Poszukiwanie idealnej maski kremowej przyprawiało mnie przez długi czas o spektakularny ból głowy - kiepskie składniki, jeszcze gorsze formuły i na domiar złego - pogarszająca się w oczach, na czas nieustępliwych testów, kondycja skóry. Ciężko było mi znaleźć produkt, który usatysfakcjonowałby mnie pod względem nawilżenia, a jednocześnie był komfortowy i przyjemny w użyciu, dlatego też, wraz z marką ECOSPA, postanowiłam opracować formułę od samego początku, tak, by spełniała moje wszystkie oczekiwania. Wszystkie składniki receptury kupisz w sklepie internetowym ECOSPA, będzie mi bardzo miło, jeśli dokonasz zakupów z powyższego odnośnika >
RECEPTURA
Przewodnim składnikiem jest dynia, to bardzo niedoceniane warzywo, będące bogatym źródłem witamin, mikroelementów, antyoksydantów (beta-karoteny) oraz korzystnych węglowodanów. Jest to jeden z moich ulubionych, roślinnych składników (tuż obok prowansalskich ziół w formie esencji eterycznych), zastosowana w formie okładów silnie regeneruje, złuszcza, odżywia, nawadnia oraz goi naskórek - jest zalecana szczególnie osobom z cerą poszarzałą, dojrzałą, odwodnioną, trądzikową i problematyczną (szczególnie ze zmianami potrądzikowymi).
Puree z dyni to przyjemna, kremowa i zupełnie naturalna baza, pozwala maksymalnie ograniczyć ilość zastosowanych składników konsystencjotwórczych do skrobi ziemniaczanej (naturalne spoiwo, ułatwia spłukanie maski, wygładza i ujednolica) oraz lecytyny słonecznikowej (emulgator, stabilizator, pozostawia przyjemne, natłuszczające wykończenie i zapobiega nadmiernemu wysychaniu). By zyskać bardziej kremową i otulającą formułę, zdecydowałam się na dodatek nieschnącego oleju awokado (jedno z najbogatszych źródeł naturalnych witamin oraz kwasów omega-9) oraz naturalnej witaminy E. Zależało mi przede wszystkim na tym, by maska prócz walorów natłuszczających, rzeczywiście skórę nawilżała, dając efekt zmiękczonej i delikatnej skóry, dlatego też postawiłam na niekonwencjonalną bazę maski (puree), dodatek eksfoliatora (enzym z dyni) oraz substancji wiążących wodę (sok z aloesu, fitokolagen). Efekty końcowe przeszły moje oczekiwania.
Po wielu nieudanych próbach, nadszedł ten upragniony czas, gdy udało mi się uzyskać kremową, stabilną, łagodną konsystencję, która w końcu w pełni mnie zadowala. Jak na zupełnie naturalny kosmetyk, maska rozprowadza się łatwo, nie spływa i nie przecieka między palcami, konsystencję przyrównałabym do gęstego, zwartego, pachnącego budyniu. Maski praktycznie nie czuć na skórze (poza lekkim, przyjemnym uczuciem chłodu i wyjątkową kompozycją zapachową, uprzyjemniającą jej stosowanie) podczas aplikacji, jak i samego noszenia, jest bardzo lekka, co może początkowo zakłamywać jej rzeczywiste, bogate walory użytkowe, bowiem odżywczość formuły czuć dopiero podczas usuwania jej z powierzchni skóry - pozostawia niezwykle korzystny, komfortowy, przyjemny, bogaty film, który przez moją odwodnioną cerę jest degustacyjnie spijany niczym słodki nektar. Maska pomimo odżywczej struktury, robi coś znacznie więcej, i nie jest to jedynie działanie doraźne i przytłaczające - wymagam intensywnego nawilżenia, ale z kolei męczę się przy tępych, tłustych mazidłach, po zastosowaniu maski dyniowej, w moich oczach widzę coraz to lepszą kondycję skóry.
Początkowo obawiałam się, że niedomywanie skóry zaskutkuje niemal jej natychmiastowym pogorszeniem, moje lęki okazały się jednak zupełnie bezpodstawne, po około 10 minutach od usunięcia okładu, jest niezwykle jasna, cudownie miękka, odżywiona, zyskuje zdrowy koloryt oraz co mnie zaskakuje - pory ulegają znacznemu obkurczeniu. Z pewnością krem dyniowy, mimo odżywczej formuły, nie powoduje nadmiernej potliwości i nie zostawia żadnej, dziwnej, tłustej, wstrętnej powłoki, po których aż mnie skręca - to ten typ kremowości, który ja osobiście bardzo lubię, i o który, niestety, bardzo trudno w gotowych kosmetykach. Uwaga - maseczka delikatnie barwi skórę (bardzo bogate źródło karotenów i nie spłukująca się całkowicie konsystencja), warto ją zmywać ciepłą wodą za pomocą gąbeczki konjac (o gąbeczkach konjac przeczytasz więcej tutaj>), szmatki z mikrofibry lub płatków celulozowych, wówczas ten problem zupełnie nie istnieje.
