Quantcast
Channel: Ewa Szałkowska Blog o pielęgnacji skóry trądzikowej
Viewing all 323 articles
Browse latest View live

Zioła do przemywania skóry tłustej, przetłuszczającej się i łojotokowej o działaniu ściągającym i antyseptycznym

$
0
0

Nadmiernie przetłuszczająca się cera, zwłaszcza przy tak wysokich temperaturach, to problem większości osób, nawet tych, którzy na co dzień nie mają problemów z trądzikiem. Zioła odtłuszczające, wspaniale usuwają nadmiar sebum, potu, nadają skórze lekkości i natychmiastowe uczucie świeżości wraz z poczuciem czystości. Mogą zastępować płyny micelarne i wzmacniać efekt oczyszczający, jako trzeci krok oczyszczania (po myciu przy użyciu wody). To także świetna baza do masek oczyszczających i rozrzedzania za ciężkich konsystencji, bowiem napary mogą pełnić funkcję aktywatora. 

Stworzenie naparu jest bardzo proste. Wystarczy zalać zioła wodą o temperaturze około 90 stopni, pozostawić do ostygnięcia, przecedzić i używać do 3-4 dni, zwracając uwagę na to, aby produkt był przechowywany w lodówce.

Bardziej pracochłonne jest stworzenie odwaru, bowiem roślinę należy zalać wrzątkiem i utrzymywać ją w tym stanie przez około 5-15 minut, w zależności od okazu zioła (na przykład zioła bogate w krzemionkę można gotować nawet do 30 minut). Odwary wykonuje się głównie z surowców twardych - kory, korzeni.

Oprócz działania wysoką temperaturą poprzez zaparzanie i gotowanie, w przypadku niektórych surowców, szczególnie liści, możliwe jest uzyskanie ekstraktu poprzez ich namaczanie, wystarczy wówczas zalać surowiec właściwą ilością wody i pozostawić na całą noc.

Wspólnym mianownikiem wszystkich sporządzonych ziołowych mikstur jest ich krótka trwałość. Rozwiązaniem najprostszym i najbardziej bezpiecznym jest oczywiście ich konserwacja. W tym celu polecam FEOG -  10 kropelek na około 50 ml naparu.Konieczność konserwacji możesz obejść, wystarczy, że będziesz co kilka dni sporządzać nowy napar - zachęcam zatem do tworzenia mniejszych ilości i używania ziół w każdej możliwej opcji, aby nie przygotowywać naparu na próżno.

Zioła do przemywania skóry tłustej zawierają przede wszystkim sporo ściągających garbników oraz naturalne saponiny, które zapewniają efekt odświeżenia oraz bardzo dobrze usuwają nadmiar tłuszczu ze skóry. Są również bogate w związki o działaniu antyseptycznym - nie wyjaławiają skóry, ale ograniczają ilość patogennych bakterii, wirusów, pasożytów. Zioła hamują odczyn zapalny, wraz z ograniczeniem łojotoku, niwelują większość zewnętrznych przyczyn trądziku, mogą okazać się zatem świetnym środkiem wspomagającym w terapii. 

TYMIANEK

Surowcem leczniczym jest ziele tymianku. Słynie on z bardzo silnych właściwości antyseptycznych i wykrztuśnych, z tego też powodu często jest zalecany w leczeniu zapaleń górnych odcinków układu oddechowego, znajduje on jednak również zastosowanie w leczeniu trądziku. Działa na skórę delikatnie ściągająco, zwęża pory, ale przede wszystkim ma silne właściwości przeciwwirusowe, antybakteryjne i przeciwgrzybicze, za które odpowiadają zawarte w nim olejki eteryczne. Bardzo dobrze przyspiesza gojenie się ran, stosowanie tymianku na rany otwarte hamuje odczyn zapalny i zapobiega powstawaniu blizn, właśnie przez efektywne samoleczenie się zranienia. Z tymianku należy sporządzać napar.

WAWRZYN SZLACHETNY

Ma silne właściwości bakteriobójcze i przeciwgrzybicze, wiecznie zielone drzewko to naturalny antybiotyk, który nie wywołuje oporności szczepów, dlatego też jest jedną z najbezpieczniejszych kuracji dla cery trądzikowej, bowiem nie uszkadza i nie zakłóca naturalnej mikroflory skórnej, a równoważy funkcjonowanie gruczołów łojowych, zapobiegając powstaniu infekcji. Doskonale hamuje nadmierny łojotok oraz oczyszcza pory i zapobiega ich dalszemu zanieczyszczaniu się. Sprawdzi się szczególnie na skórze łojotokowej, zanieczyszczonej, z grzybicą skórną, z łupieżem tłustym. Daje mocne uczucie odświeżenia. Aby otrzymać tonik laurowy, wystarczy namoczyć wysuszone liście wawrzynu w wodzie. Im mniej wody, tym bardziej skoncentrowany tonik.

WIERZBOWNICA DROBNOKWIATOWA

Ziele wierzbownicy znane jest głównie w leczeniu łagodnego przerostu gruczołu krokowego, odnajduje również zastosowane w łagodzeniu objawów trądziku i łysienia androgenowego, bowiem poprzez redukcję DHT, ziele zwiększa poziom estrogenów oraz w konsekwencji zmniejsza ilość androgenów męskich. Wierzbownica jednak stosowana nawet zewnętrznie, w postaci naparu, normalizuje pracę gruczołów łojowych, skutecznie redukuje nadmierny łojotok oraz odtłuszcza skórę, a przy tym jest dość delikatna - nie podrażnia i nie uwrażliwia skóry. Cera jest gładsza i milsza w dotyku, zauważyłam, że tonik z wierzbownicy reguluje również delikatnie rogowacenie i skutecznie oczyszcza skórę.

SKRZYP POLNY

To doskonałe źródło krzemionki. Tonik wspaniale uelastycznia i wygładza skórę, a stosowany odwar zewnętrznie, równie dobrze odtłuszcza i oczyszcza naskórek. Widocznie zwęża pory i zapobiega powstawaniu zaskórników, szczególnie tym otwartym, które wymagają tłuszczu, aby oksydować. Skrzyp polny może uwrażliwiać na działanie słońca i sprzyjać powstawaniu przebarwień. 

PIĘCIORNIK KURZE ZIELE

Odwar z kłaczy pięciornika zawiera głównie garbniki i fenole, przez co doskonale oczyszcza skórę, daje niesamowite uczucie świeżości, obkurcza pory i delikatnie podsusza naskórek. Ma wyjątkowe właściwości przeciwbakteryjne i przeciwgrzybicze, wykazuje wysoką skuteczność w leczeniu nawet opornych szczepów, które powstały w wyniku oporności antybiotykowej.

KORZEŃ MYDLNICY LEKARSKIEJ

Roślina, która słynie głównie z zawartości myjących saponin, a jej właściwości pieniące, są wykorzystywane w naturalnych, ziołowych kosmetykach myjących, szczególnie w pielęgnacji włosów. Mydlnica w łagodny sposób usuwa nadmiar sebum, nie wysusza skóry, obkurcza pory, równoważy mikroflorę skórną i działa silnie przeciwzapalnie. Świetnie sprawdzi się w pielęgnacji skóry rozregulowanej, która wymaga codziennego oczyszczania, ale standardowe środki za bardzo wysuszają i drażnią skórę. Aby cieszyć się właściwościami mydlnicy, należy wykonać odwar z jej korzeni.

OCZAR WIRGILIJSKI

Inaczej orzech czarnoksięski. Surowcem leczniczym są zarówno liście, z których można wykonać napar oraz kora, która wymaga już gotowania i sporządzenia odwaru. Oczar odtłuszcza dosyć mocno skórę oraz działa silnie antyseptycznie, jednocześnie pobudzając krążenie, dlatego może powodować rumień na wrażliwszych typach skóry. Ma właściwości antyoksydacyjne. Łagodzi świąd, przyspiesza gojenie zmian oraz zmniejsza obrzęki. Spełni się w pielęgnacji skóry zanieczyszczonej, tłustej i typowo trądzikowej. 

BYLICA BOŻE DRZEWKO

Ziele wykorzystywane z dużą skutecznością w leczeniu anomalii niższych odcinków układu pokarmowego, trawiącego głównie tłuszcze oraz białka - doskonale wspiera pracę pęcherzyka żółciowego, jelit oraz wspomaga pracę żołądka i wątroby. Ma silne właściwości regenerujące, delikatnie ściągające oraz przeciwzapalne, sprawdza się w pielęgnacji cery zanieczyszczonej, silnie zmienionej zapalnie, wymagającej delikatnego, ale efektywnego działania.

KORZEŃ POKRZYWY

Aby wykorzystać korzenie pokrzywy, należy wykonać krótko gotujący się, pięciominutowy odwar. Korzenie pokrzywy, podobnie jak wierzbownica, są wykorzystywane w leczeniu łagodnego przerostu gruczołu krokowego. Podobnie hamują konwersję DHT. Odtłuszczają i oczyszczają skórę. Pokrzywa również bardzo dobrze uelastycznia skórę oraz poprawia jej koloryt. Nie wysusza skóry i mimo odtłuszczających właściwości, na skórę działa wyjątkowo łagodnie, zwiększając nawet jej zdolności nawilżające.

MĄCZNICA LEKARSKA

Znana pod inną, wyjątkowo sympatyczną i rozczulającą nazwą - niedźwiedzie uszko :) Liście mącznicy zawierają bardzo duże ilości arbutyny, która rozjaśnia skórę oraz pomaga leczyć w naturalny sposób przebarwienia, ale jednocześnie hamuje odczyn zapalny, zapobiega powstawaniu blizn oraz działa łagodnie odtłuszczająco. Ma silne właściwości antyseptyczne oraz pozytywnie wpływa na pracę gruczołów łojowych. Mącznicę polecam przy delikatnie nasilonym łojotoku oraz problemie przebarwień potrądzikowych - utrwalonych i nieutrwalonych.

SZAŁWIA LEKARSKA

Wyjątkowo delikatna, ma bardzo wysokie zdolności biologiczne - działa przeciwzapalnie, nawet na oporne antybiotykowo szczepy, ale przy tym wyjątkowo łagodnie obchodzi się z cerą. Uspokaja i reguluje skórę. Delikatnie zwęża pory, dając efekt chłodzenia i oczyszczenia. Nie uwrażliwia na działanie słońca. Z szałwii wystarczy wykonać prosty napar.

KWIAT DZIURAWCA ZWYCZAJNEGO

Jedno z łagodniejszych ziół. Delikatnie odtłuszcza, normalizuje skórę, zwęża pory, pomaga efektywnie walczyć z trądzikiem. Chłodzi. Doskonale wpływa na skórę zmienioną zapalnie - to jedno z moich ulubionych ziół: hamuje stan zapalny, znacząco przyspiesza gojenie, daje ulgę i doskonale likwiduje obrzęki. Sprawdza się fantastycznie w pielęgnacji skóry uszkodzonej oraz zmienionej zapalnie, szczególnie w leczeniu bolących nacieków i głębszych zmian ropnych. Świętojańskie ziele ma jednak pewną wadę - podobnie jak skrzyp, może uwrażliwiać na działanie słońca.

KORZEŃ ŁOPIANU

Wykorzystywany głównie w pielęgnacji włosów, szczególnie tych wypadających i nadmiernie przetłuszczających się. Odwar z korzenia łopianu, ściąga skórę, doskonale ją oczyszcza, pomaga walczyć skutecznie z zaskórnikami. Reguluje pracę gruczołów łojowych oraz zmniejsza ilość patogennych szczepów. Ma mocne działanie, więc bardziej polecam go typowym, tłustym typom skóry.

UCZEP TRÓJLISTKOWY

Wspaniałe zioło dla cery trądzikowej. Spośród wszystkich ziół, ma najobszerniejsze działanie przeciwzapalne, doskonale koi i goi skórę z wypryskami ropnymi. Łagodzi obrzęki. Działa podobnie do dziurawca zwyczajnego, z tym, że nie daje takiego efektu chłodzenia i ukojenia. Bardzo dobrze normalizuje pracę gruczołów łojowych i delikatnie odtłuszcza naskórek. Może być stosowany nawet latem i nie wymaga ochrony przeciwsłonecznej. Aby cieszyć się właściwościami uczepu, należy wykonać z niego napar.

FIOŁEK TRÓJBARWNY

Napar szczególnie polecany w leczeniu trądziku. Fiołek jest łagodnym zielem, ale świetnie łagodzi stany zapalne. Nie odtłuszcza skóry, ale dzięki swoim właściwościom, doskonale reguluje pracę gruczołów łojowych iw  ten sposób ogranicza ilość wytwarzanego sebum. Sprawdzi się w pielęgnacji cery wyjątkowo delikatnej.

ARTYKUŁ NIE JEST SPONSOROWANY

Pozdrawiam,
Ewa

MEOW COSMETICS | FLAWLESS FELINE MINERAL FOUNDATION

$
0
0

Minerały i koty? Meow Cosmetics to amerykańska marka mineralna przyciągająca wzrok nie tylko prostotą mineralnego składu, a wodząca na pokuszenie nietuzinkową, interesującą i niepospolitą prezencją kosmetyków: to właśnie koty zdobią wieczka oferowanych produktów, a także mają swój, dość spory, udział w nazewnictwie marki. Na pochwałę zasługuje jednoczesny brak infantylności od strony producenta, kosmetyki mają swój niepowtarzalny charakter, mimo że odbiegają znacząco od modnego ostatnio mało innowacyjnego i nieco nużącego minimalizmu i prostoty.

WOW! CO ZA LEKKOŚĆ! 

Wszystkie formuły Meow Cosmetics cechuje niesamowita lekkość i łagodność pyłku. Są to minerały bardzo dokładnie zmielone, miałkie, bardzo suche, co w niektórych przypadkach może wpływać niekorzystnie na ich finalną prezencję (co ma między innymi miejsce w przypadku minerałów Lily Lolo), pomimo tego nie są nadmiernie pyliste i ściągające, co często powoduje nie tylko dyskomfort, ale również i nasilone przetłuszczanie się skóry podczas noszenia podkładów mineralnych. Meow Cosmetics to taki satynowo-matowy odpowiednik polskich minerałów Ecolore, które zaskarbiły sobie wyjątkowe miejsce w mojej dość potężnej kolekcji kosmetyków mineralnych - z tym, że lepiej trzymają matowe wykończenie oraz w zależności od formuły, mają słabsze lub też mocniejsze właściwości kryjące. Warto zainteresować się produktami Meow podczas bezowocnych poszukiwań idealnego podkładu sypkiego dla typowej tłustej cery, który się nie zwarzy, nie zroluje i nie zoksyduje na bliżej nieokreślony kolor.

Formuła Flawless Feline to jedna z trzech spośród dostępnych opcji, posiada najmocniejsze krycie, choć nadal określiłabym je jako średnie satysfakcjonujące oraz słabe mocne przy pierwszej warstwie. Pozostałe dwie mają już bardziej półtransparentne wykończenie i mój stan skóry nie pozwala mi jeszcze na tak frywolne  i bezkompromisowe korzystanie z ich właściwości. 

KWINTESENCJA MOJEJ MIŁOŚCI DO KOSMETYKÓW MINERALNYCH

Cenię w podkładach mineralnych możliwość swobodnego budowania krycia. Stosując podkład Meow, nie napotykam absolutnie żadnych trudności w równomiernym zaaplikowaniu produktu oraz waloryzowaniu jego właściwości wyrównujących koloryt, jeśli moja skóra jest w takiej kondycji jak zwykle (sytuacja, niestety, ulega zmianie, gdy moja skóra jest dosyć mocno przesuszona) - produkt nie tworzy efektu maski, nawet przy suto zaaplikowanych 3-4 warstwach. Podoba mi się szczególnie jego wykończenie - jest zdrowo matowe, bez żadnych rozświetlających drobinek, które mogą dawać za mocny blask po jakimś czasie noszenia. Podkład fenomenalnie prezentuje się na zdjęciach oraz w świetle dziennym. 

Niezależnie od zastosowanego pędzla, podkład wybiórczo i subtelnie chwyta się cery, jest to pozytywny aspekt użytkowania podkładu, gdyż pomimo średniego krycia, nie tworzy on plam, zacieków, nie ściera się przy aplikacji kolejnych warstw i gwarantuje niezwykle naturalne wykończenie, jednak jeśli skóra jest przesuszona lub decydujesz się na aplikację na mokro, podkład może kumulować się nadmiernie w załamaniach, intensyfikować swój kolor w miejscach trudniej dostępnych oraz dawać efekt obsypania mąką. To jeden z tych podkładów mineralnych, który jest niewidoczny, niewyczuwalny i cudownie komfortowy na skórze, ale na skórze, która przepada za tak suchymi formułami mineralnymi.

Od lewej: skóra bez makijażu, dalej: pierwsza warstwa podkładu Meow Flawless Feline w świetle naturalnym ostrym, surowym.

Meow dzięki bardzo delikatnej strukturze, wyjątkowo korzystnie i estetycznie osiada na naskórku oraz optycznie wygładza cerę - nie podkreśla blizn, niedoskonałości, rogowaceń. Nie daje również pylistej, brzydkiej, suchej, postarzającej woalki (ale miej na uwadze to, co zdążyłam już wyżej napisać). Nie prezentuje się tak fantastycznie na suchych typach cery, jak na tłustych i mieszanych przeciągniętych w stronę tłustą, może wyrządzać im ogromną krzywdę i doprowadzać do migotania przedsionków: dzisiejsze zdjęcia celowo wykonałam podczas przesuszenia skóry i moje zachwyty nad Meow diabli biorą, co mnie nie dziwi - to są najbardziej suche minerały jakie znam. 

Przy tak delikatnych i wyczuwalnie suchych formułach bardzo często pojawia się problem podkreślania suchych skórek, suchej struktury twarzy oraz silniejszego niż przy innych podkładach mineralnych - przesuszenia, co odstręcza potencjalnych użytkowników. Cóż, obawy te są słuszne i umotywowane, bowiem recenzowana dzisiaj formuła rzeczywiście suche skórki podkreśla w stopniu mocnym, wyjątkowo niekorzystnym. Jak każdy podkład mineralny, Meow również posiada tendencję do wysuszania skóry i moim zdaniem nie upiększa on skóry mającej faktyczny problem z nawilżeniem - słabnie krycie, podkład nie przylega do skóry (nie jest dobrze przyczepny), nadmiernie pyli i intensywnie nasila ucieczkę wody.

Pomimo tych wad, zasługuje na niewymuszoną chwalbę, szczerze wypływającą z moich ust: nosi się niezwykle komfortowo, nie powoduje swędzenia, podrażnień, i co mnie zaskakuje: nie generuje egzogennego, typowo kosmetycznego łojotoku, nawet jeśli nie do końca współpracuje z cerą.

Podkład nie podkreśla rozszerzonych porów oraz po jakimś czasie do nich nie migruje. Jeśli skóra jest bardzo sucha, będzie podkreślał załamania i zmarszczki, ale podobnie jak ochoczo stosowany przeze mnie podkład regulujący polskiej marki Clare Blanc, mimo braku substancji dodatkowych, daje efekt optycznego wygładzenia, podobnie jak klasyczna krzemionka. Skóra po zastosowaniu pudru, jest bardzo gładka, delikatna, zdrowa, bez nadmiernego błysku. Po głębszym zastanowieniu się, Meow mają pewien wspólny mianownik również i z powyższym przykładem z Polski, ale jednak mają nieco słabszą przyczepność, co jest atutem w przypadku skóry tłustej, bez tendencji do odwodnienia, a raczej kierującej się już w kierunku łojotoku. Podkład świetnie absorbuje sebum i pracuje z cerą, która nie jest idealna i ma pewne skłonności do przetłuszczania się, nie oddaje okrzyków rozpaczy i nie wymaga natychmiastowej ewakuacji jak Annabelle Minerals, czy Lucy Minerals w śmiercionośnym starciu z wilgocią, a dzielnie trwa przez długie godziny w niezmienionym stanie.

Podoba mi się również to, że nie wymaga on zbytniego pieszczenia się ze skórą. Nie generuje kolejnych problemów z cerą oraz jeśli naskórek jest odpowiednio zadbany lub przesunięty w stronę tłustą -  nie dopomina się o stosowanie specjalnych technik utrwalających, baz i innych cudów. Sam w sobie jest niesamowicie odporny na niekorzystne czynniki zewnętrzne. Ot, nakładam go niedbale pędzlem (nawet raptownie po przebudzeniu, gdy moja koordynacja ruchowa pozostawia wiele do życzenia) i prezentuję się w nim fantastycznie nawet po potwornie uciążliwym dniu o godzinie 22.

Jak już napomknęłam, to najbardziej trwały podkład mineralny, jaki znam, z tym że na niektórych typach cery będzie dawał idealne, gładkie, cudowne wykończenie, a na innych pyliste, suche i nierównomierne rozłożenie koloru. Podkłady Meow plasują się w samej czołówce moich ulubionych formuł mineralnych, chociaż bywają dni, gdy nie mogę ich użyć.

Po podkłady Meow sięgam z ogromnym entuzjazmem szczególnie upalnym latem, gdy wszystkie posiadane przeze mnie kosmetyki, niezależnie od formuły i postaci, zostają poddane sporej, często katastrofalnej w skutkach (nie tylko dla mnie, ale również i dla otoczenia!) próbie, nieliczna część z nich przejdzie ją z powodzeniem, zaś niechlubna reszta zostanie zepchnięta do nikczemnej, drewnianej szuflady z dopiskiem "czekam do późnej jesieni". Amerykańska marka bez względu na warunki jakie panują na zewnątrz, wychodzi zawsze z obronną ręką, mam pewność, że za każdym razem zaaplikowane minerały będą moją naturalnie tłustą skórę upiększać.

Od lewej: skóra bez makijażu, dalej: dwie warstwy podkładu Meow Flawless Feline w świetle naturalnym miękkim. 

Tak miałkie i wyczuwalnie suche minerały, oprócz możliwości budowania krycia i zachwycająco naturalnego wykończenia, bardzo ładnie schodzą ze skóry i bardzo łatwo poddają się nawet delikatnym metodom myjącym.
 Pyłek przepięknie łączy się z cerą, bez efektu pieczołowicie ugniatanego piernika na święta. Nie roluje się, nie ściera, nie warzy, nie dzieje się z nim nic dziwnego i nie powoduje narastających wraz z czasem wyrzutów sumienia. Kosmetyk delikatnie i subtelnie znika ze skóry, ale zapewnia najlepsze krycie po kilku godzinach z dotąd poznanych mi podkładów mineralnych. Oczywiście, że po jakimś czasie nieznacznie ono słabnie, co jest zupełnie naturalne i mnie nie martwi, ważne jest jednak to, w jaki sposób to się odbywa i w biegu długodystansowym, Meow pobija polską konkurencję. Uwielbiam podkłady, które nie wymagają ciągłej kontroli sytuacji z mojej strony. Nosząc Meow wiem, że nie usłyszę troskliwego "wszystko jest ok?" i nie muszę działać oczyma mojej wyobraźni oraz poszukiwać chaotycznie lusterka w mojej torebce, aby wiedzieć, że kondycja mojej cery nie odbiega od tego, co reprezentuję sobą na co dzień.


Podkład nie współpracuje aż tak fantastycznie z aplikowanymi na niego produktami kolorowymi, szczególnie sypkimi. Kosmetyki nieznacznie zatracają swoje rozświetlające, gładkie wykończenie, jednak rozprowadzają się bez większych komplikacji. Mam jednak wrażenie, że nie osiadają tak pięknie jak przy innych podkładach mineralnych i dają bardziej suche wykończenie - zyskują dzięki temu na trwałości i nie oksydują.

Ze względu na lekką strukturę, formuła Meow Flawless Feline to także świetny puder matujący oraz wykańczający makijaż. Doskonale współpracuje również z kremową kolorówką, a zwłaszcza z kremowymi produktami o słabym/średnim kryciu. Nie tworzy plam, zacieków, a także nie wysusza skóry tak jak standardowe pudry zawierające talk i krzemionki.

Podkład Meow Flawless Feline po 10 godzinach noszenia na skórze tłustej i przesuszonej - bez poprawek, bez pudrów utrwalających, bez obróbki graficznej, światło dzienne ciepłe, miękkie. 


SŁABY PUNKT PROGRAMU

No cóż, podkład Meow Flawless Feline nie jest idealną formułą dla każdego, co zresztą widać na dzisiejszych zdjęciach, zwłaszcza wykonanych w dużym przybliżeniu.

Zapewne znajdą się osoby, którym będziesz przeszkadzało bardzo przeciętne, niepowalające krycie i potrzeba jego budowania, ja natomiast lubię, gdy podkłady robią coś więcej i nie zapewniają przy tym efektu full cover. Problem tkwi w czymś innym.

Podkład ma wyczuwalnie niezwykle suchą konsystencję, więc aplikowany przy większej ilości warstw, może podkreślać niezbyt atrakcyjnie suche niedoskonałości oraz gnieżdżące się grudki. To taki kosmetyk, który jednak wygląda najkorzystniej zaaplikowany bez ponownego budowania krycia, mimo że nie sprawia to problemów. Są podkłady mineralne, które znacznie lepiej sprawdzają się na przesuszonych i odwodnionych typach cery.


Podkład na skórze wysuszonej nie czyni takich cudów: nierównomiernie i niekorzystnie osiada na naskórku, podkreśla nadmiernie suche skórki oraz ma tendencję do tworzenia brzydkich plam w załamaniach, których nie można później już ruszyć i zostają na amen, aż do momentu demakijażu (widać to na przykład w okolicach nosa). Kolor podkładu również zaczyna nie współpracować z cerą - nadmiernie żółknie. Podkreśla w wyjątkowo niekorzystny sposób strukturę twarzy. Może dawać pyliste, suche wykończenie, którego nie lubię, ale to typowe, suche minerały, które albo ktoś polubi, albo nie. 

Podkład Flawless Feline to również mineralna katastrofa, jeśli zostaje zaaplikowany metodą na mokro. 

Jednak największym minusem, z całą pewnością, jest jego dostępność, a raczej niedostępność w Polsce. Produkty należy ściągać z innego kontynentu, co jest nie do przeskoczenia dla pewnych osób. Ceny podkładów również nie są niskie - mimo że minerały można zakupić w dwóch pojemnościach Munchkin (6-8g) lub Full-Size (22-30g), doliczając koszty przesyłki nie jest to najlepszy interes na świecie. Pocieszające jest to, że rzadko kto kupuje minerały Meow poza ceną promocyjną i nie korzysta z darmowej przesyłki na cały świat. Jak szaleć to na całego.

NA PEWNO ZNAJDZIESZ COŚ DLA SIEBIE

Meow to ogromna paleta barw i oczywiście pięknych kotów.

Nie wierzę w to, aby nie znaleźć tam idealnego koloru dla siebie - wszystkie gamy są bardzo ładnie zrównoważone z przewodzącymi, dominującymi tonami. Gama kolorystyczna jest przedstawiona w prosty, nieskomplikowany sposób, a odcienie ukazane na stronie internetowej, co nie zdarza się często, faktycznie oddają rzeczywiste zabarwienie podkładów mineralnych.

Poziom jasności podkładów w znacznej mierze odpowiada polskim standardom, a szczególnie gamom polskiej marki Ecolore i Neauty, gdzie najjaśniejsze odcienie są naprawdę jasne, a dokładniej: blade. Dotyczy to szczególnie gamy żółtej, Angora, która jest jaśniejsza o pół tonu od pozostałych, standardowo oferowanych odcieni, z tego powodu zamiast zerówki, wybrałam dla siebie jedynkę, która odpowiada jedynkom z Ecolore, Ivory z Neauty, Cream z Annabelle Minerals oraz pierwszym odcieniom z gamy pozostałych marek mineralnych dostępnych bez problemu w  Polsce.

Marka Meow w swoich kosmetykach nie stosuje parabenów, konserwantów, krzemionek, bizmutu, nanocząsteczek oraz mikronizowanych pigmentów, które mogą w określonych warunkach wykazywać właściwości katalizujące. Podkłady zawierają jednak azotek boru, który może powodować podrażnienia i drażnić szczególnie skórę odwodnioną.

INCI:  Mica, Zinc Oxide, Titanum Dioxide, Boron Nitride, Iron Oxides. 

Grupa docelowa: cera tłusta, łojotokowa, mieszana w kierunku tłustej, mieszana znormalizowana.
Odradzam: skóra mocno sucha, silnie odwodniona, mieszana w kierunku suchej, szybko rogowaciejąca, wysuszona.

ARTYKUŁ NIE JEST SPONSOROWANY.

Pozdrawiam ciepło,
Ewa

SZCZOTKOWANIE TWARZY NA SUCHO

$
0
0

Prawdopodobnie, jeśli interesujesz się zagadnieniami pielęgnacyjnymi, chociaż raz słyszałeś o szczotkowaniu skóry na sucho. Bardzo często jednak podczas masażu pomijany zostaje bardzo ważny rejon ludzkiego ciała jakim jest szyja i głowa. To właśnie tutaj znajdują się gęsto umiejscowione węzły chłonne (potyliczne, zamałżowinowe, przyusznicze, policzkowe, językowe, podżuchwowe, podbródkowe, zagardłowe, podgnykowe, przedkrtaniowy, przedtchawicze, przytchawicze, nadrostkowe oraz szyjne: przednie, powierzchowne i głębokie), mięśnie, które podobnie jak te znajdujące się na innych partiach ciała również wymagają regularnie przeprowadzanych ćwiczeń oraz liczne naczynia krwionośne.  

SZCZOTKOWANIE TWARZY NA SUCHO

Pobudzanie rejonu głowy i szyi to poprawa ukrwienia oraz pobudzenia (pozytywna stymulacja) układu limfatycznego w określonych, strategicznych, czułych miejscach. Codzienne szczotkowanie twarzy doskonale reguluje cyrkulację krwi, ma to szczególne znaczenie u osób mających problemy z krążeniem (niskie ciśnienie, niedociśnienie czaszkowe, problemy z koncentracją, nasilone bóle i zawroty głowy, omdlenia, nudności, wysokie tętno w rejonie tętnicy szyjnej, zaburzenia rytmu serca, osłabienie, pogorszone samopoczucie), niestabilnym ciśnieniem śródczaszkowym oraz zastojami limfy. Codzienny masaż szczotką może zatem znacząco poprawić ogólny stan zdrowia, zredukować nadmierne napięcie mięśniowe oraz usprawnić funkcjonowanie układu nerwowego. 

Delikatne, choć sztywne włosie naturalne, również z prostych przyczyn mechanicznych, doskonale rozpręża nadmiernie napięte mięśnie szyjne, górne grzbietu oraz twarzy, a ich fizyczne rozluźnienie przynosi natychmiastowe odciążenie, spokój i wyciszenie. Regularne masowanie głowy i twarzy w moim przypadku zmniejszyło ilość występujących nerwobóli oraz zniwelowało w znacznej mierze dyskomfort umiejscowiony w górnym odcinku kręgosłupa, który wynikał z jego nadmiernego przeciążenia (praca zdalna wymagająca siedzącej pozycji). Regularne masowanie rejonów głowy, poprawiło również moje samopoczucie i przyniosło poprawę funkcji poznawczych - szybciej kojarzę, jestem bardziej sprawna intelektualnie. 

IDEALNA SKÓRA?

Powoli, z większą śmiałością, odchodzę od stosowania metod chemicznych i bardziej skłaniam się ku metodom mechanicznym, które wraz z poprawą stanu skóry są dla mnie coraz bardziej wystarczalne, a stosowane w sposób rozsądny, okazują się najlepszą metodą regulacyjną, przynoszącą lepsze efekty niż chemiczna eksfoliacja, która, niestety, za bardzo uwrażliwiała i zaogniała moją coraz bardziej delikatną cerę. 

Dość mocno obawiałam się codziennego masażu tak delikatnej skóry dość szorstkim, sztywnym, naturalnym włosiem (uczę się na błędach i wiem jak negatywnie reagowałam na stosowanie szczoteczki sonicznej, czy nawet silikonowy płatek oczyszczający), bardzo szybko jednak wyciągnęłam właściwe wnioski i uzmysłowiłam sobie, iż mechaniczne, umiarkowane i dopasowane do potrzeb skóry usuwanie naskórka okazuje się mniej drażniące, a nawet codzienne szczotkowanie twarzy, nie odwadnia, nie ureaktywnia i nie uwrażliwia mojej wydelikaconej cery w takim stopniu, jak regularnie stosowane przeze mnie metody chemiczne, których działanie jest intensywniejsze i pociąga za sobą więcej niekorzystnych, długofalowych skutków niepożądanych (na przykład uszkadza barierę hydrolipidową oraz zaburza naturalny mikrobiom skórny).

