Chwyta Cię niepostrzeżenie, mocno i zdecydowanie za rękę, pospiesznym, choć pewnym krokiem zabiera do baśniowego ogrodu... magicznej krainy, gdzie można do oporu wsysać łapczywie w trzewia rozkoszne opary kwiecia, upajać wzrok feerią migoczących w słońcu barw i zapomnieć, choć na chwilę, o stosie brudnych naczyń, przepoconej koszuli, spalonej jajecznicy. I choć nie mam łatwości, którą mogą legitymować się mistrzowie grający słowem, uwierzcie mi: Pixie Cosmetics to 20 pięknych, wyjątkowych, kwiecistych barw zdobiących kobiece rumieńce.
Niegdyś wypierałam skutecznie swoją kobiecość. Nastał nieuchronny, krnąbrny czas wczesnej młodości, gdy eleganckie, śliczne sukienki wykrawane na drobne wymiary, mimo trudów krawca, przytłaczały i nie doczekały się premiery na mojej wówczas jeszcze tłumionej, zgarbionej, niepewnej, wciąż kształtującej się sylwetce. Nie wiedziałam o co mi chodzi, inni w zasadzie również. Nie potrafiłam siebie zrozumieć, nie dostrzegałam piękna i siły, jaka jest skumulowana właśnie w nas, kobietach.
Doceniam coraz bardziej, wydawać by się mogło, że dość trywialne rzeczy w dobie wygórowanych ambicji i celów osób, które pragną zawojować świat - bycia kobietą. Bycia prostym (ale nie prymitywnym) człowiekiem. Dlatego też cieszę się każdą wolną chwilą, w sposób mniej, lub też bardziej twórczy. Jedną z nich jest codzienny, delikatny makijaż, który przestał pełnić rolę kamuflażu, a stał się czynnością przyjemną - niezbędną chwilą dla siebie - celebracją kobiecego piękna. Dlatego też, właśnie dzisiaj, dzielę się moją opinią na temat sekretnych różów, które pozwalają mi odkrywać różne oblicza mojej kobiecej natury - My Secret Mineral Rouge Powder polskiej marki Pixie Cosmetics.
MY SECRET MINERAL ROUGE POWDER
Róże posiadają aksamitną, wyczuwalnie kremową konsystencję. Pod względem struktury przypominają mi bardzo moje ulubione róże mineralne marki Annabelle Minerals - dają równie jedwabiste, gładkie wykończenie. Podoba mi się subtelność i wyjątkowa konsystencja Secret Rouge - mimo suchej struktury, na skórze róże całkowicie zatracają swoją mączną postać, nie podkreślają suchych niedoskonałości, zaskórników, poszerzających się nieuchronnie porów, wyprysków. Moja niedoskonała skóra wygląda w nich dobrze, i tak też ja sama się czuję w zwiewnej woalce Pixie.
Nie ma tutaj tej przytłaczającej pylistości, tego brzydkiego matu, jest gładko, subtelnie, pięknie. Róże matowe, pozbawione krztyny drobinek stają się na skórze puszystą i milutką satyną, zaś te z połyskującymi w świetle drobinkami - całkowicie zatracają swoją drobinkowość, dodając skórze naturalnego, wybornego blasku. To taka włochata kołderka spod której w ogóle nie chce się wyjść, bo tak jest rozkosznie, ciepło i przyjemnie.
I mimo że z różami rozświetlającymi i matowymi łączą mnie różne, nie zawsze pozytywne relacje - tak różów Pixie używam z nieukrywaną przyjemnością: drobinki nie migrują, nie podkreślają niekorzystnie faktury skóry, nie wchodzą w załamania, jak na produkt sypki, skóra prezentuje się w nich gładko, zdrowo, uroczo, młodo. To nie są róże, z którymi nie wiadomo co zrobić - gdzie pacnięcie puchatym pędzlem definiuje jak beznadziejnym artystą w dziedzinie makijażu jesteś - nie, nie. Delikatność tych różów pozwala na przyjemną, prostą i równie satysfakcjonującą współpracę. Nie ma plam, zacieków, nierównomiernego nasycenia koloru, nic nie wchodzi tam, gdzie nie trzeba, a wygładzi porowatą powierzchnię skóry. Myślę, że to świetne produkty nie tylko dla młodych kobiet, ale i tych, które są bardziej świadome siebie i swoich własnych potrzeb.