Składniki:
- 10 łyżeczek pulpy z dyni (puree)
- 2 łyżeczki skrobi ziemniaczanej
- 1 i 1/2 łyżeczki enzymu z dyni >
- 1 łyżeczka żelu z aloesu >
- 1 łyżeczka oleju awokado > lub mniej treściwego skwalanu roślinnego z oliwek (opcja dla skóry z mniejszym zapotrzebowaniem na okluzję) >
- 1/2 łyżeczka fitokolagenu (kolagen roślinny) >
- 1/2 łyżeczki witaminy E >
- 3/4 łyżeczki lecytyny słonecznikowej płynnej >
- 6 kropelek olejku eterycznego pomarańczowego >
- 5 kropelek olejku eterycznego z rumianku rzymskiego w jojobie >
- 5 kropelek olejku eterycznego z nasion marchwi >
- 3 kropelek olejku eterycznego z kopru włoskiego (fenkułowego) >
- 2 kropelki olejku lawendowego Maillette > lub olejku lawendowego bułgarskiego >
- opcjonalnie: dodatek glinki różowej > lub mączki owsianej (ułatwi spłukiwanie maski oraz będzie pozostawiać bardziej suche wykończenie)
Akcesoria:
Przygotuj puree z dyni. Jest to proste szczególnie teraz, gdy sezon na dynię można już uznać za rozpoczęty. Świeżą dynię pokrój na ćwiartki, wydrążając gniazda nasienne i pozostawiając twardą skórkę. Przygotowaną dynię rozłóż na papierze do pieczenia i wstaw do nagrzanego do 200 stopni Celsjusza piekarnika na około 40 minut (do miękkości). Łyżką wybierz miękki miąższ i rozdrobnij go blenderem.
Do jeszcze delikatnie ciepłego puree (10 łyżeczek 5 ml) dodaję 2 łyżeczki skrobi ziemniaczanej oraz 3/4 łyżeczki lecytyny sojowej, całość rozdrabiam blenderem - powstaje dość gęsta, kremowa konsystencja, a lecytyna jest równomiernie rozproszona. Po całkowitym przestudzeniu dyniowego kremu, dodaję odmierzone składniki tłuszczowe (olej awokado, witamina E) i ponownie miksuję całość za pomocą blendera. Dodaję pozostałe, wodne komponenty: żel z aloesu, enzym z dyni i fitokolagen, ponownie i po raz ostatni miksuję całość urządzeniem. Na koniec wkraplam wybrane olejki eteryczne i mieszam całość szklaną szpatułką. Maskę przelewam do szklanego pojemniczka. Przechowuję w lodówce. Bez zastosowania konserwantów termin przydatności maski to maksymalnie 7 dni.
- szklany słoiczek
- szklana szpatułka
- blender kuchenny
Przygotuj puree z dyni. Jest to proste szczególnie teraz, gdy sezon na dynię można już uznać za rozpoczęty. Świeżą dynię pokrój na ćwiartki, wydrążając gniazda nasienne i pozostawiając twardą skórkę. Przygotowaną dynię rozłóż na papierze do pieczenia i wstaw do nagrzanego do 200 stopni Celsjusza piekarnika na około 40 minut (do miękkości). Łyżką wybierz miękki miąższ i rozdrobnij go blenderem.
Do jeszcze delikatnie ciepłego puree (10 łyżeczek 5 ml) dodaję 2 łyżeczki skrobi ziemniaczanej oraz 3/4 łyżeczki lecytyny sojowej, całość rozdrabiam blenderem - powstaje dość gęsta, kremowa konsystencja, a lecytyna jest równomiernie rozproszona. Po całkowitym przestudzeniu dyniowego kremu, dodaję odmierzone składniki tłuszczowe (olej awokado, witamina E) i ponownie miksuję całość za pomocą blendera. Dodaję pozostałe, wodne komponenty: żel z aloesu, enzym z dyni i fitokolagen, ponownie i po raz ostatni miksuję całość urządzeniem. Na koniec wkraplam wybrane olejki eteryczne i mieszam całość szklaną szpatułką. Maskę przelewam do szklanego pojemniczka. Przechowuję w lodówce. Bez zastosowania konserwantów termin przydatności maski to maksymalnie 7 dni.
MASKA DYNIOWA W PIELĘGNACJI
Maska ze względu na swoją bogatą, odżywczą i zmiękczającą formułę, sprawdzi się doskonale w pielęgnacji u osób, które wymagają natychmiastowego, silnego nawodnienia i komfortowej okluzji, nie przepadają za zbyt lekkimi formułami i oczekują od stosowanych kosmetyków czegoś więcej niż chwilowej, ładniejszej kondycji cery. Maskę dyniową polecam bez względu na wiek, rodzaj i typ skóry - to idealny produkt dla przesuszonego, spękanego, zrogowaciałego i odwadniającego się naskórka. Póki co, moja maska dyniowa to jedyny konkurent dla uwielbianej przeze mnie maseczki miodowej Aura Manuka nowozelandzkiej marki Antipodes, która skórę nawilża nieco słabiej i niestety, nieco podrażnia, zwłaszcza przy dłuższych przerwach użytkowania.
Maska może być bezpiecznie stosowana przez kobiety w ciąży i karmiące piersią.
Maska ze względu na swoją bogatą, odżywczą i zmiękczającą formułę, sprawdzi się doskonale w pielęgnacji u osób, które wymagają natychmiastowego, silnego nawodnienia i komfortowej okluzji, nie przepadają za zbyt lekkimi formułami i oczekują od stosowanych kosmetyków czegoś więcej niż chwilowej, ładniejszej kondycji cery. Maskę dyniową polecam bez względu na wiek, rodzaj i typ skóry - to idealny produkt dla przesuszonego, spękanego, zrogowaciałego i odwadniającego się naskórka. Póki co, moja maska dyniowa to jedyny konkurent dla uwielbianej przeze mnie maseczki miodowej Aura Manuka nowozelandzkiej marki Antipodes, która skórę nawilża nieco słabiej i niestety, nieco podrażnia, zwłaszcza przy dłuższych przerwach użytkowania.
Maska może być bezpiecznie stosowana przez kobiety w ciąży i karmiące piersią.
ARTYKUŁ POWSTAŁ WE WSPÓŁPRACY Z MARKĄ PÓŁPRODUKTÓW KOSMETYCZNYCH ECOSPA.
Pozdrawiam serdecznie,
Ewa