janssen Cosmetics, Gentle Cleansing Powder, glinka multani mitti, LUSH pasty oczyszczające,  domowa pasta migdałowa przepis
        Łagodne peelingi enzymatyczne
        Delikatne peelingi kremowe: Antipodes Reincarnation

        Dobrze tolerowana regulacja
        Jeśli masz skórę trądzikową, podatną na powstawanie zaskórników i zmian ropnych, niezbędna jest regulacja. Już wdrożenie podstawowych zasad takich jak oczyszczanie, nawilżanie i złuszczanie jest w stanie bardzo poprawić stan Twojej cery, aczkolwiek często okazuje się, że mimo wszystko, skóra nadal się zanieczyszcza i wymaga użycia dodatkowych, mocniejszych środków, które regulują procesy zachodzące w mieszkach włosowych - mowa o kwasach i retinoidach.

        Niezwykle ważne, w przypadku tak delikatnej skóry,  jest dopasowanie mocy kwasu i jego bazy. Za silny środek, jedynie odwodni skórę, rozreguluje ją i podrażni, nie będziesz także w stanie stosować wybranego leku/kwasu tak często, jak planowałeś. W stosowaniu środków regulujących najważniejsza jest regularność i systematyczność w stosowaniu, znacznie lepiej jest stosować taki produkt częściej, o słabszej mocy, niż dopuszczać do rozległych podrażnień i poparzeń, dając sobie znacznie więcej czasu na rekonwalescencję.

        Rozwiązania kosmetyczne dla wyjątkowo delikatnej skóry potrzebującej regulacji kwasami
        • Kwasy i drażniące substancje aktywne umieszczone w liposomach. Cząsteczki liposomalne, oprócz walorów nawilżających i zmiękczających naskórek, są doskonałymi nośnikami substancji aktywnych, zarówno tych rozpuszczalnych w wodzie, jak i tłuszczu. Zastosowanie technologi liposomalnej zwiększa biodostępność substancji aktywnej, pozwala na zastosowanie niższego stężenia dzięki doskonałej przenikalności i pewności działania substancji. Dodatkowo, substancje drażniące w takiej formie są lepiej tolerowane przez naskórek (mają naturalne dla skóry pH) i nie uszkadzają bariery ochronnej. Technologię liposomalną wykorzystuje m.in firma Clarena i Sesderma
        • Kwasy rozpuszczone w betainie. Betaina jest naturalnym aminokwasem, ma podobne właściwości higroskopijne do gliceryny, z tą różnicą, iż betaina nie uruchamia cząsteczek wody. Ma również większe walory nawilżające, zmiękczające, antybakteryjne przy wyższych stężeniach i łagodzące, gdzie nadmiar gliceryny może powodować ropienie mieszków włosowych i nasilać procesy rogowacenia (przez wyciąganie wody z naskórka). Betaina to popularny składnik przy peelingach chemicznych, ma ona zdolności buforujące kwasowe pH, a także łagodzi działanie kwasów, detergentów i drażniących substancji aktywnych. Okazuje się, że w wyższych stężeniach betaina jest w stanie rozpuścić kwasy nierozpuszczalne w wodzie, po raz pierwszy z takim zastosowaniem betainy spotkałam się w azjatyckich kosmetykach COSRX. Kwas umieszczony w betainie zachowuje swoje właściwości lecznicze, aczkolwiek jest łagodniejszy dla skóry i nie ma tak drażniącego wpływu jak alkohol, czy gliceryna w bardzo wysokich stężeniach.
        • Peelingi kwasowe w kremie są znacznie łagodniejsze od peelingów na wodzie, czy też alkoholu. Dzięki zastosowaniu bazy kremowej i regulacji pH, nie ma potrzeby narażania skóry na niebezpieczne skoki pH, a emolienty w kremowym produkcie chronią przed nadmiernym wysuszeniem podczas procesu eksfoliacji. Jest to świetne rozwiązanie dla wyjątkowo wrażliwej skóry. Parafina w preparatach ma funkcje ochronne, co jest pożądane i niezbędne, w pielęgnacji nadreaktywnej skóry, gdyż ryzyko silnego odwodnienia naskórka generuje podrażnienia, rumień i zapalenie mieszków włosowych. Peelingi w kremie udostępnia firma m.in Glycolique i Glyco A.
        • Kwasy i retinoidy aplikowane na krem łagodzący/ retinoidy i kwasy na bazie kremowej  zapobiegają nadmiernej ucieczce wody, a więc i podrażnieniom. Warstwa emolientów jest niezbędna w stosowaniu tak silnych substancji, ponieważ nie dopuszcza do skrajnego odwodnienia i podczas chemicznego rozpuszczania naskórka - zapewnia ochronę delikatnej skóry, dzięki otulającym substancjom natłuszczającym
        • Kwasy umieszczone w oleju są znacznie delikatniejsze, podobnie jak w przypadku kremowych emulsji. Dodatkowo preparat ma fizjologiczne pH, zapewnia warstwę ochronną i zapobiega nadmiernemu podrażnieniom. Świetnym pomysłem jest zastosowanie oliwki myjącej z kwasami do głębokiego demakijażu raz na jakiś czas. PRZEPIS >