Róże z tonacji ciepłej mogą nieznacznie ocieplać się, zaś te z gamy chłodnej, liliowej - dodatkowo ochładzać. Nie zauważyłam natomiast, by inne kolory ulegały jakimkolwiek innym zmianom kolorystycznym, na mojej bladej, bardzo jasnej skórze praktycznie wszystkie kolory wyglądają bardzo podobnie jak w opakowaniu. Trwałość różów oceniam na około 5-6 godzin, po tym czasie nieznacznie bledną, zatracając swój początkowy kolor. Nie są tak trwałe jak tradycyjne, porządnie sprasowane róże (na przykład The Balm Instain), ale za to przekonuje mnie ich piękne wykończenie, będące zasługą doskonale zmielonej, wybornej konsystencji. Mimo upływu czasu, nie ścierają się, nie tworzą plam oraz zacieków. Przyjemnie się je nosi. Pigmentacja dobra, aczkolwiek niewybitna - pozwala to na równomierne, zdroworozsądkowe rozprowadzenie produktu na twarzy. Dobrze rozcierają się, pozytywnie reagują na dokładanie kolejnych warstw.
Nie są to moje ulubione róże na większe wyjścia, ale zdecydowanie należą do codziennych faworytów. Są delikatne, zwyczajnie przyjemne. Podobnie jak ich pięknie prosty skład, komfortowa i czysta formuła, która nie sprzyja zanieczyszczaniu się skóry.
INCI: Mica, Titanium Dioxide, Zinc Oxide, Silica, [+/-] C.I. 77491, C.I. 77492, C.I. 77499, C.I. 77742
Mineral Secret Rougeświetnie współpracują zarówno z kosmetykami mineralnymi, suchymi, jak i tymi mokrymi, kremowymi. Niezależnie zatem od stosowanego makijażu - z różami Pixie Cosmetics polecam się bliżej zapoznać. Na korzyść przemawia również ich 2 g gramatura - jest to idealna ilość mineralnego różu, zwłaszcza przy tak ogromnej wydajności kosmetyków mineralnych. Cena: 32 zł.
Róże skrycie, bez bibelotów i zbędnych fajerwerków, nadają skórze aksamitnego, eleganckiego, naturalnego koloru. A że nuda, że to już było? Dla mnie kolorystyka Pixie to przede wszystkim klasyka, doceniam szeroką ofertę kolorystyczną, w której odnalazłam wiele kolorów, których mogłabym próżno szukać gdzie indziej: liliowy Pale Jasper, sensualny Sandstone, klasyczny i powściągliwy Coral Fantasy. To kolory, których używam praktycznie codziennie, niezależnie od tego czy tryskam radością, czy też mam ochotę zanurzyć się w swoich myślach i pobyć trochę smutną Ewą. I choć lubię szaleństwo, to niekoniecznie na mojej twarzy. Pixie to bogactwo kolorów dziennych, delikatnych, nieprzytłaczających, takich, jakich używa się na co dzień i jestem przekonana, że praktycznie każdy znajdzie coś dla siebie.
W ofercie znajdują się odcienie odpowiednie dla bardzo jasnej, alabastrowej skóry, jak i tej średniej, a nawet ciemnej. Podzieliłam je na cztery, podstawowe grupy: ciepłe, neutralne, różowe oraz kremowe. Róże są opisane zgodnie z przedstawioną kolejnością, od lewej strony.