Już lekkie drapanie naskórka przynosi świetne rezultaty i jest zaskakująco dobrą metodą normalizującą nasilone rogowacenie. Myślę, ze pomyślność szczotkowania zależy głównie od stosowanej szczotki z naturalnego włosia, która poddaje się naciskowi i nie ma tak wysokiej ścieralności oraz równej, ostrej powierzchni jak drobinki ścierające, czy nawet silikonowe wypustki, które w efekcie mają większy potencjał drażniący oraz faktu stosowania tej metody na sucho.

Po kilku miesiącach regularnego szczotkowania twarzy, widzę ogromną różnicę w wyglądzie i gładkości naskórka, mniejszej tendencji do hiperkeratynizacji, pojawiania się suchych skórek i permanentnego odwodnienia, lepszym napięciu (szczególnie w problematycznym dla mnie rejonie bruzd nosowo-wargowych) oraz odżywieniu naskórka (objawiającym się chociażby ładniejszym, równomiernym kolorytem), co automatycznie przekłada się na zubożenie pielęgnacji. Nie zrezygnowałam jeszcze całkowicie ze stosowania retinoidów, ale jestem na najlepszej drodze, aby to zrobić. 

Ponadto codzienny, bardzo krótki masaż szczotką poprawia funkcyjność mięśni twarzy, zapobiega nadmiernej utracie tkanki tłuszczowej oraz jej niekorzystnej migracji, można zatem otwarcie napisać, iż jest to także i zabieg odmładzający. Nie szczotkuję twarzy tak długo i jestem jeszcze zbyt młoda, by dostrzec efekty przeciwstarzeniowe, ale już teraz widzę dużą poprawę chociażby w rejonie podbródka, który nie jest już aż tak widoczny podczas schylania się (niestety, tutaj również wini praca siedząca w określonej, pochylonej pozycji), co oczywiście niezmiernie mnie cieszy i zachęca do dalszego kultywowania wieczornego rytuału. Masowane tkanki są również lepiej ukrwione, co przekłada się na ich lepszą regenerację, mniejszą tendencję do powstawania stanów zapalnych oraz reakcji toksycznych i alergicznych.

Szczotkowanie twarzy polecam szczególnie osobom zmagającym się z problemem rogowacenia, utratą jędrności i elastyczności, z nieświeżym, przebarwionym kolorytem, poszerzonymi porami i z pierwszymi oznakami starzenia. 

PODSTAWOWE ZAŁOŻENIA

Ogromne znaczenie w szczotkowaniu twarzy odgrywa zastosowana technika, siła nacisku oraz użytkowane akcesorium (najlepiej, aby szczoteczka posiadała średniej twardości włosie naturalne, włókna sztuczne są bardziej szorstkie, mniej elastyczne (lub aż nadto elastyczne i uginające się) i mają większą tendencję do powodowania mikrouszkodzeń), może być to metoda zarówno dość delikatna, jak i agresywna i nieprzyjemna. Podobnie jak większość osób, obawiałam się mocnych podrażnień, zaś łagodne muskanie skóry małą szczoteczką, okazało się czynnością niezwykle przyjemną,  niepowodującą większych irytacji i zmian patologicznych: zaczerwienień, podrapań, świądu, stanów zapalnych.
Rycina, atlas anatomiczny Sobotta

Nacisk na szczoteczkę nie powinien być mocny i zdecydowany. Niektóre rejony mogą wymagać nieco intensywniejszego, stopniowego zwiększania nacisku (na przykład mięśnie szyjne, mięśnie jarzmowe, mięsień żwacz), ale nadal jest to raczej głaskanie skóry. Podrażnienia generuje silne tarcie, którego należy unikać, wzmożony nacisk nie przynosi wcale lepszych efektów.

Wykonanie pełnego masażu nie jest ani trudne, ani skomplikowane. Jest to raczej kwestia wprawy i chociaż podstawowej znajomości ludzkiej anatomii. Szczotkowanie rozpoczynam od posuwistych, podciągających ruchów wzdłuż mięśnia mostkowo-obojczykowo-sutkowego (musculus sternocleidomastoideus), a następnie kontynuuję czynność wykonując ten sam schemat długich, coraz bardziej intensyfikowanych, podnoszących ruchów, rozprężając mięsień szeroki szyi (platysma). Przepadam za przyjemnymi, okrężnymi ruchami wokół uszu oraz rejonu przyusznego i zausznego, muskając dodatkowo potylicę. Subtelnie masuję rejon kości gnykowej, a następnie kieruję się do mięśnia bródkowego (musculus mentalis) i zahaczam o umiejscowione bocznie obniżacze warg (depressor labii inferioris). Następnie, zgodnie ze wskazówkami zegara, rozprężam mięsień okrężny ust (musculus orbicularis oris). Po kilku sekundach stopniowo, ku górze, szczotkuję mięśnie jarzmowe (musculus zygomaticus), dbam intensywniej o dźwigacze kąta ust (musculus levator anguli oris), a następnie zajmuję się mięśniem żwaczem (musculus masseter) - od kąta żuchwy, ku mięśniom ocznym, od razu przechodzę do okrężnego rozluźniania mięśnia okrężnego oka (musculus orbicularis oculi). Zbliżając się już ku końcowi, muskam ku górze mięsień nosowy (musculus nasalis) i rozdzielam swoje delikatnie skręcające ku skroniom ruchy na lewą i na prawą stronę, zgodnie z umiejscowieniem mięśnia naczasznego (musculus epicranius).

W tradycyjnym szczotkowaniu twarzy, większość osób nie zwraca aż tak dużej uwagi na skupiska węzłów chłonnych, polecam jednak zająć się dłużej szczególnie rejonem uszu, potylicy i kości gnykowej - nie tylko ze względów prozdrowotnych, ale przede wszystkim relaksacyjnych. Warto w swoim masażu uwzględnić również okrężne ruchy w okolicach policzków.

Szczotkowanie twarzy i szyi nie pochłania dużo czasu, bowiem pełny, dokładny masaż nie zajmuje mi więcej niż pięć minut, gdy spieszę się, maksymalnie połowę czasu. Po wykonanym szczotkowaniu zawsze oczyszczam dodatkowo twarz przy użyciu wody (stąd zazwyczaj szczotkuję się wieczorem) i jeśli tego potrzebuję - aplikuję kolejne produkty pielęgnacyjne lub maseczkę oczyszczającą na bazie glinek.


PRZECIWWSKAZANIA

Bezwzględnym przeciwwskazaniem do szczotkowania twarzy jest trądzik zapalny, typowo ropny, głęboko ropiejący (nacieki), rany otwarte oraz aktywne, miejscowe infekcje bakteryjno-grzybicze i pasożytnicze. Szczotkowanie jest doskonałą metodą regulacji dla zaleczonej, znormalizowanej już skóry, dlatego też nie polecam masowania twarzy włosiem przy mocno nasilonych dermatozach o charakterze stricte zapalnym (ciężkie stadia trądziku różowatego, łojotokowego zapalenia skóry).

Szczotkowanie może okazać się za agresywną metodą dla skóry nadwrażliwej, bardzo suchej, skrajnie odwodnionej oraz uwrażliwionej trwale przez nierozsądne i niedopasowane kuracje dermatologiczne. Należy jednak mieć na uwadze fakt, iż delikatne, umiejętne muskanie skóry w określonym kierunku za pomocą szczotki z wysokiej jakości naturalnego włosia, nie jest tym samym co stosowanie szczotek oczyszczających obrotowych, posiadających mocne wibracje i twardsze włosie syntetyczne, dodatkowo nierzadko stosowanych w połączeniu z drażniącymi detergentami, co tylko zwiększa ich siłę działania.

Tak jak byłam na nie dla popularnych, wszędzie polecanych szczoteczek sonicznych (więcej przeczytaj tutaj>), które zamiast regulować, tylko zaogniały i rozregulowały naskórek z czołowym napędzaniem rogowacenia (co po części jest wynikiem nie tylko tarcia skóry, ale również obecności ultradźwięków i możności stosowania szczoteczki wyłącznie z detergentowymi, całkowicie spłukującymi się formułami myjącymi), tak jestem zdecydowanie za szczotkowaniem twarzy na sucho. Bez detergentów i bez zbędnych udziwnień, z o wiele lepszym skutkiem. 

Szczotkować (szczególnie intensywnie) rejonu głowy, a zwłaszcza szyi, nie powinny osoby ze stwierdzoną miażdżycą (zwłaszcza w rejonie tętnic szyjnych) oraz nadciśnieniem tętniczym.

Przy użytkowaniu szczoteczki należy zwrócić szczególną uwagę na higienizację włosia, bowiem może ono stać się doskonałym siedliskiem dla bakterii, grzybów i roztoczy. Szczoteczkę za każdym razem oczyszczam w łagodnym syndecie, po wysuszeniu przechowuję w lnianym etui, natomiast przed każdym użyciem spryskuję obficie Skinseptem (środek dezynfekcyjny o szerokim spektrum działania) i odczekuję około 5-10 minut do całkowitego odparowania preparatu. 

ARTYKUŁ NIE JEST SPONSOROWANY.

Pozdrawiam ciepło,
Ewa 

AMILIE MINERAL COSMETICS COVERAGE FOUNDATION

$
0
0

Walentynki to perfekcyjny czas na pozbawioną jakichkolwiek wyrzutów sumienia porcję łakoci. Cukierkowy, dziewczęcy i uroczy design marki Amilie Mineral Cosmetics znakomicie oddaje klimat Święta Zakochanych, choć w urzekający sposób dostarcza wyważonej i niskokalorycznej słodyczy nawet w codziennym, nieodświętnym makijażu.

Mitologiczna strzała Amora ugodziła również i moje, pełne czystych emocji i niezaspokojonych wrażeń, kosmetyczne serce. Formuła Coverage Amilie Mineral Cosmetics, ku mojemu niezmiernemu zaskoczeniu, w błyskawicznym tempie wywindowała i niezachwianie ugruntowała swoją pozycję, zajmując czołowe i w pełni zasłużone miejsce w moim osobistym rankingu: to zdecydowanie najlepszy kryjący podkład mineralny, jaki kiedykolwiek stosowałam, mimo że zazwyczaj celuję w zupełnie odmienne formuły. Nabrałam ogromnego apetytu na kolejne produkty marki Amilie.

Jeśli dzisiejsza recenzja okazała się dla Ciebie pomocna, będzie mi bardzo miło, jeśli dokonasz zakupów z mojego polecenia, linki znajdziesz pod frazą "Amilie". 

FORMUŁA KRYJĄCA IDEALNA DLA WYMAGAJĄCEJ CERY?

Proszek jest precyzyjnie rozdrobniony, zdecydowanie mniej suchy od innych formuł marki, ale nadal jego struktura ma w sobie szczyptę pożądanej, swoistej dla produktów mineralnych, suchości. Konsystencja nie jest zbyt zbita, aż nadto kremowa, mimo że bazuje głównie na dwutlenku tytanu. Na intensywnie przesuszonych i suchych typach skóry oraz podczas prób zbyt mokrego aplikowania podkładu, może on nie trzymać się zbyt dobrze skóry, podkreślać nadmiernie, w sposób niekorzystny załamania, wklęsłości, pory i suche niedoskonałości (rogowacenie, suche skórki), nie zauważam powyższego problemu przy prawidłowo nawodnionej (ale nie nadmiernie natłuszczonej) skórze. Podkład nie daje pylistego, nienaturalnego, brzydkiego wykończenia. To jedna z najładniejszych satyn, bez połyskujących drobinek. 

Formuła Coverage Amilie Mineral Cometics posiada niezwykle przyjemną jedwabistą, wysoce przyczepną, aczkolwiek delikatną strukturę, która równomiernie i gładko okala skórę kryjącą woalką. Daje efekt optycznego, miękkiego wygładzenia. Bardzo podoba mi się ta zdrowa, fantastyczna gładkość podkładu, która jednocześnie nie utrudnia życia poprzez warzenie się, podkreślanie porów i niebezpieczną migrację w te rejony.

Czytałam dość rozbieżne, często mało obiektywne opinie, na temat właściwości kryjących formuły Coverage, podkład zapewnia bardzo dobre wyrównanie kolorytu (co zresztą można ocenić samodzielnie na załączonych zdjęciach) - średnie już przy pierwszej warstwie, podatne na intensyfikację podczas dokładania kolejnych. Znacznie gorzej będzie trzymał się skóry suchej, więc i krycie będzie tutaj odczuwalnie słabsze. Nie jest ono pełne i tak mocne jak w przypadku innych formuł typowo kryjących dostępnych na polskim rynku mineralnym, ale posiada jednocześnie dobrą trwałość, która jest kluczowa w przypadku posiadania niedoskonałości, które pragnie się ukryć.


Pyłek świetnie chwyta się skóry, a element delikatnej suchości sprawia, iż podkład nie przyczepia się nadmiernie do naskórka, co niesamowicie przedłuża trwałość podkładu, ułatwia, uprzyjemnia i tym samym znacznie przyspiesza wykonanie makijażu oraz jest pomocne dla osób nie do końca zaznajomionych z kosmetykami mineralnymi: można z nim dojść do ładu, nawet gdy jest zaaplikowany jednorazowo w za dużej ilości, nie tworzy wówczas plam, zacieków.

Podkład jednak staje się problematyczny podczas prób aplikacji technikami mokrymi, przy zastosowaniu wilgoci, na co również wraca uwagę producent kosmetyków Amilie (aplikacja zwilżonym pędzlem, wykańczanie makijażu na mokro lub nakładanie podkładu na mokre produkty) i moim zdaniem dużo na tym traci - ma sporą tendencję do tworzenia efektu maski i oksydacji, mazania się, warzenia, niekorzystnego, nadmiernego wysychania na skorupę, wchodzenia w bruzdy, załamania i pory, a wykończenie Amilienie jest już tak ładną satyną. Jest to normalne przy tak wysokiej koncentracji dwutlenku tytanu i zdaję sobie sprawę, że przy kryjących formulach bardzo łatwo można przesadzić i znacząco odbiegać od naturalności, chociaż tak jak inne, kryjące formuły mineralne zyskiwały znacznie więcej przy aplikacji na mokro,  tak formuła Coverage w moim odczuciu prezentuje się najlepiej aplikowana właśnie na sucho. 

Formuła nie nadaje się do matowienia mokrych produktów i nie spełnia dobrej funkcji pudru matującego. W połączeniu z kremami barwiącymi i kremami z filtrami ochronnymi, zawsze intensywnie i nieestetycznie warzyła się, przylepiała, ścierała. Nie jest to dla mnie zaskoczenie, bowiem podkład nie zawiera tlenku cynku i jest zupełnym przeciwieństwem chociażby mojego ulubionego podkładu amerykańskiej marki Meow

Podkład trzyma się blisko skóry, dlatego na niektórych typach cery będzie prezentował się nieskazitelnie przez cały dzień, a na innych da skrajnie odmienny efekt. Z takimi właściwościami ciężko będzie mu się u lokować gdzieś pomiędzy, więc będzie wywoływał raczej mieszane uczucia. Pod tym względem przypomina mi podkłady konkurencji: Annabelle Minerals, z tym, że nie prowokuje on nadmiernego łojotoku, nawet przy codziennym użytkowaniu. 

Muszę zwrócić uwagę na dość istotną kwestię, która wpływa bezpośrednio na moje dość duże zadowolenie z formuły Coverage: produkt odznacza się najlepszą trwałością oraz prezencją, gdy jest umiejętnie i dokładnie roztarty, najlepiej cienkimi, okrężnie aplikowanymi, delikatnymi warstwami. Czynność znacząco ułatwia niezwykle przyjemna, podatna na ruchy rozcierające gładka struktura podkładu. Z kryjącym pyłkiem od Amilie, najlepiej współpracują pędzle o dużej ilości, dość zbitego i sztywnego włosia, co pozwala intensyfikować oraz kontrolować wykonywane ruchy i zapobiega nałożeniu za dużej ilości podkładu na raz, co odgrywa priorytetową rolę w obsługiwaniu podkładu w formule Coverage. 

Amilie Mineral Cosmetics Coverage Foundation, pierwsza warstwa. Światło dzienne, miękkie, ciepłe. 
SPROSTAM WSZYSTKIM TWOIM WYMAGANIOM

Podkład Coverage to zupełnie inna historia i odbiega on znacząco od moich dotychczasowych upodobań. Dzięki unikalnej strukturze normalizuje on moją tłustą, kapryśną skórę i bardzo dobrze dogaduje się z nią nawet po kilku, długich, intensywnych godzinach noszenia, a był to niemały problem, niepozwalający na osiągnięcie konsensusu z wieloma dotąd przetestowanymi przeze mnie formułami mineralnymi. Nadmienię, iż wszystkie te trudności wynikały z właściwości odwadniających i umyślnie generowanego łojotoku: ciężko jest tego uniknąć przy produktach mineralnych, chociażby z tak prozaicznego powodu jakim jest ich sypka forma. Pewnym, cząstkowym rozwiązaniem było celowe unikanie dwutlenku tytanu i ograniczanie się do sypkich, pylistych formuł opartych na tlenku cynku, które zapewniały mi bardzo dobre, suche wykończenie przez cały dzień, jednakże ich krycie pozostawiało wiele do życzenia i nie mogłyby być przeze mnie regularnie stosowane, gdyż za bardzo odwadniały mi moją delikatną skórę.

Cieszę się, że producent połączył bardzo dobre właściwości kryjące z łagodnie, aczkolwiek przyjemnie suchą, tak delikatną formułą - finalnie zmniejszył nieco krycie produktu, ale poprawił jego walory aplikacyjne oraz znacząco przedłużył trwałość podkładu na typach cery delikatnie przesuwających się w stronę tłustą. Takim też typom cery go polecam, nie typowo tłustym i łojotokowym, ale intensywnie przetłuszczającym się i drażniącym po większości podkładów mineralnych. 

Amilie Coverage to jeden z niewielu podkładów mineralnych, który nie przesusza i nie odwadnia znacząco skóry, nawet mającej do tego tendencję, a tym samym nie rozregulowuje naskórka,  niepotrzebnie nie komplikuje pielęgnacji oraz sprawdza się w codziennym makijażu. Noszenie podkładu jest niezwykle komfortowe: nie wiąże się z uczuciem ściągnięcia, swędzenia, pojawieniem się podrażnień, nawet, gdy naskórek jest pobudzony przez pielęgnację lub stosowane regularnie leki dermatologiczne.


Amilie Mineral Cosmetics Coverage Foundation, druga warstwa. Światło dzienne, miękkie, ciepłe.

Przyjemna formuła podkładu marki Amilie na zadbanych i znormalizowanych typach skóry nie wymaga specjalnego uprzedniego przygotowania skóry przed makijażem, a jeśli już: kroki te mogą zostać maksymalnie uproszczone. Z pewnością problemy z formułą Coverage napotkają osoby, które ze względu na ich sypką formułę, nie są w stanie ich aplikować na sucho oraz nie mogą pozwolić sobie na tak minimalistyczną pielęgnację - stosują kremy, oleje, próbują intensywnie zmiękczyć i natłuszczać naskórek przed aplikacją podkładów, sięgają po zaawansowane techniki utrwalające bez większego skutku. Podkład jest stworzony dla osób, nierobiących ze swoją skórą nic konkretnego, a próby rozbudowywania porannej pielęgnacji generują nadmierny łojotok albo przesuszają i ureaktywniają naskórek. 

Podobnie jak z większością podkładów mineralnych, które lubię, i podkład Coverage Amilie zachowuje się u mnie najlepiej bez żadnych dodatkowych kroków utrwalających. Stosowane pudry w moim przypadku tylko niepotrzebnie wysuszają skórę i napędzają łojotok.

Kosmetyk wytrzymuje do 12-14 godzin bez poprawek, z tym że najlepiej prezentuje się do 10, co i tak jest doskonałym wynikiem. Podoba mi się szczególnie sposób schodzenia podkładu - jego krycie jest nadal bardzo dobre, pomimo tego że stopniowo łagodnieje wraz z czasem: bez warzenia, spływania (zwłaszcza z niedoskonałości), tworzenia plam, rozwarstwiania się produktu i podkreślania porów oraz zmarszczek.

Amilie Mineral Cosmetics Coverage Foundation po 10h bez poprawek. Światło sztuczne. 
KWESTIE TECHNICZNE

Zaskakujące, iż podkład w wersji Coverage nie zawiera tlenku cynku. To dla mnie nowość, gdyż jak dotąd, unikałam raczej dużej ilości, drugiej, podstawowej składowej: dwutlenku tytanu, odpowiadającego głównie za krycie i nieposiadającego tak dobrych właściwości absorbujących jak cynk. Dzięki pominięciu tak kluczowego składnika, formuła jest bardzo delikatna, ale przy tym nie wysusza i nie drażni skóry.

INCI: Mica, Titanium Dioxide, Iron Dioxides. 

Ceny produktów Amilie są przystępne i dopasowane do realiów rynkowych - opakowanie 7.5g mineralnego pyłku, wiąże się z wydatkiem niecałych 45 złotych. Produkt jest umieszczony w klasycznym, sprawnie działającym opakowaniu z przesuwką.

Gama kolorystyczna podkładów marki jest dość szeroka, ale przyznam, że pomimo doświadczenia i pracy ściśle powiązanej z kosmetykami mineralnymi, miałam dość duże trudności z doborem kolorystycznym i nie uważam, by Golden Fair był tym słusznym i idealnym wyborem. Kilka dni temu, bezpośrednio od producenta kosmetyków Amilie, otrzymałam informację o zmianach w tej materii - gdy tylko otrzymam aktualny wzornik, umieszczę go zarówno pod dzisiejszą recenzją, jak i na moim facebookowym profilu, który warto śledzić, by być cały czas na bieżąco - zwłaszcza, że moja obecność social mediach jest ograniczona. 

NIE JESTEM IDEAŁEM

Podkład może nie przypaść do gustu osobom z klasyczną suchą skórą (dlatego też producent zaleca stosowanie podkładu na dopasowane, mocniej natłuszczające kremy, które zapewnią niezbędne zapotrzebowanie na okluzję) oraz zdecydowanie tłustą i łojotokową, gdyż zostają wyeksponowane jego wszystkie, najgorsze strony, wynikające z  nietypowej, kremowej konsystencji. 

Rekomendacje producenta są zatem trafne, gdy formuła Coverage zostaje zastosowana na  niewłaściwym typie cery, mogą pojawić się problemy z trwałością, równomiernym rozprowadzeniem proszku oraz podkreśleniem obecnych na twarzy niedoskonałości.

Podkład nie współpracuje dobrze z kosmetykami pielęgnacyjnymi, które nadmiernie natłuszczają naskórek i zostawiają wyczuwalną woalkę, co sprawdza się przy podkładach bardziej suchych, o mocniejszym działaniu matującym. Przy znormalizowanych typach cery sprawdzi się jak najmniejsza ilość kroków w pielęgnacji, zaś przesuszone i suche typy skóry, będą wymagać dobrego, takiego jak zwykle, zmiękczenia i dopasowanej, codziennej pielęgnacji, bez większej ilości emolientów specjalnie "pod podkład". Krem może wymagać delikatnego odtłuszczenia przed jego aplikacją, co ułatwi jego równomierne rozprowadzenie (na przykład przyłożenia chusteczki higienicznej, podkład pozytywnie reaguje na primery na bazie glinek).

Wyjątkowo niekorzystnie reaguje na dodatek wilgoci: pojawiają się problemy z jego równomierną aplikacją, oksydacją, za suchym i nietrwałym wykończeniem, wspomina o tym również zespół Amilie, dlatego też nie zaleca takiego sposobu aplikacji podkładu. Pyłek wymaga dokładnego rozprowadzenia, podobnie jak inne kryjące formuły: przepada za długimi, dokładnymi rozcierającymi i wprasowującymi ruchami, mimo że daje efekt wygładzenia i idealnej skóry nawet przy niedbałych posunięciach.

To zdecydowanie najlepszy podkład mineralny dla skóry reagującej łojotokiem na większość wysuszających podkładów mineralnych oraz pudrów matujących. Jeśli masz podobny problem - prawdopodobnie Amilie również spełni i Twoje wysokie oczekiwania.

PODKŁAD ZOSTAŁ PRZEKAZANY PRZEZ PRODUCENTA KOSMETYKÓW MINERALNYCH AMILIE, BEZ MOŻLIWOŚCI WPŁYWU NA ZAMIESZCZONĄ POWYŻEJ OBIEKTYWNĄ OPINIĘ NA TEMAT RECENZOWANEGO PRODUKTU.

Pozdrawiam ciepło,
Ewa

PIXIE COSMETICS | MEGA MATTE KAPOK TREE POWDER

$
0
0

Fascynuje mnie kierunek w jakim niestrudzenie podąża polska marka mineralna Pixie Cosmetics. Oparcie formuły pudru matującego o celulozę pozyskaną z naturalnego źródła, jest dla mnie, i jako klienta, i osoby interesującej się formulacjami kosmetycznymi, doświadczeniem zupełnie nowym.

Tytułowy kapok, to potężne, długowieczne, tropikalne drzewo, będące obiektem święceń, baśni i czci starożytnych Majów. Płynąca z niego siła, ciepło i energia, wiąże się z szacunkiem, poczuciem bezpieczeństwa, przywiązaniem i dalekosiężnymi planami na przyszłość, tak jak serce rodzinnego domu. Nie bez powodu zatem, puchowiec pięciopręcikowy stał się niezwykłą, magiczną inspiracją dla nieprzeciętnie malowniczej, twórczej i przepełnionej artyzmem ekranizacji z roku 2009, zgarniającej większość filmowych nagród, pod reżyserią Jamesa Camerona. Avatar.

Kwiaty puchowca otwierają się tuż przed zachodem słońca i pozostają otwarte aż do następnego dnia, gdy opadną płatki. Cieszy mnie tak wyjątkowe podejście do klienta, gdy zdobne wieczka i wyszukane, wyjątkowe surowce najwyższej jakości, czynią z każdego dnia święto, przemycając szczyptę magii, nawet w tak codziennych produktach do makijażu, jakim jest puder matujący.

W dzisiejszym artykule pod frazą Kapok/puder kapokowy/Mega Matte Kapok Tree Powder, znajdują się linki afiliacyjne. Jeśli dzisiejsza recenzja okaże się dla Ciebie pomocna, będzie mi bardzo miło, jeśli dokonasz zakupu w sklepie producenta z mojego polecenia :)

MATOWA SKÓRA BEZ WYRZECZEŃ?

Włókna kapoku są niezwykle lekkie, sprężyste, a otrzymany puch nie nasiąka wodą - puchowiec doskonale absorbuje wilgoć, a pozyskiwana z niego celuloza jest popularnym wypełniaczem i zagęszczaczem formuł kosmetycznych. To również naturalny, popularny polimer, poprawia właściwości funkcyjne produktów kosmetycznych oraz pozostawia na skórze delikatny, subtelny, wygładzający film. Jednak po raz pierwszy spotykam się z tak innowacyjnym wykorzystaniem celulozy w postaci pudru stosowanego zewnętrznie, a w szczególności, gdy cała formuła opiera się tylko na niej.

Niegdyś pudry matujące zajmowały jedno z najważniejszych miejsc w moim makijażu, sięgając pamięcią wstecz, nigdy nie mogło zabraknąć chociaż jednego słoiczka matującego pyłku w moim licealnym, podniszczonym, strudzonym szkolnym życiem plecaku. Nie znosiłam mojej tłustej cery i za każdym razem próbowałam poskromić niekontrolowany blask na twarzy, pudrując się pieczołowicie podczas każdej lekcyjnej przerwy. Teraz, moje relacje z pudrami określiłabym jako skomplikowane i szczerze, nie przepadam za ich stosowaniem.

Puder kapokowy jest bardzo dokładnie zmielony, gładki i miałki w dotyku. Mimo że jest biały, na skórze zachowuje się w sposób transparentny. Jest to jeden z najważniejszych aspektów szczęśliwego użytkowania pudrów matujących, gdyż dzięki lekkiej, delikatnej strukturze, nie zostawia on pylistego, mącznego wykończenia oraz jego właściwości absorbujące znacznie przewyższają możliwości pudrów o większych cząsteczkach.

Właściwości Mega Matte Kapok Tree Powdermogłabym przybliżyć dość mocno do właściwości krzemionki, z tym że różnica jest znaczna szczególnie po kilku godzinach noszenia: w moim odczuciu celuloza znacznie lepiej radzi sobie z absorpcją sebum oraz nie posiada jednocześnie tak silnych właściwości wysuszających oraz odwadniających, co może na wielu typach skóry powodować podrażnienia, świąd, ściągnięcie oraz nasilać rogowacenie i łojotok.

DOBRA ROBOTA! 

Puder posiada niesamowicie puszystą i cudownie przyjemną w dotyku (pozbawioną nadmiernej suchości) konsystencję. Bardzo cenię sobie produkty, które pomimo sypkiej formuły, zatracają swoją pudrową strukturę i tym samym nie dają zbyt suchego, brzydkiego wykończenia.

Mega Matte Kapok Tree Powder nałożony nawet w przesadnej ilości (na przykład metodą baking) nie jest aż tak widoczny jak standardowe pudry oparte na talku lub mice. Ponadto puder Pixie Cosmetics nie tworzy dziwnej, pylistej woalki, zacieków, plam oraz nie zatraca całkowicie rozświetlającego wykończenia produktów kremowych oraz mineralnych. 

Na uznanie zasługuje również bardzo dobra miałkość pudru, która owocuje równomiernym przyleganiem do skóry, dając bardzo gładki, proporcjonalny efekt matujący. Bez większych problemów gładko nakłada się, a następnie rozciera. Konsystencja jest cudownie lekka, a sam puder na skórze jest niewyczuwalny i niezwykle komfortowy w noszeniu (nie ściąga naskórka oraz nie powoduje swędzenia).

Nie przepadam za pudrami, które dają przesadny i równie często nietrwały, płaski i postarzający efekt matujący - pomimo właściwości stricte pochłaniających, Kapok zapewnia już bardziej gładkie, subtelne, naturalne wykończenie: nie podkreśla nadmiernie nierówności, zmarszczek, niedoskonałości wypukłych oraz nie osiada niekorzystnie w porach, dostrzegam pewne cechy optycznie wygładzające, choć nie tak mocne jakich można spodziewać się po zastosowaniu krzemionki, czy pudru szafirowego: skóra oprószona łagodnie pudrem kapokowym, staje się bardziej wygładzona i jaśniejsza (ale nie rozbielona), co jest dobrą nowiną dla osób z nierówną strukturą twarzy oraz cerą dojrzałą.

W odróżnieniu od krzemionki, celuloza nie posiada właściwości antyrefleksyjnych, doskonale nadaje się do stosowania na szczególnie ważne uroczystości, gdy użytkowane zostają odbijające światło blendy oraz lampy błyskowe.

Pojawia się tutaj pewien dysonans, bowiem właściwości matujące pudru są dość przeciętne, choć zadowalające i długodystansowe (kosmetyk jest nastawiony na współpracę z cerą i nie gwarantuje tylko chwilowego, silnego efektu matującego, dobrze radzi sobie z hamowaniem stopniowego, naturalnego, normalizowanego przetłuszczania się skóry).

Mega Matte Kapok Tree Powder posiada niezwykle drobno zmieloną strukturę, przez co nie zagwarantuje typowo suchego matu oraz nie współpracuje już tak wzorcowo z kremowymi produktami o typowym, mokrym, nieschnącym wykończeniu, wymagających porządnego zmatowienia i zagruntowania. Osiada bardzo blisko skóry i może mieć tendencję do szybkiego znikania w ciągu dnia na niektórych typach cery (szczególnie z silnym, napadowym łojotokiem). Po kilku miesiącach użytkowania pudru kapokowego, stwierdzam, że współpracuje on najlepiej z kosmetykami mineralnymi, które cechują się pudrową formułą i same w sobie mają już pewien potencjał absorbujący nadmiar sebum oraz z podkładam zastygającymi, które tuż po aplikacji nie są mokre, klejące, świetliste.


W porównaniu do pudrów o większych cząsteczkach (ryżowy, bambusowy, talk), celuloza jest o wiele bardziej subtelna i delikatna w działaniu, nie udźwignie dużej ilości sebum oraz tłuszczowych, mokrych formuł kosmetycznych: puder nie utrwali wystarczająco standardowego, kremowego makijażu, spowoduje jego nadmierną migrację, może zaciemniać kolor podkładu oraz aż nadto mokre, nieestetyczne wykończenie. Puder kapokowy nie prezentuje się atrakcyjnie aplikowany metodą na mokro - brzydko osiada w porach, podkreśla nadmiernie suchą fakturę skóry, nieładnie wysycha, wypełniając wklęsłości białą, nieestetyczną warstwą pudru oraz powoduje nadmierne wysychanie podkładu i jego odpadanie (zwłaszcza kremowego, co jest stricte powiązane z właściwościami fizykochemicznymi celulozy).