        Ochrona przed niekorzystnymi zewnętrznymi czynnikami atmosferycznymi (słońce, mróz, wiatr) 
        O ochronie przeciwsłonecznej zdążyłam już tak naprawdę napisać wszystko, żałuję, że rola filtrów przeciwsłonecznych w codziennej pielęgnacji jest często bagatelizowana albo sprowadzana do roli ochrony tylko przy równoległym stosowaniu uwrażliwiających środków. Pamiętaj, ze walcząc z trądzikiem, Twoja cera cały czas jest wrażliwa i bezwzględnie należy ją chronić (proces bliznowacenia trwa miesiącami, stosowanie wszelkich kwasów,retinoidów obliguje do stosowania stabilnej ochrony przez cały rok). Po części jest to także wina preparatów uciążliwych w stosowaniu, które są tłuste, ciężkie dla skóry i do tego, muszą być nakładane w odpowiedniej ilości. Na rynku jest jednak coraz więcej preparatów, które lepiej dogadują się z cerą, są łatwiejsze, mniej problematyczne w aplikacji i można spokojnie, w razie potrzeby - wykonać na nich makijaż.

        Nie przestrzeganie ochrony przeciwsłonecznej, prowadzi nie tylko do przebarwień i utrwalenia tych, które potrzebowały czasu do wchłonięcia (przebarwienia pozapalne) ale także odwodnienia naskórka, nasilenia procesów rogowacenia, podrażnień, nasilenia zmian naczyniowych. Ochrona przeciwsłoneczna to konieczność w przemyślanej pielęgnacji - zapewnia efekty kuracji, chroni przed środowiskiem zewnętrznym (słońcem, wiatrem, mrozem, filtry zawierają sporo emolientów i środków okluzyjnych) i dba o odpowiedni poziom nawilżenia. Są oczywiście pewne miesiące i warunki, gdzie do stosowania filtrów możemy podejść mniej restrykcyjnie (praca w zaciemnionym pomieszczeniu, bez dostępu do dużego strumienia światła) ale generalnie, nie należy unikać stosowania kremów z filtrem - to bardziej szkodzi, niż pomaga. Najważniejsze jest dopasowanie produktu do potrzeb skóry i regularność w stosowaniu. 
        Kremy z filtrem z  najwyższym stopniem ochrony: Pharmaceris S krem hydrolipidowy dla dzieci i dorosłych SPF 50+, Lirene, emulsja do opalania dla skóry wrażliwej SPF 50+, La Roche Posay Ultra lekki SPF 50+

        Kolejność stosowania produktów ma znaczenie!
        Ogromne znacznie mają nie tylko stosowane przez Ciebie produkty, ale także ich kolejność stosowania! Stosuj kosmetyki w taki sposób, aby nie odwadniać naskórka i nadmiernie go nie podrażniać.