Doceniam coraz bardziej, wydawać by się mogło, że dość trywialne rzeczy w dobie wygórowanych ambicji i celów osób, które pragną zawojować świat - bycia kobietą. Bycia prostym (ale nie prymitywnym) człowiekiem. Dlatego też cieszę się każdą wolną chwilą, w sposób mniej, lub też bardziej twórczy. Jedną z nich jest codzienny, delikatny makijaż, który przestał pełnić rolę kamuflażu, a stał się czynnością przyjemną - niezbędną chwilą dla siebie - celebracją kobiecego piękna. Dlatego też, właśnie dzisiaj, dzielę się moją opinią na temat sekretnych różów, które pozwalają mi odkrywać różne oblicza mojej kobiecej natury - My Secret Mineral Rouge Powder polskiej marki Pixie Cosmetics.
MY SECRET MINERAL ROUGE POWDER
Róże posiadają aksamitną, wyczuwalnie kremową konsystencję. Pod względem struktury przypominają mi bardzo moje ulubione róże mineralne marki Annabelle Minerals - dają równie jedwabiste, gładkie wykończenie. Podoba mi się subtelność i wyjątkowa konsystencja Secret Rouge - mimo suchej struktury, na skórze róże całkowicie zatracają swoją mączną postać, nie podkreślają suchych niedoskonałości, zaskórników, poszerzających się nieuchronnie porów, wyprysków. Moja niedoskonała skóra wygląda w nich dobrze, i tak też ja sama się czuję w zwiewnej woalce Pixie.
Nie ma tutaj tej przytłaczającej pylistości, tego brzydkiego matu, jest gładko, subtelnie, pięknie. Róże matowe, pozbawione krztyny drobinek stają się na skórze puszystą i milutką satyną, zaś te z połyskującymi w świetle drobinkami - całkowicie zatracają swoją drobinkowość, dodając skórze naturalnego, wybornego blasku. To taka włochata kołderka spod której w ogóle nie chce się wyjść, bo tak jest rozkosznie, ciepło i przyjemnie.
I mimo że z różami rozświetlającymi i matowymi łączą mnie różne, nie zawsze pozytywne relacje - tak różów Pixie używam z nieukrywaną przyjemnością: drobinki nie migrują, nie podkreślają niekorzystnie faktury skóry, nie wchodzą w załamania, jak na produkt sypki, skóra prezentuje się w nich gładko, zdrowo, uroczo, młodo. To nie są róże, z którymi nie wiadomo co zrobić - gdzie pacnięcie puchatym pędzlem definiuje jak beznadziejnym artystą w dziedzinie makijażu jesteś - nie, nie. Delikatność tych różów pozwala na przyjemną, prostą i równie satysfakcjonującą współpracę. Nie ma plam, zacieków, nierównomiernego nasycenia koloru, nic nie wchodzi tam, gdzie nie trzeba, a wygładzi porowatą powierzchnię skóry. Myślę, że to świetne produkty nie tylko dla młodych kobiet, ale i tych, które są bardziej świadome siebie i swoich własnych potrzeb.
Róże z tonacji ciepłej mogą nieznacznie ocieplać się, zaś te z gamy chłodnej, liliowej - dodatkowo ochładzać. Nie zauważyłam natomiast, by inne kolory ulegały jakimkolwiek innym zmianom kolorystycznym, na mojej bladej, bardzo jasnej skórze praktycznie wszystkie kolory wyglądają bardzo podobnie jak w opakowaniu. Trwałość różów oceniam na około 5-6 godzin, po tym czasie nieznacznie bledną, zatracając swój początkowy kolor. Nie są tak trwałe jak tradycyjne, porządnie sprasowane róże (na przykład The Balm Instain), ale za to przekonuje mnie ich piękne wykończenie, będące zasługą doskonale zmielonej, wybornej konsystencji. Mimo upływu czasu, nie ścierają się, nie tworzą plam oraz zacieków. Przyjemnie się je nosi. Pigmentacja dobra, aczkolwiek niewybitna - pozwala to na równomierne, zdroworozsądkowe rozprowadzenie produktu na twarzy. Dobrze rozcierają się, pozytywnie reagują na dokładanie kolejnych warstw.
Nie są to moje ulubione róże na większe wyjścia, ale zdecydowanie należą do codziennych faworytów. Są delikatne, zwyczajnie przyjemne. Podobnie jak ich pięknie prosty skład, komfortowa i czysta formuła, która nie sprzyja zanieczyszczaniu się skóry.