Wbrew pozorom, właśnie te wady pudru kapokowego, są jednocześnie jego ogromnymi zaletami, bowiem aby uniknąć kosmetycznego rozczarowania, należy odpowiedzieć sobie, tak zupełnie szczerze, czego w zasadzie wymagasz od pudru matującego i jakich konkretnych produktów do makijażu używasz na co dzień: czy stawiasz na mat i mocne ugruntowanie, utrwalenie makijażu, czy przemawia jednak do Ciebie bardziej naturalne, komfortowe, niekoniecznie typowo suche wykończenie? Znając moje nastoletnie upodobania, w tamtym czasie puder kapokowy prawdopodobnie nie przypadł by mi do gustu, zaś teraz jest zupełnie inaczej.

Najbardziej w Mega Matte Kapok Tree Powderpodoba mi się właśnie jego łagodność i delikatność. Moja rogowaciejąca, pobudliwa i wrażliwa cera docenia subtelne właściwości matujące, wygładzające i stabilizujące celulozy. To jeden z niewielu pudrów matujących, który przy regularnym, częstym stosowaniu nie nasila odwodnienia i przesuszenia, nie podkreśla w bardzo widoczny, nachalny sposób suchych skórek i rozległych przesuszeń, a także nie drażni niepotrzebnie delikatnej cery, powodując dyskomfort, dzięki temu jest tak trwały i efekt matujący utrzymuje się przez cały dzień. Nie jestem już fanką mocnego, płaskiego matowienia skóry i bardzo często z tego powodu unikam stosowania pudrów, które zamiast przedłużać trwałość makijażu - skracały ją.

Aplikowany oszczędnie na strefę centralną, w subtelny sposób przedłuża trwałość makijażu mineralnego. Mimo że puder jest już kolejną warstwą pudru na twarzy, całość wykończona Mega Matte Kapok Tree Powder prezentuje się naturalnie. Co również jest dla mnie kluczowe, efekt ten utrzymuje się przez kilka długich godzin i widzę dużą różnicę między obecnością pudru kapokowego w moim codziennym makijażu, a jego całkowitym pominięciem: kosmetyki tkwią w jednym miejscu, faktura skóry jest widocznie wygładzona, pory są zauważalnie mniej widoczne, puchowy pyłek ogranicza tendencję do oksydowania koloru podkładu oraz jego rolowania się i nieestetycznego rozchodzenia w najbardziej problematycznych strefach na twarzy. 

Pełni on również rolę mojej bazy pod podkład mineralny i nie wiem, czy nie jest to mój ulubiony sposób użytkowania Mega Matte Kapok Tree Powder. Już jedna, cieniutka warstwa pudru sprawia, że nawet nie do końca lubiany przeze mnie podkład mineralny, równo rozprowadza się, zatraca swoją ciężką konsystencję i ładniej osiada na moim sponiewieranym przez retinoidy naskórku.

Puder kapokowy nie gwarantuje zatem błyskawicznego, suchego, mocnego, często tandetnego efektu wow (bo dla większości osób, właśnie tak powinny matowić pudry matujące i stosowanie pudru Pixie Cosmetics może okazać się gorzkim rozczarowaniem), matuje: ale subtelniej, zdrowiej, ładniej, nienachalnie, długotrwale, z klasą i bez jednoczesnego pogarszania kondycji skóry. Subtelność pudru, niewidoczność, wygładzenie, naturalne i trwałe wykończenie sprawia, że jest to jeden z moich ulubionych pudrów matujących i polecam rozpocząć chociaż wstępne testy, bez stawiania mu odgórnych oczekiwań.

SZCZEGÓŁY

PuderMega Matte Kapok Treedostępny jest aktualnie w dwóch pojemnościach: 3.5g (39.90 zł) oraz 6.5g (59.90 zł), co jest rozsądną i uczciwą ceną. Cieszę się, że producent umożliwia również zakup próbek, które umożliwiają wstępne przetestowanie produktu, bez narażania się na zbyt wysokie koszty.

Opakowanie standardowe, ze sprawnie działającą przesuwką, która ogranicza wysypywanie się produktu.

INCI: Cellulose

Grupa docelowa: skóra dojrzała, rogowaciejąca, przesuszona, odwadniająca się, mieszana, znormalizowana, mieszana w kierunku skóry tłustej, unormowana skóra tłusta.
Odradzam: skóra silnie łojotokowa, makijaż wymagający gruntownego utrwalenia i zmatowienia (kremowy, mokry makijaż i niewysychające korektory, w tym również korektory pod oczy).

Do 28 lutego w sklepie producenta drugi produkt kupisz o połowę taniej. 

ARTYKUŁ JEST SPONSOROWANY PRZEZ PRODUCENTA KOSMETYKÓW MINERALNYCH PIXIE COSMETICS. 

Pozdrawiam ciepło,
Ewa

WITAMINA B3 W LECZENIU ZEWNĘTRZNYM TRĄDZIKU

$
0
0

Niacyna, nikotynamid, niacynamid, to powszechne synonimy wyjątkowej i niezwykle cennej witaminy B3. Wyjątkowej, gdyż jest niezbędna przede wszystkim do prawidłowego funkcjonowania układu nerwowego, ma również niemały wpływ na gospodarkę lipidową, bowiem reguluje metabolizm tłuszczów, węglowodanów i białek. Zanim establishment lekarski pierwszy rzuci kamieniem, niech skonfunduje nad swymi niepohamowanymi emocjami, gdyż uznawanie większości terapii za szarlatańskie jest po prostu śmieszne i niepoważne, bowiem chociażby tuż przed wprowadzeniem lansowanych i jednocześnie, jak się okazuje, wyjątkowo toksycznych statyn, to właśnie witaminą B3, naturalnie (z dużymi, porządnie ugruntowanymi badaniami i sukcesami na ogromnych grupach klinicznych) regulowano nieprawidłowy lipidogram i zwiększano insulinowrażliwość ze znacznie mniejszymi skutkami ubocznymi, które, tak zupełnie na marginesie, powodowały substancje dodatkowe leków. Skuteczność kliniczna witaminy B3 jest nieporównywalna ze statynami, które nie są nawet gruntownie przebadane, a ich stosowanie obniża dość dotkliwie sprawność intelektualną. 

Niacynamid jest także niezbędny w syntezie wielu hormonów, w tym już wyżej wymienionej insuliny, której niedobór lub niewrażliwość/oporność, prowadzi do wielu schorzeń metabolicznych, endokrynologicznych oraz neurodegeneracyjnych. 

Wszystkie powyższe właściwości nikotynamidu, wraz z jego silnym działaniem przeciwzapalnym, detoksykującym oraz umożliwiającym syntezę tryptofanu, zainspirowały cenionego lekarza psychiatrę Abrama Hoffera, do leczenia depresji oraz ciężkich zaburzeń psychotycznych - z pozytywnymi, i zaskakująco trwałymi rezultatami, co nie zdarza się zbyt często w zaburzeniach psychicznych. 

Terapie niacyną mogą także wykazywać wysoką skuteczność w leczeniu wewnętrznym trądziku w mono-, jak i politerapiach - nierzadko problemy skórne powodują znaczne obniżenie nastroju (lub też stają jego następstwem), są wynikiem zaburzeń wewnętrznych o skomplikowanych, sprzężonych mechanizmach działania, co wcale nie jest takie proste do wyłapania, ani tym bardziej do leczenia. 

Dzisiaj jednak, chciałabym skupić się na zewnętrznym stosowaniu witaminy B3, bowiem jej wielokierunkowe działanie może doskonale normalizować skórę trądzikową, bez wywoływania reakcji toksycznych i bez syndromu odstawiennego - niacynamid nie uzależnia, nie uwrażliwia oraz nie niszczy bariery naskórkowej. Jest to jedna z najlepiej przebadanych witamin, której bezpieczeństwo stosowania potwierdzono w wielu publikacjach naukowych. Niacyna nie zaburza mikrobiomu skórnego, zatem może być bezpiecznie stosowana nawet bez przerw, niezależnie od pory dnia i roku. Jest to również idealna forma terapii dla kobiet spodziewających się dziecka i karmiących. 

WITAMINA B3 I JEJ WPŁYW NA SKÓRĘ 

Jest to jedna z niewielu substancji czynnych o tak wielokierunkowym, normalizującym, a jednocześnie łagodnym, nieuzależniającym działaniu - dzięki swoim właściwościom, doskonale sprawdzi się zarówno do regulacji, jak i codziennej pielęgnacji skóry, szczególnie problematycznej, dotkniętej nie tylko trądzikiem pospolitym, ale i trudniejszymi formami, świadczącymi o rozregulowaniu naskórka: może przynieść bardzo dobre efekty w leczeniu łojotokowego zapalenia skóry, czy trądziku różowatego. Niacyna niezwykle często jest składnikiem wiodącym w kosmetykach azjatyckich, głównie ze względu na swoje właściwości wybielające. Stosowanie niacynamidu w kosmetykach europejskich nie jest aż tak powszechne. 

Warto zwrócić uwagę, iż niacyna nie zaburza mikrobiomu skórnego oraz ma pozytywny wpływ na gospodarkę wodno-lipidową skóry, co jest kwestią kluczową w leczeniu dermatoz, dla których charakterystyczny jest przewlekły stan zapalny, ulegający nasileniu przy odwodnieniu naskórka. Stosując witaminę B3 regularnie, można zatem osiągnąć trwałe, bardzo dobre rezultaty, z małym ryzykiem nawrotu lub nasilenia zmian skórnych.

Skuteczna substancja przeciwtrądzikowa nierzadko jest jednocześnie doskonałą substancją odmładzającą i przeciwstarzeniową. Bardzo często terapie leczące trądzik są zbieżne z działaniami mającymi na celu cofanie wieku komórek, wynika to z mechanizmów działania i pojawiania się stanu zapalnego. 

  • Przeciwzapalne. Jedno z  najważniejszych działań witaminy B3 - niacynamid silnie hamuje reakcję zapalną oraz obkurcza naczynia krwionośne, stad może być stosowany nie tylko w leczeniu trudnych schorzeń dermatologicznych o charakterze zapalnym, ale i przy pobudliwej, reaktywnej, ale niezmienionej zapalnie skórze (cera naczynkowa, rumieniowa), 
  • Normalizujące gospodarkę lipidową (redukcja łojotoku, wraz z jednoczesną poprawą elastyczności i gładkości skóry). Ogromny wpływ na funkcjonowanie skóry ma jakość bariery naskórkowej, która codziennie jest potencjalnie uszkadzana i narażana na uszkodzenie, zaś zawarte w niej kwasy tłuszczowe i ceramidy, mają kluczowe znaczenie dla strukturalnej i funkcjonalnej integralności warstwy rogowej. Funkcję bariery skórnej można ocenić przez pomiary transepidermalnej utraty wody (TEWL). Gdy tak ważna dla zdrowia skóry struktura zostaje naruszona - zaczynają pojawiać się cyklicznie, a następnie już permanentnie, problemy z odwodnieniem, wysuszeniem, nadwrażliwością, rumieniem, bardzo często skóra pozostaje objęta chronicznymi stanami zapalnymi. Badanie przeprowadzone w 2000 roku wykazało, że 2% niacynamidu obniżyło TEWL o 24% w ciągu 4 tygodni. W tym samym czasie, kwasy tłuszczowe i ceramidy wzrosły odpowiednio o 67% i 34%. Witamina b3 również doskonale reguluje gospodarkę tłuszczową i zapobiega peroksydacji lipidów, a tym samym zmniejsza tendencję do powstania zaskórników (zwłaszcza otwartych) oraz pojawiania się stanów zapalnych i łojotoku. 
  • Immunostymulujące, w leczeniu zewnętrznym dzięki immunomodelującym właściwościom, niacyna zmniejsza stan zapalny oraz pomniejsza jego skutki niepożądane (spada tendencja pojawienia się blizn potrądzikowych oraz uporczywych przebarwień pozapalnych).
  • Wybielające. Niacynamid nie hamuje produkcji melaniny, ale wykazano w 2002 r., iż hamuje przenoszenie melanosomów do otaczających keratynocytów nawet o 68%. Naukowcy zastosowali model wspólnej hodowli keratynocytów / melanocytów. Badanie kliniczne z udziałem ochotników potwierdziło działanie rozjaśniające skórę. Zastosowali krem ​​do skóry z 5% niacynamidem przez 8 tygodni, w rezultacie plamy starcze wokół oczu i policzków zostały znacznie zmniejszone. Niacynamid również ze względu na swoje działanie przeciwzapalne i obkurczające naczynia krwionośne, doskonale redukuje przebarwienia świeże, pozapalne, jeszcze nieutrwalone. 
  • Odmładzające. Ważnym, ale oczywiście nie jedynym, czynnikiem w starzeniu się skóry, jest stopniowa utrata włókien kolagenu i elastyny ​​zsyntetyzowanych w fibroblastach. Zalecaną strategią w zapobieganiu starzeniu się skóry jest zmniejszenie rozpadu kolagenu, przy jednoczesnym zwiększeniu liczby fibroblastów. Badania na ludzkich fibroblastach wykazały, że nikotynamid stymuluje nowe fibroblasty o 20%, a wydzielanie kolagenu o 54%.
  • Antyoksydacyjne. Witamina B3 to potężny antyoksydant oraz substancja detoksykująca - zapobiega zanieczyszczaniu się skóry i zmniejsza tendencję do pojawiania się zaskórników otwartych oraz przebarwień skórnych. W leczeniu wewnętrznym zmniejsza toksyczność zażywanych leków oraz ułatwia ich usuwanie się z organizmu. 

Niacyna nie uwrażliwia na promieniowanie słoneczne oraz nie wchodzi w interakcje z innymi lekami i substancjami aktywnymi. Łatwo rozkłada się i wydala. 

Kuracja niacyną może zastąpić intensywnie działające kwasy i pochodne witaminy A, zwłaszcza, gdy skóra jest silnie uwrażliwiona, pobudzona oraz odwodniona. 

STĘŻENIE MA ZNACZENIE

Powszechne, rekomendowane procentowe zastosowanie niacyny waha się od 0.5% do maksymalnie 5%. Bardzo niskie stężenia nikotynamidu przynoszą bardzo dobre efekty nawadniające oraz mają niski współczynnik drażniący, zatem stosowane są głównie w formułach kremowych i emulsyjnych, rzadziej żelowych do pielęgnacji skóry niezwykle wrażliwej i skrajnie odwodnionej. Od 3-4% witamina B3 wykazuje już silniejsze działanie przeciwtrądzikowe, normalizujące nadmierną aktywność gruczołów łojowych, wymaga zastosowania już większej ilości wody, co automatycznie przekłada się na lżejszą formułę produktu. Wraz z zastosowanym stężeniem niacyny, wzrastają jednocześnie jej właściwości regulujące oraz przeciwłojotokowe (do około 10-12%, przy wyższych stężeniach może pojawić się spory problem z dokładnym rozpuszczeniem niacyny). Przy zastosowaniu wysokich dawek, witamina B3 może wykazywać działanie drażniące, wynika to zarówno z wysokiej koncentracji związku, mniej powlekającej formulacji, jak i dość wysokiego pH witaminy, warto mieć to na uwadze, szczególnie gdy Twoja terapia nie będzie monotematyczna.

Przy formulacjach z witaminą B3, należy zwrócić szczególną uwagę na finalne pH produktu, bowiem niacyna w kwasowym pH rozkłada się do niezwykle drażniącego i toksycznego oksydatora - kwasu nikotynowego (w zależności od formuły, niestety, pH może spadać, dlatego też w przypadku produktów z witaminą B3, należy zwracać szczególną uwagę na datę przydatności oraz sposób przechowywania kosmetyku, a także regularnie kontrolować pH za pomocą papierków lakmusowych). W tworzeniu własnych receptur z niacyną, najbezpieczniej, aby Twoje kosmetyki nie posiadały niższego pH niż 5.

Właściwości witaminy B3 można łączyć bezpiecznie z większością substancji aktywnych, w zależności od Twojego przewodniego problemu, może wzmacniać działanie wybielające, normalizujące, przeciwłojotokowe lub nawilżające. 

WITAMINA B3 W PIELĘGNACJI - DLA KOGO?

Witaminę B3 stosunkowo łatwo jest wpleść w pielęgnację - jest to składnik całkowicie rozpuszczalny w wodzie, niesprawiający zbyt wielu komplikacji. Z pewnością najprostszą formą stosowania jest serum, jednak, tak jak już wyżej napisałam, witamina B3 to świetna substancja do politerapeutycznego sposobu okiełznania problemów z własną cerą.

W zależności od nasilenia problemu i efektu jaki chcesz uzyskać, kieruj się:

  • formułą preparatu (wodna, emulsyjna, kremowa, w zależności od zapotrzebowania na emolienty i skłonności do wysuszania się naskórka oraz pielęgnacji - wodniste formuły lepiej sprawdzają się w pielęgnacji warstwowej lub do łączenia z innymi produktami, zaś kremowe - uboższej i mniej skomplikowanej, mogą być stosowane bezpiecznie samodzielnie, bez ryzyka odwodnienia i podrażnienia skóry), 
  • stężeniem wody w produkcie lub innego rozpuszczalnika dla niacyny (im bardziej lekka formuła - tym większe ryzyko podrażnienia, wysuszenia i rozognienia problemu, szczególnie, gdy borykasz się z jednoczesnym, szybkim wysuszaniem się cery, zwróć uwagę, czy kosmetyk zawiera dodatkowe rozpuszczalniki: glikole, alkohol, glicerynę), 
  • stężeniem witaminy B3  (im niższe - tym łagodniejsze działanie, ukierunkowane na poprawę bariery naskórkowej, normalizację mikroflory skórnej oraz działanie nawadniające, im wyższe - tym mocniejsze działanie przeciwłojotokowe, normalizujące oraz wybielające), 
  • dodatkiem lub też brakiem substancji dodatkowych (które wzmocnią działanie witaminy B3 lub też zwiększą/osłabią jej właściwości potencjalnie drażniące), 
  • przeznaczeniem produktu (spłukiwany/niespłukiwany,), 
  • oraz jego pH (im wyższe pH, tym wyższa skuteczność niacyny, lepsza przenikalność przez barierę naskórkową, ale i wyższe właściwości drażniące i odwadniające),

Niacyna może być zatem z powodzeniem stosowana przez walczących z różnymi odmianami trądziku, ale i bezproblemowe cery tłuste, łojotokowe, mieszane, rumieniowe, nadwrażliwe oraz odwodnione i suche.

ARTYKUŁ NIE JEST SPONSOROWANY.

Pozdrawiam ciepło,
Ewa

ZGRANY DUET | ESSE CREAM CLEANSER AND GEL CLEANSER

$
0
0

Oczyszczanie skóry jest kluczowym elementem przemyślanej pielęgnacji, bowiem wystarczą nawet pozornie nieszkodliwe niedociągnięcia na tak często wymijająco traktowanym etapie, by borykać się z problemami w dalszych krokach pielęgnacyjnych i tym samym generować niepotrzebne, nierzadko wymuszone problemy z cerą.

Po latach tułaczki i głoszonych gwałtownie ze swadą tyrad, zdałam sobie sprawę z ogromnego problemu dostępności środków myjących, które nie wyrządzają szkody - nie tylko mającej przeszłość dermatologiczną, traktowaną dostępnymi lekami niczym batem, skórze, ale również zupełnie normalnej, nieposiadającej jakichś wyjątkowych problemów.

Muszę przyznać, że bardzo miłą odmianą, choć niekoniecznie ekonomiczną, okazała się marka Esse, a szczególnie kremowy cleanser z serii uniwersalnej.

GEL CLEANSER

Zacznę zgrabnie od produktu, który lubię znacznie mniej - owszem, żel Esse to bardzo dobry kosmetyk o niesamowicie przyjemnych walorach użytkowych, zwłaszcza dla mężczyzn (dlaczego, napiszę o tym poniżej), aczkolwiek w moim mniemaniu niewarty tak wysokiej, narzuconej ceny. Podobny efekt pielęgnacyjny można osiągnąć znacznie tańszym, będącym zamiennikiem, żelem rumiankowym polskiej marki Sylveco, dostrzegam tutaj mnóstwo podobieństw, choć wersja z olejkiem rumiankowym posiada nieco rzadszą, gorszą w użytkowaniu i bardziej klejącą się formułę.

Żel Esse posiada treściwszą, gęstszą, bogatszą konsystencję, ale nie jakoś wybitnie, wątpliwie przekłada się to na finalną wydajność, bowiem produkt nie posiada mocnych właściwości pianotwórczych i zazwyczaj do pełnego uczucia czystości dozuję zamiast jednej pompki - dwie. Domyślam się, iż w podobny sposób postąpiłaby większość tutaj zgromadzonych. Skóra po zastosowaniu żelu może nie jest do końca tak świetnie oczyszczona (produkt świetnie spłukuje produkty mineralne, tworzące zawiesinę, ale nie rusza nawet łagodnych produktów kremowych), ale efekt ten wzmacnia niezwykle świeży, przyjemny i niesztuczny zapach ziołowej mięty. Muszę przyznać, że struktura żelu i kompozycja zapachowa bardzo umilają stosowanie powyższego produktu, nawet pomimo tego, że nie spełnia on w większości moich oczekiwań. Skóra po zastosowaniu żelu nie klei się, nie lepi, produkt łatwo spłukuje się ze skóry i nie ma przedziwnej tendencji do tworzenia zawiłych farfocli lub też śliskiej, trudno spłukiwanej warstwy. Używa się go dość przyjemnie - szybko i bezproblemowo, już ten sam fakt wystarczy, by zaskarbić sobie sympatię płci przeciwnej.

Delikatne, chociaż skuteczne właściwości myjące nie są w tym przypadku tożsame niezwykle subtelnej formulacji. Już sama konsystencja żelu powinna uruchomić wewnętrzny alarm u posiadaczy cery delikatnej, z dużą tendencją do odwodnienia, bowiem kosmetyki o takiej konsystencji, i nie pozostawię tutaj złudzeń, zawsze będą w mniejszym, lub też większym stopniu wysuszać skórę. Owszem, mogą sprawdzić się stosowane raz na jakiś czas, aby zredukować ilość emolientów i zapobiegać zanieczyszczaniu się cery przez zbyt łagodną pielęgnację (dlatego też żel świetnie uzupełnia kremowy cleanser), szczególnie, gdy masz do tego tendencję, ale z reguły nie są to produkty do stosowania codziennego. Żel Esse wysusza dosyć mocno - efekt odwadniający umieściłabym pomiędzy naturalnymi mydłami, a żelami micelarnymi.

Nie jest to zatem delikatny żel. Na skórze odwodnionej może powodować świąd, podrażnienia i zaogniać rumień, a także wzmagać nadmierny łojotok (choć równie dobrze może i go normalizować), czy zaostrzać stan zapalny. Formuła jest całkowicie domywająca się, choć nie zostawia skrzypiącej, skalanej intensywnymi detergentami skóry. Pory są ładnie obkurczone. Efekt oczyszczający i zwężający pory waloryzuje zawartość kwasu salicylowego. Żelu powinny unikać osoby uczulone lub też nadwrażliwe na salicylany. 

Żel doskonale sprawdza się jako drugi etap dwuetapowego, spłukiwanego oczyszczania, mimo że jestem raczej zwolenniczką jednoetapowego mycia, tak czasami moje tradycjonalistyczne zapędy muszą gdzieś znaleźć swe ujście, chociażby w sferze kosmetycznej. Esse świetnie łączy się z olejami i gęstszymi, kremowymi konsystencjami, które stosowane samodzielnie w pielęgnacji okazują się zbyt powlekające i pojawia się spory problem z ich domyciem/ nadmierną tłustością, ale jednocześnie w jakimś stopniu spłukują się samodzielnie (żel nie domyje czystych olejów). Uważałabym jedynie na oczy i nie stosowałabym żelu w tym rejonie - nie powoduje on silnego szczypania i ich pieczenia, ale już sama zawartość kwasu salicylowego wystarczy, by pilnować gdzie żel ląduje na twarzy.

Bardzo nie podoba mi się mechanizm dozowania produktu - mimo że szklane, porządne opakowanie cieszy me artystyczne oko, o tyle dozownik rzuca produktem gdzie popadnie. Chwila nieuwagi i mam cały, upaprany zlew, który później ciężko jest doczyścić. 

Trochę mi smutno, ale nie dostrzegam niczego wyjątkowego w Gel Cleanser Esse - a na pewno nie tyle, by za pojemność 100 ml płacić ponownie prawie 100 złotych. To łagodnie oczyszczający (choć potencjalnie wysuszający - i ze względu na formułę, i zawartość kwasów) produkt skórę, w sam raz dla osób, które nie stosują makijażu i nie posiadają zbyt wygórowanych oczekiwań, a mycie ma przede wszystkim zapewnić uczucie świeżości, czystości i normalizować skórę,z  którą na co dzień ktoś nie robi niczego szczególnego. Przy większym zapotrzebowaniu na okluzję lub ogromnej tendencji do wysuszania się cery, żel Esse będzie jedynie nasilał problemy z cerą i komplikował pielęgnację. W moim przypadku to bardzo dobry produkt do stosowania "w ramach potrzeby", ale już wiem, że jego obecność na mojej kosmetycznej półce mogę zastąpić wieloma tańszymi zamiennikami. I tak też zrobię.

INCI: Aspalathus Linearis (Rooibos) Leaf Extract*, Decyl Glucoside, Glycerin, Coco-Glucoside, Glyceryl Oleate, Sclerocarya Birrea (Marula) Seed Oil, Xanthan Gum, Aloe Barbadensis (Aloe Vera) Leaf Extract*, Salicylic Acid, Glyceryl Caprylate, Mentha Viridis (Spearmint) Leaf Oil*, Levulinic Acid, Sodium Levulinate, Aqua (Water), Mentha Piperita (Peppermint) Leaf Oil*, Citric Acid, Carum Carvi (Caraway) Leaf Oil, Tocopherol, Helianthus Annuus (Sunflower) Seed Oil, Rosmarinus Officinalis (Rosemary) Leaf Oil*, Limonene***
*ingredients from organic farming
***component of natural essential oils
99.8% of the total ingredients are from natural origin
70% of the total ingredients are from Organic Farming


CREAM CLEANSER

W moje niewymyślne, aczkolwiek konkretne potrzeby idealnie wkomponował się cleanser kremowy, nie bez powodu tak często go polecam. To produkt, który zapewnia doskonałą okluzję i ochronę podczas mycia, ale jednocześnie dobrze się spłukuje i nie obciąża skóry tuż po wykonaniu powyższej czynności.

Cleanser nie jest aż nadto kremowy, jego konsystencja jest niezwykle miła i przyjemna w dotyku. Struktura nie jest tłusta, to cudownie delikatna, zrównoważona emulsja, pozbawiona nadmiernej ilości fazy olejowej, przez co cleanser sprawdza się do codziennego zmywania lekkich zanieczyszczeń, w tym również makijażu mineralnego, z którym na pewno świetnie sobie poradzi.

Kosmetyk zaaplikowany na delikatnie zwilżoną skórę, odczuwalnie ją uspokaja, otula, ma niebywale gładką, jednolitą strukturę. Świetnie powleka podczas mycia cerę podrażnioną, odwodnioną nadwrażliwą - jego delikatnie śliska konsystencja zapobiega szarpaniu cery, nadmiernemu pocieraniu, a sama formuła cleansera - doskonale spłukuje się, choć nie pieni się i nie ściąga nawet przesuszonych typów cery. Podczas mycia strukturalnie przypomina jogurt grecki.

Znam niewiele produktów myjących, kremowych, które nie zaczynają mi po jakimś czasie przeszkadzać, szczególnie gdy stosuję je regularnie. Kosmetyk nie obciąża skóry i nie sprzyja zanieczyszczaniu się naskórka, chociaż czasami, ze względu na posiadany typ cery, potrzebuję kosmetyków o mocniejszej sile myjącej.

To niezwykle delikatna - zarówno pod względem konsystencji, jak i właściwości myjących, kremowa emulsja, nie zmyje cięższego, kremowego makijażu, obawiałabym się, czy samodzielnie da sobie radę nawet z lżejszymi kremami barwiącymi bez trudno spłukiwanych silikonów, jednak świetnie sprawdza się w pielęgnacji naprawdę trudnej cery, której pielęgnacja balansuje na pograniczu lekkiej. Kremowa emulsja Esse to także doskonały środek do oczyszczania skóry bezproblemowej - jest niewiele środków myjących, które rzeczywiście nie napędzają problemów z cerą - a pozwalają je skutecznie ograniczać. Emulsja kremowa w zależności od potrzeb, sprawdza się w oczyszczaniu porannym, jak i wieczornym.

Ze względu na właściwości, nie do końca traktowałabym na serio zalecenia producenta kosmetyków Esse. Nie widzę tego produktu w dwuetapowym oczyszczaniu, zwłaszcza w połączeniu z rekomendowanym, powyżej recenzowanym żelem - każdy z tych produktów idealnie spłukuje się samodzielnie, a połączenie ich właściwości myjących jest w stanie zafundować przesuszenie nawet typom cery niemających z tym ogromnego problemu. Poza tym kremowa emulsja mimo że ma niezwykle przyjemną konsystencję, nie jest w stanie zemulgować kremowego makijażu, ani tym bardziej kremów ochronnych, filtrów - jest przeznaczona raczej do zmywania lekkich zanieczyszczeń dnia codziennego.

Oczywiście działanie (zwłaszcza emulgujące i usuwające tłuszcz) emulsji można skutecznie modyfikować. Podoba mi się nieprzytłaczająca okluzyjność Esse, dzięki temu dodatek olejków myjących lub też tradycyjnych olejów (jeśli pożądane jest pozostawienie ochronnej warstwy), niweluje ich nadmierną tłustość i podczas mycia, i po zwieńczeniu rytuału, a kremowość skutecznie zapobiega wysuszaniu się skóry. Aspekt powlekania można również bezproblemowo modulować, szczególnie, gdy borykasz się jednocześnie z problemem wysuszającej się cery nie tylko podczas mycia, ale i tuż po jej oczyszczeniu (uszkodzona bariera hydrolipidowa, deficyt lipidowy). Ciężko nie utrafić w grupę docelową, jak sam widzisz, działanie emulsji można regulować na wiele różnych sposobów i tym samym za każdym razem uzyskiwać zupełnie inny efekt końcowy.

Naprzeciw zaleceniom producenta, to właśnie kremowy cleanser widzę bardziej w drugim, aniżeli pierwszym etapie głębokiego oczyszczania cery. Emulsja doskonale emulguje pozostałości po pierwszej, typowo olejowej fazie, a jednocześnie nie wysusza skóry tak jak żele, pianki, mydła. W dwuetapowym oczyszczaniu znaczenie ma nie tylko pierwsza faza - to właśnie sposób domywania produktów olejowych ma największy wpływ na końcowy efekt oczyszczający, ale i potencjalnie wysuszający/nawadniający.

Zapach świeży - ziołowy, chociaż zaczyna mi przeszkadzać, gdy mam z nim dłuższy kontakt - jakoś dziwnie zaczyna imitować zapach szaty liturgicznej i zwiędłych, białych kwiatów pogrzebowych. Źle mi się to kojarzy i wywołuje dość mocne bóle głowy. Na szczęście aromat bardzo szybko ulatnia się (w odróżnieniu od żelu antybakteryjnego) i podczas tradycyjnego stosowania spłukiwanego pojawiają się jedynie te milsze, ziołowe skojarzenia.

Największym minusem jest z całą pewnością bardzo słaba wydajność kremowej emulsji oraz jej stosunkowo wysoka cena (100 ml to koszt około 120-150 zł). Problemem jest również brak sprzedaży internetowej produktów i dość dziwne, osobliwe formy ich sprzedaży detalicznej (na pośrednictwem konsultantów na portalu facebook). Poza tym ceny produktów Esse zawsze w jakiś dziwny sposób wywindują w górę, gdy są dostępne stacjonarnie, chociażby na targach. Nie mam również do końca pozytywnego zdania na temat sprzedających, mam wrażenie, że nie do końca ogarniają o co chodzi.

