Pytania o peeling azelainowy pojawiają się na moim blogu bardzo często, dlatego postanowiłam podzielić się z Wami banalnie prostym przepisem na jego wykonanie. Wychodzi on bardzo tanio, jest skuteczniejszy niż maści z kwasem azelainowym i nie wysusza skóry,a dzięki rozpuszczalnikowi PEG -400 - nawilża.
Może zacznę od tego, że to bardzo ciężki surowiec, dlatego jeśli chcecie ukręcić sobie tonik - wybierzcie azeloglicynę (postaram się wrzucić jakiś fajny przepis) Jest bardzo lekki, dlatego trzeba go wsypywać w ogromnych ilościach, by uzyskać 20 % stężenie (prawie tyle, co 80% rozpuszczalnika). Sprawia to ogromny problem w jego rozpuszczeniu, jego całkowite rozpuszczenie w wodzie jest bardzo trudne, choć oczywiście jest to możliwe. Mi się nie udało, a jak udało, to moja radość trwała zaledwie tydzień.
Moim pierwszym podejściem było stworzenie serum, które miało mi zastąpić maść z kwasem azelainowym. Kwas rozpuszcza się bardzo słabo w wodzie o temperaturze pokojowej, doskonale w wodzie gorącej. Za pierwszym razem odmierzyłam odpowiednią ilość wody, następnie wyspałam kwas (otrzymałam białą, gęstą papkę) i wsadziłam na chwilę do mikrofalówki. Uzyskałam cudowny, przezroczysty roztwór, który niestety nawet pod wpływem temperatury ciała zaczął gęstnieć, tworząc okropne grudki. Nie polecam ponownego podgrzewania roztworu w mikrofali, bo cała woda Wam odparuje, a osad z kwasu azelainowego będzie ciężki do usunięcia.
Podejście drugie zaowocowało klarownym, ale białym, gęstym roztworem (przypominał do złudzenia rozrzedzoną maść z kwasem azelainowym). Kwas podgrzewałam stopniowo w kąpieli wodnej przez około 5 minut. Serum było doskonałe, zachowywało się identycznie jak maść z kwasem azelainowym i liczyłam na hit (nie wyobrażam sobie codziennego stosowania serum na PEG-u, wersja na wodzie jednak najbardziej mnie przekonuje) , niestety mój entuzjazm zaczął słabnąć po ponad tygodniu, gdy serum nagle z dnia na dzień zgęstniało - kwas osadził się na dnie. Mimo ogromnych chęci ukręcenia i wielu (nieudolnych) prób, niestety nie udało mi się dla Was opracować receptury niekomedogennego serum na bazie wody, które mogłoby być alternatywą maści z kwasem azelainowym.
Stwierdziłam, że pozostanę jednak przy peelingach na PEG-u, które sprawdzają się naprawdę fajnie, a nie mam żadnych problemów z rozpuszczeniem takiej ilości kwasu azelainowego.
Wasz roztwór nigdy nie będzie przezroczysty, kwasu azelainowego zawsze jest tak dużo, że po dokładnym, energicznym wymieszaniu uzyskujecie mętny, ale klarowny 'żel'. Nie przepadam za PEG-iem, bo jego używanie jest dość specyficzne - jest lepki, daje silikonowy poślizg, przypomina mi pod tym względem rozpuszczony olej kokosowy. Aplikacja jest przyjemna, ale mam wrażenie, że dłużej pozostawiony na mojej skórze działa komedogennie i powoduje powstawanie podskórnych, bolących zmian. Mogę jednak szczerze Wam go polecić w stosowaniu peelingów azelainowych - dobrze ze sobą współgrają i po około 30-50 minutowych seriach z kwasem nie zauważyłam, by stan mojej skóry się pogorszył.
Do wykonania 10 g 20% peelingu potrzebujecie :
Do czystej, zdezynfekowanej zlewki, wlewacie PEG-400 odmierzony na łyżeczce miarowej, następnie wsypujecie nieściśnięty kwas i dokładnie mieszacie. 10g wystarczy Wam spokojnie na twarz, szyję, dekolt i całe plecy, dlatego proponuję zrobić 4krotnie mniejszą ilość. ;)
Roztwór nakładam opuszkami palców, delikatnie wmasowując w skórę. Pierwsze serie zaczynałam od 20minut, aktualnie trzymam go na twarzy około 40-50minut. Następnie spłukuję go pod bieżącą wodą (nie wymaga neutralizacji) i cieszę się oczyszczoną skórą. Nie odczuwam pieczenia, ani zaczerwienienia, pojawiało się ono po około 30minutach, ale jest zdecydowanie delikatniejsze niż przy stosowaniu acne dermu.