INCI: Mica, Titanium Dioxide, Zinc Oxide, Silica, [+/-] C.I. 77491, C.I. 77492, C.I. 77499, C.I. 77742
Mineral Secret Rougeświetnie współpracują zarówno z kosmetykami mineralnymi, suchymi, jak i tymi mokrymi, kremowymi. Niezależnie zatem od stosowanego makijażu - z różami Pixie Cosmetics polecam się bliżej zapoznać. Na korzyść przemawia również ich 2 g gramatura - jest to idealna ilość mineralnego różu, zwłaszcza przy tak ogromnej wydajności kosmetyków mineralnych. Cena: 32 zł.
Róże skrycie, bez bibelotów i zbędnych fajerwerków, nadają skórze aksamitnego, eleganckiego, naturalnego koloru. A że nuda, że to już było? Dla mnie kolorystyka Pixie to przede wszystkim klasyka, doceniam szeroką ofertę kolorystyczną, w której odnalazłam wiele kolorów, których mogłabym próżno szukać gdzie indziej: liliowy Pale Jasper, sensualny Sandstone, klasyczny i powściągliwy Coral Fantasy. To kolory, których używam praktycznie codziennie, niezależnie od tego czy tryskam radością, czy też mam ochotę zanurzyć się w swoich myślach i pobyć trochę smutną Ewą. I choć lubię szaleństwo, to niekoniecznie na mojej twarzy. Pixie to bogactwo kolorów dziennych, delikatnych, nieprzytłaczających, takich, jakich używa się na co dzień i jestem przekonana, że praktycznie każdy znajdzie coś dla siebie.
W ofercie znajdują się odcienie odpowiednie dla bardzo jasnej, alabastrowej skóry, jak i tej średniej, a nawet ciemnej. Podzieliłam je na cztery, podstawowe grupy: ciepłe, neutralne, różowe oraz kremowe. Róże są opisane zgodnie z przedstawioną kolejnością, od lewej strony.
Ciepłe, brzoskwiniowe. Róże zawierają sporą domieszkę ocieplającej czerwieni żelazowej. Na cieplejszych, muśniętych słońcem karnacjach, będą wpadać w bardziej morelowe tony, imitując naturalny, urokliwy rumieniec. W miarę upływu czasu, sebum oraz potu, co jest zupełnie naturalne dla kolorów z podtonem czerwonym, mogą ocieplać się. Róże przepięknie współpracują na karnacjach z mocnymi tonami żółtymi, są tu zarówno kolory dla cery bladej, bardzo jasnej, jak i śniadej. Wspaniale podkreślają nabytą, letnią opaleniznę. Zdecydowanie dla osób, które w codziennym makijażu stawiają na naturalne, ciepłe kolory i dobrze się w nich czują.
- Soft Coral. Jasny, delikatnie rozbielony koktajl. Idealny dla bladych i jasnych karnacji. Bez drobinek.
- Sweet Nectar. Stonowana brzoskwinia o pięknym, aksamitnym wykończeniu.
- Sensual Peach. Soczysta morela z dyskretnymi, srebrnymi drobinkami. Jeden z najbardziej odświeżających, brzoskwiniowych odcieni. Rozświetlające wykończenie.
- Misty Rust. Ciepła rdza. Bezdrobinkowa. Niesamowicie przyjemna, kremowa konsystencja. Kolor idealny dla średniej i średnio-ciemnej karnacji.
- Sweet Melon. Różowa, pachnąca, dojrzała skórka brzoskwini z iskrzącymi, złotymi drobinkami. Idealny, letni kolor.
Odcienie neutralne, przygaszone, kremowe, rozbielone, takie, które pasują każdej kobiecie niezależnie od ilości przeżytych wiosen, typu kolorystycznego i problemów z cerą (kolory z tej grupy nie będą podkreślać zaczerwienień oraz zmian trądzikowych). Poskromione kremową, rozpływającą się bazą. Róże scalają się z cerą, dając nienachalny, elegancki, klasyczny kolor. Aksamitna konsystencja. Nie oksydują. Idealne dla osób, które nie przepadają za mocnym kolorem na policzkach.