        Generalną zasadą jest nie odwadnianie naskórka, co dzieje się często podczas kontaktu z twardą wodą i agresywnymi detergentami. Aby tego uniknąć, silniejszych detergentów używaj tylko na skórę pokrytą ochronnym filmem (krem z filtrem, olejek myjący, emulsja myjąca), wybieraj także łagodne środki myjące, które zawierają naturalne tłuszcze (ale nie zmydlone!) i emolienty tłuste, które ochronią skórę przed wysuszeniem podczas oczyszczania.

        Aby złagodzić działanie silnych kwasów, retinoidów, czy też wodnego serum - zastosuj okluzję, może być to lekki krem. Pozostawienie gołej skór bez ochronnej, lekkiej warstewki jedynie nasila problemy z cerą, a kwaśne pH w połączeniu z drażniącą substancją wróży jedynie katastrofę pielęgnacyjną. Warto traktować kwasy i retinoidy jako krok w pielęgnacji azjatyckiej, zwanej esencją. Esencja wpływa na odżywienie, silne nawilżenie lub też regulację naskórka, ale zapobiega odwodnieniu i wysuszeniu skóry, gdyż nie jest ostatnim krokiem pielęgnacyjnym. Podobnie postępuj z serum wodnym i kosmetykami z dużą zawartością gliceryny.

        Zamiast toniku - zastosuj mgiełkę nawilżającą. Mgiełki nawilżające oprócz humektantów, zawierają małą ilość emolientów, które nie pozwalają uciekać nawilżaczom z naskórka.  Świetnym pomysłem do gotowego toniku jest dodatek kompleksu silikonowo-malinowego z biochemiiurody, który zwiększa walory nawilżające i działa ochronnie.

        Półprodukty dla wyjątkowo wrażliwej, nadreaktywnej, trądzikowej skóry
        Kwas glicyrynyzowy (ekstrakt z lukrecji gładkiej) i beta-glukan (ekstrakt z owsa) działają silnie przeciwzapalnie, rozjaśniają przebarwienia i przyspieszają gojenie. Dodatkowo ekstrakty przygaszają rumień, zmiany atopowe i o podłożu alergicznym. Posiadają także walory nawilżające i zmiękczające naskórek.  
        Ekstrakt z tarczycy bajkalskiej wpływa na regenerację naskórka,a  także gasi rumień. Tarczyca jest świetnym składnikiem dla skóry dojrzałej, ale sprawdza się także w pielęgnacji skóry z uszkodzoną barierą naskórkową, gdzie procesy regeneracji są znacznie opóźnione.
        Proteiny owsiane, pszeniczne i jedwabne tworzą ochronny film, nadają skórze jedwabistości, wpływają na stopień nawilżenia skóry. Zapobiegają przesuszeniom.
        Witamina B3 (niacynamid)  ma silne właściwości przeciwzapalne, rozjaśniające i regenerujące. Ponadto gasi rumień. Jeden z obowiązkowych składników dla osób borykających się nie tylko z trądzikiem, ale i wrażliwą skórą. Należy pamiętać, by pH preparatu było zawsze na bezpiecznym poziomie (5-7),im bardziej kwaśne pH, tym większe ryzyko, iż witamina B3 przekształci się do drażniącej formy kwasu nikotynowego.
        D-panthenol (witamina B5) słynie z właściwości nawilżających, łagodzących i kojących.