Na dzień dzisiejszy już nic więcej Wam powiedzieć nie mogę, ale obiecuję po około 2 miesiącach jak zawsze umieścić relację ze stosowania peelingów. Na koniec dodam, ze jest to jeden z najdelikatniejszych peelingów jakie stosowałam i traktuję go jak peeling enzymatyczny, stosowanie serii 2-3 razyw tygodniu przynosi u mnie zdecydowanie lepsze efekty niż ogólnodostępne maści z tym kwasem. Wychodzi bardzo tanio, nawet ze względów ekonomicznych warto spróbować, wykonanie jest tak proste, że z pewnością większość z Was da sobie radę ;)
Może zacznę od tego, że to bardzo ciężki surowiec, dlatego jeśli chcecie ukręcić sobie tonik - wybierzcie azeloglicynę (postaram się wrzucić jakiś fajny przepis) Jest bardzo lekki, dlatego trzeba go wsypywać w ogromnych ilościach, by uzyskać 20 % stężenie (prawie tyle, co 80% rozpuszczalnika). Sprawia to ogromny problem w jego rozpuszczeniu, jego całkowite rozpuszczenie w wodzie jest bardzo trudne, choć oczywiście jest to możliwe. Mi się nie udało, a jak udało, to moja radość trwała zaledwie tydzień.
Moim pierwszym podejściem było stworzenie serum, które miało mi zastąpić maść z kwasem azelainowym. Kwas rozpuszcza się bardzo słabo w wodzie o temperaturze pokojowej, doskonale w wodzie gorącej. Za pierwszym razem odmierzyłam odpowiednią ilość wody, następnie wyspałam kwas (otrzymałam białą, gęstą papkę) i wsadziłam na chwilę do mikrofalówki. Uzyskałam cudowny, przezroczysty roztwór, który niestety nawet pod wpływem temperatury ciała zaczął gęstnieć, tworząc okropne grudki. Nie polecam ponownego podgrzewania roztworu w mikrofali, bo cała woda Wam odparuje, a osad z kwasu azelainowego będzie ciężki do usunięcia.
Podejście drugie zaowocowało klarownym, ale białym, gęstym roztworem (przypominał do złudzenia rozrzedzoną maść z kwasem azelainowym). Kwas podgrzewałam stopniowo w kąpieli wodnej przez około 5 minut. Serum było doskonałe, zachowywało się identycznie jak maść z kwasem azelainowym i liczyłam na hit (nie wyobrażam sobie codziennego stosowania serum na PEG-u, wersja na wodzie jednak najbardziej mnie przekonuje) , niestety mój entuzjazm zaczął słabnąć po ponad tygodniu, gdy serum nagle z dnia na dzień zgęstniało - kwas osadził się na dnie. Mimo ogromnych chęci ukręcenia i wielu (nieudolnych) prób, niestety nie udało mi się dla Was opracować receptury niekomedogennego serum na bazie wody, które mogłoby być alternatywą maści z kwasem azelainowym.
Stwierdziłam, że pozostanę jednak przy peelingach na PEG-u, które sprawdzają się naprawdę fajnie, a nie mam żadnych problemów z rozpuszczeniem takiej ilości kwasu azelainowego.
Wasz roztwór nigdy nie będzie przezroczysty, kwasu azelainowego zawsze jest tak dużo, że po dokładnym, energicznym wymieszaniu uzyskujecie mętny, ale klarowny 'żel'. Nie przepadam za PEG-iem, bo jego używanie jest dość specyficzne - jest lepki, daje silikonowy poślizg, przypomina mi pod tym względem rozpuszczony olej kokosowy. Aplikacja jest przyjemna, ale mam wrażenie, że dłużej pozostawiony na mojej skórze działa komedogennie i powoduje powstawanie podskórnych, bolących zmian. Mogę jednak szczerze Wam go polecić w stosowaniu peelingów azelainowych - dobrze ze sobą współgrają i po około 30-50 minutowych seriach z kwasem nie zauważyłam, by stan mojej skóry się pogorszył.
Do wykonania 10 g 20% peelingu potrzebujecie :
- (8g) 7ml PEG-400
- (2g) 6.6ml kwasu azelainowego
Do czystej, zdezynfekowanej zlewki, wlewacie PEG-400 odmierzony na łyżeczce miarowej, następnie wsypujecie nieściśnięty kwas i dokładnie mieszacie. 10g wystarczy Wam spokojnie na twarz, szyję, dekolt i całe plecy, dlatego proponuję zrobić 4krotnie mniejszą ilość. ;)
Roztwór nakładam opuszkami palców, delikatnie wmasowując w skórę. Pierwsze serie zaczynałam od 20minut, aktualnie trzymam go na twarzy około 40-50minut. Następnie spłukuję go pod bieżącą wodą (nie wymaga neutralizacji) i cieszę się oczyszczoną skórą. Nie odczuwam pieczenia, ani zaczerwienienia, pojawiało się ono po około 30minutach, ale jest zdecydowanie delikatniejsze niż przy stosowaniu acne dermu.
Na dzień dzisiejszy już nic więcej Wam powiedzieć nie mogę, ale obiecuję po około 2 miesiącach jak zawsze umieścić relację ze stosowania peelingów. Na koniec dodam, ze jest to jeden z najdelikatniejszych peelingów jakie stosowałam i traktuję go jak peeling enzymatyczny, stosowanie serii 2-3 razyw tygodniu przynosi u mnie zdecydowanie lepsze efekty niż ogólnodostępne maści z tym kwasem. Wychodzi bardzo tanio, nawet ze względów ekonomicznych warto spróbować, wykonanie jest tak proste, że z pewnością większość z Was da sobie radę ;)
Pozdrawiam,
Ewa