INCI: Aspalathus Linearis (Rooibos) Leaf Extract*, Glycerin**, Simmondsia Chinensis (Jojoba) Seed Oil*, Decyl Glucoside, Cetearyl Alcohol, Sclerocarya Birrea (Marula) Seed Oil, Glyceryl Stearate, Cetyl Alcohol, Xanthan Gum, Aloe Barbadensis (Aloe Vera) Leaf Extract*, Pelargonium Graveolens (Rose Geranium) Oil*, Sodium Phytate, Cymbopogon Martini (Palmarosa) Oil*, Citric Acid, Carum Carvi (Caraway) Oil, Benzyl Alcohol, Ascorbyl Palmitate, Dehydroacetic Acid, Tocopherol, Helianthus Annuus (Sunflower) Seed Oil, Mentha Viridis (Spearmint) Leaf Oil*, Linalool***, Citronellol***, Geraniol***, Limonene***
*ingredients from organic farming
**made using organic ingredients
***component of natural essential oils
99% of the total ingredients are from natural origin
86% of the total ingredients are from Organic Farming

ARTYKUŁ NIE JEST SPONSOROWANY. 

Pozdrawiam ciepło,
Ewa

KOMPENDIUM WIEDZY O KWASACH

$
0
0

Poprzedni, wiekowy już, wpis o kwasach cieszył się sporą popularnością. Ze względu na wciąż rosnące zainteresowanie powyższymi substancjami, postanowiłam opracować kolejną część, będącą swoistym kompendium na temat działania kwasów. 

Dzisiaj nie będę skupiać się na kwestii technicznej oraz użytkowej, chcę przekazać maksymalną ilość informacji w jak najbardziej zwięzłej, konkretnej formie z zakresu doboru właściwej substancji aktywnej. Kwestii, którą należy rozważyć na samym początku jakiejkolwiek kuracji, gdy należy udzielić nieprzejaskrawionych, niewyszukanych, zupełnie obiektywnych odpowiedzi na pytania, które często pozostają martwe i niewzruszone w czeluściach, zdawać by się mogło, tak obfitego źródła informacji jakim jest internet, pokierować i uświadomić, iż kwasy nie są lekiem na całe zło i czasami ich stosowanie może przysporzyć więcej problemów, aniżeli korzyści. Zainteresowanych zapraszam skromnie do dalszej lektury. 

KWASY - PO CO I DLACZEGO?

Na samym początku należy odpowiedzieć sobie na jakiej zasadzie działają kwasy oraz jakie ewentualne korzyści oraz szkody może przynieść ich regularne stosowanie.

Coraz więcej osób, co szczególnie mnie cieszy, staje przed niezwykle trudnym i inteligentnym pytaniem: stosowanie kwasów pomaga, czy szkodzi? Otóż udzielę równie inteligentnej, niewymijającej odpowiedzi: to zależy. To zależy od efektów jakie chcesz osiągnąć, od stanu Twojej skóry, od momentu, w którym zaczniesz, zakładanego czasu i intensywności kuracji oraz oczywiście od tolerancji powyższych środków, a jak wiadomo, największą rolę odgrywa tutaj ogólna kondycja cery: jej poziom nawilżenia, zdolności naprawcze i regeneracyjne, wrażliwość, skłonność do rumienia, magicznym słowem: stan bariery hydrolipidowej.

Eksfolianty kwasowe to środki złuszczające mające na celu powierzchowne usunięcie warstwy rogowej, czynią to na zasadzie chemicznego drażnienia naskórka kwasowym, niskim pH. Wobec tego, kwasy ingerują bezpośrednio w struktury skóry, w tym rozwijający się ochronny mikrobiom oraz barierę hydrolipidową. Jeżeli cokolwiek uszkadza tak ważne struktury, logiczne jest, iż sam fakt stosowania kwasów pociąga za sobą wiele skutków niepożądanych, zaś użytkowanie chemicznych środków złuszczających na skórze odwodnionej, uwrażliwionej, delikatnej, czy zmienionej zapalnie (na przykład z aktywnym trądzikiem) jest obarczone wysokim ryzykiem protoksycznego działania kwasów, ze względu na waloryzację problemów, które na skórze już się pojawiają. Działanie toksyczne kwasów nasila się wraz regularnością i intensywnością działań, nie są to zatem najlepsze środki do długotrwałego stosowania ani tym bardziej leczenia.

Nie każdemu będzie służyło złuszczanie skóry kwasami ani jakimikolwiek innymi substancjami uszkadzającymi wierzchnie warstwy naskórka. Nie jest również prawdą, iż kwasy są delikatniejszym sposobem złuszczania naskórka aniżeli złuszczanie mechaniczne.

Rumień, stan zapalny, silna reakcja alergiczna, każdy ten objaw wywołuje pewne zaniepokojenie, nieprawdaż? Objawy, które nie powinny umknąć niczyjej uwadze, jakimś niezrozumiałym tokiem myślenia, skądinąd są postrzegane niemalże jak enigmatyczny totem. Kiedyś również zachłysnęłam się rozbrzmiewającymi zewsząd dogmatami i byłam załamana z czymże musiałam się zmagać (i zmagam się nadal) po moim fatalnym w skutkach zaciskaniu zębów. Przyznam, że czasami załamują mnie informacje, jakie można znaleźć w internecie i momentami podziwiam, jak można tak mistrzowsko i tak zupełnie w nieskrępowany, niezawoalowany sposób przedstawiać niczym sztukę wyższą, własną, bezdenną głupotę w wzniosłych, pompatycznych słowach na forum publicznym.

Żeby było jasne: owszem, czasami nagłego pogorszenia skóry nie można tak cudownie uniknąć, ale nagły wysyp po kwasach to nie jest normalna reakcja. Jeśli ktoś Ci wmawia, że nalot stanów zapalnych to coś zupełnie normalnego, ba! trzeba na to czekać, to zapewniam Cię: nie jest najlepszym źródłem informacji. Brak reakcji, lub co więcej - zaparte kontynuowanie swych działań w tak beznadziejnym przypadku, jest najgorszą rzeczą jaką możesz zrobić - na pewno nie wyjdzie z tego nic dobrego, nawet jeśli zaleczysz wywołany trądzik, to pozostaną blizny i przebarwienia, które są bardzo trudne w leczeniu, o wiele trudniejsze w terapii niż pospolite zmiany, które dojrzewają i nie pojawiają się tak nagle - wiąże się to ściśle z reakcją immunologiczną, o której dzisiaj nie będę już już zbyt obficie rozpisywać.

Mimo mego dość negatywnego nastawienia do kwasów, jak najbardziej kwasy rzeczywiście mogą fantastycznie regulować i poprawiać kondycję skóry problematycznej (chociaż bardziej już w fazie zaleczenia / podtrzymania efektów), z tym że pragnę zwrócić uwagę na ryzykowość: są to z zasady kuracje trudne, skomplikowane, wymagające nierzadko wyjątkowo obszernej wiedzy prowadzącego terapię, doskonałego rozpoznania problemu, doskonałej znajomości skóy pacjenta (kwasy bardzo często są silnymi alergenami), dopasowania nie tylko substancji aktywnej, ale i pH, stężenia, formuły, czasu stosowania, częstotliwości i wielu, wielu innych, niezwykle ważnych składowych wpływających finalnie na końcowy efekt terapeutyczny, nie zapominając o codziennej obserwacji skóry. Czy taką opiekę gwarantuje każdy kosmetolog, kosmetyczka, lekarz? Czy każda osoba jest w stanie zrozumieć własną skórę i szybko zareagować? Nie do końca.

Kwasy mogą regulować nadmierną hiperkeratynizację, nadmierny łojotok, zmniejszać ilość stanów zapalnych, rozjaśniać przebarwienia, ale mogą działać również wprost przeciwnie, jeśli brakuje rozsądku i doświadczenia.


ROZMIAR CZĄSTECZKI MA ZNACZENIE

Ogromne znaczenie w działaniu kwasów mają głównie ich dwa elementy budowy chemicznej: rozmiar oraz rozpuszczalność, którą oczywiście można modelować pod wpływem pH i zastosowania specjalnych, technologicznych otoczek - im jest ono niższe, wzrastają penetracyjne właściwości cząsteczki danej substancji.

Kwasy o cząsteczce małej lub też bardzo małej, będą skuteczniej przenikać przez barierę hydrolipidową, a tym samym zapewniać lepszy efekt złuszczający, oczyszczający i widoczne zwężenie, obkurczenie porów. Będą również skuteczniej rozpuszczać złogi zaskórnikowe (sebaceus filaments) oraz zapobiegać ich nadmiernej oksydacji, co prowadzi zmniejszenia ilości typowych zaskórników otwartych. Kwasy o małej cząsteczce doskonale wybielają i rozjaśniają naskórek oraz mają dobre właściwości nawilżające w małych stężeniach i w połączeniu z emolientami. To także bardzo dobre substancje do niwelowania mało nasilonego rogowacenia. Nie pozostawiają powlekającego filmu na powierzchni naskórka, zatem jest bardzo niskie ryzyko pojawienia się zmian naciekowych podczas ich regularnego stosowania, ale za to pojawia się wysokie ryzyko wystąpienia zmian typu podrażnienie mieszków włosowych, silny rumień, reakcje alergiczne, pęcherze, poparzenia chemiczne. Kwasy o małej cząsteczkach ze względu na swoje właściwości, doskonale sprawdzają się w pielęgnacji skóry zanieczyszczonej, zrogowaciałej, tłustej, dojrzałej, przebarwionej i z dużą tendencją do zatykania porów.


Z kolei odwrotnie działają kwasy dużo cząsteczkowe choć na wskroś ich właściwości są podobne, zresztą jak efekty, jakie mogą zapewnić - różnica polega na ich łagodniejszym i bardziej okluzyjnym działaniu, ponieważ nie przenikają w takim stopniu jak kwasy o cząsteczkach mniejszych, nawet, jeśli ich pH jest nadal kwasowe. Ponadto są filmotwórcze (mogą sprzyjać nadmiernej peroksydacji lipidów - co oznacza w praktyce większą ilość zaskórników otwartych), co po części zmniejsza ich drażniące i wysuszające działanie. Posiadają dosyć duże, potencjalnie nawadniające walory pielęgnacyjne (paralelnie mogą odwadniać i wysuszać, jeśli naskórek wymaga okluzji i/lub ma uszkodzoną barierę hydrolipidową). Zaletą, ale i jednoczesną wadą, jest działanie powierzchowne - działają łagodnie, choć mogą przyspieszać zatykanie porów oraz generować zmiany naciekowe, co raczej się nie zdarza przy kwasach nisko cząsteczkowych. Nie uszkadzają w takim stopniu bariery hydrolipidowej, chociaż jeśli już dojdzie do jej chociażby szczątkowej degradacji - będą niestety, ten niekorzystny stan również sukcesywnie nasilać. 

MAŁY WYJĄTEK: KWAS AZELAINOWY
Rozpuszczalny w  tłuszczach, drobnocząsteczkowy, o silnym działaniu przeciwzapalnym. Dzięki lipofilnym cząsteczkom, doskonale redukuje nadmierny łojotok, wykazuje działanie przeciwzaskónikowe, aktywnie obkurcza pory oraz normalizuje skórę problematyczną, łojotokową i trądzikową w kierunku odwodnionych typów cery. Nie powoduje silnego łuszczenia naskórka. Posiada dodatkowe właściwości antybakteryjne i przeciwrumieniotwórcze. Nie uszkadza teoretycznie bariery hydrolipidowej oraz nie zakłóca naturalnego mikrobiomu, nie uwrażliwia zatem na działanie promieniowania słonecznego (choć należy mieć na uwadze, że każda substancja, która drażni skórę w jakikolwiek sposób, niestety, uszkadza jej struktury i zwiększa podatność chociażby na pojawienie się hiperpigmentacji). Zdecydowanie najsłabszym punktem produktów z kwasem azelainowym jest ich wysuszająca lub zbyt natłuszczająca baza, zazwyczaj nie sam kwas, ale formuła maści, żelu czy też emulsji generuje problemy z cerą. Pewnym rozwiązaniem są peelingi azelainowe na glikolach (PEG-400, czy glikolu roślinnym/propylenowym), które można przeprowadzić w zaciszu domowym lub w profesjonalnych gabinetach kosmetycznych.

Polecam: wszystkie odmiany trądziku w stanie łagodnym lub zaleczonym, szczególnie formy oporne i trudne w leczeniu, z wieloma aktywnymi dermatozami o skomplikowanej patologii zapalnej.

KWAS TRÓJCHLOROOCTOWY
Chloropochodna kwasu octowego. Kwas o bardzo malutkich cząsteczkach. Mimo rozpuszczalności w wodzie, glikolach i alkoholu, doskonale przenika przez barierę hydrolipidową. Denaturuje białko (całkowicie już w niecałych 10%). Nawet niewielkie stężenia TCA powodują silne łuszczenia naskórka, w odpowiednim stężeniu można wykonać nim nawet peeling głęboki, sięgający do warstw skóry właściwej. Obarczony wysokim ryzykiem powikłań, zwłaszcza pojawienia się toksycznej reakcji immunologicznej. Właściwości kwasu trójchlorooctowego są wykorzystywane głównie w leczeniu różnego rodzaju hiperpigmentacji. Może okazać się pomocny w początkowym leczeniu blizn potrądzikowych, gdy trądzik zostanie całkowicie wyleczony.

Polecam: hiperpigmentacja różnego pochodzenia - trwała i oporna na powierzchowne metody wybielające, świeże blizny potrądzikowe, skóra o wysokiej odporności, dobrym stopniu regeneracji niezmieniona zapalnie. Wymagana ultra wysoka ochrona przeciwsłoneczna przez co najmniej rok od wykonania ostatniego zabiegu złuszczającego.

KWASY Z GRUPY AHA
Grupa kwasów wyjątkowo obfita pod względem ilościowym i charakterologicznym: alfa-hydroksykwasy mimo że w znakomitej większości posiadają podobną, to jednak odmienną strukturę, przesadzającą o finalnych właściwościach danej substancji, co predestynuje je do leczenia konkretnych, zróżnicowanych problemów skórnych. Kwasy AHA przynoszą najlepsze efekty w leczeniu przebarwień utrwalonych o różnej etiologii.

Alfa-hydroksykwasy są rozpuszczalne w wodzie, zastosowane w niskich stężeniach złuszczają tylko powierzchowne warstwy rogowe naskórka. W niskich stężeniach zwiększają w naskórku ilość substancji nawilżających (mukopolisachrydy), poprawiają jakość włókien elastycznych, a także pobudzają syntezę włókien kolagenowych, efekt ten można uzyskać zwłaszcza w połączeniu z emolientami. Wyższe stężenia oczywiście niosą spore ryzyko wystąpienia efektów niepożądanych: prowadzą do rozluźnienia połączeń w niższych warstwach naskórka, aż do warstwy podstawnej, a następnie do epidermolizy. Wśród kwasów AHA, najczęściej za reakcje alergiczne odpowiadają kwasy owocowe (zwłaszcza pozyskane z naturalnych ekstraktów roślinnych) oraz kwas migdałowy.
  • KWAS SZIKIMOWY. W pewnych aspektach podobny w działaniu do kwasu azelainowego. Wysoka skuteczność ukierunkowana stricte na bakteryjne i zapalne przyczyny trądziku pospolitego. Rozpuszczalny całkowicie w wodzie. Niskie ryzyko efektów niepożądanych takich jak świąd, pieczenie, podrażnienie, rumień w stężeniach niższych niż 5%. Wysoka efektywność działania nawet w niewysokich stężeniach procentowych. Dobrze reguluje nadmierną hiperkeratynizację połączoną jednocześnie z problemem nadreaktywności gruczołów łojowych.  Wysoka skuteczność w leczeniu hiperpigmentacji o złożonym przebiegu patofizjologicznym. Substancja czynna doskonała dla skóry z zaleczoną, zapalną postacią trądziku, ale wciąż o wysokiej wrażliwości i sporej ilości zmian potrądzikowych, wymagających efektywnego, skutecznego leczenia. 
  • KWAS PIROGRONOWY. Jak na kwasy - skuteczna i w miarę bezpieczna substancja eksofilacyjna - kwas pirogronowy doskonale złuszcza wierzchnią warstwę rogową. Sprawdza się w ukierunkowanych peelingach kwasowych - usuwa efektywnie i szybko nawet silne zrogowacenia z bardzo małym ryzykiem nawrotu lub też pojawienia się trądziku zapalnego, o ile zabiegi są wykonywane w odpowiedniej przestrzeni czasowej. Właściwości kwasu pirogronowego można wykorzystać w leczeniu hiperpigmentacji oraz ogólnych oznak starzenia, gdy naskórek wymaga silnej rewitalizacji i jest w stanie zaangażować fizycznie wszystkie komórki do intensywnej regeneracji. 
  • KWAS GLIKOLOWY. Kolejny kwas nisko cząsteczkowy. Łagodniejszy w działaniu od kwasu pirogronowego, zaś agresywniejszy w swym działaniu od kwasu migdałowego. To jeden z niewielu kwasów hydroksylowych, który mógłby sprawdzić się w regularnej, aczkolwiek nie-codziennej pielęgnacji skóry trądzikowej objętej zwłaszcza zmianami zanieczyszczonymi (zaskórnikami) oraz nieznacznie nasilonym łojotokiem. Kwas glikolowy reguluje również nieznacznie, aczkolwiek udzielające się rogowacenie. Dobra substancja do normalizacji cery zaleczonej, z mało nasilonymi problemami skórnymi. Niskie ryzyko pojawienia się zmian naciekowych - za to wysokie wystąpienia trądziku zapalnego ropnego oraz wzmożonego rogowacenia, objawiającego się niezłuszczonym, zalegającym, zatykającym pory naskórkiem. 
  • KWAS MIGDAŁOWY. Posiada nieco większe cząsteczki niż pozostałe alfahydroksykwasy, przez co pokutuje nieprawdziwe przekonanie o jego potencjalnej łagodności, a jest to równie mocna substancja złuszczająca, zwłaszcza gdy zostaje zastosowana w wyższych stężeniach procentowych. Kwas migdałowy faktycznie powleka skórę wyczuwalnym, ochronnym filmem, ale ryzyko pojawienia się głęboko osadzonych zmian typowo zapalnych lub głęboko ropiejących (nacieków) znacząco wzrasta w porównaniu do pozostałych alfahydroksykwasów. W niskich stężeniach kwas migdałowy posiada dobre właściwości wiążące wodę w powierzchownych warstwach naskórka. Dobra substancja złuszczająca. Jedna z najlepszych substancji regulujących do znormalizowanej skóry, niezmagającej się aktualnie z zapalnym trądzikiem, a borykającej się z przelotnie pojawiającym się odwodnieniem i nadreaktywnością naczyniową. 
  • KWAS MLEKOWY. W niskich stężeniach (0.5-2%) doskonale wiąże wilgoć i pobudza cement międzykomórkowy. Stosowany w postaci toników i peelingów intensywnie reguluje lub też wzmaga nadmierne rogowacenie okołomieszkowe. Doskonale wygładza fakturę skóry i posiada silne, naturalne właściwości antybakteryjne, normalizujące bytujący mikrobiom na powierzchni naskórka. Spośród wszystkich alfahydroksykwasów, wykazuje najsilniejsze działanie przeciwzaskórnikowe (i tym samym bardzo często drażni mieszki włosowe, powodując miejscowe stany zapalne o płaskiej i niewielkiej powierzchni) - mimo rozpuszczalności w wodzie, jego małe strukturalnie cząsteczki wyśmienicie zwężają pory, rozkładają enzymatycznie treści zaskórnikowe oraz zapobiegają ponownemu, nadmiernemu zaczopywaniu się gruczołów łojowych. Jedna z najlepszych substancji do pielęgnacji skóry typowo tłustej, i zanieczyszczonej ze skłonnością do trądziku zaskórnikowego. 
  • KWASY OWOCOWE (KWAS CYTRYNOWY, JABŁKOWY, WINNY). Odpowiedzialne za większość reakcji alergicznych i hiperpigmentacyjnych w zabiegowych acid peel. Stosowane w formie peelingów rozświetlają, obkurczają i usuwają martwe komórki naskórka - to zdecydowanie najlepsze substancje zabiegowe (o ile nie wywołują reakcji alergicznych) w leczeniu niewielkich hiperpigmentacji, mało nasilonych problemów z rogowaceniem okołomieszkowym, zaskórnikami i rozszerzonymi porami. Kwasy owocowe, podobnie jak kwas mlekowy, z tym że z mniejszą siłą działania i lepszymi właściwościami wybielającymi, doskonale ulokują się w pielęgnacji mało problematycznych tłustych i dojrzałych typów cery.

KWASY PHA
Posiadają stosunkowo dużą cząsteczkę. Rozpuszczalne w wodzie. Spośród wszystkich kwasów hydroksylowych, wykazują najsilniejsze działanie filmotwórcze (na skórze niezniszczonej i nieskrajnie odwodnionej, będą łagodzić, koić oraz działać przeciwzapalnie). Wysokie ryzyko rozwoju trądziku naciekowego i ropnego, dość niskie wystąpienia zapalenia mieszkowego (raczej będzie rozwijać się stopniowo, rzadko kiedy posiada nagły charakter, jak w przypadku substancji drobnocząsteczkowych, które drażnią ujścia mieszków włosowych agresywniej i szybciej). Dobrze zmiękczają i nawadniają wierzchnie warstwy naskórka (mogą zatem regulować rogowacenie, jeśli przyczyna nadmiernej hiperkeratynizacji tkwi w powierzchownym, niewielkim odwodnieniu naskórka). Mogą poszerzać pory i rozpulchniać naskórek, podobnie jak mocznik.

Polecam: nieznacznie nasilone rogowacenie, powierzchownie, ale nieskrajnie odwodniony naskórek, spadek elastyczności, skóra dojrzała.
  • GLUKONOLAKTON, KWAS LAKTOBIONOWY. Działanie tych kwasów jest do siebie bardzo podobne. Dla każdego z nich znamienna jest pewna lepkość, która pewnym typom skóry będzie odpowiadać (bezproblemowa skóra, niewielka tendencja do odwadniania się cery, typowa skóra dojrzała, zaleczona mieszana, rogowacenie nasilane niewielkimi i niegłębokimi, aczkolwiek częstymi przesuszeniami) lub bardzo przeszkadzać (brak jakiegokolwiek zapotrzebowania na okluzję, skóra bardzo szybko zanieczyszczająca się, zaawansowanie nasilone rogowacenie, dobre nawodnienie naskórka). Kwas laktobionowy posiada silniejsze działanie powlekające, dając efekt krótkotrwałego liftingu, zaś glukonolakton - lepiej radzi sobie z przebarwieniami pozapalnymi i ma zdecydowanie lżejszą , mniej typową dla serum, strukturę. Przy wrażliwej skórze efektywnie będą działać już stężenia od 0.5% do 2-3%. Kwasy PHA są polecane szczególnie osobom z rumieniem oraz nadpobudliwą cerą. Nie mogę się z tym do końca zgodzić, ponieważ na takich typach cery w pielęgnacji nie sprawdzą się żadne kwasy i w dłuższej rozpiętości czasowej będą nasilać tylko w stopniowy sposób powstałe już problemy. Glukonolakton i kwas laktobionowy to dobre substancje wspomagające, chociaż mogą sprawdzić się również i w monoterapeutycznym schemacie leczenia. 
  • RECEPTURA: TONIK Z GLUKONOLAKTONEM

KWAS BHA I LHA
Drobnocząsteczkowe kwasy rozpuszczalne w tłuszczach oraz częściowo w alkoholach. Ze względu na swoją specyfikę polecane są szczególnie w pielęgnacji skóry tłustej, zanieczyszczonej i podatnej na zanieczyszczanie się. Wbrew powszechnym opiniom, nie regulują wcale tak dobrze nadmiernego łojotoku oraz nie normalizują znacząco rogowacenia - posiadają potencjalnie wysokie drażniące i wysuszające właściwości. Hamują reakcję zapalną oraz doskonale rozbijają tłuszcz, wiąże się to ze znikomym ryzykiem pojawienia się zmian naciekowych. Doskonale obkurczają pory oraz bez większego trudu przenikają przez barierę hydrolipidową oraz modelują rozkład lipidów. Wysokie ryzyko pojawienia się reakcji alergicznej (uczulenie na salicylany) oraz wystąpienia trądziku toksycznego, objawiającego się głównie silnym rumieniem oraz zapaleniem mieszków włosowych.

Polecam: skóra zanieczyszczona głównie z problemem zaskórników zamkniętych i rozszerzonych porów, bez dużych strat w nawodnieniu skóry i bez nadmiernej wrażliwości.
  • KWAS SALICYLOWY, KWAS LIPOHYDRYKSYLOWY. Działanie obydwu tych kwasów w niskim stężeniu działa na zasadzie mikrozłuszczania, działanie złuszczające kwasu salicylowego wzrasta wraz z zastosowanym stężeniem, kwas LHA działa bardziej na tkanki głębokie: im wyższe stężenie, tym lepsza penetracja tkanek głębiej umiejscowionych tłustych złogów (co jest szczególnie przydatne w leczeniu sebaceus filaments). Kwasy BHA i LHA to jedne z najlepszych substancji aktywnych w leczeniu zaskórników zamkniętych i nadmiernie poszerzonych porów. Będą raczej nieskuteczne w leczeniu zaskórników otwartych, których etiologia jest zgoła inna. 

ARTYKUŁ NIE JEST SPONSOROWANY.

Ewa


TRETINOINA NA POROST WŁOSÓW

$
0
0

Nadmierne wypadanie włosów, widoczne przerzedzenia, nieudolne próby wzmocnienia cebulek włosowych, mające na celu zahamowanie postępującego nieszczęśnie procesu, wprawiają w zakłopotanie i wyjątkowo ujemnie wpływają na samoocenę. 

Z moim wówczas cyklicznym, aktualnie już chronicznym wypadaniem włosów zmagam się od kilku lat. Problem nasilił się w przeciągu ostatnich miesięcy. W tym czasie przetestowałam sporo produktów docelowych - zarówno tych przynoszących wymierne efekty, jak i z przewagą nierobiących nic konkretnego w tym kierunku. 

Zdaję sobie sprawę, że w moim przypadku destrukcyjny wpływ na stan cebulek włosowych ma przede wszystkim przewlekły stres oraz brak snu lub też jego bardzo mała ilość. Nie wymagam zatem od kuracji cudów i zahamowania wypadania, bardziej zależy mi na regularnej stymulacji porostu, aby nie doprowadzić do widocznych przerzedzeń. Dobry produkt powinien mi to zapewnić, nawet jeśli jest stosowany zewnętrznie. 

Jedną z najlepszych kuracji jest zdecydowanie stymulacja tretinoina, która nie jest popularna, a przynosi niesamowite efekty zwłaszcza pod względem zagęszczenia czupryny. 

TRETINOINA NA POROST WŁOSÓW

Naturalna pochodna witaminy A, działająca nieselektywnie. Zastosowana miejscowo zapobiega gromadzeniu się zrogowaciałych komórek w przewodzie przywłosowym poprzez zmniejszanie spoistości komórek gruczołów łojowych, co w efekcie udrażnia ich ujścia, hamuje tworzenie się ognisk zapalnych i zaskórników. Tretinoina powoduje również złuszczanie naskórka, przez co zapobiega nadmiernemu odkładaniu się lipidów i kwasów tłuszczowych powodujących stan zapalny. Substancja ta ma niemały wpływ na ważne, podstawowe podziały poliferacyjne oraz pobudza angiogenezę (zwiększa ukrwienie).

Zatem korzystne działanie tretinoiny, z teoretycznego punktu widzenia, odnajduje swe ujście nie tylko w leczeniu problemów skórnych, a również najczęstszych trudności, jakie dotykają skórę głowy, bowiem ogranicza bardzo częstą przyczynę ich wzmożonego wypadania (nadmierna hiperkeratynizacja, zanieczyszczone mieszki włosowe, nadmiar sebum) oraz pobudza na etapie komórkowym wzrost nowych włosów, działając bezpośrednio na cebulki włosowe.

Mimo że badania naukowe głównie dotyczą połączeń tretinoiny z popularnym minoksydylem, gdzie pochodna witaminy A zwiększa penetrację substancji aktywnej (co najmniej 3 krotnie), to jej właściwości potencjalnie stymulujące i ograniczające wypadanie włosów mają bardzo wysoki potencjał w jej pojedynczym stosowaniu. Wykazuje ona bowiem synergistyczne działanie do minoksydylu, któremu poświęcono wiele miejsca w popularnych periodykach naukowych i skutecznie stymulowano wzrost nowych włosów oraz zarostu nawet u mężczyzn ulegającym andrenopauzie, co nie jest łatwym zadaniem terapeutycznym.

JAK SZYBKO ZOBACZYSZ EFEKTY? I CZY W OGÓLE SĄ WARTE ZACHODU?

Do kuracji tretinoiną podchodziłam dość ostrożnie - głównym skutkiem ubocznym terapii jest przede wszystkim pojawienie się uczucia przejściowego przesuszenia, swędzenia, podrażnienia, a nawet utrzymującego się uwrażliwienia: zważywszy na moje ówczesne zmagania, zaostrzenie i zwaloryzowanie i tak pojawiających się regularnie strapień, byłoby ostatnim, korzystnym pomyślunkiem dla mojej problematycznej i wrażliwej skóry głowy.

Tretinoinę stosuję dwukrotnie, a nawet trzykrotnie w ciągu tygodnia (w zależności od tego jak często oczyszczam skórę głowy). Aplikuję ją w postaci wcierki alkoholowej w niższym stężeniu popularnego leku Atrederm 0.025%, nakładam ją kilka godzin przed myciem, wcierając opuszkami palców. Pozwoliłam sobie na tak częste stosowanie leku (Atrederm 0.025%), gdyż ku mojemu ogromnemu zaskoczeniu, nie zauważyłam innych, negatywnych skutków ubocznych poza łuszczeniem się naskórka, które nie jest aż tak uporczywe zważywszy na niesamowite efekty jakie odnotowałam po ponad 5 miesiącach regularnego stosowania wcierki. Stosowanie tretinoiny w odczuwalny sposób znormalizowało moją skórę głowy, dzięki temu włosy przetłuszczają się o wiele wolniej, a przede wszystkim, co jest dla mnie ewenementem, zyskały zauważalną objętość, o której mogłabym sobie pomarzyć przy wcześniejszych problemach z bardzo nasilonym łojotokiem i zaawansowanymi problemami z rogowaceniem. Mimo wielu przewijających się dręczących obaw niczym mara nocna, mam znacznie mniejszy problem z doborem właściwego środka myjącego.

Rzeczywiście, niemalże półroczna terapia tretinoiną widocznie stymuluje wzrost nowych włosów, widzę to szczególnie w rejonach, które wcześniej były znacznie przerzedzone i dość opornie reagowały na stymulację zewnętrzną (włosy wyrastają nawet w tych miejscach, w których wcześniej nie pojawiało się ich zbyt wiele i nawet dobre wcierki, sprawdzające się na głowie, nie zmieniały oszałamiająco stanu zastanego). Ciężko jest mi określić czy tretinoina hamuje wypadanie włosów - na pewno wypada ich trochę mniej, ale tak jak już wcześniej napisałam, jestem tytanem pracy i moja doba trwa znacznie dłużej, więc póki nie zmienię stylu życia - moje włosy będą wypadać nadal. Bez głębszego zastanowienia potwierdzam zatem działanie stymulujące cebulki włosowe - poprawa gęstości jest zauważalna nawet przez osoby zupełnie niepowiązane z moim codziennym stylem życia. Myślę, że to to świetna kuracja dla osób, które mają naprawdę ogromny problem z czupryną i ogólnodostępne środki nie robią nic konkretnego chociażby w stymulacji wzrostu. Terapia jest tania i na mnie - niezwykle skuteczna. Z pewnością tretinoina wkracza na stałe do pielęgnacji mojej skóry głowy. 

Zapewne obawiasz się wpływu tretinoiny na kondycję włosów na długości - tretinoinę stosuję jedynie na skórę głowy i spłukuję ją po kilku godzinach - kontakt substancji ze skórą głowy i włosami jest znacznie ograniczony. Mimo regularnego stosowania leczniczej wcierki, nie odnotowałam żadnych negatywnych objawów, nie wiem na ile to zasługa tretinoiny, ale czupryna prezentuje się zdrowiej, a włosy są zdecydowanie bardziej lśniące i odżywione. Nowo wyrastające włoski są zauważalnie silniejsze, o mocniejszej strukturze, co cieszy mnie, zwłaszcza, że nie wygrałam na loterii genetycznej i moje kosmyki są z natury cienkie i delikatne.

EFEKTY UBOCZNE

Oczywiście należy wspomnieć o negatywnych działaniach kuracji. Niekonwencjonalne zastosowanie tretinoiny jakie zalecam, jest kuracją agresywną, obarczoną wieloma skutkami ubocznymi. Najważniejszym przeciwwskazaniem jest ciąża oraz okres połogu i karmienia piersią. Preparat zastosowany na zniszczonej, odwodnionej skórze może zwaloryzować zastane problemy lub też skutecznie je wywołać. Warto dać sobie spokój, jeśli tretinoina generuje zbyt silne, trudne do opanowania podrażnienia - zamiast redukcji problemów ze skórą głowy, będzie je jedynie nasilać. Unikałabym również tretinoiny w stosowaniu  na skórze głowy z aktywnym zapaleniem mieszków włosowych, zapalnymi dermatozami oraz zaawansowaną grzybicą.