        Betaina jest aminokwasem, wiążącym wodę w naskórku, oprócz tego znacznie łagodzi działanie drażniących substancji aktywnych, wpływa na stopień nawilżenia i elastyczności naskórka, a wyższych stężeniach - wykazuje działanie antybakteryjne.
        Skwalen to jeden z najlżejszych, naturalnych tłuszczy. Zapobiega nadmiernej utracie wody z naskórka, tworzy ochronny film, zmiękcza skórę i zapewnia jej dostarczenie niezbędnych lipidów i tłuszczy, gdy bariera naskórkowa zostaje uszkodzona i naruszona.
        Kompleks silikonowo-malinowy jest rozpuszczalny w wodzie, zawiera lekkie silikony i olej malinowy. Zostawia delikatną, ochronną warstewkę na skórze, zastosowany w małej ilości nie blokuje porów, a bardzo dobrze wpływa na poziom nawilżenia. Możesz być również stosowany jako baza, ułatwia rozprowadzanie podkładu i wygładza powierzchnię skóry. 
        Kompleksy ceramidowe przywracają odpowiedni stopień nawilżenia skóry, zapobiegają mocnym przesuszeniom, a także są świetną kuracją po silnych kuracjach dermatologicznych, gdzie naskórek permanentnie był odwadniany i ma problem z nawilżaniem (szorstka, sucha skóra, pojawiają się problemy z nawilżeniem).
        Bromelaina jest enzymem złuszczającym, rozpuszcza martwy naskórek, ale dodatkowo łagodzi podrażnienia i działa przeciwzapalnie.
        Cynk świetnie koi i łagodzi skórę,a  także przyspiesza procesy regeneracyjne.
        Tetraizopaltyminian askorbylu jedyna stabilna i efektywna forma witaminy C, która nie ma drażniącego wpływu na naskórek - ujednolica koloryt, nie wymaga kwaśnego pH, uelastycznia naskórek i wpływa na syntezę kolagenu.
        Mocznik doskonale nawilża i zmiękcza naskórek, sprawdzi się w pielęgnacji mocno odwodnionej, suchej skóry, która wymaga mocnego zmiękczenia.
        Aloes przyspiesza gojenie, działa przeciwzapalnie, nawilża, łagodzi. Jeden z podstawowych składników w pielęgnacji skóry problematycznej.
        Glinka biała jedna z najdelikatniejszych glinek - nie podrażnia, działa przeciwzapalnie, oczyszcza pory i zapobiega powstaniu zmian trądzikowych.
        Maseczka trójalgowa uspokaja skórę, łagodzi podrażnienia i gasi rumień. Algi w tradycyjnej formie mogłyby być drażniące, w formie alginatu skutecznie nawilżają naskórek, uelastyczniają go i wiążą wodę w naskórku. Sypkie, czyste algi mają większe właściwości drażniące i aż tak dobrze nie nawilżają naskórka.
        Olejek z rumianku rzymskiego doskonale koi, łagodzi, usuwa rumień, przywraca elastyczność. Olejek z rumianku jest wyjątkowo delikatny, rozcieńczonym roztworem można nawet bezpiecznie przecierać oczy.
        Woda kwiatowa z lipy ma podobne właściwości do rumianu rzymskiego, jednak ma lepsze walory nawilżające.