- Sandstone. Bardzo jasny, kremowy, łagodny, z pewną nutą nieordynarnej perwersji. Cielisty, rozkosznie przylegający do skóry. Stworzony dla przygaszonych, bladych typów urody. Mój ulubieniec z całej, pięknej dwudziestki.
- Terracotta. Złoty, połyskujący piasek. Cudownie zdobi karnację (bladą, jak i ciemniejszą), dodając jej koloru.
- Coral Fantasy. Elegancka, przygaszona, rozświetlająca, zmrożona brzoskwinia. Świetny odcień dla osób, które nie czują się dobrze w ciepłych oraz różanych kolorach.
- Kiss And Tell. Stłumiony koral z rozświetlającymi, odbijającymi światło drobinkami. Ponadczasowy. Mniej krzykliwy, nie tylko pod względem nazwy, od słynnego różu Orgasm.
- Cinnamon Heart. Przytemperowany, jedwabisty cynamon. Bezdrobinkowy.
Różowe z domieszką liliowych, chłodnych tonów. Odcienie zdecydowanie chłodne, zmrożone, odświeżające. Na ciepłych typach karnacji mogą utleniać się do brudnych, nieciekawych kolorów, dając efekt zmęczenia.
- Pale Jasper. Jasny, liliowy róż z chłodnymi, połyskującymi drobinkami. Na skórze staje się miękką, puszystą satyną. Dodaje niesamowitego uroku. Optycznie odmładza.
- Innocence. Niewinny baby pink. Gładka satyna bez drobinek.
- Plum Blossom. Chłodne, ociekające od sutego deszczu, łapczywie chłonne kwiaty śliwy. Brrr...! Zdecydowanie zimny kolor. Matowy.
- Baroque Rose. Dostojna i zdystansowana róża. Dla kobiet ceniących klasykę. Może podkreślać zaczerwienienia oraz świeże przebarwienia potrądzikowe na twarzy.
- Rosy Temptation. Kremowy róż z chłodnymi, księżycowymi refleksami. Pięknie gra światłem i zdobi policzki subtelnym rumieńcem.
Neutralne i chłodne w stronę beżu, ziemi, kawy z mlekiem. Kremowe. Dają neutralny, przygaszony, łagodny kolor na policzkach. Dla osób, które pragną uniknąć mocnego koloru i celują w dyskretną kolorystykę. Mogą dobrze sprawdzić się na cerach z naczynkami.
- Dusty Pink. Chłodny, bardzo jasny, przybrudzony brązem róż. Idealny dla alabastrowych, zwiewnych typów urody. Zupełnie matowy.
- Dusky Rose. Ciemniejsza wersja Dusty Pink z delikatnym, srebrzystym refleksem.
- Blushing Berry. Zgaszone latte. Pięknie, choć niezwykle subtelnie odbija światło.
- Classic Berry. Klasyczny, zgaszony, ciemny róż o chłodnej poświacie. Stworzony do wieczorowej, eleganckiej, dostojnej kreacji.
- Poison Berry. Niezwykle ciekawy, interesujący, bardzo ciemny, przybrudzony kolor różu o pięknym, gładkim wykończeniu. Pięknie sprawdza się do brązowienia skóry. Zdecydowanie wieczorowy.
Opakowania różów to małe, zgrabne słoiczki z przesuwającą się zasuwką, chroniącą zawartość przed migracją i nadmierną ewakuacją. Jak na sypką formułę, róże Pixie Cosmetics praktycznie w ogóle nie pylą - świetnie chwytają się włosia pędzla. Doskonale również sprawdzają się w podróży. Lubię i polecam.
ARTYKUŁ POWSTAŁ WE WSPÓŁPRACY Z MARKĄ KOSMETYKÓW MINERALNYCH PIXIE COSMETICS.
Pozdrawiam ciepło,
Ewa