ARTYKUŁ NIE JEST SPONSOROWANY. 

Pozdrawiam,
Ewa

OLIWA MAGNEZOWA W LECZENIU ŁOJOTOKU (RÓWNIEŻ I SKÓRY GŁOWY) I TRĄDZIKU ZAPALNEGO

$
0
0

Sól magnezowa znajduje zastosowanie w leczeniu wielu schorzeń zdrowotnych, szczególnie objawiających się tikami mięśniowymi. Niewiele z nas jednak zdaje sobie sprawę, że niedobór tak ważnego minerału może być bezpośrednią przyczyną chorób skóry oraz pojawiających się miejscowo reakcji alergicznych. 

CHLOREK MAGNEZU

Sól ta pochodzi od kwasu chlorowodorowego i wodorotlenku magnezu. Sole nie ulegają hydrolizie, dlatego też roztwór (zwany powszechnie oliwą magnezową) posiada odczyn obojętny, oscylujący w zakresie pH 5.5- 6.5 pH (możliwe 5 pH), lekko zaniżone pH może wynikać z tworzenia się jonów koordynacyjnych (jony magnezu). 

Magnez to jeden z najważniejszych pierwiastków, który obok potasu jest głównym kationem wewnątrzkomórkowym organizmu. Katalizuje wiele reakcji przemiany węglowodanowej, białkowej i tłuszczowej. Bierze udział między innymi w glikolizie, w cyklu przemian kwasów trikarboksylowych, beta-oksydacji kwasów tłuszczowych, homeostazie wapnia i hydroksylacji witaminy D. Odgrywa ważną rolę w syntezie wiązań bogatoenergetycznych (ATP, GTP), a także odpowiada za stabilizację spirali kwasu DNA oraz chromosomów. Jest również regulatorem stężenia glukozy we krwi. Magnez jest zatem niezbędny do prawidłowego funkcjonowania każdej komórki - objawy niedoboru magnezu są niecharakterystyczne i mogą dotyczyć wielu układów, na przykład bardzo często brak magnezu manifestuje się wysypkami o charakterze zapalnym lub niezapalnym, które nagminnie mylone są z trądzikiem pospolitym lub reakcjami alergicznymi. Warto wówczas rozważyć kurację magnezową (doustną lub transdermalną na większych partiach ciała), która nie ograniczy się nie tylko do działania zewnętrznego. 

JAK DZIAŁA MAGNEZ STOSOWANY ZEWNĘTRZNIE

Chlorek magnezu wykazuje silne działanie absorpcyjne, przeciwzapalne oraz antyseptyczne. Oliwa magnezowa może być zatem z powodzeniem stosowana zewnętrznie na skórę objętą nadmiernym łojotokiem, trądzikiem zapalnym oraz dermatozami o patofizjologii grzybiczej. Jony magnezu doskonale ściągają pory skóry oraz oczyszczają je - dezaktywują i pochłaniają niebezpieczne toksyny, zmniejszają tendencję do zanieczyszczania się porów (ograniczają zatem bezpośrednio ilość pojawiających się zaskórników), normalizują skład sebum oraz aktywność gruczołów łojowych oraz poprawiają metabolizm komórek, co przekłada się bezpośrednio na poprawę procesów regeneracyjnych, w tym większej zdolności do wiązania wody (nawadniania się), szybszego blednięcia (wchłaniania się) przebarwień pozapalnych oraz gojenia.

Jony magnezu wykazują naturalne działanie przeciwhistaminowe oraz miejscowo przeciwbólowe (rozkurcz mięśni), niwelują również obrzęki i pozostałe objawy stanu zapalnego, co jest pomocne na przykład w leczeniu uporczywych przebarwień potrądzikowych nieutrwalonych.

Nacieranie skóry oliwą magnezową przyspiesza gojenie się zmian trądzikowych i pojawiających się niedoskonałości po zaleczeniu aktywnego trądziku (przebarwienia i blizny potrądzikowe), normalizuje mikrobiom oraz nie uszkadza bariery hydrolipidowej, co jest szczególnie ważne w chorobach zapalnych skóry, gdy naturalna odporność tkanek słabnie i stają się one bardziej podatne na rozwój zakażeń. Może działać łagodnie wybielająco. Ze względu na właściwości, oliwa magnezowa może być również pomocna w leczeniu wysypek alergicznych kontaktowych.

Minerał jest niezbędny w prawidłowej wymianie wodnej, stosowany zewnętrznie wykazuje jednak głównie właściwości absorpcyjne i wiążące - pochłania tłuszcz, wodę oraz substancje lotne (skuteczny w leczeniu nadpotliwości). Forma chlorku magnezu odznacza się wysoką aktywnością biologiczną, oliwa magnezowa przygotowana na bazie soli, ma zatem charakter leczniczy i z powodzeniem może być stosowana również w bezpiecznej formie suplementacji transdermalnej. Dzisiaj jednak chciałabym się skupić na terapeutycznym, zewnętrznym stosowaniu magnezu i jego wpływie na kondycję skóry trądzikowej.

  • Antyseptyka i normalizacja mikrobiomu skórnego. Magnez wykazuje naturalne, korzystne działanie antybakteryjne, przeciwgrzybicze, przeciwpasożytnicze oraz przeciwwirusowe - to ochrona przed niebezpiecznymi patogenami, które mogą bezpośrednio powodować problemy z  cerą, szczególnie, gdy dochodzi do przerwania ciągłości tkanek. Oliwa magnezowa zastosowana miejscowo, normalizuje naturalny mikrobiom, przywraca naturalne, korzystne pH, nie wyjaławia skóry tak jak antybiotyki oraz dba o różnorodność mikrobiologiczną, która sprzyja odporności oraz zdrowiu skóry. 
  • Absorpcja i chelacja. Wiąże oraz pochłania toksyny, w tym szkodliwe metabolity bakterii, grzybów oraz wirusów. Zmniejsza ilość wydzielanego sebum, ogranicza zatem ilość zaskórników, zmian zapalnych, poprawia wygląd skóry oraz zmniejsza widoczność porów. 
  • Reduktor stanu zapalnego. Minerał hamuje reakcję zapalną, moduluje odpowiedź immunologiczną oraz niweluje obrzęki. Oliwa magnezowa jest w stanie zahamować całą kaskadę stanu zapalnego, co opóźnia procesy starzenia oraz ogranicza ryzyko pojawienia się blizn oraz trwałych przebarwień potrądzikowych. 
  • Regulacja gospodarki wodno-tłuszczowej. Magnez wpływa bezpośrednio na przemiany węglowodanów, białek oraz tłuszczów, odgrywa również ogromną rolę w utrzymaniu prawidłowego ciśnienia osmotycznego oraz udowdnienia koloidów komórkowych. Brak tej substancji może objawiać się suchością, nadmierną wrażliwością, nieprawidłowym składem sebum, podrażnieniem oraz reakcjami zapalnymi skóry. 
  • Ochrona przed stresem oksydacyjnym. Niedobór magnezu jest pewnym czynnikiem przyspieszającym starzenie się komórek organizmu - jest niezbędny w ponad 300, podstawowych reakcjach biochemicznych. Oliwa magnezowa stosowana zewnętrznie, zwiększa odporność skóry na niekorzystne czynniki środowiskowe oraz redukuje ilość wolnych rodników. 

SERUM MAGNEZOWE NA BAZIE CHLORKU MAGNEZU 

Wykonanie serum jest bardzo proste. Wymieszaj (należy unikać metalowych elementów i akcesoriów) w szklanym opakowaniu jedną część chlorku magnezu z czterema częściami wody przeznaczonej do wstrzykiwań (iniekcji) lub wody destylowalnej, oczyszczonej, jakości farmaceutycznej. Oczywiście należy dodać chlorek magnezu do wody, a nie odwrotnie. Oliwę należy przechowywać w temperaturze pokojowej nie dłużej niż 10 tygodni. Wstrząsnąć każdorazowo przed zastosowaniem. Najwygodniejszą formą aplikacji serum jest spray.

Ze względu na obecność soli, serum może podrażniać, wysuszać oraz uwrażliwiać skórę. Nie należy stosować serum na rany otwarte, otarcia błony śluzowe oraz okolice oczu.

Przyrządzona oliwa może być stosowana na ciało oraz na skórę głowy (doskonale hamuje nadmierny łojotok, odbija włosy od nasady oraz jest pomocna  wleczeniu łupieżu oraz zapaleniu mieszków włosowych). Jest również doskonałą bazą do tworzenia wcierek oraz domowych serum do twarzy o działaniu normalizującym. Sole są doskonałymi nośnikami składników aktywnych.

ARTYKUŁ NIE JEST SPONSOROWANY. 

Pozdrawiam ciepło,
Ewa

ECOLORE MINERAL COSMETICS VELVET SOFT TOUCH FOUNDATION SPF 10

$
0
0

Prosty, minimalistyczny skład, a niebywałe jak formuły kosmetyków mineralnych różnią się od siebie - jedne zapewniają skuteczny, niewzruszony mat utrzymujący się przez kilka godzin, inne z kolei pięknie kryją niedoskonałości i optycznie wygładzają skórę, niektóre zaś, tak, jak dzisiejszy bohater recenzji - Ecolore Velvet Soft Touch Foundation - otulają cerę welwetowym, miękkim, rozświetlającym, subtelnie kryjącym wykończeniem.

ECOLORE VELVET SOFT TOUCH 

Podkład Velvet Soft Touch posiada dość suchą, aczkolwiek doskonale rozdrobioną i jedwabistą w dotyku konsystencję. Podkład pokrywa skórę zdrowo rozświetlającym, świetlistym wykończeniem, pozbawionym jakichkolwiek wybijających się i drażniących oko drobinek. Subtelnie, z klasą, mieni się w ostrym słońcu.

Dzięki doskonałemu rozdrobnieniu składowych mineralnych, podkład równomiernie osiada na skórze, nie sprawia problemów podczas budowania krycia, choć przy każdej kolejnej warstwie może już dawać coraz bardziej suche i pyliste wykończenie, zatem w imię zdroworozsądkowej zasady: mniej znaczy więcej. Drobniutkie pigmenty przepięknie okalają skórę, łagodnie się jej chwytając i optycznie wygładzając, minimalizują wizualnie pory, nie podkreślają aż tak bardzo niedoskonałości, zmarszczek, załamań, jak bezpardonowo czynią to niektóre formuły mineralne. Generalnie skóra po nałożeniu podkładu Ecolore posiada nie tylko wyrównany koloryt, ale jednocześnie jest pięknie wygładzona, co przekłada się od razu na o wiele lepszy wizualnie, zdrowszy wygląd.

Mimo że podkład zapewnia zdrowo rozświetlające wykończenie, z czego mogą na samą myśl celowo kierować swój wzrok w przeciwną stronę posiadaczki cer tłustych, to jeden z niewielu podkładów mineralnych o woalce rozświetlającej, który poleciłabym właśnie tej grupie docelowej. To zdecydowanie ten typ produktu, który lubi wilgoć i najlepiej współpracuje ze skórą, której nie brakuje tłuszczu lub też skutecznie go wyprodukuje, by podkład ładnie na niej osiadł. Nie jestem już tak zachwycona formułą Velvet Soft Touch, gdy moja cera jest porządnie odwodniona albo pojawia się problem z przejściowym, powierzchownym przesuszeniem, ale nie oszukujmy się, takie są uroki kosmetyków mineralnych. Łatwo wówczas o efekt pudru na twarzy, co nie jest estetyczne i puszcza w wątpliwość moje psalmy pochwalne na temat produktu Ecolore.

Konsystencja podkładu jest niesamowicie delikatna i lekka, już podczas przemieszczania pyłku między palcami, czuć jego narkotycznie uzależniającą gładkość - tak też prezentuje się na skórze - gładko, jak łagodna, niewymuszona satyna, dokładnie taka, jaką hojnie dostarczają wysoko półkowe podkłady płynne o półtransparentnym kryciu (Burberry Fresh Glow, Hourglass Illusion, czy Lingerie de Paeu od Guerlain). Podkład optycznie odświeża, odmładza i zdejmuje zmęczenie z przemęczonej, niewyspanej twarzy oraz nie obciąża nawet nad wyraz rozchwianej cery.

Podczas aplikacji podkładu, nie pojawiają się trudne do przeskoczenia przeszkody, a sam pigment nie rysuje i nie drapie nieprzyjemnie skóry - woalka Ecolore jest subtelna, delikatna i przede wszystkim: równomierna, choć kluczowe znaczenie odgrywa tutaj kondycja skóry, co powtarzam niestrudzenie już po raz kolejny.

Podkład Ecolore Soft Touch po 8 godzinach noszenia bez poprawek

Doskonała miałkość pyłku cudownie wyrównuje koloryt skóry, nawet pomimo w istocie łagodnego, raczej słabego krycia, podkład robi znacznie więcej: i to właśnie dzięki tej gładkości, miękkości, subtelności i delikatnemu rozświetleniu, skóra wygląda i czuje się zdecydowanie lepiej niż po kryjących, ciężkich podkładach. Mimo że skóra wciąż nie jest doskonała i wszystkie niedoskonałości nie zostały skrzętnie ukryte pod warstwą pudrowej pelerynki, to jednak cera prezentuje się zdecydowanie atrakcyjniej. 

ZDROWE ROZŚWIETLENIE 

W Velvet Soft Touch ujmuje mnie przepiękne i nietypowe wykończenie podkładu, choć przy zbyt obfitej aplikacji można łatwo stłumić w zarodku jego najlepsze walory i cudowną, świetlistą woalkę jaką zapewnia. Sucha, delikatna konsystencja nie jest gwarantem brzydkiego, pudrowego efektu finalnego, o ile podkład zostanie rozprowadzony z umiarem, a skóra będzie właściwie przygotowana na przyjęcie produktu (napiszę o tym nieco dalej). Zdecydowanie nie jest to pyłek mineralny, który lubi zbite włosie, przeciągające się scenerie maniakalnego wprasowywania i niewzruszonych prób budowania efektu pełnego krycia - pyłek jest tak lekki i łagodny, że stworzone są dla niego pędzle o bardziej luźnym, półkolistym kształcie,  niewymuszone, lekkie pociągnięcia oraz gustowny umiar w stosowanej ilości.

Mimo że podkład, tak jak już napisałam, na suchej skórze zachowuje się niespecjalnie dobrze i na pewno nie jest to mój ulubiony kosmetyk w sezonie grzewczym - muszę lojalnie przyznać, że jest to jeden z niewielu podkładów mineralnych, który nosi się wyjątkowo komfortowo nawet na skórze błagającej o chociażby krztynę nawilżenia: mimo suchej konsystencji, aż tak skóry nie wysusza, nie drażni, nie pobudza i nie zaognia. Nie ma również przeokrutnej tendencji do uwidaczniania nikczemnie skrywających się suchych skórek, taktownie okala skórę pigmentem i mimo że wykończenie pozostawia dużo do życzenia, to nie jest aż tak źle, by otwierać samotnie kolejną butelkę wina wieczorem.

Chłodne światło dzienne. Od lewej: skóra bez makijażu / dwie cienkie warstwy podkładu mineralnego Ecolore Velvet Soft Touch

W suchych podkładach uwielbiam ich sposób schodzenia i scalania się z cerą. Nie potrafię dojść do konsensusu z podkładami, które po 30 minutach od aplikacji nakręcają fabułę przygodową pełną niespodziewanych przypadków, wzburzonych mórz, nadchodzącą gangrenę i masę nieszczęść spadających niczym deszcz z nieba, dlatego też doceniam Ecolore Velvet Soft Touch za doskonałą przyczepność niezależną od warunków pogodowych oraz wyjściowej kondycji skóry - może głoszę truizmy kosmetyczne, może to jakaś makijażowa inercja wywołana podświadomie kiepskimi produktami, ale z perspektywy osoby posiadającej naprawdę tłustą, problematyczną cerę, trwałość makijażu stawiam na równi z jego finalnym wykończeniem.

Podkład Velvet Soft Touch rzeczywiście ma tendencję do mokrego wykończenia, ale wraz z kolejną, ukończoną wiosną, ten zdrowy, mokry blask podoba mi się coraz bardziej, choć nie zamierzam głosić donośnych tyrad: komuś ów glow może zwyczajnie przeszkadzać, bo stwierdzi, że skóra wygląda na nieświeżą i spoconą wylęgarnię problemów skórnych, poza tym nie każdy typ cery i nie każda budowa twarzy prezentuje się atrakcyjnie w naprawdę maksymalnie rozświetlonej wersji. Pyłek nie migruje, nie warzy się, nie spływa i nie tworzy jakichś niespodziewanych zawrotów akcji, jest oporny nawet wobec moich pobudliwych i nieposkromionych bruzd nosowo-wargowych, w których rozchodzi się niemal wszystko, tak podkład Ecolore niewzruszenie trzyma się i do nawet 14 godzin bez poprawek.

Nie mam również żadnych uwag co do aplikacji kolejnych produktów kolorowych na podkład. Owszem, jeśli kosmetyk kiepsko zachowuje się na skórze i jest zbyt pudrowy, to każdy kolejny kosmetyk będzie prezentował się równie słabo i tego efektu nie zniweluje, ale doceniam bardzo wysoką i bezproblemową współpracę Ecolore z innymi markami mineralnymi oraz kosmetykami, którym daleko do miana "czystych".

Velvet Soft Touch od Ecolore wspaniale współpracuje z mokrymi bazami, uwielbiam aplikować pyłek na lekkie kremy barwiące, wówczas woalka mineralna wzmacnia  krycie uprzednio zastosowanych kosmetyków, dodatkowo je utrwala oraz daje niesamowicie miękkie, delikatne, satynowe wykończenie. Sam podkład mineralny nie zbiera się w porach, zmarszczkach, bruzdach, nie tworzy smug i placków, można go potraktować jak puder utrwalający, stosując bezceremonialnie w pozbawiony zachowawczości sposób nawet na kremowy, jeszcze mokry podkład. Przemawia do mnie również aplikacja Ecolore na mokry, niewchłonięty całkowicie krem, bazę, lotion - emolienty świetnie chwytają pigment, dzięki temu kosmetyk zapewnia mocniejsze krycie, a przy tym wygląda nadal naturalnie.

Chłodne światło dzienne. Od lewej: dwie cienkie warstwy podkładu Ecolore Velvet Soft Touch / Pełny makijaż z użyciem brązera Diani Ecolore, Immediate Beauty Powder Sun Kissed Beauty Pixie Cosmetics, rozświetlacza Starlit Whispers Pixie Cosmetics i różu Toile od The Balm

Kosmetyki zaaplikowane bezpośrednio na podkład Ecolore prezentują się po prostu pięknie. Mimo że kosmetyk ma pudrową konsystencję, to niezależnie od zastosowanego typu produktu (prasowany / sypki), pięknie stapia się z cerą i nie tworzy zawiłych powieści, których nie powstydziłby się nawet i sam Lewis Carroll. Produkty aplikowane nawet i w obfitej ilości (tak wiem, wyrzeźbiłam się dość konkretnie), co nie zdarza mi się często, nie podkreślają struktury twarzy, wszystko tworzy jedną, gładką, miękką, spójną całość, co bardzo mi się podoba.

Naprawdę nie potrzeba wiele, aby podkład Ecolore wyglądał dobrze. W zasadzie w tym ascetyzmie kosmetycznym tkwi metoda, bowiem prezentuje się najlepiej w momentach najlepszego nawodnienia. Podkład aplikowany na sucho zapewnia gładkie, satynowo-rozświetlające wykończenie, aplikowany zaś na mokro (na przykład przy zastosowaniu gąbeczki), zatraca znacząco swe znamienne promienne wykończenie, aczkolwiek mocniej przylega do skóry, wykazuje słabszą podatność na błyszczenie się oraz ładniej wypełnia pory - myślę, że ten sposób aplikacji może przypaść do gustu szczególnie osobom z cerą tłustą - kosmetyk trzyma zdecydowany mat oraz wzmacnia swe krycie.

Nie do końca lubię utrwalać tak suchy podkład kolejnymi pudrami, wówczas wzmagają one pudrowość i suchość, a także w moim przypadku - generują nadmierny łojotok - suche podkłady mineralne pełnią doskonałą funkcję pudrów wykańczających i bardzo często zdarza mi się utrwalać inne podkłady mineralne właśnie cienką woalką z Ecolore Velvet Soft Touch. Zdecydowanie kosmetyk przepada za wilgocią, najładniej współpracuje z cerą z tendencją do przetłuszczania, w wilgotnych warunkach, po utrwaleniu na mokro (bardzo polecam mgiełki nawilżające organicznej, koreańskiej marki Whamisa oraz Invex Remedies antybakteryjny tonik ze srebrem). 

SŁABE STRONY

Nie jest to idealny podkład dla skóry mocno odwodnionej oraz typowo suchej, nie daje wówczas już tak ładnego efektu ani krycia (nie trzyma się skóry), łatwo o nieestetyczny, budzący grymas na twarzy pudrowy efekt. Kosmetyk podkreśla wówczas niedoskonałości, nierówności, bruzdy, zmarszczki i nie leży tak, jak powinien. Może nie rozprowadzać się równomiernie, osiadać intensywniej na nieco lepiej nawilżonych partiach, a nie przylegać i ścierać się z tych typowo suchych.

Dla niektórych osób przeszkodą może być również mokre wykończenie podkładu po kilku godzinach noszenia - mimo że kosmetyk nie ściera się, nie warzy i nie migruje, rozumiem, że nie każdemu może przypaść efekt finalny do gustu - po części problem rozwiązuje aplikacja Velvet Soft Touch na mokro, ale wówczas podkład jest bardziej suchy i ma większą tendencję do tworzenia plam, zacieków oraz podkreślania struktury twarzy.

GAMA KOLORYSTYCZNA

Ecolore może pochwalić się jedną z najlepszych gam kolorystycznych kosmetyków mineralnych: kolory są odpowiednio wyważone i dostosowane do urody Polek, a zdjęcia i opisy produktów nie są oderwane od rzeczywistości, ukazują niezmieniony, faktyczny stan rzeczy. Nie brakuje jasnych odcieni w neutralnych, zdrowych podtonach, jest mnóstwo zrównoważonych kolorów o łagodnie chłodnej (Olive) kolorystyce, przygaszonej ciepłej (Nude), odcieni słonecznych (Golden), ciepłych (Warm) oraz subtelnie, ale bez zbędnego przesadyzmu: chłodnych (Cool). Kolory są ułożone w jasny, przejrzysty sposób, ocena jasności i podtonu również nie nastręczają problemów. pomimo pięciu różnym gam i różnych poziomów jasności, bez większych trudności można dobrać sobie właściwy odcień podkładu. Pełną gamę uzupełnię w przeciągu najbliższych dwóch tygodni, aby być całkowicie na bieżąco i nie wprowadzać nikogo w niewielkie, różnicowe błędy kolorystyczne.

Velvet Soft Touch odznacza się wysoką wydajnością, cena 69.90 zł/ 10g jest zatem odpowiednio wyważona i adekwatna do oferowanej jakości. Opakowanie klasyczne, ze sprawnie działającą zasuwką.

Mój kolor: Golden 1 Velvet Soft Touch No.581
INCI: Mica, Titanium Dioxide, Zinc Oxide, CI 77492, CI 77491

ARTYKUŁ JEST SPONSOROWANY PRZEZ PRODUCENTA KOSMETYKÓW MINERALNYCH ECOLORE. 

Pozdrawiam, 
Ewa

KROPELKI PROBIOTYCZNE W PIELĘGNACJI SKÓRY TRĄDZIKOWEJ

$
0
0

Coraz więcej można usłyszeć i przeczytać o zależnościach między mikrobiomem, a ogólnym stanem zdrowia - nie bez przyczyny tak się dzieje, bowiem jesteśmy jednym, wielkim, co dla niektórych osób może wydawać się odpychające: siedliskiem bakterii (tak, tak, te małe żyjątka po zważeniu spokojnie dobiją do nawet i pokaźnych 3 kg!) . Wszelkie nieudolne próby wyjaławiania organizmu, ale również i skóry, nie przejdą bez nieuchronnie dotkliwego echa: prowadzą do problemów zdrowotnych, w tym również i dermatologicznych, bowiem zatracenie zdrowia, jest zdaniem wielu, cenionych naukowców, tożsame z zaprzepaszczeniem różnorodności mikrobiologicznej. 

JAK DZIAŁAJĄ PROBIOTYKI STOSOWANE ZEWNĘTRZNIE I DLACZEGO TAK DOBRZE SPRAWDZAJĄ SIĘ W LECZENIU TRĄDZIKU?

Szczepy probiotyczne wzmacniają naturalnie odporność skóry: między innymi dlatego tak ważny jest kontakt dziecka ze skórą matki tuż po porodzie: właśnie ze względu na przekazanie maluchowi środowiska mikrobiologicznego. Wytworzony mikrobiom matki (kanał rodny / kontakt skóra do skóry), to taki dobry pakiet startowy, który ma być pierwszą, swoistą barierą przed zagrożeniem dla nieukształtowanego jeszcze układu immunologicznego dziecka.

Mikroflora bakteryjno-grzybiczo-pierwotniakowa jest dzielną, troszczącą się i godną pochwały, konsekwentną gwardią: to porządni goście, chronią przed patogennymi szczepami, zapobiegają oraz zmniejszają reakcję zapalną, dbają o prawidłowe nawodnienie naskórka, zabezpieczają przed nadmierną reaktywnością naskórka, a także regulują wiele złożonych procesów między innymi odnowę i wymianę komórkową, zmniejszają peroksydację lipidów i zapewniają prawidłową gospodarkę tłuszczową, zmniejszają odpowiedź immunologiczną na terenie tkanki skórnej. Bardzo często w literaturze dermatologicznej wspomina się o roli bariery hydrolipidowej, ale po wielokroć zapomina o nieocenionej roli naturalnej mikroflory, która znajduje się na powierzchni skóry, odgrywając znaczną rolę w jej funkcjonowaniu już od pierwszych minut narodzin!

Liczne kuracje dermatologiczne, kwasowe i zasadowe pH, uszkodzenia mechaniczne, alkohol, wyjaławiają naturalną mikroflorę: początkowo prowadzą do jej zubożenia, a następnie do rozwoju patogennego środowiska. Taki naskórek bardzo często ulega podrażnieniom, reakcjom zapalnym, szeroko pojętym zakażeniom, gorzej radzi sobie ze zmianami środowiskowymi, zmianami pH oraz substancjami aktywnymi, na twarzy gości rumień, świąd, pokrzywki alergiczne lub alergicznopodobne - bardzo często zachwianie mikrobiomu manifestuje się znanym większości zapaleniem mieszków włosowych, nadmierną wrażliwością, nietolerancją większości  związków aktywnych, pieniących się, grzybicami, chorobami pasożytniczymi, które w normalnym środowisku nie stwarzają zagrożenia, ale są poważnie niebezpieczne dla skóry delikatnej, wyjałowionej, pozbawionej tych szalenie ważnych mikrobiotycznych organizmów, których próbujemy na siłę się pozbyć i przypisujemy im chociażby właściwości trądzikotwórcze.

Te malutkie, szykanowane stworzenia pełnią również inne, bardzo ważne funkcje. Nie tylko chronią ludzką skórę przed zagrożeniem, ale są absolutnie niezbędne do walki z wolnymi rodnikami, do prawidłowego transportu składników odżywczych oraz konwersji substancji aktywnych do formy bioaktywnej. Prawidłowy mikrobiom jest niezbędny do właściwego funkcjonowania skóry, to nie tylko bariera hydrolipidowa zapewnia prawidłowe pH, właściwe nawodnienie i elastyczność warstwy rogowej - pierwszą warstwą ochronną, fundamentalną, jest mikroflora bytująca na skórze.

Działanie probiotyków w telegraficznym skrócie: immunomodelujące. stymulujące. wzmacniające, regulujące i normalizujące,  aktywnie przeciwzapalne oraz pielęgnujące i wybielające.

Probiotyki mogą zatem łagodzić objawy i wspierać efektywnie leczenie (zarówno konwencjonalne, jak i niekonwencjonalne) dermatoz związanych z toczącym się stanem zapalnym: okażą się pomocne w zmaganiach z każdym rodzajem trądziku: pospolitym, różowatym, naciekowym, złagodzą objawy łojotokowego i atopowego zapalenia skóry, przyniosą ulgę w zakażeniach bakteryjno-grzybiczych, infekcjach pasożytnicznych skórnych, stanach po kuracjach dermatologicznych, szczególnie antybiotykowych.

Probiotyki mogą być również stosowane bezpiecznie na znormalizowanych typach cery: są wartościowym składnikiem pielęgnacyjnym, zwiększają bowiem odporność skóry na czynniki zewnętrzne, poprawiają nawilżenie i zdolność do tolerancji produktów pielęgnacyjnych, ujednolicają koloryt skóry oraz chronią skutecznie przed nieuniknionym i postępującym stresem oksydacyjnym.

Dbałość o prawidłowy mikrobiom jest jednak szczególnie ważne w dermatozach zapalnych, bowiem wówczas zawsze dochodzi do jego zachwiania, a odżywianie od zewnątrz powinno stać się stałym elementem posiadaczy skóry problematycznej oraz alergicznej (mogą być pomocne również w rzadkich schorzeniach takich jak pokrzywka cholinergiczna objawiająca się uczuleniem na własny pot): probiotyczne szczepy mogą znacznie przyspieszyć procesy regeneracyjne, naprawcze, modelować odpowiedź immunologiczną oraz zmniejszyć dotkliwe i trudne w leczeniu skutki niepożądane związane z pojawianiem się chronicznie stanów zapalnych.

JAK WYKORZYSTAĆ KROPELKI PROBIOTYCZNE? JAKI PREPARAT WYBRAĆ?

Oferta jest dość ograniczona, a ceny produktów probiotycznych nie należą do przyjaznych - problemem jest również ograniczona dostępność kosmetyków, ich trwałość i żywotność, bowiem probiotyki w produktach kosmetycznych to stosunkowa nowość, wykorzystywana głównie przez azjatyckich, wiodących producentów, stąd nie wszystkie kosmetyki są łatwo dostępne, nie każda konsystencja sprawdzi się na każdym typie i rodzaju skóry, poza tym każdy z nas ma chociaż jakiś jeden sprawdzony kosmetyk i nie chce na siłę zmieniać swoich przyzwyczajeń, rzucając się w wir nowości kosmetycznych.

Rozwiązanie, jakie proponuję, nie tylko w aspekcie ekonomicznym, ale i równie przemyślanym pod względem wartościowym, z którego korzystam osobiście, jest dość nowatorskie: są to apteczne, stabilne kropelki probiotyczne umieszczone w łańcuchach tłuszczowych lub olejach roślinnych, wygodna forma aplikatora oraz lipidowa baza pozwala na bezpieczne dozowanie produktu bezpośrednio do porcji kosmetyku pielęgnacyjnego (dodaję około 1-2 kropli i nie robię niczego na zapas). Zawarte w  wartościowym płynie wyselekcjonowane szczepy oraz lipidy, dbają nie tylko o bogactwo mikrobiotyczne jelit, mogą stać się również niezwykle wartościowym dodatkiem pielęgnacyjnym.

Jak już wyżej napisałam, kropelki można stosować bezpiecznie w pielęgnacji zewnętrznej, bowiem szczepy są zamknięte w lipidowych otoczkach: dzięki lipidom po pierwsze: bezpiecznie i efektywnie trafiają do śluzówki jelita, ale również doskonale pielęgnują i dbają o naturalną barierę hydrolipidową, posiadają właściwości odżywcze, są delikatne dla skóry, wykazują wysoką skuteczność biologiczną oraz będą wykazywać podobne właściwości jak gotowe kosmetyki z probiotykami, których żywotność jest ograniczona. Własnoręcznie utworzony preparat probiotyczny nie jest jedynie marną namiastką drogich gotowców, to równie wartościowy i bogaty kosmetyk, i oczywiście to, co przemawia bezdyskusyjnie na jego korzyść: jest zawsze świeży. Minusem jest oczywiście określona rodzina bakteryjna, aczkolwiek na rynku aptecznym znajdują się różne, łatwo dostępne preparaty probiotyczne zawierające odmienne szczepy, rodziny,  bazy lipidowe, polecam zatem stosować różne polecone poniżej kropelki suplementacyjne nie tylko doustnie, ale również i zewnętrznie. Dzięki temu mikrobiom rozwija się prawidłowo i spełnią swoją prozdrowotną funkcję.