        Pielęgnacja skóry trądzikowej, z nadmierną wrażliwością jest niezwykle trudna. Podstawą jest delikatność, unikanie podrażnień, przesuszeń i rozgrzania. Włączenie w tryb codzienny już podstawowych zasad, może znacznie poprawić stan Twojej cery.


        Pozdrawiam serdecznie,
        Ewa

        Poznaj swoją skórę | Rodzaje i typy skóry. Podstawy podstaw, które trzeba znać, zanim zaczniesz rozmyślać nad pielęgnacją

        $
        0
        0
        Przeglądając moje wpisy, zdałam sobie sprawę, że na moim blogu nie pojawił się jak dotąd tak ważny, informujący wpis o rodzajach i typach skóry. Dla niektórych może wydawać się to śmiesznie proste, natomiast widzę, jak ogromny problem z określeniem swojej cery ma wielu z Was. Często, mylicie rodzaj z  typem skóry, dobieracie przez to źle kosmetyki, a także nie używacie ich zgodnie z przeznaczeniem. Aby ukrócić problemy ze źle dobraną pielęgnacją, a także uświadomić, iż skóra przesuszona i wysuszona nie musi być w istocie skórą suchą, zapraszam do dalszego zapoznania się z artykułem. 

        Przede wszystkim, kieruj się swoim rodzajem skóry i jego potrzebami, które ewentualnie dostosowujesz do towarzyszącego typu. Rodzaj skóry dyktuje jakich formuł kosmetyków możesz używać i co utrzyma optymalny poziom nawodnienia naskórka, natomiast kosmetyki specjalistyczne i aktywne związki powinny regulować i łagodzić towarzyszące problemy, czyli typ. Skóra z określonym typem, nazywana jest skórą skomplikowaną, czy też problematyczną, wymaga ona więc specjalistycznego podejścia (często też i leczenia dermatologicznego) i aktywnych związków, które uregulują lub też złagodzą pojawiające się zmiany i problemy. Nigdy nie kieruj się potrzebami samego typu skóry, aby Twoja cera była zadowolona, musisz przede wszystkim zapewnić odpowiedni poziom nawodnienia, oczyszczenia i złuszczenia dopasowany do rodzaju skóry, kłaniają się więc podstawy dobrej pielęgnacji, o których pisałam jakiś czas temu.

        Rzadko kiedy wystarczą pojedyncze kosmetyki, aby zapewnić komfort skórze problematycznej, natomiast często zdarza się, że typ skóry wynika z zaniedbań i kompletnego rozregulowania funkcji skóry przez źle dobraną pielęgnację, brak ochrony przeciwsłonecznej, złe nawyki żywieniowe, skrajne odwodnienie, czy przebyte choroby.  Aby cieszyć się ładną cerą, należy dbać o siebie świadomie, nie tylko od zewnątrz. W przypadku skóry skomplikowanej, najczęściej sprawdza się schematyczna i świadoma pielęgnacja warstwowa, która zapewnia odpowiednie nawilżenie i lecznicze działanie wszystkim potrzebom i wymaganiom skóry. Pamiętaj jednak, że efekty nie przyjdą od razu i aby zrozumieć swoją skórę, potrzebujesz czasu i chęci. Często nieodpowiednie traktowanie skóry problematycznej generuje kolejne typy skóry, bardzo łatwo jest dopuścić do odwodnienia, przenawilżenia, nadmiernego łojotoku, zaskórników, czy rumienia i rozległych podrażnień, a leczenie staje się jeszcze trudniejsze i często nie zapewnia satysfakcjonujących efektów. Warto wówczas powrócić do podstaw i dążyć do uregulowania funkcji rodzaju skóry, a następnie sukcesywnie leczyć typ. 

        Tak na pozór prozaicznie proste określenie swojego rodzaju i typu skóry bardzo ułatwia dalszą pielęgnację i obranie własnej drogi pielęgnacyjnej. Znając swój rodzaj skóry, wybierasz odpowiednie dla siebie formuły, a typ - substancje aktywne. Na tym polega świadoma pielęgnacja.

        Wyróżniamy trzy typy skóry : skóra sucha, mieszana i tłusta. W języku medycznym i kosmetycznym, nie ma wśród dorosłych posiadaczy skóry normalnej, aczkolwiek najczęściej tym terminem określa się skórę bez problemów i towarzyszącego typu - cera nie sprawia większych problemów, nie jest szczególnie wrażliwa i dobrze toleruje większość kosmetyków. Najczęściej jest to skóra mieszana lub też zadbana sucha. Jak rozpoznać trafnie swój rodzaj skóry? 

        Bacznie ją obserwując. Tak naprawdę nie potrzebujesz specjalistycznego sprzętu, aparatury i szczególnych zdolności, aby rozpoznać swoją skórę. Problemy mogą pojawiać się wówczas, gdy Twoja cera jest szczególnie problematyczna i dokładne określenie jej rodzaju sprawia Ci problemy.

        Sucha cera, jak wskazuje nazwa - jest sucha, ale w inny sposób niż skóra, która uległa przesuszeniu, przez co najczęściej jest mylona z typem odwodnionym. Zasadniczą różnicą jest funkcjonowanie takiej skóry. Suchą cerę bardzo trudno jest nawilżyć i obciążyć kosmetykami, bardzo dobrze reaguje także na treściwsze konsystencje i nawilżające formuły kosmetyków kolorowych. Nie pojawiają się na niej także zmiany typowo trądzikowe (chociaż zależy to od cyklu i reakcji na hormony), nie ma problemu z pojawiającym się łojotokiem i rozszerzonymi porami. Faktura skóry suchej może być gładka, ale także chropowata, sucha, ściągnięta, łuszcząca się. Źle reaguje na mocniejsze detergenty, natomiast dobrze współpracuje z większością kosmetyków.  Zadbana sucha cera może nie sprawiać dużych problemów i bardzo łatwo jest dobrać do niej odpowiednią pielęgnację.

        Skóra tłusta jest natomiast szczególnie podatna na wszelkie dermatozy związane z nadprodukcją sebum. Tłusta cera nie musi oblewać się łojem, odpowiednio wyregulowana i zadbana starzeje się wolniej, nie ma problemu z trądzikiem, a także nadmiernym odwodnieniem. Przez nadmierny łojotok i niedopasowaną pielęgnację, tłusta skóra często otwiera szerokie drzwi do trądziku, łojotokowego zapalenia skóry, uporczywych zaskórników i permanentnego odwodnienia przy złym traktowaniu. Jest to szczególnie trudny rodzaj skóry, gdyż bardzo łatwo jest ją rozregulować za bardzo odwadniając, lub obciążając. Ponadto, ten rodzaj skóry ma wykazuje znacznie większą podatność na komedogenność i aknegennoość, a także infekcje skórne i zapalenia mieszków włosowych (bakterie, grzyby, pierwotniaki) przez co wybór kosmetyków jest bardzo ograniczony.

        Zasadnicza różnica miedzy tymi dwoma rodzajami skóry polega na pracy gruczołów łojowych - sucha cera nie zmaga się z problemami nadprodukcji sebum, nie ma więc problemów związanych z trądzikiem i nieświeżym wyglądem skóry, ale dolega jej nadmierne uczucie suchości, ściągnięcia, jest szczególnie podatna na atopie i szybsze starzenie się. Skóra tłusta z kolei, zmaga się z nadmierną pracą gruczołów łojowych, przez co pory częściej się zapychają, wymaga lepszego oczyszczenia, jest bardziej odporna, mniej wrażliwa. tłusta cera to często nierówny, ciemniejszy koloryt (sebum barwi skórę na ciemniejszy kolor), rozszerzone pory, a także problemy z dopasowaniem kosmetyku, który nie obciąży skóry i nie nasili problemu. Różnice można dostrzec także na zasadzie występujących przypadłości i pojawiających się defektów skórnych - tłusta cera łatwiej ulega infekcjom, zapaleniom, zmianom trądzikowym, ropnym, natomiast sucha - atopiom, nadmiernemu rogowaceniu i rozległym podrażnieniom wynikającym ze słabej bariery naskórkowej. 

        Skóra mieszana łączy natomiast cechy skóry suchej, jak i tłustej. Gruczoły łojowe są najbardziej aktywne w tak zwanej strefie T (czoło, nos, bruzdy nosowe, broda) i ta lokalizacja sprawia najwięcej problemów. Często dysproporcje nie są aż tak zauważalne i skóra mieszana dobrze reaguje na kosmetyki zarówno na partiach suchych, jak i przetłuszczających się, zdarza się jednak, ze różne partie twarzy wymagają użycia zupełnie innych kosmetyków pielęgnacyjnych. Zgrzyt pojawia się głównie podczas oczyszczania, gdzie suche partie twarzy reagują podrażnieniem, natomiast partie problematyczne - są dobrze oczyszczone.

        Jeśli określenie rodzaju skóry sprawia Ci dużo problemów, możesz dowiedzieć się więcej o właściwościach swojej skóry, poddając się specjalistycznemu badaniu skóry. Badanie daje duże możliwości poznania intensywności pracy gruczołów łojowych, poziomu nawilżenia i faktury skóry w bardzo dużym przybliżeniu, co pozwala na udzielenie profesjonalnej i trafnej diagnostyki oraz indywidualne dopasowanie pielęgnacji do rodzaju skóry. Badania często są przeprowadzana na darmowych dermokonsultacjach, a także za uiszczeniem opłaty w gabinetach kosmetycznych i lekarskich.

        Czy jest możliwa zmiana rodzaju skóry? Jak najbardziej! Największy wpływ na transformację rodzaju cery mają przede wszystkim zmiany hormonalne (często ciąża) i ciężkie, przebyte choroby związane z układem hormonalnym i nerwowym.