To, co sama dostrzegam przy stosowaniu zarówno kosmetyków probiotycznych, jak i kropelek bogatych w naturalne probiotyczne szczepy, to ładniejszy koloryt skóry, zniwelowanie do zera problemu podrażnionych mieszków włosowych, ogromna poprawa tolerancji większości substancji aktywnych, szczególnie detergentów, ładniejsza struktura skóry oraz szybsze gojenie się naskórka, objawiające się szybciej wchłaniającymi się przebarwieniami pozapalnymi oraz mniejszą tendencją do powstawania blizn. Stosuję szereg substancji aktywnych i przez moją pielęgnację przeplata się mnogość, powodująca momentami permanentne bóle głowy, kosmetyków do pielęgnacji, aczkolwiek nic, łącznie z tretinoiną na czele, nie przynosi u mnie tak namacalnych i widocznych gołym okiem efektów, jak dzisiaj omawiane kompleksy probiotyczne.

  • Acidolac Baby, krople doustne / Składniki: olej kukurydziany, bakterie kwasu mlekowego zawierające Lactobacillus rhamnosus GG. 100ml produktu zawiera: Lactobacillus rhamnosus 300mld.
  • BioGaia ProTectis Baby, krople dla dzieci od pierwszych dni życia / Składniki: olej słonecznikowy, trójglicerydy średniołańcuchowe, Lactobacillus reuteri DSM 17938 (L.reuteri Protectis), stabilizator (dwutlenek krzemu).
  • 4 Lacti Baby, krople / Składniki: olej kukurydziany, liofilizowane żywe kultury bakterii Lactobacillus rhamnosus GG (ATCC 53103).
  • Coloflor Baby, krople doustneSkładniki: rafinowany olej słonecznikowy, liofilizowane żywe kultury bakterii Lactobacillus rhamnosus GG (ATCC 53103).
  • Coloflor Cesario, krople / Składniki: rafinowany olej słonecznikowy, skrobia, maltodekstryna, liofilizowane żywe kultury bakterii: Bifidobacterium infantis M-63, Lactobacillus rhamnosus GG (ATCC 53103), Lactobacillus fermentum (CECT5716) Hereditum, sacharoza, przeciwutleniacz: cytryniany sodu, chlorek sodu.
  • Dicoflor, krople dla niemowląt i dzieci / Składniki: olej kukurydziany, liofilizowane żywe kultury bakterii (Lactobacillus rhamnosus GG), emulgator: mono i diglicerydy kwasów tłuszczowych.
  • Floractin, krople dla dzieci od pierwszych dni życia / Składniki: oliwa z oliwek, Lactobacillus rhamnosus GG ATCC 53103; substancja przeciwzbrylająca: węglan wapnia; przeciwutleniacz: octan DL-alfa-tokoferolu
  • Lactibiane, Dla dzieci, krople / Składniki: olej rzepakowy, przeciwutleniacz (mieszanina tokoferoli); saszetka: mieszanka bakterii kwasu mlekowego (Bifidobacterium longum LA101, Lactobacillus helveticus LA102, Lactococcus lactis LA103, Streptococcus thermophillus LA104, Lactobacillus rhamnosus LA801), skrobia ziemniaczana, emulgator (mono- i diglicerydy kwasów tłuszczowych), cholekalcyferol (witamina D3).
  • Probiotyk w kroplach, ApteoDziecko / Składniki: olej roślinny MCT (średniołańcuchowe trójglicerydy), liofilizowane żywe kultury bakterii Lactobacillus rhamnosus GG (ATCC 53103), stabilizator: mono- i diglicerydy kwasów tłuszczowych.
  • Trilac plus forte, krople / Składniki: liofilizowany szczep Lactobacillus rhamnosus GG (ATCC 53103) w ilości min. 2,5 mld CFU/5 kropli, mieszanka liofilizatu 3 szczepów w ilości min. 2,5 mld CFU/5 kropli, w proporcji: Lactobacillus acidophilus 46,5%, Bifidobacterium lactis 47,5%, Lactobacillus delbrueckii ssp. bulgaricus 6%; olej MCT – nośnik, mono- i diglicerydy kwasów tłuszczowych E471 – stabilizator.
*Moi osobiści faworyci to Biogaia, Dicoflor oraz Triliac plus forte.

Kropelkami probiotycznymi można wzbogacać każdy produkt pielęgnacyjny: serum, lotiony, emulsje, kremy, maski, środki myjące, mgiełki. To wartościowy dodatek zgodny ze znakomitą większością kosmetyków przeznaczonych do pielęgnacji zarówno skóry, jak i włosów. 

ARTYKUŁ NIE JEST SPONSOROWANY. 

Pozdrawiam serdecznie,
Ewa

RECEPTURA | AKTYWNE SERUM NA TRĄDZIK Z 8% WITAMINĄ B3

$
0
0

Marka The Ordinary zdążyła narobić sporo szumu, również i w polskiej sieci: prawie każda osoba interesująca się odpowiednią, specjalistyczną, efektywną pielęgnacją choć raz zainteresowała się koncernem Deciem lub chociaż zdążyła o nim usłyszeć. Jednym z ciekawszych i z racji popularności, wciąż niedostępnym produktem w szerokim asortymencie marki, jest serum z wysokim stężeniem niacynamidu i cynkiem, które zalecane jest do pielęgnacji problematycznej skóry.

Mimo wielu wspaniałych recenzji i niskiego, zasłużonego pokłonu w stronę niacynamidu, serum nie do końca przypadło mi do gustu. W moim odczuciu minimalistyczna formuła kosmetyków The Ordinary jest ich jednoczesnym, sporym minusem: zarówno pod względem użytkowym, jak i pielęgnacyjnym, postanowiłam zatem wraz z marką półproduktów kosmetycznych ECOSPA >, przygotować dla Was bardziej zrównoważoną, delikatną i równie efektywną recepturę opartą na doskonałych właściwościach niacyny, która ma szansę sprawdzić się nie tylko w warstwowej, bogatej pielęgnacji, ale i dość okrojonej, bez względu na posiadany typ oraz rodzaj cery. 

RECEPTURA

Głównym składnikiem aktywnym serum jest niacynamid zastosowany w stężeniu 8% - utworzone serum jest ukierunkowane głównie na problemy powiązane z aktywnym / zaleczonym trądzikiem oraz łojotokiem / tłustą cerą: podczas regularnego stosowania, kosmetyk będzie działał normalizująco, przeciwtrądzikowo, przeciwzapalnie, wybielająco oraz przeciwłojotokowo. Biorąc pod uwagę wysoką ilość zastosowanej niacyny, zależało mi na maksymalnym złagodzeniu formuły, by serum sprawdzało się również w pielęgnacji bardziej problematycznych, odwodnionych typów cery, gdy stosowanie silniejszych kwasów, czy pochodnych witaminy A nie wchodzi już w grę, gdyż powodują zbyt mocne podrażnienia i wysuszenie.

Baza serum nie jest również dziełem przypadku, zastosowałam hydrolat z szałwii lekarskiej, który pomimo dobrej tolerancji i łagodności w swym działaniu, wykazuje widoczne właściwości oczyszczające, normalizujące oraz przeciwłojotokowe i bioferment z bambusa, który również zapewnia efekt przeciwtrądzikowy oraz co było dla mnie kwestią kluczową przy recepturowaniu: posiada unikatowe właściwości użytkowe: powleka skórę łagodnym, niekomedogennym, przyjemnym filmem, ułatwia rozprowadzenie produktu i zwiększa jego wydajność, daje efekt wygładzenia i sprawia, że serum z jego dodatkiem jest niezwykle delikatne, komfortowe i przyjemne w użyciu. Dodatkowe, nieznaczne zażelowanie formuły naturalną gumą ksantanową sprawia, że serum świetnie współpracuje z nawet problematycznymi typami skóry i pomimo dużej zawartości leczniczego niacynamidu, daje efekt nawilżenia, złagodzenia i ukojenia.

Za nieznaczną lepkość produktu odpowiada pantenol, który również nie bez przyczyny znajduje się w tak wysokim stężeniu - dzięki 4% zawartości witaminy B5, konsystencja serum jest bardziej jednolita, gładka, a sama formuła jest bardziej stabilna chemicznie. Aby jeszcze bardziej ułatwić i uprzyjemnić stosowanie serum, można do niego dodać opcjonalnie glikolu roślinnego, który nada konsystencji aksamitności, gładkości i zwiększy walory nawadniające serum, a także zminimalizuje do zera towarzyszącą, nieznaczną lepkość serum żelowego (która mi osobiście nie przeszkadza i daje świetny efekt zmiękczenia).

Składniki:
  • hydrolat z szałwii lekarskiej / zielonej herbaty / z rozmarynu - 37.35 g
  • bioferment z bambusa - 5 g
  • niacynamid (witamina B3) - 4 g
  • pantenol (witamina B5) - 2 g
  • glikol roślinny (propanediol) - 1 g 
  • Eko konserwant w płynie ECOSPA 0.35 g (10 kropli) / W ofercie ECOSPA znajdują się dwa, naturalne konserwanty, ze względu na finalne 6.5 pH serum  (zapewniające najwyższą stabilność niacyny), polecam zastosować konserwant płynny, który działa w szerszym zakresie pH,
  • guma ksantanowa - 0.3 g (około 0.15-0.2 ml) 
  • opcjonalnie papierki lakmusowe i kwas mlekowy / mleczan sodu do regulacji pH (pH serum bez regulacji na poziomie 6.5 pH)
Akcesoria:
  • szklana zlewka,
  • szklana szpatułka,
  • szklane opakowanie z ciemnego szkła z pipetą,
  • papierki lakmusowe,
  • waga elektroniczna lub łyżeczki miarowe,


Przy doborze składników, przyświecał mi cel, by wszystkie zastosowane składniki nie tylko idealnie ze sobą współgrały i zapewniały najlepszy efekt terapeutyczny, ale również samo stworzenie serum było niesamowicie łatwe pomimo znacznej ilości składników, a niezbędne składowe były dostępne w jednym miejscu - co mi się udało, bowiem wszystkie wymienione półprodukty wraz akcesoriami zakupisz w sklepie internetowym ECOSPA >. Wykonanie serum jest bardzo łatwe, jedynym nastręczającym problemy etapem, może okazać się samo odmierzanie składników. Aktualnie korzystam z wagi elektronicznej i ten sposób polecam najbardziej, ponieważ ewentualny margines błędu w przypadku korzystania z wagi jest bardzo niski, bądź zastosować metodę łyżeczek miarowych i przeliczyć wszystkie składniki z gramów na mililitry (dla opornych polecam kalkulatory stężeń)

  • W szklanej zlewce umieść odpowiednią ilość hydrolatu, powoli, mieszając całość szklaną szpatułką, wlej ostrożnie bioferment z bambusa, powinna powstać jednolita, delikatnie mleczna emulsja, 
  • Następnie odmierz właściwą ilość niacyny i cały czas kręcąc szpatułką, wsypuj jej niewielkie ilości do wodnego roztworu, 
  • Jeśli decydujesz się na konserwant w proszku i nie zamierzasz pomijać zastosowania glikolu roślinnego, aby ułatwić sobie jego rozproszenie, rozpuść go w propanediolu, a następnie dodaj do całości, 
  • Dodaj konserwant w płynie, 
  • Sprawdź za pomocą papierków lakmusowych pH roztworu, 
  • Na łyżeczce miarowej odmierz odpowiednią ilość pantenolu i rozpuść w niej gumę ksantanową, dzięki temu guma rozproszona w witaminie B5, będzie równomiernie zagęszczać serum, wlewaj powolnymi porcjami, cały czas intensywnie mieszając, 
  • Serum przelej do szklanego opakowania z pipetą i intensywnie wstrząsaj przez około 30 sekund, przechowuj w lodówce nie dłużej niż 12 tygodni,

WŁAŚCIWOŚCI I MOŻLIWOŚCI WYKORZYSTANIA SERUM W PIELĘGNACJI

Serum jest stworzone do minimalistycznej, jak i bardziej rozbudowanej pielęgnacji. Starałam się, by lekka formuła produktu nie była jednocześnie zbyt wodnista, a dawała efekt zmiękczenia i ukojenia,  a także nie generowała kolejnych problemów z odwodnieniem skóry. Żelowa konsystencja serum to nie tylko komfort stosowania, ale również jego wyższa skuteczność. Kosmetyk sprawdza się stosowany samodzielnie, ale i jako dodatek do innych kosmetyków pielęgnacyjnych - zwiększa ich walory nawilżające oraz normalizuje i rozjaśnia skórę problematyczną.


Serum może być ostatnim krokiem pielęgnacyjnym, dodatkiem do innych konsystencji oraz elementem warstwowej pielęgnacji. Ze względu na aktywny składnik zastosowany w wysokim, efektywnym stężeniu, serum może być stosowane zarówno w skutecznej monoterapii (terapia normalizująco-regulacyjna), jak i terapiach skojarzonych - będzie wzmagać działanie wybielające oraz przeciwłojotokowe.

Regularnie stosowany kosmetyk przede wszystkim zmniejsza ilość wydzielanego łoju, obkurcza rozszerzone pory, wybiela skórę, zmniejsza rumień, hamuje nadmierną peroksydację lipidów i tym samym zmniejsza ilość zaskórników oraz może normalizować nadmierną hiperkeratynizację. To idealny produkt do pielęgnacji skóry mało problematycznej, jak i sprawiającej duże problemy, gdy pojawia się nietolerancja i nadmierna wrażliwość na większość składników aktywnych, zaawansowane stadium trądziku (w tym różowatego), skrajne odwodnienie.

Ważne: serum może być stosowane w porannej pielęgnacji (zapewnia ochronę antyoksydacyjną), bez względu na porę roku oraz przez kobiety spodziewające się dziecka i karmiące. 

MARKA ECOSPA

Rodzinna manufaktura istnieje na rynku już od 2006 roku, to szmat czasu, przez który właściciele krzewią ideę tworzenia własnych, domowych, naturalnych kosmetyków oraz zdrowego stylu życia. Dla mnie, jako konsumenta, ogromne znaczenie ma nie tylko jakość (często organicznych, ekologicznych i certyfikowanych) oferowanych surowców, ich dobra dostępność i użyteczność (ostatnio założyciele zdecydowali się na odświeżenie opakowań, co moim zdaniem wpłynęło tylko na plus - design, składniki sypkie znajdują się w porządnych woreczkach strunowych, zaś składniki płynne w szklanych, ciemnych opakowaniach), ale również ludzie, którzy stoją za swoim dziełem.

Biorąc pod uwagę nienaganną jakość obsługi oraz surowce, z których jakości jestem szczerze zadowolona - zachęcam do nie tylko stworzenia serum przeciwtrądzikowego, które jest świetną, łatwo dostępną alternatywą dla koncernu Deciem, ale zakupów w sklepie ECOSPA > - kolejnym plusem jest również możliwość odbioru zamówienia stacjonarnie, w Warszawie. 

ARTYKUŁ POWSTAŁ WE WSPÓŁPRACY Z MARKĄ PÓŁPRODUKTÓW KOSMETYCZNYCH ECOSPA. ODNOŚNIK DO SKLEPU INTERNETOWEGO, UDANYCH ZAKUPÓW ;) >>

Pozdrawiam serdecznie,
Ewa Szałkowska

EMINENCE SERUM 8 GREENS

$
0
0
W bałaganie jaki towarzyszy mi na co dzień, również w pielęgnacji, jest pewna, ukryta metoda. Wystarczyło kilka lat burzliwych doświadczeń, by pomimo ciągle towarzyszącego mi harmideru i mnogości kosmetyków, przeplatających się nawet i pod moimi obcesowo zniszczonymi stopami, dość trafnie dobierać je do potrzeb własnej skóry i stosunkowo szybko wyrabiać sobie trafną opinię na temat nowo wdrożonych produktów do pielęgnacji. Zielone serum od Eminence Organic Skin Care okazało się zaproszeniem do poznania kolejnych produktów marki - zapewnia mi to, czego oczekuję z pogranicza stosowanych łatwo dostępnych serum, a kremów - nawodnienia, ale jednocześnie łagodnej, przyjemnej okluzji. 

Bardzo podoba mi się koncepcja, ideały i przede wszystkim autentyczność głoszona przez markę Eminence, której działalność śledzę skrupulatnie od kilku miesięcy. Przemawiają do mnie zatem nie tylko oferowane produkty, które mają ciekawe i niekonwencjonalne, ale jednocześnie przyjazne formuły, które można wdrożyć bez nadmiernych implikacji, jak i ludzie, którzy nie serwują werbalnych wymiocin i eko-pozoranctwa, a wiedzą dokładnie co są w stanie zaoferować i odpowiednio wyargumentować cenę oferowanych kosmetyków. 

KONSYSTENCJA

Delikatnie żelowa, doskonale rozprowadzająca się bez najmniejszego oporu. Wystarczy niewielka ilość, by równomiernie rozprowadzić serum po twarzy, szyi i dekolcie. Łagodnie zastyga, Eminence 8 greens tuż po wklepaniu ładnie i przyjemnie powleka skórę, nieco się lepiąc, ale efekt ten zupełnie mija po około 10 minutach. Niezwykle komfortowo zachowuje się na skórze, mimo bardzo lekkiej formuły, serum nie wysycha zupełnie, pozostawia przyjemne uczucie zmiękczenia i nie powoduje ściągnięcia nawet na odwodnionych typach cery.

Z moich obserwacji wynika, że serum lepiej sprawdza się stosowane w połączeniu z czynś do uzuskania pożądanej konsystencji niż w klasycznej pielęgnacji warstwowej. Lepiące się własciwości serum doskonale chwytają makijaż, zarówno kremowe produkty, jak i mineralne, trzymały się niemalże cały dzień bez najmniejszego szwanku. 

DZIAŁANIE
gh

EFEKTY
gfdg

SKŁAD, POJEMNOŚĆ, WYDAJNOŚĆ I CENA
fg

ARTYKUŁ NIE JEST SPONSOROWANY. 

Pozdrawiam ciepło,
Ewa

TAZAROTEN W LECZENIU TRĄDZIKU

$
0
0


Tazaroten jest jedyną pochodną witaminy A zarejestrowaną w leczeniu łuszczycy, jednak ze względu na swoje właściwości, może być z powodzeniem stosowany również i w leczeniu różnych form trądziku, zwłaszcza powiązanego ściśle z nadmiernym rogowaceniem, na czym dzisiaj zamierzam się skupić. Tazaroten jest bardzo ciekawą substancją aktywną, chociażby z tegoż względu, iż do jego przemiany w postać czynną dochodzi dopiero po zetknięciu się z tkankami żywymi (nie jest więc preparatem aktywnym w opakowaniu = ma wyższą skuteczność i wyższą trwałość), nie posiada zatem dużych właściwości drażniących, jest dobrze tolerowany, a głównym skutkiem ubocznym, który może występować niezależnie od typu, rodzaju i problemu skóry, jest początkowe uporczywe swędzenie, wynikające właśnie ze specyfiki tazarotenu i jego miejscowej, wybiórczej, wiążącej aktywacji receptorowej w mieszkach włosowych. 

TAZAROTEN, CO TO?

Acetylenowa pochodna retinoidów, zaliczana do retinoidów III generacji. Prolek, który w większości układów biologicznych w procesie deestryfikacji ulega przemianie do postaci aktywnej (kwas karboksylowy tazarotenu). Pochodna ta wiąże się ze wszystkimi 3 przedstawicielami rodziny receptorów kwasu retinowego: RAR(alfa), RAR(beta) i RAR(gamma), wykazując jednocześnie względną wybiórczość w stosunku do dwóch ostatnich. Może również wpływać na ekspresję genów. Mechanizm działania tazarotenu w łuszczycy nie jest dokładnie poznany. Stosowany miejscowo u zwierząt doświadczalnych hamuje indukcję naskórkowej dekarboksylazy ornitynowej, odpowiedzialnej m.in. za proliferację i przerost komórek. W badaniach in vitro zmniejsza ekspresję MRP8 – markera zapalenia, występującego w dużych stężeniach w naskórku chorych na łuszczycę. W hodowlach ludzkich keratynocytów tazaroten hamuje proces rogowacenia. Po podaniu miejscowym wchłania się w niewielkim stopniu, wchłonięty lek ulega prawie w całości przekształceniu w aktywny metabolit wydalany z moczem i kałem. Nie jest zalecany kobietom w ciąży oraz karmiącym, należy do substancji X zabronionych w stosowaniu u kobiet ciężarnych i w okresie laktacji. 

Tazaroten działa łagodnie przeciwzapalnie, odbarwiająco oraz złuszczająco. Wykazuje bardzo podobne właściwości do wcześniej opisywanego adapalenu >, z tym że mocniej i intensywniej hamuje nadmierne rogowacenie (w badaniach klinicznych skuteczność tazarotenu była porównywalna ze skutecznością tretinoiny), ma intensywniejsze działanie złuszczające oraz tym samym jest nieco gorzej tolerowany - szczególnie często, zwłaszcza na początku leczenia, pojawia się trudne do opanowania swędzenie i pieczenie, które nie jest powiązane z podrażnieniem skóry (nie pojawia się odwodnienie, rumień, reakcja alergiczna). Wykazuje również słabsze działanie przeciwzapalne, gdzie adapalen w niektórych dermatozach może być stosowany wymiennie z antybiotykami zewnętrznymi. 

SKUTECZNOŚĆ TAZAROTENU

Ku mojemu zadowoleniu, wreszcie świat dermatologii powoli przegląda na oczy i w końcu odchodzi od agresywnych metod złuszczających naskórek - specjaliści chętniej zalecają stosowanie właśnie retinoidów III generacji, które jak na swoje aktywne działanie, są bardzo dobrze tolerowane, nie powodują silnych podrażnień oraz tendencja do nawrotów przy ich regularnym użytkowaniu znacznie maleje, a na pewno jest niższa niż przy stosowaniu kwasów oraz intensywnych zabiegów złuszczających typu lasery frakcyjne i niefrakcyjne, dermabrazje. Mimo że kuracje trwają dłużej, efekty, jakie są nimi osiągane, są znacznie bardziej zadowalające od serii kilku, inwazyjnych zabiegów i oczywiście wiążą się z mniejszą ilością efektów niepożądanych. Poza tym rozsądnie stosowane retinoidy III generacji, świetnie sprawdzają się w połączeniach z medycyną estetyczną - nie tylko jako przygotowanie skóry pod zabiegi, ale jako element kompleksowego leczenia zmian starzeniowych, trądzikowych, przebarwieniowych, bliznowcowych. Tazaroten sprawdza się zatem nie tylko w leczeniu trądziku, ale i pozostałości po nim. 

Większość liczących się w branży czasopism, jak i niesponsorowanych badań klinicznych, wskazuje jasno na wysoką skuteczność tazarotenu nie tylko w leczeniu łuszczycy (gdzie notabene etiologia problemu również po części opiera się na hiperkeratozie), ale przede wszystkim trądziku grudkowo-krostkowego oraz typowo zaskórnikowego. Zaledwie po 10 tygodniach, w większości klinicznych obserwacji odnotowano redukcję rogowacenia o ponad połowę i znaczne zmniejszenie ilości pojawiających się zmian grudkowo-krostkowych! 

Na skuteczność leku zbiera się wiele składowych - między innymi tolerancja leku, która pozwala na jego regularne użytkowanie, małą tendencję do nawrotów trądziku (zachwiany mikrobiom skórny, silna wrażliwość, skrajne odwodnienie predestynuje do nasilonego problemu rogowacenia oraz powstania łojotoku egzogennego) oraz reakcji toksycznych. Ogromnym plusem tazarotenu jest jego aktywacja w tkankach, dlatego oprócz świądu, lek w zasadzie nie powoduje większych podrażnień, jeżeli oczywiście jest rozważnie stosowany.Rzadko kiedy powoduje obrzęki, alergie, również do rzadkości należą reakcje toksyczne pokroju trądzik poretinoidowy, czy zapalenie mieszków włosowych, a to częsty objaw niepożądany między innymi przy stosowaniu tretinoiny. 

Warto zwrócić uwagę na nawadniające właściwości tazarotenu - mimo że substancja powoduje początkowo efektywne złuszczanie naskórka, przy dłuższym stosowaniu poprawia nawodnienie oraz elastyczność skóry, wymiana wodna po kuracji tazarotenem w większości badań klinicznych ulega poprawie o ponad połowę. Związek ma również potwierdzony klinicznie wpływ na jakość powstawania lepszej jakości tkanek - pobudzone pod wpływem działania komórki, tworzą grubszy, bardziej zbity i lepiej odżywiony naskórek. Tazaroten pobudza również angiogenezę - która wpływa na odżywienie tkanek, ich lepszą zdolność do regeneracji oraz lepszą odpowiedź na podrażnienie. Działa zatem odmładzająco na ludzkie tkanki.

KOMU POLECAM TAZAROTEN?

Tazaroten sprawdzi się na większości typów i rodzajów cery, dotkniętych trądzikiem mieszanym oraz u osób, które wymagają farmakologicznej regulacji rogowacenia okołomieszkowego. Bardzo dobrze sprawdza się również na typach łojotokowych, które wymagają efektywnego usuwania nadmiaru łuski oraz jednoczesnego, optymalnego, łagodnego działania. Preparat wykazuje pod względem regulacji hiperkeratozy podobną skuteczność do tretinoiny, może być zatem jej zamiennikiem, gdy tolerancja na formuły preparatów lub samo działanie tretinoiny jest obniżone i leki powodują zbyt silne podrażnienia. 

Tazaroten posiada dosyć mocne właściwości złuszczające, dlatego jest rekomendowany w leczeniu przebarwień utrwalonych, świeżych pozapalnych (silna stymulacja kolagenu i hamowanie wydzielania cytokin zapalnych) oraz drobnych blizn w fazie zabliźniania. Jest również doskonałym wyborem dla skóry dojrzałej, gdyż oprócz właściwości regulujących, połączenie jego aktywności nawadniających, wygładzających i poprawiających ukrwienie, działa odmładzająco na tkanki. Myślę, że to jeden z najbezpieczniejszych i tak aktywnych preparatów - w niewłaściwych rękach może jak każdy preparat złuszczający mieć toksyczny wpływ na naskórek, ale jeżeli pielęgnacja jest prawidłowo zbilansowana, a użytkownik zna umiar i stosuje preparat zgodnie z bieżącymi potrzebami skóry, może nim bardzo dobrze uregulować skórę i wyprowadzić ją prostą, a później albo powtarzać terapie z rzadszym stosowaniem tazarotenu, albo zupełnie zrezygnować z jego stosowania po zakończonej kuracji i przerzucić się na niechemiczne metody regulacji. 

  • świetny wybór dla osób o rogowaceniowym trądziku zaskórnikowo-grudkowym i krostkowym,
  • bardzo dobry lek do rozpoczęcia walki z trądzikiem z pojawiającymi się naprzemiennie zmianami zaskórnikowymi i zapalnymi powierzchownie umiejscowionymi, 
  • odpowiedni do leczenia trądziku z głównym problemem rogowacenia, zwłaszcza suchymi kaszkami i zmianami "do wydrapania", 
  • właściwy do stosowania na łojotokowych typach skóry, których problem ma charakter egzogenny (przy endogennym łojotoku, tazaroten będzie nieskuteczny), 
  • może sprawdzić się stosowany w rozważny sposób u osób z trądzikiem różowatym,
  • najlepszy wybór dla skóry dojrzałej, wymagającej terapii regulującej lub złuszczającej,

A KIEDY "NIE"?

Kiedy nie znasz umiaru, nie przykładasz uwagi do pielęgnacji, a głównym problemem w Twoim przypadku nie jest rogowacenie. Jeżeli przyczyna tkwi tylko w łojotoku, który nie ma przyczyny egzogennej, preparat może wręcz nasilać dany problem i powodować narastające pogorszenia. To nie jest również najlepszy preparat dla osób, które walczą głównie z trądzikiem zapalnym ze zmianami głębiej umiejscowionymi i naciekowymi. Mimo że tazaroten jest substancją o intensywnym działaniu, sprawdza się w słabiej nasilonych i "suchych" postaciach trądziku, może nie przynieść pożądanych rezultatów przy mocniej nasilonych i ropnych formach trądziku. 

Jedynym preparatem zawierającym tazaroten dostępnym w Polsce jest lek Zorac, występujący w dwóch stężeniach: 0.05% oraz 0.1%. 

Pozdrawiam,
Ewa

EIGHT GREENS YOUTH SERUM | EMINENCE ORGANIC SKIN CARE

$
0
0

W bałaganie jaki towarzyszy mi na co dzień, również w pielęgnacji, jest pewna, ukryta metoda. Wystarczyło kilka lat burzliwych doświadczeń, by pomimo ciągle towarzyszącego mi harmideru i mnogości kosmetyków, przeplatających się nawet i pod moimi obcesowo zniszczonymi stopami, dość trafnie dobierać je do potrzeb własnej skóry i stosunkowo szybko wyrabiać sobie trafną opinię na temat nowo wdrożonych produktów do pielęgnacji. Zielone serum od Eminence Organic Skin Care okazało się zaproszeniem do poznania kolejnych produktów marki - zapewnia mi to, czego oczekuję z pogranicza stosowanych łatwo dostępnych serum, a kremów - nawodnienia, ale jednocześnie łagodnej, przyjemnej okluzji. 

Bardzo podoba mi się koncepcja, ideały i przede wszystkim autentyczność głoszona przez markę Eminence, której działalność śledzę skrupulatnie od kilku miesięcy. Przemawiają do mnie zatem nie tylko oferowane produkty, które mają ciekawe i niekonwencjonalne, ale jednocześnie przyjazne formuły, które można wdrożyć bez nadmiernych implikacji, jak i ludzie, którzy nie serwują werbalnych wymiocin i eko-pozoranctwa, a wiedzą dokładnie co są w stanie zaoferować i odpowiednio wyargumentować cenę oferowanych kosmetyków. 

KONSYSTENCJA

Delikatnie żelowa, doskonale i bezprecedensowo rozprowadzająca się, aplikacji nie akompaniuje dziwny, nadmierny opór, lepkość, zbyt szybkie wchłanianie soczyście zielonej konsystencji. Wystarczy niewielka ilość, by równomiernie rozprowadzić serum po twarzy, szyi i dekolcie. Łagodnie zastyga (choć raczej owe uczucie przypomina rozkoszne wtapianie się, czuć jak skóra dosłownie wsiąka każdą kropelkę serum i jest nieprawdopodobnie wilgotna od szczodrego nawodnienia), pozostawiając jedwabistą, cudownie przyjemną w dotyku skórę.  Eminence 8 greens tuż po wklepaniu ładnie i przyjemnie powleka skórę, nieco się lepiąc, ale uczucie to nie jest niekomfortowe i przytłaczające - mija zupełnie po około 10 minutach - uczucie kleistości wzrasta wraz z bardziej obfitą aplikacją (brak rolowania się produktu). Serum niezwykle komfortowo, wręcz luksusowo zachowuje się na skórze, mimo bardzo lekkiej formuły, nie wysycha zupełnie, pozostawia przyjemne uczucie zmiękczenia i nie powoduje ściągnięcia nawet na odwodnionych typach cery. Zapach przyjemny, świeży, zielony, wyczuwam w nim świeżo utarte w moździerzu zioła polne oraz aromatyczną, kwitnącą suto lawendę.

Sięgam po serum z nieukrywaną przyjemnością.

Z moich obserwacji wynika, że serum lepiej sprawdza się stosowane w połączeniu z czymś do uzyskania pożądanej konsystencji niż w klasycznej pielęgnacji warstwowej (produkt zastosowany po serum bardziej przyczepia się do skóry i trudniej rozprowadza, przez co ciężko jest wklepać i rozsmarować chociażby kremy/emulsje o bardziej skontrowanej formule), jest to również jeden z niewielu produktów o tak lekkiej konsystencji, pozwalający swymi właściwościami na samodzielnie stosowanie bez obaw o dyskomfort i wzmożone ściągnięcie naskórka. Charakterystyczna struktura serum ma swoje duże plusy chociażby w roli bazy: doskonale chwyta mineralne pigmenty, efekt przedłużonej trwałości makijażu ma miejsce zarówno przy stosowaniu kremowych produktów, jak i sypkich mineralnych.

Mimo że serum Eminence posiada szereg substancji aktywnych, w tym pochodzenia wyłączeni naturalnego, konsystencja serum jest na tyle przyjemna i wyjątkowa w użytkowaniu, że nie powoduje podrażnień, przelotnego rumienia, czy ściągnięcia nawet przy regularnym stosowaniu. Produkt nie wzmaga nadmiernej potliwości skóry oraz nie pobudza łojotoku, co jest gehenną przy za lekkich, wodnych produktach do pielęgnacji skóry. 