        Typy skóry mogą natomiast towarzyszyć każdemu rodzajowi skóry i tym samym nie tylko utrudniać rozpoznanie rodzaju cery, ale także przeszkadzać w ułożeniu i dopasowaniu pielęgnacji.

        Wrażliwa cera jest najpopularniejszym typem skórnym. Wrażliwość skóry jest czymś stałym i wynika z uszkodzeń bariery skórnej. Osoby z cerą wrażliwą mają problem z  tolerancją niektórych składników, są szczególnie czułe na zmiany środowiskowe (wskaźnik pH, obecność alkoholu, glikoli, gliceryny, a także wahania temperatur, skrajne temperatury, czynniki atmosferyczne). Wrażliwość może być wrodzona lub też nabyta. Zmiany charakterystyczne to pojawiające się podrażnienie, swędzenie, pieczenie, ogólny dyskomfort w zetknięciu z bodźcami drażniącymi (ale niekoniecznie, skóra wrażliwa sama z siebie jest uszkodzona i wywołuje dyskomfort)
        Substancje aktywne: d-panthenol, kwas glicyrynyzowy, ekstrakt z lipy i rumianku rzymskiego (leczniczego, a nie pospolitego), beta-glukan, witamina B3

        Nadreaktywna skóra nie jest cerą wrażliwą. Pojęcia te często są ze sobą mylone, gdyż stan skóry wrażliwej jest czymś stałym,towarzyszącym codziennie i wynika z uszkodzeń bariery naskórkowej, natomiast nadreaktywność objawia się wyłącznie z zetknięciu z pewnym czynnikiem drażniącym i ma ona jedynie charakter napadowy.

        Alergiczna. O skórze alergicznej można mówić tylko w przypadku stwierdzonej alergii, pogorszenie stanu skóry występuje podczas kontaktu z alergenem, może to być zarówno ogólna alergia organizmu (stany skórne pojawiają się pod wpływem spożycia alergizujących płynów, czy pożywienia), jak i alergia kontaktowa, podczas zetknięcia się pewnych substancji z powierzchnią skóry.

        Odwodniona. Jest często mylona z suchą skórą. Cera odwodniona również nie jest dobrze nawilżona, można na niej dostrzec suche skórki, łuszczące się placki, często towarzyszy jej także uczucie ściągnięcia i ogólnego dyskomfortu. Brak nawilżenia nie wynika z zaburzeń lipidowych jak w przypadku skory suchej, ale osłabionej bariery naskórkowej i nadmiernej ucieczki wody przez nieodpowiednią pielęgnację. Skóra sucha jest także wrodzonym i uwarunkowanym genetycznie rodzajem skory, natomiast typ odwodniony jest nabyty i może wystąpić u każdego rodzaju skory, jeśli jest nieodpowiednio pielęgnowany. Cera odwodniona wymaga także innych działań, potrzebuje mniejszej dawki okluzji, a większej naturalnych składników cementu międzykomórkowego.
        Substancje aktywne: skwalan, ceramidy, naturalne liposomy, proteiny jedwabne i owsiane, cholesterol, naturalne lipidy

        Atopowa. Często mówi się, że skóra ulega atopiom. Atopie są stanem zapalnym skóry, nie muszą być związane z alergią, ale z podatnością skóry na czynniki drażniące, czy też uczulające. Skóra atopowa ma ogromny problem z rogowaceniem, regeneracją, naturalną ochroną i tolerancją kosmetyków. Jest to najbardziej problematyczny typ skóry, gdyż atopie prowadzą do rozregulowania funkcji skóry, naskórek nie trzyma wody, ulega infekcjom, a także nie toleruje większości detergentów i kosmetyków pielęgnacyjnych. Nie poznano do końca przyczyny powstawania atopii, aczkolwiek permanentne podrażnienie skóry, stosowanie agresywnych środków bez kontroli lekarza, a także złe nawyki pielęgnacyjne mogą prowadzić do degradacji skóry, czyli atopii.
        Substancje aktywne: związek MSM, kwas glicyrynyzowy, beta-glukan, eksstarosta i wyciąg z centella asiatica, oleje bogate w kwas GLA

        Naczyniowa. Skóra naczyniowa charakteryzuje się przewlekłym rumieniem, zaczerwienieniami i skłonnością do powstawania rumienia.Rumień może mieć charakter przejściowy lub utrwalony.
        Substancje aktywne: witamina C w każdej postaci, rutyna, naringina, hesperydyna, ruskogenina, ekstrakt z ruszczyka, arniki górskiej i kasztanowca, azeloglicyna, witamina B3

        Trądzikowa. Cera trądzikowa charakteryzuje się występującymi zmianami wynikającymi głównie z problemów z rogowaceniem, a także nadmiernym łojotokiem - zmiany charakterystyczne to podskórne grudki, zaskórniki i stany ropne, naciekowe oraz cystowe. Trądzik może mieć charakter genetyczny, wynikający z zaburzeń hormonalnych, ale także może być wywołany, wówczas mówi się o skłonnościach do trądziku (np. przy użyciu nieodpowiednich kosmetyków)

        Łojotokowa. Nadmierny łojotok nie musi być (choć oczywiście może, przy nieodpowiedniej pielęgnacji) domeną cery trądzikowej, choć często łączy się z typem trądzikowym. Skóra charakteryzuje się nadmiernym przetłuszczaniem, rozszerzonymi porami, nieświeżym wyglądem. Ma problem z trwałością podkładu, a także dopasowaniem produktów nawilżających. Nadmierny łojotok może wynikać z zaniedbań pielęgnacyjnych (nadmierne obciążanie lub wysuszanie skory), ale głównie pracę gruczołów łojowych stymulują hormony. Jeśli masz ogromny problem z nadmiernym łojotokiem lub też potliwością tych okolic, koniecznie wykonaj badania hormonalne, zbadaj także poziom witaminy D i cynku we krwi. Pomocna jest dieta nisko węglowodanowa.
        Substancje aktywne: trikenol, ekstrakt z kory wierzby, palmy sabalowej i wierzbownicy, cynk

        Dojrzała/starzejącasię jest cerą poddającą się procesom starzenia z widocznymi ubytkami kolagenu i opóźnionymi procesami regeneracyjnymi. Proces starzenia skóry rozpoczyna się około 25 roku życia i nie musi być on naznaczonymi zmarszczkami i znacznymi ubytkami tkanki tłuszczowej, a obniżonymi zdolnościami regeneracyjnymi, utratą blasku i zmniejszoną tolerancją skórną.
        Substancje aktywne: retinol, ekstrakt z tarczycy bajkalskiej, lewoskrętna witamina C, kofeina, acerola, kwas alfa-liponowy, lipokarnozyna, pędy i korzenie w fazie wzrostów np. trawa jęczmienna, pszeniczna, adeozyna, siarczan glukozaminy

        Możesz posiadać także skórę ulegającą pewnym skłonnościom, ale nie możesz jej zakwalifikować do żadnego typu, wówczas mówi się o skłonnościach cery np. do odwodnień, rumienia,  czy też infekcji. Jest to powiązane z uszkodzeniem bariery naskórkowej, czy też niedostosowanej pielęgnacji, problemy te jednak występują sporadycznie albo pod wpływem drażniących czynników np. zasadowych mydeł, braku ochrony przed czynnikami zewnętrznymi, czy też złymi nawykami  żywieniowymi (nadmiar alkoholu, czy też cukru)

        Określenie rodzaju i typu swojego cery jest niezwykle ważne w świadomej pielęgnacji. Dzięki tak prostym ustaleniom wiesz jaką drogą możesz pójść, jaką dawkę nawilżenia dostosować i jak unikać rozczarowań kosmetycznych. Mam nadzieję, że pomogłam :)


        Pozdrawiam serdecznie,
        Ewa
        Viewing all 323 articles
        Browse latest View live


        <script src="https://jsc.adskeeper.com/r/s/rssing.com.1596347.js" async> </script>