DZIAŁANIE

Część osób może być głęboko przesiąknięta defetyzmem usłyszawszy hasło "naturalna pielęgnacja" - szczególnie, gdy roślinne, zgodne z naturą działanie nie przynosi pożądanych rezultatów, odpycha i konsekwentnie zraża swym "swoistym" zapachem, a jeszcze częściej generuje kolejne problemy z cerą, zamiast niweczyć nieuniknione skutki mijającego czasu, przewlekłego stresu i nie do końca zdrowej, wątpliwej jakości pszenicznej bułeczki z makiem. Wszystko to sprawia, że w pewnym sensie wiele z nas traci wiarę w matkę naturę i przybiera fatalistyczną postawę, a równie mocno mierżą wszelakie odgórne przymusy bycia zawsze szczęśliwym, zadbanym i koniecznie bio zgodnym ze środowiskiem naturalnym. Po wielu latach testów, i wydaje mi się - dość dobrej orientacji rynku, rzeczywiście kosmetyki naturalne są w pewnym stopniu sztampowe i momentami - aż do egzystencjalnego bólu - przewidywalne. Eminence Organic Skin Care rozbudziło we mnie początkowy towarzyszący mi entuzjazm obecny w dziewiczym odkrywaniu naturalnych, zdrowych produktów, który nieuchronnie stopniowo zaczął przygasać i ustępować miejsca wyważonemu dystansowi.

Cenię produkty, które rzeczywiście działają - w naturalnych kosmetykach dostrzegam niepokojący deficyt nawilżenia i przyjemnego uczucia zmiękczenia, co automatycznie przekłada się na namacalne i długotrwałe efekty stosowania, których notabene brakuje mi przy nawet rozsądnym, systematycznym użytkowaniu naturalnych kosmetyków - naturalne tłuszcze nie są łatwymi składnikami formulacyjnymi, nie nawilżają samodzielnie i wykrzesanie z naturalnych składników efektu "plumping" wcale nie jest tak proste jak mogłoby się wydawać. Zawód zatem nabierał niebotycznych wymiarów i cieszę się, że w tymże czasie natrafiłam na markę Eminence, której to serum Youth Eight Greens robi coś więcej niż tylko natłuszcza.

Niby niewiele, ale produkt pozostawia skórę niesamowicie gładką, ukojoną, zmiękczoną, cudownie aksamitną, szaleńczo przyjemną w dotyku, ale przede wszystkim: nawodnioną. Miałabym spore trudności ze wskazaniem produktu wodnego/zażelowanego, który tak przyjemnie i delikatnie, aczkolwiek widocznie działa na moją odwodnioną i niezwykle wybredną, trądzikową skórę - i z całą pewnością nie byłby to preparat bazujący na naturalnych, roślinnych komponentach. Cena serum może na pierwszy rzut oka wydawać się kuriozalna, ale po głębszym zastanowieniu, na rynku brakuje produktów, które są tak lekkie i jednocześnie zapewniają bez żadnych dodatkowych modyfikacji wspaniałe uczucie nawodnienia.

Prawidłowe nawilżenie naskórka automatycznie zmniejsza skłonności do nadmiernej reaktywności i pobudliwości naczyniowej, niweluje nieprzyjemny świąd, wspomaga regenerację, poprawia koloryt, ogólnie rzecz biorąc: sprawia, że naskórek wygląda i czuje się zdecydowanie lepiej. I rzeczywiście tak jest, przy stosowaniu serum moja cera jest w znacznie lepszej kondycji niż przed włączeniem kosmetyku do stałej pielęgnacji - struktura skóry jest bardziej zbita, koloryt stopniowo wyrównany, gładkość skóry momentami powoduje aż gęsią skórkę. Na pewno będzie mi bardzo smutno, gdy system dozujący pozostanie już pusty i nie zasięgnie kolejnej porcji nawilżającego serum.

Regularne stosowanie Eight Greens Eminence na pewno poprawiło stopień regeneracji oraz ujednoliciło ogólny koloryt mojej skóry. Na prawidłowo wypielęgnowanej skórze wszystko goi się, regeneruje, przyjmuje i wygląda lepiej - co jestem w stanie potwierdzić po długich tygodniach regularnych testów.

Równie mocno cenię realistyczne i w pełni uzasadnione w działaniu obietnice producenta. Serum ma pozostawiać skórę gładką, jedwabistą i przyjemną w dotyku bez tłustego filmu, dobrze nawilżać, wzmacniać i poprawiać ogólną kondycję skóry. Wszystkie wykazane podpunkty są odzwierciadleniem tego, co widzę na własnej skórze. Serum Eight Greens jest skierowane do każdego rodzaju skóry - myślę, że producent nie mija się z prawdą, bowiem wprowadzenie serum wymaga odpowiedniego wkomponowania w zastaną pielęgnację, choć najbardziej kosmetyk polecam odwodnionym trądzikowym, tłustym i problematycznym typom cery z niskim, ale jednak obecnym zapotrzebowaniem na okluzję, którym nie jest obcy problem rogowacenia i łojotoku wywołanego. 


SKŁAD, POJEMNOŚĆ, WYDAJNOŚĆ I CENA

Zielone serum od Eminence, jak sama nazwa arbitralnie wskazuje, bazuje na głównych, ośmiu zielonych roślinach, będących źródłem naturalnych, odmładzających i nawilżających fitoestrogenów: jukka, skrzyp polny, niepokalanek pospolity, chmiel zwyczajny, koniczyna łąkowa, len zwyczajny, lawenda i liście papryki. To jednak nie koniec (rzec by się przekornie chciało, że dopiero początek) roślinnej przygody, bowiem kosmetyki Eminence to prawdziwa gratka dla osób ceniących naturalne kosmetyki z prawdziwego zdarzenia. Formuła serum nie zawiera wody, jest oparta na soku z rozgniatanych liści aloesu i pomidora, działanie serum wzmacniają naturalne ekstraty pozyskane z jęczmień zwyczajny czterorzędowy, spirulina, szpinak, kapusta warzywna, lucerna, pszenica, brokuł, burak ćwikłowy, dulka, rozmaryn, kompleks antyoksydacyjny (cytryna, jagody acai i goji, wiśnia barbados acerola, indyjski agrest, marchew, camu camu, baobab i woda kokosowa) naturalne olejki eteryczne oraz nawadniające cukry oraz niewielka ilość okluzji w postaci oleju słonecznikowego. Serum zawiera glicerynę, która mi osobiście w podanej formie nie wadzi.

Mimo przebogatej, obfitującej w naturalne składniki zawartość, kosmetyk nie spowodował u mnie uczulenia i miejscowych odczynów niepożądanych.

INCI: Organic Phytonutrient Blend™ [Aloe Juice*, Tomato Juice*, Horsetail Extract*, Chasteberry Extract*, Flaxseed Extract*, Hops Extract*, Barley Leaf Extract*, Wheat Leaf Extract*, Algae Extract*, Spinach Extract*, Broccoli Extract*, Alfalfa Leaf Extract*, Beetroot Extract*, Dulse Extract*, Bladderwrack Extract*, Yucca Extract*, Red Clover Flower Extract*, Honey*, Paprika Extract*, Sunflower Seed Oil*, Rosemary Leaf Extract*, Maltodextrin (from Rice)* And Vegetable Glycerin*], Lavender Extract, Vegetable Glycerin*, Horsetail Extract, Propanediol (from Corn), Vegetable Glycerin, Tara Tree Gum, Yucca Filamentosa Extract, Hops Extract, Sodium Benzoate, Potassium Sorbate, Xanthan Gum, Lactic Acid, Chlorophyll, Sodium Salicylate, Paprika Extract, Sodium Alginate, Lavender Oil*, Biocomplex2™ [Acai*, Lemon*, Barbados Cherry*, Indian Gooseberry*, Baobab*, Camu Camu*, Carrot*, Coconut Water*, Goji Berry*, Tapioca Starch (from Cassava Root)*, Alpha Lipoic Acid And Coenzyme Q10].
*Certified Organic Ingredient
**Biodynamic® Ingredients From Controlled Demeter Production

Pojemność 30 ml w butelce z porządnego, ciemnego, grubego szkła z pipetą. Serum jest bardzo wydajne, opakowanie przy rozsądnym stosowaniu powinno wystarczyć na około 4-6 miesięcy. Koszt serum waha się w granicach 150 - 200 zł. Produkty Eminence, niestety, nie są dostępne bezpośrednio w Polsce. 

ARTYKUŁ NIE JEST SPONSOROWANY. 

Pozdrawiam ciepło,
Ewa

GĄBECZKI KONJAC W PIELĘGNACJI

$
0
0

Gąbeczki Konjac znalazły niezliczoną ilość funkcji w mojej okrojonej pielęgnacji. Ich gąbczasta i porowata, a jednocześnie na wskroś delikatna struktura, stwarza mnóstwo możliwości wykorzystania nawet na trudnych, problematycznych typach cery. Mimo że często kręcę nosem na akcesoria w pielęgnacji, gdyż nierzadko generują sporo problemów przy dłuższym stosowaniu jak i w utrzymaniu względnej czystości, tak gąbeczki Konjac akompaniują mi niezmiennie w codziennym rytuale już od kilku miesięcy.

KONJAC? CO TO TAKIEGO?

Gąbeczka Konjac w kosmetyce i medycynie japońskiej istnieje od przeszło 1500 lat. To produkt w 100% naturalny i biodegradowalny, jest wolna od szkodliwych, drażniących i mogących podrażnić skórę substancji.

Gąbka otrzymywana jest z azjatyckiej byliny, która nosi tę samą nazwę. Powstały surowiec posiada silne właściwości absorbujące, zawdzięcza to lekko zasadowemu pH, przez co wykazuje właściwości myjące, peelingujące i emulgujące tłuszcz, a zawartość składników naturalnych i substancji aktywnych, pielęgnuje, odżywia i nawilża skórę. Gąbeczki mogą zawierać różne składniki - aktywny węgiel, który wspomaga walkę z trądzikiem i bardzo dobrze oczyszcza, antyseptyczną i oczyszczającą glinkę, kojącą zieloną herbatę i wiele, wiele innych.

W kontakcie z wodą gąbka intensywnie pęcznieje, staje się delikatna, miękka, doskonale absorbuje sebum, tłuszcz i zanieczyszczenia. Zapewnia subtelne i łagodne dla skóry oczyszczenie bez podrażnień. Regularne oczyszczanie skóry za pomocą gąbki Konjac pozwala na minimalne użycie kosmetyków myjących, zmniejszenie ilości produktów oczyszczających, znaczne uproszczenie pielęgnacji, zwężenie porów, niewymagającą ochrony przeciwsłonecznej regulację rogowacenia oraz delikatny i relaksujący masaż, co wpływa bezpośrednio na lepsze ukrwienie skóry i jej ładniejszy koloryt.

Przy szeregu niezbywalnych zalet, nie można niestety zapomnieć o wadach gąbki Konjac. Nie odkryję Ameryki, ale największą przywarą tej świetnej gąbeczki jest przede wszystkim jej wątpliwa higieniczność. Gąbka sama w sobie jest śliska, schnie powoli, choć można ją dezynfekować i prać w wysokich temperaturach, często ulega uszkodzeniom i pomimo zachowania wzmożonych środków ostrożności: pleśnieje w środku. Ogromną zaletą jest niewchłanianie kosmetyków do środka, ale niestety nie ochrania to przed psuciem się gąbki (wynika to z naturalnej budowy i składu). Dodatki do gąbki szybko się wypłukują i na pewno tracą swoją wartość aktywną, zwłaszcza gdy zdecydujesz się na regularne wygotowywanie gąbki, co jest najskuteczniejszą metodą ochrony przed patogennymi drobnoustrojami. Zalecam wymianę gąbki co co najmniej 3 miesiące.

Dla niektórych osób gąbeczka Konjac może okazać się stanowczo za ostra, zachowuje jednak trwałą formę, przez co masaż całą powierzchnią gąbeczki może sprzyjać roznoszeniu zmian zapalnych, generować podrażnienia i nasilać ucieczkę wody.

Ostrzegam, że jakość gąbeczek (poza sprawdzoną firmą Konjac Sponge Company) nie jest równa - wiele gąbeczek okazywała się zbyt twarda, nieprzyjemna i szorstka, by móc bezpiecznie włączyć je do pielęgnacji twarzy.

MOŻLIWOŚCI WYKORZYSTANIA GĄBECZEK W PIELĘGNACJI CODZIENNEJ I SPECJALNEJ

Gąbeczki Konjac posiadają miłą, choć przedziwną strukturę. Nadal pamiętam swój ewoluujący grymas w zderzeniu z twardą niczym głaz powierzchnią z którą nie do końca wiedziałam co mam uczynić, zresztą wciąż ogarnia mnie niewymuszone zdumienie przy upuszczaniu strumienia wody, transformacja Konjac to coś niesamowitego: mokra gąbeczka natychmiast staje się niesamowicie mięciutka i plastyczna.

Niespotykana, wyczuwalnie porowata struktura gąbki to jednak jej duża zaleta, ta porowatość jest zupełnie rozbieżna z tradycyjnymi gąbkami, a nawet z gąbeczkami Konjac kiepskiej jakości - unikalna faktura chwyta i pochłania mechanicznie zabrudzenia oraz zapewnia jednocześnie przyjemny, oczyszczający masaż. Sowicie przesiąknięta wodą gąbeczka jest łagodna dla skóry, choć można nią wykonać bezdrobinkowy peeling mechaniczny, zatem zachowałabym rozwagę przy stosowaniu Konjac w nasilonych, ropnych odmianach trądziku,  szeroko pojętych infekcyjnych zakażeniach mieszków włosowych oraz przy uszkodzonej i nadreaktywnej, rumieniowej skórze.

Zdolności absorbujące gąbeczki można wykorzystać przy spłukiwaniu i pochłanianiu substancji trudnych do zmycia bez zastosowania silnych detergentów lub emulgatorów - pozostałości tłuszczu lub związków tworzących dyspersje w wodzie i tłuszczach (na przykład pigmenty mineralne). Jest to pomocne szczególnie na typach cery, które błyskawicznie odwadniają się, ale jednocześnie brak redukcji okluzji ze środków myjących wróży jedynie pogorszenie stanu skóry. Włączenie gąbeczki Konjac do rytuału oczyszczania mądry i sprytny sposób ograniczenia wysuszenia skóry podczas jej mycia.

Gąbeczki Konjac to także świetny, codzienny sposób regulowania naskórka zrogowaciałego i szybko zanieczyszczającego się. Mimo że masaż gąbeczką nie jest niczym nieprzyjemnym i organoleptycznie jest zdecydowanie delikatniejszy od tradycyjnych peelingów ziarnistych, czy nawet szczotkowania skóry, regularne oczyszczanie skóry z zastosowaniem gąbeczki może odczuwalnie sprzyjać lepszej kondycji skóry szczególnie trudnej w pielęgnacji. Akcesorium nie jest na tyle agresywne, by działało toksycznie na skórę, ale również nie jest aż tak delikatne, by jego stosowanie nie przynosiło nawet wymiernych efektów.

  • Samodzielny sposób oczyszczania skóry. Jeśli nie nosisz makijażu, unikasz ciężkich kremów ochronnych, problem wzmożonego łojotoku Cię nie dotyczy, nie masz trudności z utrzymaniem prawidłowego nawilżenia skóry, ale zauważasz u siebie problem zaskórników i/lub nadmiernego rogowacenia, to oczyszczanie gąbeczką w wyjątkowo łagodny, mało problematyczny i niewymagający jednocześnie restrykcyjnej ochrony przed słońcem sposób, wyreguluje Twoją skórę. Gąbeczka Konjac z wodą to idealny sposób oczyszczania dla osób z cerą bez większych problemów z wyjątkowo minimalistyczną, prostą pielęgnacją, ale z tendencją do zanieczyszczania się. 
  • Drugi, bezdetergentowy etap oczyszczania. Jeśli borykasz z problemem szybko odwadniającej się skóry, negatywnie reagujesz na większość pieniących się detergentów oraz akcesoriów, które okazują się zbyt ostre w swej fakturze, a wymagasz tłustego, olejowego rozpuszczenia zanieczyszczeń i równorzędnie skutecznego, efektywnego i bardzo delikatnego usunięcia tłustej fazy, włączenie gąbeczki Konjac do drugiego etapu (spłukiwania pierwszej fazy), pozwoli uniknąć tak silnego wysuszenia, ściągnięcia i dyskomfortu. Gąbeczka znacznie delikatniej pochłonie nadmiar tłuszczu i obejdzie się ze skórą łagodniej niż pieniące się detergenty. Ponadto gąbeczka pozwala na zastosowanie bardziej kremowej, treściwej konsystencji do oczyszczania, można nią świetnie zrównoważyć etap myjący bez większych szkód i ryzyka nagłego pogorszenia stanu skóry. 
  • Mało agresywny sposób usuwania masek nawilżających (kremowych i hydrożelowych). Zwilżoną gąbeczką szybko i bezboleśnie usuniesz maski nawadniające - silny strumień wody, detergenty lub nadmierne pocieranie w celu pozbycia się konsystencji, może zniweczyć efekty nawet najwspanialszego zabiegu upiększającego. Gąbeczki Konjac dzięki właściwościom absorbującym bardzo szybko i wybiórczo usuwają zabrudzenia, przy ich użyciu, zabiegi tego typu mają jakiś sens i zwiększają swoją efektywność działania. 
  • Akcesorium zwiększające siłę myjącą i oczyszczającą detergentów, glinek oraz alg. Gąbeczki skracają znacznie czas usuwania masek i środków myjących ze skóry przy jednoczesnym zwiększeniu ich właściwości oczyszczających. 
  • Bezdrobinkowy peeling mechaniczny. Jeśli peelingi ziarniste i szczotkowanie twarzy okazują się zbyt ostre, a enzymatyczne sposoby złuszczania naskóka albo wysuszają skórę lub są zupełnie nieefektywne, codzienne lub okazjonalne oczyszczanie skóry przy pomocy gąbeczki Konjac może okazać się przemyślaną i skuteczną metodą peelingującą, sprzyjającą normalizacji skóry. 


ARTYKUŁ NIE JEST SPONSOROWANY. 

Pozdrawiam,
Ewa

ŚMIETANKI OCZYSZCZAJĄCE BIELENDA | "KURKUMA + CHIA"&"OPUNCJA FIGOWA + ALOES"

$
0
0

Odkąd sięgam pamięcią, etap oczyszczania skóry skóry traktowałam dość pobieżne, bez należnego zainteresowania i bez wzbijania się na wyżyny przygarnianej zachłannie wiedzy pielęgnacyjnej. Wówczas najważniejszą, choć może nieco strywializowaną rolą oczyszczania, zwłaszcza biorąc pod uwagę aktualne poglądy, było jedynie, bez względu na wszystko, usunięcie zabrudzeń z powierzchni wymęczonego naskórka. Nie zgłębiałam się, a na pewno nie poszukiwałam w tym rejonie żadnych przyczyn kiepskiej kondycji skóry. Jak się później okazało, wiele implikacji wynikało właśnie z nieprzemyślanych, agresywnych i zupełnie niedostosowanych działań właśnie w tym marginalizowanym przeze mnie etapie. 

Bogatsza o doświadczenia poszukuję produktów myjących, które oprócz efektywnego oczyszczenia, zapewniają komfort lub chociaż nie zaburzają kondycji skóry, powodując chociażby deficyt nawilżenia. Nadmienię, iż nie jest to łatwe zadanie, zwłaszcza w dyskontowym, ekonomicznym pułapie cenowym. Czy śmietanki Bielenda spełniają powyższe wymogi? Jak działają? Z jakimi zabrudzeniami sobie poradzą oraz komu mogę polecić lub też odradzić zakup produktów z serii Botanicals Spa Rituals? 

WŁAŚCIWOŚCI 

Konsystencja przyjemnie kremowa i niewymagająca rozbudowanych kroków pielęgnacyjnych. Nie przelewa się między palcami, produkt jest skoncentrowany, wdzięczny w użytkowaniu i bardziej jednolity w porównaniu z popularnymi emulsjami Dr Medica tejże marki. Przyznaję: pojawiły się pewne uprzedzenia jeszcze przed zakupem śmietanek: przesiąknięta defetyzmem założyłam, wnioskując chociażby po działalności większości marek, iż otrzymam podobny kosmetyk w bardziej zielonej, modnej i dobrze sprzedającej się odsłonie, zostałam jednak już na samym początku znajomości pozytywnie zaskoczona i nie było to tylko pierwsze, ulotne, dobre wrażenie: okazało się, że śmietanki z serii Botanic Spa Rituals to zupełnie inne, bardziej trafiające w moje aktualne upodobania produkty oczyszczające.

Śmietanka nie jest tłusta i obciążająca, mimo ze konsystencja jest kremowa i gładka, komfortowo pokrywa naskórek bez poczucia "wsiąkania", co ogranicza jej zużycie, a przyjemny poślizg pozwala na wykonanie szybkiego, łagodnego masażu oraz mało problemowe usunięcie produktu ze skóry (przy niższych temperaturach wody, produkt ze względu na znaczną zawartość tłuszczów może trudniej spłukiwać się (ślimaczyć się między palcami i dawać słabszy efekt myjący)).

Śmietanka gładko i bezproblemowo sunie po naskórku, choć przy zrogowaciałej, wysuszonej skórze jakby w bardziej zawężony, ograniczony sposób traktuje wymagające wzmożonej troskliwości tereny, mam nieodparte wrażenie, że jej właściwości myjące znacznie słabną - nie chwyta się prawidłowo skóry, brakuje tego efektu scalenia i wzajemnej współpracy i jakkolwiek to brzmi - działa na najbardziej wierzchnie warstwy naskórka, nie przynosząc większych rezultatów podczas jej stosowania. Podobny efekt zauważyłam podczas demakijażu kosmetyków o bardziej zastygającym lub suchym wykończeniu, gdzie dodatek tłuszczu lub też detergentów/akcesoriów jest niezbędny. Śmietanki zdecydowanie lepiej radzą sobie ze spłukiwaniem tłustych zabrudzeń, aniżeli tych wodnych i zawiesistych, dlatego też widzę je szczególnie w drugim etapie klasycznego oczyszczania, w pielęgnacji skóry tłustej oraz do modyfikacji jednoetapowego oczyszczania skóry.


Kosmetyk niemal całkowicie, choć komfortowo spłukuje się ze skóry, czyni to niezwykle delikatnie, subtelnie i emulsyjnie (śmietanka przy kontakcie z wodą staje się rzadsza, bardziej płynna, choć jednolita, nie lepi się i nadmienie nie ślizga, gwarantując komfort podczas spłukiwania jak i tuż po jej całkowitym usunięciu z powierzchni skóry), bez pozostawiania tłustego filmu, z tego też powodu może powodować ściągnięcie i wysuszenie na cerach wymagających większej porcji okluzji tuż po u myciu.

Podoba mi się sposób domywania - bez zbędnego pienienia się i niekomfortowego uczucia pozostawionej samej sobie, ściągniętej skóry, naskórek po oczyszczaniu jest gładki, aksamitnie przyjemny w dotyku, ale bez tłustej, obciążającej i często kłopotliwej warstwy. Istnieje niewiele produktów myjących, po których naskórek nie jest zmaltretowany, a potraktowany z należytą troską.

Miła konsystencja śmietanek jest dla mnie sporym zaskoczeniem, nie odbiega ona bowiem znacząco właściwościami od wielu produktów ulokowanych na wyższej półce cenowej. Nie oczekiwałabym jednak od Bielendy zbyt wiele, obawiam się, że właściwości produktu będą generować rozbieżne, skrajne opinie i pomijam tutaj zamiłowanie do powszechnie akceptowanego malkontenctwa, bowiem wiele osób może wyrażać nieprzemyślane, krzywdzące opinie pod adresem naprawdę udanego kosmetyku pielęgnacyjnego. Nie uważam jednocześnie, że śmietanki są pozbawione wad (o których napiszę poniżej), ale bacznie analizując ofertę kosmetyczną, zwłaszcza w tak niskim pułapie cenowym, są zdecydowanie warte dłuższej uwagi.

Powiedzmy sobie jasno - nie jest to produkt, który przynosi uczucie świeżości, silnej czystości, a bardziej - komfortu. Kosmetyk może dawać uczucie niedomycia i niedoczyszczenia, gdyż nie posiada silnych substancji pieniących, które agresywnie usuwają brud i zanieczyszczenia (głównie wodne i zawiesiste). Śmietanki pod tym względem są niezwykle łagodne, samodzielnie nie zmyją kremowych, wodoodpornych produktów do makijażu (nie radzą sobie kompletnie również z kosmetykami do oczu) oraz kremów ochronnych, co więcej, w pojedynkę, w zależności od ilości nakładanego makijażu mineralnego, współpracy ze skórą oraz metody jego utrwalania, mogą również nie sprostać powyższemu zadaniu.

Nie sugeruję, że jest to produkt zbędny w pielęgnacji, wręcz przeciwnie: emulsje wplecione umiejętnie w kroki pielęgnacyjne, mogą sprawdzić się zarówno w pielęgnacji zgrabnie okrojonej, jak i rozbudowanej. Plusem jest plastyczna konsystencja, jest ona bowiem niezwykle podatna na wszelkie modyfikacje: można nią zagęszczać inne produkty myjące, dodawać olejków myjących, by lepiej emulgować i zbierać tłuste zabrudzenia, a jednocześnie działać łagodniej, czystych olejów, jeśli skóra wymaga większej porcji okluzji, dodawać detergentów pieniących się, by kosmetyk lepiej zmywał wszelkie zawiesiny i sypkie zabrudzenia oraz przynosił uczucie świeżości, a także domywać nią w mniej agresywny sposób inne środki myjące, a nawet łączyć z akcesoriami, by zwiększyć właściwości myjące i jednocześnie nie narażać skóry na tak silne wysuszenie. Możliwości i potencjalnych konfiguracji jest niezliczenie wiele.


Zapach śmietanek jest niedrażniący i niemęczący, nie nasila się podczas kontaktu z wodą oraz nie ciągnie się za użytkownikiem: ulatnia się wraz z pozbyciem się emulsji ze skóry. Nie zauważam znaczących różnic pomiędzy dostępnymi wersjami, choć sięgałam, czysto intuicyjnie, częściej po wersję Chia i Kurkuma - posiada nieznacznie bardziej kremową, lepiej współpracują konsystencję łagodnie zabarwioną na żółto (kurkumina) oraz przemawiała na jej korzyść kompozycja zapachowa, nie są rewiry olfaktoryczne, nie wspięłam się na wyżyny doznań zapachowych, ale produkt po prostu ładnie, nienachalnie pachnie - łagodnie ziołowo, świeżo, ale nie do końca jest to zapach natury. Wersja Opuncja figowa i Aloes uwalnia bardziej owocowy, kwiatowy zapach.

Kosmetyki nie drażnią oczu oraz błon śluzowych. Nie zauważyłam, by powodowały jakiekolwiek podrażnienia, dyskomfort i zaognienia na skórze, choć jest to kwestia indywidualna, ściśle powiązana z reakcją na właściwości śmietanek. Mogą być stosowane bez jednoczesnej ochrony przeciwsłonecznej oraz przez ciężarne i karmiące.

System dozujący nie sprawia większych problemów: nie zacina się, choć pamiętam sytuację, gdy blokada uniemożliwiła zabezpieczenie produktu oraz ograniczyła ruchy pompki - na szczęście wystarczyło 5 minut, by naprawić sytuację bez potrzeby wymiany opakowania.

Zazwyczaj dozuję jedną, maksymalnie dwie pompki produktu do oczyszczenia twarzy oraz szyi i dekoltu, myślę, że jedno opakowanie mieszące aż 250 ml produktu, powinno wystarczyć na co najmniej pół roku codziennego użytkowania.

Nie będę szczególnie wgłębiać się w skład  oferowanych śmietanek, choć nie jest on idealny - produkt jest naturalny (ale nie wegański i ekologiczny), nie posiada silikonów, PEG-ów, syntetycznych barwników. Ze względu na obecność naturalnych składników oraz substancji zapachowych, istnieje pewne ryzyko wystąpienia alergii. Zawiera tytułowe wyciągi w postaci ekstraktów (kurkuma, opuncja figowa i aloes) oraz olejów roślinnych (chia).


ŚMIETANKA MYJĄCA WERSJA "KURKUMA+CHIA": Aqua (Water), Tripelargonin, Ethylhexyl Stearate, Glycerin, Cocos Nucifera (Coconut) Oil, Persea Gratissima (Avocado) Oil, Sorbitan Stearate, Glyceryl Stearate, Cetearyl Alcohol, Curcuma Longa Root Extract, Salvia Hispanica Seed Oil, Tocopheryl Acetate, Olus Oil, Toopherol, Sodium Stearoyl Glutamate, Sorbitol, Sorbityl Laurate, Xanthan Gum, Citric Acid, Sodium Dehydroacetate, Benzyl Alcohol, Sodium Benzoate, Potassium Sorbate, Parfum (Fragrance), Benzyl Salicylate, Butylphenyl Methylpropional, Limonene, Linalool.

ŚMIETANKA MYJĄCA WERSJA "OPUNCJA FIGOWA+ALOES": Aqua, Tripelgaronin, Ethyhexyl Stearate, Orbignya Oleifera Seed Oil, Glycerin, Oryza Sativa Bran Oil, Sorbitan Stearate, Glyceryl Stearate, Cetearyl Alochol, Opuntia Ficus- Indica Flower Extract, Aloe Barbadensis Leaf Juice Powder, Tocopheryl Acetate, Sodium Stearoyl Glutamate, Sorbitol, Sorbityl Laurate, Xanthan Gum, Citric Acid, Sodium Dehydroacetate, Benzyl Alcohol, Parfum (Fragrance), Citronellol, Hexyl Cinnamal, Limonene, Linalool.

Cena: 20 zł / 250 ml

KURKUMA + CHIA & OPUNCJA FIGOWA + ALOES : SŁABE STRONY

Śmietanki łagodnie, choć niemal całkowicie spłukują się: u osób z wyższym zapotrzebowaniem na okluzję mogą powodować nieprzyjemne uczucie ściągnięcia, wysuszenia oraz generować łojotok. Efekt ten może również pojawić się przy regularnym, stałym stosowaniu śmietanek przez osoby z cerą odwadniającą się i tendencją do nadmiernej ucieczki wody, dlatego też warto stosować je naprzemiennie z innymi produktami lub rozważyć samodzielnie modyfikację konsystencji - ja osobiście nie widzę ich w swojej codziennej pielęgnacji bez dodatkowych ulepszeń. 

Pewną przeszkodą mogą być również ich słabe właściwości myjące, zwłaszcza oporne na zabrudzenia sypkie. Generalnie nie są to najlepsze produkty do działania w pojedynkę, jeśli masz do zmycia jakiekolwiek cięższe zabrudzenia (kremowy makijaż, filtry ochronne, makijażu oczu i ust), warto wówczas połączyć ich działanie z właściwościami innych produktów myjących (chociażby z większą ilością fazy tłuszczowej).

Śmietanki polecam szczególnie osobom z cerą wrażliwą i delikatną. Mogą sprawdzić się na większości typów i rodzajów cery, ale wymagają przemyślanego wplecenia w pielęgnację i wzajemnego łączenia właściwości z innymi produktami, zwłaszcza, gdy skóra jest bardziej wymagająca. 

ARTYKUŁ NIE JEST SPONSOROWANY.

Pozdrawiam ciepło,
Ewa

HIT CZY KIT OTC? | ŻELE LECZNICZE NA TRĄDZIK MEDIQ SKIN

$
0
0

Pojawienie się na aptecznych półkach żeli z tretinoiną dostępnych bez recepty wzbudziło niemałe zainteresowanie. Z jednej strony pochodne witaminy A mogą doskonale wpływać na skórę z trądzikiem oraz daleko posuniętym rogowaceniem, z drugiej - ułuda pięknej skóry często przyćmiewa zdrowy rozsądek i czujność, niezbędną przy stosowaniu tak silnych preparatów (problem ten dokładnie poruszyła Kosmostolog, dokumentując skutki deficytu wiedzy). Czym są, co zawierają, jak bezpiecznie je stosować oraz jak działają preparaty Mediq Skin?

MEDIQ SKIN: CO ZAWIERA, JAK DZIAŁA I JAKIE MOGĄ POJAWIĆ SIĘ REAKCJE NIEPOŻĄDANE? JAKIE ZACHOWAĆ ŚRODKI OSTROŻNOŚCI?

Aktualnie w aptekach można zakupić dwa rodzaje wyrobów medycznych Mediq Skin (wersję podstawową (opakowanie typu air-less z żółtymi elementami) oraz wersję Plus wzbogaconą o antybiotyk o szerokim spectrum działania: klindamycynę (opakowanie typu air-less z różowymi elementami), są one skierowane do osób borykających się z problemami skórnymi.

Preparat Mediq Skin, jak pisze o nim sam producent to połączenie czterech, unikalnych składników: 
- PVA (0.2%) działającego ochronnie. Tworzy niezatykającą porów niewidoczną warstwę, która izoluje i chroni skórę przed czynnikami zewnętrznymi, mogącymi mieć wpływ na nasilenie objawów trądzikowych.
- Kwasu glikolowego (4%) i retinowego (tretynoiny 0.02%) działających złuszczająco. Usuwają komórki martwego naskórka.
- Klindamycyny (0.8%) przeciwdziałającej namnażaniu się bakterii poprzez utrzymywanie całkowitego poziomu drobnoustrojów na niezmiennym poziomie.
Mediq Skin ma postać spoistego, nieco lepiącego się, przezroczystego żelu.

Jest to pierwszy preparat zawierający tretinoinę dostępny bez zlecenia lekarza (WIĘCEJ O TRETINOINIE PRZECZYTASZ TUTAJ>), co oczywiście jest sporym udogodnieniem, choć ma i swoje ciemne strony. Producent ucieka od odpowiedzialności, ślizga się na pograniczu prawdy i nie poczuwa się do obowiązku, by skonkretyzować przeznaczenie produktu, jego możliwe działania niepożądane w zakresie nie tylko ogólnoustrojowym oraz oczywiście poszerzenia przeciwwskazań i dodatkowych środków ostrożności podczas stosowania wyrobów Mediq Skin na skórę.

Nie chcę być posądzona o malkontenctwo, ale w moim odczuciu ulotka dołączona do wyrobu, jak i sam opis producenta jest niekompletny, stwarza spore, realne niebezpieczeństwo dla potencjalnych, powszechnych klientów, którzy mają prawo nie wiedzieć (ale powinni otrzymać takie infromacje od producenta) o teratogenności zawartej substancji, niezbędnej ochronie przeciwsłonecznej przy każdej ekspozycji na promieniowanie oraz możliwości wystąpienia zewnętrznych objawów niepożądanych, które uznano widocznie za zbędne i psujące wyidealizowany w reklamach obraz wyrobów.

Poniżej cytuję, w skróconej formie o stosowanie preparatu, opis wyrobu medycznego Mediq Skin.
1) MEDIQSKIN PLUS Żel punktowy do cery trądzikowej to specyficzny niesterylny wyrób, medyczny klasy III stosowany w profilaktyce powikłań trądzikowych. 2) Produkt nie zawiera alkoholu etylowego ani substancji zapachowych, a w jego skład wchodzi polialkohol winylowy, który tworzy niezatykającą porów niewidoczna warstwę. 3) Izoluje ona i chroni skórę przed czynnikami zewnętrznymi, mogącymi mieć wpływ na nasilenie objawów trądzikowych. 4) Kwasy glikolowy i retinowy, dzięki swoim właściwościom złuszczającym, sprzyjają mechanicznemu usuwaniu komórek martwego naskórka. 5) Z kolei obecna w składzie klindamycyna działa wspomagająco, przeciwdziałając namnażaniu się bakterii poprzez utrzymywanie całkowitego poziomu drobnoustrojów na niezmiennym poziomie.
Bezmiar głupoty (bo czegoż by innego?) w tak skondensowanej formie wymaga zachowania szczególnych środków ostrożności, postanowiłam zatem dawkować treść w dawkach arszenikowych, fragmentarycznych, ustosunkowując się do każdego, wyszczególnionego przeze mnie numerycznie zagadnienia, oczywiście czynię to w trosce o zdrowie własne i Wasze.

Mam wrażenie, że zespół Mediq Skin to oderwani od rzeczywistości mitomani. Na Boga!, ogarnia mnie paraliżujący lęk, że w wyrobie medycznym, w którym znajduje się substancja silnie działająca, modyfikująca warstwę rogową naskórka oraz przede wszystkim: teratogenna, w opisie braknie słowa o jej potencjalnym, negatywnym działaniu, nie poskąpiono za to soczystych opisów o ewentualnych skutkach ubocznych stosowania PVA, jakby jego obecność w preparacie budziła najwięcej wątpliwości. Ale to nie wszystko. Ignorancja producentów bezwzględnie depcze po moich imperatywach wewnętrznych. Dzisiejszy artykuł to popis mistrzowskiej kurtuazji.

1) Strasznie to pokrętne. Bo w końcu jaka jest grupa docelowa wyrobów medycznych Mediq Skin? Do profilaktyki (czyli zapobiegania wystąpienia trądziku, dedukuję: stosowania u osób, które trądziku nie mają, ale posiadają pewne predyspozycje lub znajdują się w grupie ryzyka), czy jednak do leczenia aktywnego trądziku? Skoro producent jest pogrążony w inkoherencji, to skąd potencjalny nabywca ma wiedzieć, czy oferowany wyrób medyczny jest odpowiedni do jego aktualnych potrzeb i problemów? Mierzi mnie tak wyrachowane obchodzenie prawa - bowiem wyrób medyczny musi spełniać funkcje terapeutyczne, profilaktyczne i diagnostyczne, choć producent reklamuje go jako remedium na trądzik (czyli jako preparat leczniczy).
2) Jeśli pozostawia warstwę, to znaczy, że posiada potencjał komedogenny. Strasznie irytują mnie takie werbalne, pseudonaukowe wynurzenia, które w praktyce nie znaczą nic.
3) I jednocześnie zwiększa drażniące działanie zastosowanych substancji złuszczających, które również działają na skórę toksycznie i mogą generować problemy skórne.
4) I z jakimi to się wiąże implikacjami? Złuszczanie to nie tylko zwężone pory, ładniejszy koloryt i delikatna jak aksamit skóra, konsekwencji jest znacznie więcej i nie zawsze są one pozytywne! Określnik "złuszczający" w powszechnym słowniku ma bardziej pozytywny, aniżeli pejoratywny wydźwięk. Zastosowane w preparacie substancje uwrażliwiają, potencjalnie uszkadzają oraz odwadniają skórę. Podczas stosowania preparatów Mediq Skin mogą wystąpić takie objawy jak: świąd, zaczerwienienie, wysypka, nasilenie, a nawet wywołanie trądziku ropnego, zaostrzenie rogowacenia oraz możliwe wystąpienie łojotoku wywołanego.
5) Linkozamidy to antybiotyki o szerokim spektrum działania, oprócz działania bakteriostatycznego (o którym wspomina producent) działają również bakteriobójczo, czyli nie sprzyjają zachowaniu równowagi mikroflory skóry - a jej zaburzeniu. Na skutek stosowania klindamycyny,  może dojść do modyfikacji miejsca docelowego działania antybiotyku, co skutkuje nabyciem oporności, jest to ściśle związane z obecnością plazmidu. Dodatkowo klindamycyna wykazuje częściową krzyżową oporność z makrolidami i całkowitą oporność krzyżową z linkomycyną. Zupełnie nieświadomy swego działania klient sięgający po Mediq Skin, może nie tylko wywołać trwałe zaburzenia w naturalnej florze bakteryjnej (głównie z przerostem flory grzybiczej i pasożytniczej), która jest swoistą ochroną przed patogennymi szczepami, ale również częściowo lub też całkowicie hamuje drogę do skutecznego leczenia skórnych zakażeń bakteryjnych.

Producent przedstawia mętne, niejasne i znacznie okrojone informacje na temat działania preparatu, nie byłabym tak uszczypliwa, gdyby produkt nie zawierał substancji silnie działających, wymagających bardziej rozbudowanego, trafnego opisu. Niepokoi mnie również brak konkretnej grupy docelowej: jeden preparat posiada zupełnie rozbieżne zalecenia, zależy z którą częścią informacji od producenta potencjalny nabywca zdąży się wstępnie zapoznać.
Przeciwwskazania i środki ostrożności
6) Badania nad przenikaniem substancji przez skórę przeprowadzone na Wydziale Farmacji Uniwersytetu w Mediolanie wykazały, że dzięki obecności PVA żaden ze składników produktu nie przedostaje się w znaczącym stopniu przez skórę. Ponadto badania nad cytotoksycznością substancji w drodze bezpośredniego kontaktu oraz testy pod kątem reakcji alergicznych i podrażnienia skóry nie wykazały jakichkolwiek przeciwwskazań do stosowania produktu.

6) Zastanawiające, czemu tak wiele miejsca poświęcono składnikowi będącemu bazą, najmniej problematycznemu ze wszystkich zastosowanych związków aktywnie działających. Nie o tretinoinie, która w Polsce po raz pierwszy jest dostępna OTC i to właśnie jej obecność w preparacie napawa najwięcej wątpliwości. To właśnie pochodna witaminy A jest substancją silnie działającą, teratogenną, mającą niemały wpływ na funkcjonowanie naskórka, a nie wspomniano o tym nawet jednym, małym, skromnym słowem. Nie napomknięto nawet o kwasie glikolowym, również powodującym złuszczanie warstwy rogowej, kwaśnym, drażniącym pH, mogącym wywoływać reakcje alergiczne i alergicznopodobne (toksyczne). Zawarty antybiotyk w wersji Plus też nie jest całkowicie obojętny dla skóry - może prowadzić do rozwoju oporności, miejscowej alergii, nadwrażliwości.

Możliwe działania niepożądane wyrobu medycznego
7) Nie zaobserwowano żadnych działań niepożądanych. Zaleca się jednak zgłaszanie lekarzowi lub farmaceucie wystąpienia działań niepożądanych, które mogą mieć związek z zastosowanym produktem.

7) Różnica między wyrobem medycznym, a lekiem jest gigantyczna, szczególnie jeśli biorę pod uwagę bezpieczeństwo oraz skuteczność stosowania. Zanim lek trafi do powszechnego użytku musi przejść fazę badawczo-rozwojową, w tym również przez proces badań klinicznych. W Polsce pozwolenie na dopuszczenie do obrotu przygotowuje Urząd Rejestracji Produktów Leczniczych, Wyrobów Medycznych i Produktów Biobójczych, z kolei organem, który dopuszcza lek na rynek jest Minister Zdrowia. Sama faza badań klinicznych trwa około 4 do 5 lat, a poprzedza ją kilkuletnia fazą badań przedklinicznych. W tej części testów lek musi przejść próby na komórkach in vitro, po czym zostać przebadany in vivo na zwierzętach doświadczalnych. Po pomyślnym zakończeniu tego etapu badań rozpoczyna się badania kliniczne. Etap badań klinicznych w procesie badawczo-rozwojowym nowego leku dzieli się na 4 fazy. Wprowadzenie nowego leku trwa zatem od 12 do 13 lat. W przypadku wyrobu medycznego zanim zostanie on przekazany do badań klinicznych jego wytwórca jest zobowiązany do przeprowadzenia oceny zgodności wyrobu. Badanie kliniczne można rozpocząć dopiero po uzyskaniu pozwolenia Prezesa Urzędu na jego przeprowadzenie, o co wnioskuje sponsor badania. W ramach przeprowadzenia badań klinicznych kluczowe znaczenie należy przypisać dokumentacji medycznej, w której znajduje się pełny opis zdarzeń niepożądanych, bądź ciężkich zdarzeń niepożądanych ujawnionych podczas badania, nadmienię, że są to reakcje ciężkie i drastyczne, nie dziwi mnie zatem tak lakoniczny opis działań niepożądanych w przypadku stosowanego zewnętrznie preparatu Mediq Skin. Niezaprzeczalnym faktem jest znacznie skrócony czas wprowadzania wyrobu, co odbija się negatywnie na jego jakości i prawie konsumenckim, a może zawierać drażniące, potencjalnie toksyczne substancje aktywne oraz powodować znaczne uszkodzenia ciała, skóry, błon śluzowych.

Oględny, powściągliwy opis producenta jest pozbawiony niezbędnych, ważnych informacji. Brak komunikatów i jasnych konkretnych informacji o efektach niepożądanych zewnętrznych przy stosowaniu preparatu o intensywnym, mogącym oddziaływać negatywnie na skórę wyrobie w moim odczuciu jest skrajnie nieodpowiedzialne i nieuczciwe. Owszem, biorąc pod uwagę szerokie spektrum działania tretinoiny stosowanej zewnętrznie, trudno o spowodowanie trwałego kalectwa lub zgonu, ale jak najbardziej regularne stosowanie preparatu Mediq Skin może przysporzyć wiele problemów stricte dermatologicznych, o których nie wspomniano nawet słowem.

Dostrzegam ogromną rozbieżność między opisem produktu, a przeznaczeniem wyrobu według reklam i barwnych opisów sugerujących inny sposób użytkowania aniżeli zawarto to w opisie wyrobu medycznego.
Uwagi
8) Ostrzeżenia: Po nałożeniu produktu unikać bezpośredniego wystawienia na promienie słoneczne oraz światło z lamp UV. Przechowywać poza zasięgiem dzieci.

8) Według producenta preparat nie wymaga stabilnej ochrony przed słońcem, należy jedynie unikać bezpośredniego kontaktu z promieniowaniem tuż po aplikacji preparatu.

Tretinoina nie jest substancją fotouczulającą, ale może być czynnikiem uwrażliwiającym na promieniowanie słoneczne, bowiem modyfikuje bezpośrednio warstwę rogową (tretinoina to w zasadzie pięć działań: a) normalizacja złuszczania nabłonka pęcherzykowego w zespole włosowo-łojowym, b) dezaktywacja aktywności transglutaminazy, która powoduje adhezję komórkową, c) zapobieganie zatykaniu się torebek, d) drenaż i wydalanie nadmiaru sebum i P. acnes, oraz e) stwarza bardziej aerobowe środowisko, które jest mniej sprzyjające P. acnes) oraz jej funkcjonowanie, dlatego też szeroko pojęta ochrona przeciwsłoneczna (i nie mam tu na myśli jedynie preparatów ochronnych, a aktywną ochronę fizyczną) przy stosowaniu preparatów z tretinoiną jest niezbędna nie tylko tuż po aplikacji konsystencji na skórę, a przy każdej ekspozycji słonecznej. Oczywiście można mieć mniej, lub też bardziej radykalne poglądy w zakresie ochrony przed słońcem, aczkolwiek nie ulega wątpliwości, że stosowanie substancji, które wykazują jakiekolwiek działanie złuszczające, zwiększają ryzyko wystąpienia lub też utrwalenia przebarwień, poparzeń, osłabienia zdolności regeneracyjnych, nadmiernej ucieczki wody, nasilania stanu zapalnego, nasilonych procesów glikacyjnych oraz możliwej karcynogenezy.
Ciąża i karmienie piersią
9) Ponieważ nie przeprowadzono badań nad stosowaniem produktu u ciężarnych, nie zaleca się korzystać z niego w tym okresie.
9) Kobiety ciężarne nie podlegają jakimkolwiek testom klinicznym, natomiast warto byłoby właśnie w tym miejscu wspomnieć o obecności teratogennej substancji, która jest główną substancją czynną wyrobu medycznego i nie powinna być stosowana nie tylko w okresie ciąży, ale i co najmniej 3 miesiące przed planowaną ciążą, jak i w okresie karmienia.

JAK BEZPIECZNIE STOSOWAĆ PREPARATY MEDIQ SKIN

W opisie producenta podano aptekarskie ilości produktu przy dozowaniu jednorazowym (wymóg niezbędny dla wyrobów medycznych), a jednocześnie pominięto kluczowe informacje w zakresie prawidłowego użytkowania produktu.

Według producenta, wyrób Mediq Skin jest skierowany do punktowego stosowania, powątpiewam głęboko w skuteczność wyrobu stosowanego właśnie w ten sposób, a jeszcze bardziej wątpię, by tak zmącona głowa po zapoznaniu się z ulotką dołączoną do wyrobu, używała Mediq Skin tylko na wykwity skórne, zaskórniki. Efekty deklarowane przez producenta (zwalczanie trądziku zakórnikowo-grudkowego) oraz obrazy idealnej skóry, siłą rzeczy przemawiają raczej za stosowaniem preparatu na całą twarz. Jest to preparat przeznaczony do stosowania na większe partie skóry, zwłaszcza wersja podstawowa, która nie zawiera ani jednej substancji o działaniu przeciwzapalnym.

Przede wszystkim w stosowaniu preparatu Mediq Skin należy zachować umiar oraz trzeźwość umysłu, oceniać obiektywnie pojawiające się efekty oraz nie zachłysnąć się wypracowanymi rezultatami. Wyrób zawiera substancje, które mogą powodować silne reakcje niepożądane, takie jak świąd, rumień, nasilone rogowacenie (grudki, uporczywa suchość, zbrunatnienie naskórka), łojotok oraz reakcje alergiczne i toksyczne (trądzik zapalny). Każda ta reakcja powinna zaalarmować, aniżeli zachęcać do dalszego stosowania preparatu. Moim zdaniem nie jest to także preparat do codziennego stosowania, traktowałabym go jak intensywną regulację, którą należy właściwie dopasować do aktualnej kondycji skóry, jej wrażliwości oraz ogólnej tolerancji środków złuszczających. Środek powinien skórę normalizować i regulować, aniżeli burzyć zastane schematy i doprowadzać do takiej skrajności jak trądzik zapalny, trądzik różowaty, czy łojotokowe zapalenie skóry, które są następstwami niewłaściwych, agresywnych działań.

Przy stosowaniu preparatu skóra wymaga stosowania preparatów promieniochronnych.

DO JAKICH PROBLEMÓW SĄ SKIEROWANE?

Zawarte połączenie kwasu glikolowego oraz tretinoiny może świetnie sprawdzić się w regulacji skóry bardzo szybko rogowaciejącej, odwadniającej się ale bez tendencji do łojotoku. Preparat może również skutecznie zwalczyć nadmierną hiperkeratozę na typowo suchych oraz dojrzałych, nietłustych typach cery. Rzeczywiście może okazać się pomocny w leczeniu rogowacenia oraz trądziku głównie zaskórnikowego, ale powiązanego z zakłóconym cyklem komórkowym, gdzie przewodnią przyczyną jest nadmierne rogowacenie skóry. Jest to jednak działanie doraźne.

Preparat może być pomocny w leczeniu świeżych, nieutrwalonych blizn oraz przebarwień, o ile nie będzie wywoływał trądziku lub objawów stanu zapalnego (wówczas pogłębi problem).

Mediq Skin pozostawia specyficzną warstwę na skórze, która może okazać się paradoksalnie bardziej drażniąca niż preparaty alkoholowe, które szybko odparowują ze skóry. Nie polecam zatem wyrobów Mediq Skin osobom z cerą tłustą, bardzo szybko zanieczyszczającą się, odwadniającą się z tendencją do łojotoku. Preparat może sprzyjać rozwojowi trądziku toksycznego, zanieczyszczaniu się skóry oraz paradoksalnemu nasileniu objawów trądzikowych. Może być także bardziej drażniący, indukować silny świąd oraz zaogniać skórę.  

Wyrób nie jest przeznaczony dla kobiet ciężarnych, karmiących oraz planujących w najbliższym czasie ciążę. 

ARTYKUŁ NIE JEST SPONSOROWANY. 
Pozdrawiam, 
Ewa

PIXIE COSMETICS RÓŻE MINERALNE MY SECRET MINERAL ROUGE POWDER

$
0
0

Chwyta Cię niepostrzeżenie, mocno i zdecydowanie za rękę, pospiesznym, choć pewnym krokiem zabiera do baśniowego ogrodu... magicznej krainy, gdzie można do oporu wsysać łapczywie w trzewia rozkoszne opary kwiecia, upajać wzrok feerią migoczących w słońcu barw i zapomnieć, choć na chwilę, o stosie brudnych naczyń, przepoconej koszuli, spalonej jajecznicy. I choć nie mam łatwości, którą mogą legitymować się mistrzowie grający słowem, uwierzcie mi: Pixie Cosmetics to 20 pięknych, wyjątkowych, kwiecistych barw zdobiących kobiece rumieńce. 

Niegdyś wypierałam skutecznie swoją kobiecość. Nastał nieuchronny, krnąbrny czas wczesnej młodości, gdy eleganckie, śliczne sukienki wykrawane na drobne wymiary, mimo trudów krawca, przytłaczały i nie doczekały się premiery na mojej wówczas jeszcze tłumionej, zgarbionej, niepewnej, wciąż kształtującej się sylwetce. Nie wiedziałam o co mi chodzi, inni w zasadzie również. Nie potrafiłam siebie zrozumieć, nie dostrzegałam piękna i siły, jaka jest skumulowana właśnie w nas, kobietach.

Doceniam coraz bardziej, wydawać by się mogło, że dość trywialne rzeczy w dobie wygórowanych ambicji i celów osób, które pragną zawojować świat - bycia kobietą. Bycia prostym (ale nie prymitywnym) człowiekiem. Dlatego też cieszę się każdą wolną chwilą, w sposób mniej, lub też bardziej twórczy. Jedną z nich jest codzienny, delikatny makijaż, który przestał pełnić rolę kamuflażu, a stał się czynnością przyjemną - niezbędną chwilą dla siebie - celebracją kobiecego piękna. Dlatego też, właśnie dzisiaj, dzielę się moją opinią na temat sekretnych różów, które pozwalają mi odkrywać różne oblicza mojej kobiecej natury - My Secret Mineral Rouge Powder polskiej marki Pixie Cosmetics.


MY SECRET MINERAL ROUGE POWDER

Róże posiadają aksamitną, wyczuwalnie kremową konsystencję. Pod względem struktury przypominają mi bardzo moje ulubione róże mineralne marki Annabelle Minerals - dają równie jedwabiste, gładkie wykończenie. Podoba mi się subtelność i wyjątkowa konsystencja Secret Rouge - mimo suchej struktury, na skórze róże całkowicie zatracają swoją mączną postać, nie podkreślają suchych niedoskonałości, zaskórników, poszerzających się nieuchronnie porów, wyprysków. Moja niedoskonała skóra wygląda w nich dobrze, i tak też ja sama się czuję w zwiewnej woalce Pixie.

Nie ma tutaj tej przytłaczającej pylistości, tego brzydkiego matu, jest gładko, subtelnie, pięknie. Róże matowe, pozbawione krztyny drobinek stają się na skórze puszystą i milutką satyną, zaś te z połyskującymi w świetle drobinkami - całkowicie zatracają swoją drobinkowość, dodając skórze naturalnego, wybornego blasku. To taka włochata kołderka spod której w ogóle nie chce się wyjść, bo tak jest rozkosznie, ciepło i przyjemnie.

I mimo że z różami rozświetlającymi i matowymi łączą mnie różne, nie zawsze pozytywne relacje - tak różów Pixie używam z nieukrywaną przyjemnością: drobinki nie migrują, nie podkreślają niekorzystnie faktury skóry, nie wchodzą w załamania, jak na produkt sypki, skóra prezentuje się w nich gładko, zdrowo, uroczo, młodo. To nie są róże, z którymi nie wiadomo co zrobić - gdzie pacnięcie puchatym pędzlem definiuje jak beznadziejnym artystą w dziedzinie makijażu jesteś - nie, nie. Delikatność tych różów pozwala na przyjemną, prostą i równie satysfakcjonującą współpracę. Nie ma plam, zacieków, nierównomiernego nasycenia koloru, nic nie wchodzi tam, gdzie nie trzeba, a wygładzi porowatą powierzchnię skóry. Myślę, że to świetne produkty nie tylko dla młodych kobiet, ale i tych, które są bardziej świadome siebie i swoich własnych potrzeb.

Róże z tonacji ciepłej mogą nieznacznie ocieplać się, zaś te z gamy chłodnej, liliowej - dodatkowo ochładzać. Nie zauważyłam natomiast, by inne kolory ulegały jakimkolwiek innym zmianom kolorystycznym, na mojej bladej, bardzo jasnej skórze praktycznie wszystkie kolory wyglądają bardzo podobnie jak w opakowaniu. Trwałość różów oceniam na około 5-6 godzin, po tym czasie nieznacznie bledną, zatracając swój początkowy kolor. Nie są tak trwałe jak tradycyjne, porządnie sprasowane róże (na przykład The Balm Instain), ale za to przekonuje mnie ich piękne wykończenie, będące zasługą doskonale zmielonej, wybornej konsystencji. Mimo upływu czasu, nie ścierają się, nie tworzą plam oraz zacieków. Przyjemnie się je nosi. Pigmentacja dobra, aczkolwiek niewybitna - pozwala to na równomierne, zdroworozsądkowe rozprowadzenie produktu na twarzy. Dobrze rozcierają się, pozytywnie reagują na dokładanie kolejnych warstw.

Nie są to moje ulubione róże na większe wyjścia, ale zdecydowanie należą do codziennych faworytów. Są delikatne, zwyczajnie przyjemne. Podobnie jak ich pięknie prosty skład, komfortowa i czysta formuła, która nie sprzyja zanieczyszczaniu się skóry.

INCI: Mica, Titanium Dioxide, Zinc Oxide, Silica, [+/-] C.I. 77491, C.I. 77492, C.I. 77499, C.I. 77742

Mineral Secret Rougeświetnie współpracują zarówno z kosmetykami mineralnymi, suchymi, jak i tymi mokrymi, kremowymi. Niezależnie zatem od stosowanego makijażu - z różami Pixie Cosmetics polecam się bliżej zapoznać. Na korzyść przemawia również ich 2 g gramatura - jest to idealna ilość mineralnego różu, zwłaszcza przy tak ogromnej wydajności kosmetyków mineralnych. Cena: 32 zł.

Róże skrycie, bez bibelotów i zbędnych fajerwerków, nadają skórze aksamitnego, eleganckiego, naturalnego koloru. A że nuda, że to już było? Dla mnie kolorystyka Pixie to przede wszystkim klasyka, doceniam szeroką ofertę kolorystyczną, w której odnalazłam wiele kolorów, których mogłabym próżno szukać gdzie indziej: liliowy Pale Jasper, sensualny Sandstone, klasyczny i powściągliwy Coral Fantasy. To kolory, których używam praktycznie codziennie, niezależnie od tego czy tryskam radością, czy też mam ochotę zanurzyć się w swoich myślach i pobyć trochę smutną Ewą. I choć lubię szaleństwo, to niekoniecznie na mojej twarzy. Pixie to bogactwo kolorów dziennych, delikatnych, nieprzytłaczających, takich, jakich używa się na co dzień i jestem przekonana, że praktycznie każdy znajdzie coś dla siebie.

W ofercie znajdują się odcienie odpowiednie dla bardzo jasnej, alabastrowej skóry, jak i tej średniej, a nawet ciemnej. Podzieliłam je na cztery, podstawowe grupy: ciepłe, neutralne, różowe oraz kremowe. Róże są opisane zgodnie z przedstawioną kolejnością, od lewej strony. 


Ciepłe, brzoskwiniowe. Róże zawierają sporą domieszkę ocieplającej czerwieni żelazowej. Na cieplejszych, muśniętych słońcem karnacjach, będą wpadać w bardziej morelowe tony, imitując naturalny, urokliwy rumieniec. W miarę upływu czasu, sebum oraz potu, co jest zupełnie naturalne dla kolorów z podtonem czerwonym, mogą ocieplać się. Róże przepięknie współpracują na karnacjach z mocnymi tonami żółtymi, są tu zarówno kolory dla cery bladej, bardzo jasnej, jak i śniadej. Wspaniale podkreślają nabytą, letnią opaleniznę. Zdecydowanie dla osób, które w codziennym makijażu stawiają na naturalne, ciepłe kolory i dobrze się w nich czują. 
  • Soft Coral. Jasny, delikatnie rozbielony koktajl. Idealny dla bladych i jasnych karnacji. Bez drobinek. 
  • Sweet Nectar. Stonowana brzoskwinia o pięknym, aksamitnym wykończeniu.
  • Sensual Peach. Soczysta morela z dyskretnymi, srebrnymi drobinkami. Jeden z najbardziej odświeżających, brzoskwiniowych odcieni. Rozświetlające wykończenie. 
  • Misty Rust. Ciepła rdza. Bezdrobinkowa. Niesamowicie przyjemna, kremowa konsystencja. Kolor idealny dla średniej i średnio-ciemnej karnacji. 
  • Sweet Melon. Różowa, pachnąca, dojrzała skórka brzoskwini z iskrzącymi, złotymi drobinkami. Idealny, letni kolor. 


Odcienie neutralne, przygaszone, kremowe, rozbielone, takie, które pasują każdej kobiecie niezależnie od ilości przeżytych wiosen, typu kolorystycznego i problemów z cerą (kolory z tej grupy nie będą podkreślać zaczerwienień oraz zmian trądzikowych). Poskromione kremową, rozpływającą się bazą. Róże scalają się z cerą, dając nienachalny, elegancki, klasyczny kolor. Aksamitna konsystencja. Nie oksydują. Idealne dla osób, które nie przepadają za mocnym kolorem na policzkach. 
  • Sandstone. Bardzo jasny, kremowy, łagodny, z pewną nutą nieordynarnej perwersji. Cielisty, rozkosznie przylegający do skóry. Stworzony dla przygaszonych, bladych typów urody. Mój ulubieniec z całej, pięknej dwudziestki. 
  • Terracotta. Złoty, połyskujący piasek. Cudownie zdobi karnację (bladą, jak i ciemniejszą), dodając jej koloru. 
  • Coral Fantasy. Elegancka, przygaszona, rozświetlająca, zmrożona brzoskwinia. Świetny odcień dla osób, które nie czują się dobrze w ciepłych oraz różanych kolorach. 
  • Kiss And Tell. Stłumiony koral z rozświetlającymi, odbijającymi światło drobinkami. Ponadczasowy. Mniej krzykliwy, nie tylko pod względem nazwy, od słynnego różu Orgasm
  • Cinnamon Heart. Przytemperowany, jedwabisty cynamon. Bezdrobinkowy. 


Różowe z domieszką liliowych, chłodnych tonów. Odcienie zdecydowanie chłodne, zmrożone, odświeżające. Na ciepłych typach karnacji mogą utleniać się do brudnych, nieciekawych kolorów, dając efekt zmęczenia. 
  • Pale Jasper. Jasny, liliowy róż z chłodnymi, połyskującymi drobinkami. Na skórze staje się miękką, puszystą satyną. Dodaje niesamowitego uroku. Optycznie odmładza. 
  • Innocence. Niewinny baby pink. Gładka satyna bez drobinek. 
  • Plum Blossom. Chłodne, ociekające od sutego deszczu, łapczywie chłonne kwiaty śliwy. Brrr...! Zdecydowanie zimny kolor. Matowy. 
  • Baroque Rose. Dostojna i zdystansowana róża. Dla kobiet ceniących klasykę. Może podkreślać zaczerwienienia oraz świeże przebarwienia potrądzikowe na twarzy. 
  • Rosy Temptation. Kremowy róż z chłodnymi, księżycowymi refleksami. Pięknie gra światłem i zdobi policzki subtelnym rumieńcem. 


Neutralne i chłodne w stronę beżu, ziemi, kawy z mlekiem. Kremowe. Dają neutralny, przygaszony, łagodny kolor na policzkach. Dla osób, które pragną uniknąć mocnego koloru i celują w dyskretną kolorystykę. Mogą dobrze sprawdzić się na cerach z naczynkami. 
  • Dusty Pink. Chłodny, bardzo jasny, przybrudzony brązem róż. Idealny dla alabastrowych, zwiewnych typów urody. Zupełnie matowy. 
  • Dusky Rose. Ciemniejsza wersja Dusty Pink z delikatnym, srebrzystym refleksem. 
  • Blushing Berry. Zgaszone latte. Pięknie, choć niezwykle subtelnie odbija światło. 
  • Classic Berry. Klasyczny, zgaszony, ciemny róż o chłodnej poświacie. Stworzony do wieczorowej, eleganckiej, dostojnej kreacji. 
  • Poison Berry. Niezwykle ciekawy, interesujący, bardzo ciemny, przybrudzony kolor różu o pięknym, gładkim wykończeniu. Pięknie sprawdza się do brązowienia skóry. Zdecydowanie wieczorowy. 
Opakowania różów to małe, zgrabne słoiczki z przesuwającą się zasuwką, chroniącą zawartość przed migracją i nadmierną ewakuacją. Jak na sypką formułę, róże Pixie Cosmetics praktycznie w ogóle nie pylą - świetnie chwytają się włosia pędzla. Doskonale również sprawdzają się w podróży. Lubię i polecam. 

ARTYKUŁ POWSTAŁ WE WSPÓŁPRACY Z MARKĄ KOSMETYKÓW MINERALNYCH PIXIE COSMETICS. 

Pozdrawiam ciepło,
Ewa
Viewing all 323 articles
Browse latest View live


<script src="https://jsc.adskeeper.com/r/s/rssing.com.1596347.js" async> </script>